Na Morze Egejskie

Mam zielony język! Spójrz! – Tak? Fajowo!

12.03.2016

Czyta się kilka minut

Paweł reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł reszka / / Fot. Grażyna Makara

Pakowanie jest powtarzalne. Z czasem osiąga się biegłość w przeliczaniu liczby dni na liczbę zmian bielizny. A także sprawność kalkulacji stosunku liczby planowanych kilometrów na liczbę kilogramów na grzbiecie. Prać czy nosić? Wieczne poszukiwanie złotego środka. Na jednej szali bolące plecy, na drugiej nudny wieczór nad miednicą.

– Wyjeżdżasz? Znowu? – Tak. – Na długo? – Ani się obejrzysz.

Potem kable, magnetofony, aparaty, dyktafony, komputery, telefony, baterie, karty pamięci, banki energii. Z każdym wyjazdem jest tego więcej. Ale dzięki temu sprzętowi za każdym razem jest większa nadzieja, że uda się połączyć z Polską, przesłać materiał czy zdjęcie. Opowiedzieć na antenie. Kiedyś całe dnie schodziły na szukanie telefonu, faksu, telefonu satelitarnego. Błagało się o dostęp choć na chwilę. Żołnierzy przekupywało się butelką whisky, misjonarzy opowieścią o kraju, w którym urodził się Ojciec Święty. Czasem, żeby złapać łączność, trzeba było wyjść na dach albo na balkon. Stawałeś jak obnażony, ze świadomością, że snajper może wystrzelić do figurki ze słuchawką przy uchu ot tak, choćby dla zabawy.

Trzeba było nadawać szybko i bez błędów. Zatobą tłum reporterów: „Szybciej, szybciej, przestań już szeleścić”. I właściciel urządzenia. „Boss”, który właśnie robi interes życia. Za każdą minutę upycha w kartonowym pudełku garść dolarów. Nie ma litości dla nikogo. Wszyscy go nienawidzą, ale wszyscy są na jego łasce.

Bywało, że redakcja dawała przenośny telefonsatelitarny. Wielka torba z wyciąganą anteną i kompasem. Antenę należało skierować na równik. Ludzie nie lubili tego sprzętu. Wiedzieli, że jak zacznie być źle, to zanim da się nogę, trzeba będzie złożyć i spakować telefon. Bo jest bardzo drogi.

Łączność z krajem zawsze wywoływała lęk. Czy się połączę? Co usłyszę? Mam wracać? Zostać? Są zadowoleni? Wraz z komórkami, internetem i wi-fi świat się zmniejszył, ale emocje pozostały.

– Czy te kable są ważne? – Kluczowe. – Czyli? – Mam po dwa każdego rodzaju. Na zapas, jakby się któryś zepsuł. Bez kabli nie mogę nadawać. – A mnie zrobiła się krosta. – Tak? – Nie zobaczysz? – Piękna krosta, synu. – Ale nie boli! Wiesz, nie lubię, jak wyjeżdżasz…

Dalej notesy, książki, ołówki, mapy. Dziesiątki telefonów. Proszenie o kontakty. Próby umawiania spotkań. Szukania właściwych ludzi. Szczegółowe planowanie każdego dnia. Wymyślanie tematów i całych akapitów. I tak wiadomo, że to wszystko na marne. Jeśli z dziesiątków przezornie przygotowanych notatek, składających się z liczb, danych statystycznych, cytatów z literatury, użyjesz dwóch albo trzech zdań – to doskonale. Rzeczywistość i tak przewróci wszystko do góry nogami. Ale mimo to, linijka pod linijką, zapisujesz całe strony w nowo kupionym notesie. To nie są żadne przygotowania, to jedynie terapia, która łagodzi niepokój.

Niepokój pozostaje taki sam od lat. Lęk wywołuje sama podróż. Za chwilę będziemy w miejscu zupełnie obcym. Nieznanym. Za każdym rogiem będą się czaiły: „ulice podwójne, ulice sobowtóry, ulice kłamliwe zawodne”. Lęk wywołuje to, czy wszystko pójdzie po naszej myśli, czy uda się wszystko napisać i nadać. Jest niepokój związany z rachunkiem prawdopodobieństwa – skoro tyle razy udawało się wychodzić z opałów, to być może nadchodzi ten raz, gdy się nie uda? Pojawienie się takiego uczucia jest bardzo niebezpieczne. Tłumaczy to w książkach Arturo Pérez-Reverte, który po 21 latach reporterskiej tułaczki – od Libanu przez Angolę po Bośnię – postanowił nagle przestać, zająć się literaturą i samotnymi wyprawami w morze.

– A gdzie będziesz spał? – Na łodzi. – A jeśli spotkasz uchodźców na morzu? – Myślę, że zrobię im miejsce. – A jeśli miejsca nie starczy, podobno jest ich bardzo wielu. Co wtedy zrobisz? Pozwolisz im zostać na morzu? – Nie wiem, co zrobię. – Tam utonęło dużo ludzi? – Tak. – Ale ty przecież umiesz pływać!

Teraz do tradycyjnej listy „niepokojów” dołączył jeszcze jeden. Jak opowiedzieć tę historię? Jak sprawić, żeby jeszcze ktokolwiek chciał jej wysłuchać? Były już setki reportaży, zdjęć i dźwięków. Żaden z nich niczego nie zmienił, nikogo nie powstrzymał. Morze Egejskie tak bardzo daleko od nas, jak zagubiona w kosmosie planeta – wiemy o jej istnieniu, ale przecież nie interesuje nas, co się tam dzieje. Może istnieć, a może i nie istnieć. Nie ma to najmniejszego znaczenia, o ile oczywiście nie wybieramy się akurat na wakacje.
– A wczoraj… – No? – Czytałeś mi ich mity. Ten o Demeter i Persefonie. – I? – Myślę, że bogowie są okrutni. ©℗

OD REDAKCJI: korespondencje z podróży reporterskiej Pawła Reszki na Morze Egejskie czytaj na: powszech.net/morze-egejskie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2016