Niepodległość, czyli koniec suwerennej Polski?

Rzeczywistość, w której żyje prezes PiS, każe nam się przygotować na wojnę totalną w parlamencie. Jednocześnie coraz więcej działaczy PiS obawia się utknięcia partii w radykalnej niszy. Liczą na Andrzeja Dudę.

11.11.2023

Czyta się kilka minut

Narodowe Święto Niepodległosci, uroczystości w Belwederze, 11 listopada 2023 r. Fot. Tomasz Jastrzębowski/REPORTER n/z: Andrzej Duda

Prezydent podczas sobotnich uroczystości mówił co innego niż prezes PiS poprzedniego dnia. „Spierajmy się, dyskutujmy, ale niech w tym wszystkim Niepodległa i Suwerenna będzie najważniejsza (…) Dziś nie wiemy tak do końca, kto naprawdę ma rację w naszych politycznych sporach. To pokaże dopiero przyszłość” – mówił Andrzej Duda. 

Tymczasem odchodzącemu obozowi władzy, skupionemu wokół PiS, tegoroczne Święto Niepodległości upłynęło w takiej atmosferze, jakby chodziło o jej utratę, a nie odzyskanie. Zresztą, Jarosław Kaczyński już w przeddzień głównych uroczystości, przy okazji kolejnej miesięcznicy smoleńskiej, dał wyraz temu, co myśli o sytuacji, w jakiej znalazła się obecnie Polska. 

Lider PiS nakreślił czarną wizję przyszłości naszego kraju, którego niepodległość „ma być raz jeszcze historycznym incydentem”. Unia Europejska i Niemcy przygotowują bowiem plan, który doprowadzi do anihilacji państwa polskiego. Nasza ojczyzna ma być co prawda terenem zamieszkiwanym przez Polaków, ale rządzonym z zewnątrz. Dlatego Kaczyński apeluje: „nie możemy być pokoleniem, które skapituluje” i „powtórzyć tej hańby sprzed ponad 200 lat”.

Prezes użył tych wszystkich słów w szerokim kontekście mglistych wciąż planów centralizacyjnych w Unii Europejskiej, zmierzających do zniesienia zasady jednomyślności, która czasem zamienia się w paraliżujące wspólnotę liberum veto. Komisja Europejska miałaby zyskać wiele kompetencji w zakresie bezpieczeństwa i wojskowości, polityki energetycznej i klimatycznej, podatków i ochrony zdrowia. 

Plany te są przyjmowane w krajach UE dość sceptycznie i wywołują obawy o nadmierną dominację w UE Niemiec i Francji. Jednak lider PiS uważa przyjęcie ich za oczywistość, więc nawołuje, by „walczyć, walczyć, jeszcze raz walczyć”.

Milcząca wierchuszka

Przekaz lidera PiS z okazji Dnia Niepodległości może wprawić w konfuzję, i to nie tylko biorąc pod uwagę jego odrealnioną retorykę, opisującą przecież rzeczywistość po wyborach, w których wzięła udział rekordowa liczba Polek i Polaków. Prezes nie zachowuje się też zupełnie jak lider obozu, którego przedstawicielowi prezydent kilka dni wcześniej dał szansę na kontynuację rządów i powierzył misję tworzenia nowego gabinetu, a zarazem trwałej koalicji w Sejmie. 

Ze słów Kaczyńskiego wynika bardzo wyraźnie, że to tylko cyniczny teatr, mający jak najdalej odsunąć przejęcie rządów przez Donalda Tuska i jego koalicjantów. Prezes mówi bowiem wprost o perspektywie przejęcia władzy w Polsce „przez obóz, który chce przywrócić wysokie emerytury esbekom, czyli dawać przywileje tym, którzy terroryzowali Polskę, którzy podtrzymywali półkolonialny status naszego kraju, a chwilami także kolonialny”. Jego zdaniem, grozi nam teraz powtórka z tej historii, gdyż na czele koalicji, która ma realizować unijne plany, „stoi partia niemiecka, nie polska”.

Wśród liderów głównych frakcji PiS nikt nie ośmieli się kwestionować dziś narracji Kaczyńskiego, który zachowuje się tak, jakby nie zrozumiał przyczyn swojej „zwycięskiej klęski”. Nie zrobi tego Mateusz Morawiecki, Joachim Brudziński, Mariusz Błaszczak czy Jacek Sasin, takich planów nie mają też w przewidywalnej przyszłości Elżbieta Witek i Beata Szydło, choć ona akurat nosi w sobie wciąż żal za usunięcie z fotela premiera na rzecz technokraty Morawieckiego. Marzący o schedzie po Kaczyńskim na prawicy Zbigniew Ziobro też ośmieszyłby się, atakując lidera PiS akurat za takie słowa. 

Jednak wielu działaczy średniego szczebla oraz życzliwych odchodzącej władzy komentatorów widzi, że zaostrzając po wyborach jeszcze bardziej retorykę, PiS tak naprawdę sam sobie szkodzi. Nawet opiniotwórczy w tym środowisku tygodnik „Do Rzeczy” – co ciekawe, wytykający rządowi uległość wobec Brukseli i naiwność jego polityki wobec Ukrainy – dostrzegł mielizny negatywnej kampanii wyborczej PiS, który na spadki sondażowe reagował dodawaniem gazu i kolejnymi atakami na Tuska, utwardzając i tak już twardy elektorat. Zarazem nie przyciągając nowego, tylko generując coraz liczniejsze zastępy przeciwników.

Nadzieja w pałacu

W tej rzeczywistości rosną nie tylko szanse prezydenta Andrzeja Dudy, ale i oczekiwania wobec niego – wyraził je ostatnio publicznie były minister rolnictwa, poseł PiS Jan Krzysztof Ardanowski, domagający się, by to Duda, razem z odmłodzonym kierownictwem, przejął dowodzenie w PiS. 

Przez najbliższe półtora roku Pałac Prezydencki będzie przecież głównym bastionem oporu na prawicy, głównie przez możliwość wetowania ustaw, a także prezydenckie, rozszerzone ostatnio kompetencje w dziedzinie wpływu na politykę zagraniczną, wymiar sprawiedliwości, prokuraturę i obronność. Co prawda sam prezydent nie zdradza sygnałów, z których można by wyczytać, że rozpoczyna walkę o schedę po Kaczyńskim, ale będzie do tego na pewno usilnie namawiany. 

Nieprzypadkowo szefem jego gabinetu jest dziś minister Marcin Mastalerek, wysyłający Kaczyńskiego podczas wywiadu radiowego na emeryturę. Duda na karierę międzynarodową nie ma żadnych szans, i dobrze o tym wie, a po drugiej kadencji będzie miał zaledwie 53 lata – to za wcześnie na koniec kariery. Jeśli on i jego otoczenie zechcą i będą potrafili zawalczyć ze starzejącym się prezesem PiS (czy też jego nominatem, gdyby Kaczyński abdykował) o rząd dusz, nie stoją na straconej pozycji. Zwłaszcza jeśli przekaz PiS będzie dalej tak radykalny, katastroficzny i wykluczający. 

Duda i jego otoczenie uważają, że taka strategia to błąd, bo nie poszerza elektoratu i znacznie ogranicza szanse na zepsucie atmosfery w koalicji KO-Trzecia Droga-Lewica oraz stworzenie w przyszłości rządu, kiedy różnice między poszczególnymi elementami tej triady (dodatkowo wewnętrznie złożonej) zaczną być wyraźniejsze. Choć już teraz są istotne, o czym świadczy fakt, że dysponująca dziewięcioma mandatami partia Razem ostatecznie będzie co prawda wspierać rząd Tuska, ale do koalicji oficjalnie nie wejdzie. W przyszłości może zaś w ogóle przejść do opozycji, biorąc pod uwagę ogromne różnice między Włodzimierzem Czarzastym a młodą lewicą Magdaleny Biejat i Adriana Zandberga.

Prezydent uważa, że w dłuższej perspektywie, biorąc pod uwagę trudną sytuację ekonomiczną i bardzo niepewną międzynarodową, jest szansa, by dysponujący 194 mandatami PiS (będzie najsilniejszą partią opozycyjną w historii Polski), w połowie kadencji doszedł do porozumienia z częścią Konfederacji i Trzeciej Drogi. Chodzi tu głównie o PSL (wybór konserwatywnego Marka Sawickiego na marszałka seniora nie był przypadkiem), z którym PiS miałby stworzyć centroprawicowy rząd, albo doprowadzić do przedterminowych wyborów, np. z zagwarantowaniem wspólnego kandydata na przyszłego prezydenta.

Możliwe scenariusze

Powyższy scenariusz jest oczywiście mało prawdopodobny z uwagi na głęboką niechęć ze strony PSL, który pamięta, jak PiS chciał go wykończyć na wsi. A jest już zupełnie niemożliwy w sytuacji kontynuowania ciągłych zarzutów o zdradę. Inna sprawa, że nawet gdyby przekaz Kaczyńskiego był łagodniejszy, nie ma pewności, czy prezydent Duda poradziłby sobie z taką misją. Dotychczas nie zdradzał talentów wybitnego gracza politycznego, nie ma też zbyt silnego środowiska wokół siebie. Czy zdecyduje się na otwartą konfrontację z ciągnącym PiS w radykalną niszę Kaczyńskim? Dziś nie wiadomo. Jeśli się na to zdecyduje, na pewno dojdzie przynajmniej do jednego zjawiska – podziałów na prawicy, być może także w Konfederacji. 

Trudno jednak podejrzewać, by zdający sobie sprawę ze skali tych wyzwań Jarosław Kaczyński choćby przez chwilę rozważał posunięcie się na ławce i jakąś znaczącą rolę w przyszłości dla Andrzeja Dudy. To byłoby dla niego zbyt wielkie upokorzenie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jako reporter rozpoczynał pracę w dzienniku toruńskim „Nowości”, pracował następnie w „Czasie Krakowskim”, „Super Expressie”, czasopiśmie „Newsweek Polska”, telewizji TVN. W lutym 2012 r. został redaktorem naczelnym „Dziennika Polskiego”. Odszedł z pracy w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Koniec Polski?