To nie pierwszy i nie ostatni taki incydent. Islandia to wszak jedna wielka bryła skał wulkanicznych, nadbudowanych na dnie Oceanu Atlantyckiego wskutek 20 milionów lat erupcji i wylewów lawowych. Wyspa ta, nieustannie rozciągana przez potężne siły tektoniczne, odsuwające powoli Europę od Ameryki Północnej, oraz deformowana przez 33 główne systemy wulkaniczne, jest w głębi pocięta siecią mniejszych czy większych pęknięć. Gdy z głębin Ziemi nadciąga kolejna fala gorąca, stopiona skała wędruje tymi szczelinami ku powierzchni. Rozsuwaniu się skał, na które napiera magma, towarzyszą trzęsienia ziemi.
Od października półwysep Reykjanes, na którym leży Grindavík, codziennie drży od drobnych i większych wstrząsów, dziś liczonych już w setkach, a nawet tysiącach dziennie. Wulkanolodzy oszacowują na podstawie objętości magmy, która pełznie ku powierzchni, i ilości uwalnianej energii, że Islandczyków może czekać długotrwały, liczony w latach, a nawet setkach lat, epizod wulkanizmu. Sara Barsotti, koordynatorka ds. wulkanizmu w Islandzkim Biurze Meteorologicznym, określiła trwającą od kilku tygodni aktywność jako „bezprecedensową”.
Dla Islandczyków erupcje i ewakuacje to oczywiście nie nowość, a ich udokumentowana historia sięga czasów, gdy wyspa ta została po raz pierwszy zamieszkana. Wikiński osadnik Molda-Gnúpur Hrólfsson założył późniejsze miasto Grindavík w 934 roku n.e. i już niedługo później kronikarze opisywali w tych okolicach wybuchy wulkaniczne. Położenie obecnej fali aktywności jest jednak szczególnie kłopotliwe.
Już w 2010 roku, gdy wybuchł wulkan Eyjafjallajökull, wyrzucona przy tej okazji do atmosfery chmura pyłu wulkanicznego spowodowała anulowanie łącznie ponad 100 tysięcy lotów. Stanowiło to wówczas największe zakłócenie ruchu lotniczego w Europie od II wojny światowej i poważny cios dla islandzkiej turystyki. Odległość od tego wulkanu do głównego islandzkiego lotniska w Keflavíku wynosiła 400 kilometrów, tymczasem od epicentrum obecnej aktywności do tego lotniska jest zaledwie ok. 20 kilometrów. W pobliżu jest też Reykjavík. Islandia należy zaś do ścisłego grona krajów najsilniej uzależnionych od turystyki, obok państw takich jak Malta czy Tajlandia. Już teraz zamknięte zostało słynne spa geotermalne Blue Lagoon, które rocznie odwiedza ok. 700 tys. turystów.
Trudno przewidzieć, co przyniesie najbliższa przyszłość. Wulkanolodzy-statystycy każą szykować się na znaczne erupcje, ale burze aktywności wulkanicznej przewiduje się równie trudno, co te atmosferyczne. Edward Marshall, badacz w Nordyckim Centrum Wulkanologicznym przy Uniwersytecie Islandzkim, powiedział portalowi Live Science, że pierwsze erupcje mogą się rozpocząć już w ciągu najbliższych dni lub tygodni i potrwać nawet wiele lat. Z drugiej strony, jak twierdzi, pęknięcia mogą się zaleczyć, a magma zastygnąć na głębokości. Islandczycy szykują się tymczasem na długą nieobecność w domach.
15 listopada władze lokalne pozwoliły po jednej osobie z każdego gospodarstwa powrócić na krótko do swojego domu, by zabrać ze sobą to, czego nie zdążyli wcześniej. Podczas tych szybkich, kontrolowanych wizyt nad miasteczkiem unosił się helikopter ratunkowy, gotów w każdej chwili interweniować, gdyby doszło do erupcji. W islandzkiej telewizji RÚV wypowiedziała się jedna z mieszkanek Grindavíku, Sólveig Þorbergsdóttir, której pozwolono wrócić do domu po najważniejsze rzeczy: „Nie mogłam zabrać wszystkiego. Wzięłam zdjęcia wnuków, suknię ślubną i swoje własne fotografie z dzieciństwa”.