Mundial 2018: Puchar tułaczy

W czasach narastającej niechęci do obcych i odradzania się tęsknot za narodową, religijną i rasową jednoznacznością, w najpopularniejszych na świecie sportowych igrzyskach zwyciężyła wielobarwność i rozmaitość. Piłkarskimi mistrzami świata zostali życiowi tułacze, imigranci.

18.07.2018

Czyta się kilka minut

Paul Pogba (z mikrofonem) i pozostali reprezentanci Francji podczas przyjęcia przez Emmanuela Macrona (drugi z prawej) w Pałacu Prezydenckim, po powrocie drużyny ze zwycięskiego mundialu, 16 lipca 2018 / Fot. Ludovic Marin / AFP / East News /
Paul Pogba (z mikrofonem) i pozostali reprezentanci Francji podczas przyjęcia przez Emmanuela Macrona (drugi z prawej) w Pałacu Prezydenckim, po powrocie drużyny ze zwycięskiego mundialu, 16 lipca 2018 / Fot. Ludovic Marin / AFP / East News /

W dwudziestotrzyosobowej drużynie Francji, która wygrała mundial trzy czwarte piłkarzy stanowili imigranci albo synowie imigrantów, przybyłych nad Sekwanę za chlebem, lepszym, godnym życiem, rzadziej – by znaleźć schronienie przed wojną i przemocą. Połowa francuskich zwycięzców mistrzostw świata wywodzi się z Afryki, połowa wyznaje islam. Ojciec Kyliana Mbappe pochodzi z Kamerunu, a matka z Algierii, rodzice Blaise’a Matuidiego z Angoli i Konga, N’golo Kantego – z Mali, Paula Pogby – z Gwinei, Ousmane’a Dembele – z Senegalu i Mauretanii, Adila Ramiego – z Maroka. Obrońca Benjamin Mendy ma dwa paszporty – francuski i senegalski. Samuel Umtiti urodził się w kameruńskiej stolicy Yaounde, a rezerwowy bramkarz Steve Mandanda w kongijskiej Kinszasie.

Zresztą drużyna utworzona z wychodźców z Konga, grających dziś dla Francji i Belgii, spokojnie mogłaby rywalizować na rosyjskim turnieju z najlepszymi. Mandanda stanąłby w niej na bramce, w obronie zagraliby Presnel Kimpembe (Francja), Vincent Kompany i Dedryck Boyata (obaj z Belgii), w pomocy Steven Nzonzi (Francja), Matuidi i Youri Tielemans (Belgia), w ataku Romelu Lukaku i jego kolega z belgijskiej drużyny Michy Batshuayi. Do pełnej „jedenastki” brakuje jeszcze dwóch graczy, ale z łatwością można by ich znaleźć spośród zawodników, którzy nie zakwalifikowali się do turniejowych drużyn. Spokojnie mogliby w niej zagrać francuski pomocnik Charles N’Zogbia czy napastnik Christian Benteke z Belgii.

Afryka zjednoczona i podzielone Bałkany

W drużynie Belgii, która na rosyjskim turnieju zajęła trzecie miejsce, połowa piłkarzy wywodzi się z Afryki, głównie z Konga, jedynej belgijskiej kolonii, ale także z krajów arabskiego Maghrebu, zwłaszcza z Maroka, z którego pochodzą Marouane Fellaini i Nacer Chadli. Nic dziwnego, że o drużynach belgijskiej i francuskiej mawiano, że równie dobrze mogłyby reprezentować Afrykę Zjednoczoną pod flagą trójkolorową (Francji lub Belgii).

Afrykę Zjednoczoną lub zespół Tułacze FC mogłaby też od biedy reprezentować Anglia, której połowę piłkarzy stanowili synowie imigrantów. Rodzice Danny’ego Welbecka pochodzą z Ghany, Dele Allego – z Nigerii, Fabian Delph i Ruben Loftus-Cheek wywodzą się z południowoamerykańskiej Gujany, Ashley Young, Raheem Sterling i Danny Rose z Jamajki, a Jesse Lingard i Marcus Rashford z zachodniokaraibskich wysp Grenadynów i Świętego Wincentego oraz Saint Kitts i Nevis. Wszyscy niemal czarnoskórzy mieszkańcy Karaibów są potomkami afrykańskich niewolników, wywiezionych przed wiekami do pracy na plantacjach Nowego Świata. Z Karaibów pochodzą też francuski obrońca Raphael Varane i belgijski pomocnik Axel Witsel.


Polecamy: "Strona świata" - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


Wychodźców z Afryki, tej czarnej, położonej na południe od Sahary, a także tej arabskiej, z północy, można też łatwo spotkać w ekipach Portugalii, Niemiec, Holandii, która do finałowego turnieju się jednak nie zakwalifikowała, czy Szwajcarii, choć w ta ostatnia mogłaby uchodzić raczej za drużynę bałkańską. Wojny z końca zeszłego wieku, a także wywołana nimi bieda, sprawiły, że w zamożne i spokojne Alpy za pokojem i chlebem ruszyli z Bałkanów Bośniacy i Chorwaci, Albańczycy i Macedończycy. Dziś imigranci stanowią jedną piątą mieszkańców bogatej Szwajcarii, a ich synowie – Bośniak Haris Sefrovic, Chorwat Josip Dmic, Macedończyk Blerim Dzemaili czy Albańczycy Xherdan Shaqiri i Granit Xhaka – grają dziś w szwajcarskiej drużynie. Wojennymi uciekinierami i imigrantami stali się także rodzice dzisiejszych gwiazd drużyny Chorwacji Ivana Rakiticia (urodził się w Szwajcarii) Luki Modricia, Mateo Kovacicia i Dejana Lovrena. Po rosyjskich igrzyskach podliczono, że z tysiąca uczestniczących w nich piłkarzy co dziesiąty był synem wojennych uchodźców lub tułaczy za chlebem i spokojnym dachem nad głową.

Najprawdziwsza reprezentacja

Kiedy w 1998 roku mistrzostwo świata wygrywała drużyna francuska, w której grali pochodzący z Algierii Zinedine Zidane czy wywodzący się z Antyli Thierry Henry i Lilian Thuram, prawicowi politycy z Paryża narzekali, że piłkarze nie utożsamiają się z ojczyzną, nie śpiewają hymnu, nie są „prawdziwymi” Francuzami (wtórowali im także afrykańscy nacjonaliści, wydziwiając, że Zidane wyrzekł się dla Francji Algierii, Patrick Vieria – Senegalu, a Marcel Desailly – Ghany). Antyemigrancka fala wyniosła na polityczne szczyty Jean-Marie Le Pena, który na początku XXI wieku dopiero w dogrywce przegrał pojedynek o prezydenturę z Jacquesem Chirakiem. Argumentów zwolennikom Le Pena dostarczyli potem sami sportowcy, którzy w 2010 roku podczas turnieju w Południowej Afryce wdali się w rasowe spory, a buntowi czarnoskórych piłkarzy przewodził Patrice Evra, urodzony w senegalskim Dakarze.

Po triumfie w piłkarskich igrzyskach, odniesionym nazajutrz po francuskim święcie narodowym, na paryskich Polach Elizejskich czczono sukces szampanem, ale na ubogich przedmieściach stolicy, zamieszkałych przez potomków imigrantów, doszło do rozruchów, grabieży i strać z policją.


Polecamy: Mundial 2018 w specjalnym serwisie "TP"


W Szwajcarii, której reprezentacyjna drużyna wygrywa mecz za meczem, też nie wszyscy cieszą się z jej zwycięstw, a politycy z Partii Ludowej, największej w parlamencie, nazywają piłkarzy „cudzoziemskimi najemnikami, mówiącymi z bałkańskim akcentem”.

W Wielkiej Brytanii intrygi polityków, a także lęk obywateli przed imigrantami, odbierającymi miejsca pracy i zacierającymi tożsamość kraju doprowadziły do plebiscytu w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej. Trener angielskiej drużyny Gareth Southgate przekonuje jednak, że wielokolorowa i wielonarodowa ekipa, której przewodzi jest właśnie „najprawdziwszą reprezentacją współczesnej Anglii”. „Mam w drużynie zawodników, wyznających rozmaite religie i pochodzących z innych stron świata. I właśnie ta rozmaitość nas jednoczy i daje nam siłę” – zapewnia Southgate, przypominając, że król strzelców mundialu Harry Kane mógłby równie dobrze grać w drużynie Irlandii, z której pochodzi jego ojciec (z kolei ojciec francuskiego napastnika Antoine’a Griezmanna jest Niemcem, a matka Portugalką).

Dla jednych, zwłaszcza w Rosji i we wschodniej części Europy, obecność synów imigrantów w narodowych reprezentacjach jest dowodem upadku Starego Kontynentu i Zachodu, najlepszym przykładem ich słabości i utraty tożsamości. Ich przeciwnicy uznają obecność imigrantów za przejaw korzyści, wynikających z mieszania się kultur i ras, za triumf kosmopolityzmu na stadionach, będących raczej królestwem wyznawców plemienności.

Wyrzuty sumienia

Największych entuzjastów wielokulturowości i wyznawców teorii nieuniknionych wędrówek ludów musi jednak martwić, że choć imigranci i ich synowie stanowią zaledwie dziesiątą, mniej więcej,  część ludność Francji, Belgii czy Wielkiej Brytanii, to wywodzący się spośród nich piłkarze przeważają tak bardzo w narodowych drużynach. Fakt ten może świadczyć, że integracja przybyszów w zachodnich społeczeństwach jest trudna, ścieżki awansu – wąskie, nierzadko pozamykane, a sport pozostaje dziedziną, która mimo tak wielkiego ryzyka przegranej, daje jednak największą szansę sukcesu i wyrwania się z beznadziei.


Czytaj także: Michał Okoński na zakończenie mundialu: Ikar leci dalej


Angielski trener Southgate stwierdza po prostu, że tak właśnie wygląda dzisiejszy świat. Czy się to komu podoba, czy nie. I nie jest to tylko skutek polityki wielokulturowości, prowadzonej przez liberalnych przywódców z ostatnich dziesięcioleci, ale także dziedzictwo dużo dawniejszej epoki kolonialnej. To sama Europa, podbijając dla własnej korzyści inne kontynentu, usprawiedliwiała swoją pazerność cywilizacyjną misją. Obejmując Kongo w posiadanie, belgijski król Leopold obiecywał nawrócić je na jedyną wiarę, prowadzącą do zbawienia duszy, zapewnić prawo, bezpieczeństwo, dobrobyt. Zakończyło się wszelkimi możliwymi zbrodniami przeciwko ludzkości i wymordowaniem dziesięciu milionów Kongijczyków. A mimo to król Leopold wciąż ma swój pomnik w Brukseli, przed głównym wejście do Parlamentu Europejskiego.

Przez długie dekady Europa stawiała się Afryce, Bliskiemu Wschodowi, Azji i Karaibom za wzór doskonałości i przykład do naśladowania. Na Zachodzie wszystko było najlepsze. Tu się wszystko najlepiej udawało, najlepiej rozwijała gospodarka, działało prawo, swobody obywatelskie i demokratyczne porządki. Nic dziwnego, że po epoce kolonialnej (której Europa wyrzekła się z powodu jej dalszej nieopłacalności, a nie wyrzutów sumienia), mieszkańcy dawnych posiadłości brytyjskich wędrowali do Londynu, a francuskich – do Paryża. Po drugiej wojnie światowej, która wykrwawiła i zrujnowała Stary Kontynent, jego gospodarze sami ściągali do siebie tanią siłę roboczą, by podnieść się z wojennych zniszczeń, przywrócić niedawną świetność. Francuzi sprowadzali arabskich robotników z Algierii i Tunezji, Niemcy – Turków, Belgowie – Marokańczyków. Nastanie liberalnych porządków w połowie lat siedemdziesiątych sprawiło, że mogli sprowadzić do Europy pozostawione w domu rodziny.

Europa, Zachód, choć przeżywa dziś kryzys i boryka się z kłopotami, wciąż dla światowych tułaczy jest najlepszym miejscem na świecie, upragnioną i wyidealizowaną krainą wiecznej szczęśliwości, Ziemią Obiecaną. Nie przypadkiem tak wielu imigrantów i ich synów (a wkrótce też wnuków) gra dziś w drużynach Francji, Belgii, Anglii, Niemiec czy Szwajcarii, a prawie ich nie ma w drużynach Rosji, Serbii czy Węgier.

Czytaj także: Michał Zieliński o mundialu z perspektywy północnej Syrii: Czoła ubrudzone ziemią

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej