Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W życiu nie doświadczyłam tyle zmasowanej nienawiści, co w ciągu ostatnich trzech dni. Głęboko współczuję wszystkim hejtowanym” – powiedziała Olga Tokarczuk. Zaczęło się od jej wypowiedzi dla TVP Info po gali Nagrody Nike: „Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów”.
Nagonka ruszyła natychmiast. Pierwsze wpisy pojawiły się na lokalnych forach internetowych. Autor jednego z nich sugerował: „Może ktoś by ją odwiedził”, inny namawiał do naplucia autorce w twarz. I obelgi: „żydowska szmata”, „ukraińska k...”. Wreszcie groźby śmierci. Nawet jeśli wypowiedź Tokarczuk prowokuje do polemiki, nie można jej prowadzić takim językiem.
Dlaczego mowa nienawiści ma się w Polsce dobrze? Pomagają dziennikarze. Także ci, którzy uważają się za katolickich (przykłady nagłówków z Fronda.pl: „Liberałów, jak dżihadystów – wydalić z Polski”, „Trzeba ich POgonić jak bolszewicką zarazę”, czy „Prezydent Gambii: homoseksualiści są jak »robactwo«”). Pomagają prokuratorzy, którzy nie reagują, i politycy, którzy hejtujących nazywają „patriotami”.
Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zapowiedział powołanie okrągłego stołu w sprawie mowy nienawiści. Chce zaprosić przedstawicieli najważniejszych podmiotów, które mogłyby jej przeciwdziałać. Czas najwyższy.©℗