Mięsny opór. Czy Polacy zmienią swoją dietę

Dla wielu polskich konserwatystów spożywanie mięsa stało się elementem katalogu wartości, tak samo jak dieta wegańska dla wielkomiejskiej lewicy, ewentualnie liberałów. Czy możliwy jest kompromis?

11.03.2023

Czyta się kilka minut

Wizyta prezesa PiS w prywatnej masarni w Dębicy, maj 2014 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Wizyta prezesa PiS w prywatnej masarni w Dębicy, maj 2014 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Na spór o konsumpcję mięsa, ­który stał się w Polsce kluczową sprawą polityczną, można jednak spojrzeć pragmatycznie i dojść do kompromisowego wniosku: Polakom na dłuższą metę opłaci się ograniczenie produkcji mięsa, gdyż jest ona nieefektywna pod względem energetycznym i silnie obciąża środowisko. Gdyby każdy choć trochę zredukował spożycie produktów pochodzenia zwierzęcego, ich produkcja mogłaby się stać mniej masowa, mniej intensywna i bardziej przyjazna naturze. Polska stałaby się lepsza i zdrowsza.

Nieudana konwersja

Tradycyjna polska dieta kojarzy się z mięsem, kapustą i ziemniakami, ale pod względem konsumpcji tego pierwszego wcale nie przodujemy. Według oksfordzkiego serwisu Our World in Data przeciętne roczne spożycie mięsa w Polsce to 84 kg na głowę. W Brazylii – 100 kg, a w słynącej z wołowiny Argentynie 110 kg. Bardzo dużo mięsa konsumuje się także na południu Europy i w Ameryce Północnej. Hiszpanie w ciągu roku jedzą go 106 kg na osobę, natomiast Amerykanie prawie 130 kg. Nie jesteśmy więc rekordzistami, choć wyprzedzamy pod tym względem wiele państw UE. Niemcy konsumują 76 kg mięsa na głowę, Belgowie 61 kg, a Holendrzy zaledwie 52 kg per capita.

– W państwach Europy Zachodniej występuje dziś trend odchodzenia od mięsa. Tamtejsi konsumenci oczekują poprawy dobrostanu zwierząt, więc producenci coraz częściej uwzględniają ten aspekt w swojej działalności – tłumaczy Justyna Zwolińska z Koalicji Żywa Ziemia i współautorka międzynarodowego projektu „Atlas Mięsa”. – Skutkuje to m.in. rozwojem rynku substytutów roślinnych.

I nie tylko. Przestawienie gospodarki z mięsa na warzywa oznacza też wymierne korzyści finansowe, zwłaszcza w dzisiejszych czasach naznaczonych kryzysem energetycznym. – Wyprodukowanie jednej kalorii z produkcji zwierzęcej wymaga dziesięciokrotnie większych nakładów energetycznych niż w produkcji roślinnej – tłumaczy prof. Zbigniew Karaczun z SGGW, ekspert Koalicji Klimatycznej.

Produkcja żywności mięsnej pochłania nie tylko energię, ale też ziemię oraz bezcenną na wielu terenach wodę. Jak wskazuje prof. Karaczun, 80 proc. światowej ziemi rolnej przeznaczone jest na produkcję zwierzęcą, co daje nam jednak tylko 40 proc. białka i 20 proc. kalorii spożywanych przez ludzi na całym globie. Dla porównania: z jednego hektara pola można wyprodukować 250 kg białka pszenicy i zaledwie 10 kg białka z wołowiny.

Wytwarzanie produktów zwierzęcych angażuje na dodatek znaczną część produkcji rolnej; zwierzętom hodowlanym trzeba bowiem zapewnić paszę. Można więc powiedzieć, że zamieniamy kalorie pochodzące z paszy na kalorie w spożywanym mięsie. Problem w tym, że podczas tej konwersji tracimy większość tych pierwszych. Np. mleko od krów zapewnia nam ledwie jedną czwartą kalorii, które zawarte były w zużytej do jego produkcji paszy. Z kolei dzięki produkcji jajek otrzymujemy jedną piątą kalorii zawartych w zużytej paszy, a wieprzowiny – tylko 9 proc. Zdecydowanie najmniej efektywna energetycznie jest wołowina – mięso wołowe daje konsumentom zaledwie 2 proc. wartości kalorycznej, która wcześniej została spożyta przez zwierzęta.

Fermy zatruwające życie

Hodowle zwierząt są też zdecydowanie najbardziej obciążającym klimat sektorem rolnictwa. Bezpośrednie emisje z takich miejsc to efekt przede wszystkim fermentacji w układzie trawiennym zwierząt oraz gospodarki ich odchodami (hodujemy w Polsce kilkanaście milionów bydła i świń). Według „Atlasu Mięsa” tylko te dwa wymienione źródła odpowiadają za 52 proc. emisji gazów cieplarnianych z całego polskiego rolnictwa. W wyniku wyprodukowania kilograma wołowiny powstaje przeszło 60 razy więcej CO2 niż w przypadku kilograma ­pszenicy. Inne rodzaje mięsa nie są aż tak „klimatożerne”, ale również odstają od produktów roślinnych czy nawet nabiału. Ślad węglowy kilograma wieprzowiny jest czterokrotnie wyższy niż kilograma ryżu oraz jajek i sześciokrotnie – od kilograma pomidorów.

– Trzeba jednak pamiętać, że produkcja zwierzęca jest ważną częścią rolnictwa. Model rolnictwa mieszanego, czyli roślinno-zwierzęcego, z punktu widzenia środowiska jest najlepszy – zaznacza prof. Karaczun. – Na jeden hektar powinny przypadać dwie duże sztuki zwierząt, gdyż to one produkują nawóz naturalny, którym można wzbogacać glebę.

– Problemem jest przede wszystkim przemysłowa produkcja mięsa – dodaje Justyna Zwolińska. – Jeżeli w dalszym ciągu 80-90 proc. mięsa będzie produkowane w takich warunkach chowu, transportu i uboju, jakie obecnie dominują, i w połączeniu z monokulturową produkcją pasz, to niedługo dojdziemy do granicy możliwości planety.

Pod względem produkcji mięsa Polska bez wątpienia jest jednym z ważniejszych graczy w Europie. W 2020 r. wyprodukowaliśmy 5,3 mln ton mięsa różnego rodzaju. Czyli prawie tyle samo, co znacznie od nas większa Francja. Wielka Brytania wytworzyła w tym czasie 4,2 mln ton, a Włosi tylko 3,5 mln. W UE znacznie więcej żywności mięsnej od Polski produkują tylko Niemcy i Hiszpania (po niecałe 8 mln ton). Oczywiście Polacy i Polki nie zjedliby tej góry żywności pochodzenia zwierzęcego, która co roku powstaje nad Wisłą. Większość trafia na eksport. Według danych z „Atlasu Mięsa” połowa wyprodukowanego w Polsce drobiu i aż 80 proc. wołowiny idzie za granicę.

Rolnictwo jako całość jest jedną z kluczowych gałęzi polskiej gospodarki. Zgodnie z danymi Ministerstwa Rolnictwa w zeszłym roku eksport polskich towarów rolno-spożywczych wyniósł rekordowe 48 mld euro, czyli ok. 225 mld złotych. Najwięcej pieniędzy przyniosła właśnie produkcja zwierzęca – drób, wołowina i produkty mleczne.

Niestety, zdecydowana większość zysków pochodzi z hodowli przemysłowej. Według danych stowarzyszenia Otwarte Klatki w ciągu ostatnich pięciu lat liczba pozwoleń na budowę instalacji do intensywnej produkcji zwierzęcej wzrosła w Polsce o 281 proc. Prawie trzy czwarte takich inwestycji jest skoncentrowane w pięciu województwach. W mazowieckim i wielkopolskim dominują fermy świń i drobiu, a w wielkopolskim dodatkowo jeszcze fermy zwierząt futerkowych. W całym kraju mamy 279 wielkotowarowych ferm świń, 2,2 tys. wielkich ferm drobiu oraz 645 gospodarstw utrzymujących zwierzęta futerkowe. Są one bardzo uciążliwe dla mieszkańców. Według danych Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym w latach 2009-2019 w Polsce odbyło się 841 protestów przeciwko budowie lub funkcjonowaniu instalacji do hodowli przemysłowej.

– Rodzi się ogromny opór społeczny, i nic dziwnego. Dr Jerzy Kupiec, który bada jakość wód wokół ferm przemysłowych, informuje nas o wysokich przekroczeniach norm dla azotu i fosforu oraz pozostałościach antybiotyków i substancji hormonalnych. W jednym przypadku w wodzie znajdował się cyjanowodór. To wszystko spływa do wód, które pijemy i którymi podlewamy pola uprawne – zauważa Zwolińska.

Warto przypomnieć, że polskie hodowle są jednym z niechlubnych unijnych liderów wykorzystania antybiotyków – po Hiszpanii i Włoszech. Szacuje się, że w UE z powodu antybiotykooporności rocznie umiera ok. 33 tys. osób.

Dieta planetarna

– Gdybyśmy dobrze połączyli produkcję zwierzęcą cechującą się wysokim dobrostanem z odpowiednimi praktykami rolniczymi, to otrzymalibyśmy gałąź gospodarki, która najszybciej zmierza do neutralności klimatycznej – przekonuje Justyna Zwolińska.

Taka ekologiczna transformacja musiałaby się oprzeć na przejściu z modelu ilościowego na jakościowy. Poprawić należałoby standardy traktowania zwierząt oraz ograniczyć negatywny wpływ hodowli na jakość życia społeczności lokalnych. Siłą rzeczy po przyjęciu modelu jakościowego wielkość produkcji mięsa na pewno by spadła. Bez korekty diety i tak się więc nie obejdzie.

– Nie da się utrzymać diety z taką ilością mięsa jak obecnie. Globalne środowisko tego nie wytrzyma – przekonuje prof. Zbigniew Karaczun.

Nie chodzi jednak o to, żeby wszyscy ludzie w Polsce zostali zmuszeni do przejścia na weganizm. Potrzebna jest bardziej korekta nawyków żywieniowych. Już samo ograniczenie spożycia mięsa o połowę mogłoby zmniejszyć ślad węglowy diety o jedną trzecią. Za to rezygnacja z wołowiny (i zastąpienie jej wieprzowiną i drobiem) oraz nabiału mogłaby zredukować ślad węglowy diety nawet o przeszło połowę.

W 2019 r. Komisja EAT-Lancet opracowała tzw. dietę planetarną, której założeniem jest ograniczenie wpływu produkcji rolno-spożywczej na zmiany klimatu. Opiera się na spożyciu większej ilości warzyw, ale też ryb i orzechów. Zakłada również umiarkowane spożycie drobiu i jaj oraz możliwie daleko idące zmniejszenie konsumpcji mięsa czerwonego (do jednego razu w tygodniu).

Wbrew pozorom idea ograniczania spożywania mięsa jest rozumiana przez sporą część polskiego społeczeństwa. Według badania przeprowadzonego w 2021 r. dla „Atlasu Mięsa” na grupie 1,3 tys. Polek i Polaków jedna trzecia społeczeństwa już ogranicza konsumpcję żywności mięsnej, a 8 proc. zrezygnowało z niej zupełnie. Największy odsetek takich osób znajdziemy w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców i wśród ludzi deklarujących światopogląd lewicowy – to jedyna wyszczególniona grupa, w której osoby jedzące mięso bez ograniczeń są w mniejszości. Z drugiej strony musimy pamiętać, że wciąż ponad połowa mieszkańców Polski nie wprowadziła żadnych zmian w swojej diecie w tym zakresie.

Świadomość konieczności korekty diety oraz transformacji produkcji zwierzęcej będzie zapewne się zwiększać. Dowodzi tego chociażby szybko rosnący rynek roślinnych zamienników mięsa. Pytanie tylko, czy ta zmiana społeczna dotrze do osób dzierżących w Polsce władzę, to one kształtują przecież kierunki rozwoju naszej gospodarki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Mięsny opór