Łona: wciąż jesteśmy młodzi, róbmy nowe rzeczy

Adam Zieliński, Łona, raper: Staram się unikać imprez, na których zbieramy się tylko po to, żeby zagrać piosenki sprzed 20 lat. Wciąż jesteśmy młodymi ludźmi i powinniśmy robić nowe rzeczy.

02.01.2024

Czyta się kilka minut

Adam Łona Zieliński, październik 2022 r. // fot. Radek Kurzaj / materiały prasowe
Adam Łona Zieliński, październik 2022 r. // fot. Radek Kurzaj / materiały prasowe

Jan Błaszczak: „Czas odnotować ten fakt przykry / przywykliśmy do rzeczy absolutnie niezwykłych”: słuchałem Twojego albumu „Nic dziwnego” z 2004 r. akurat wtedy, kiedy Grzegorz Braun chwytał w Sejmie za gaśnicę. Czy mijający rok nauczył Cię na powrót się dziwić? A może jako uważny obserwator polskiej rzeczywistości pozostajesz niewzruszony na wszelkie ekscesy?

Adam Zieliński, Łona: A można zaznaczyć obie odpowiedzi? Bo z jednej strony to, co zrobił w Sejmie Braun, jest szokujące. To takie przekroczenie granicy, którego wcześniej nikt nie dokonał. Skrajne barbarzyństwo, tępy rasizm w czystej postaci. Z drugiej strony nie jest to szokujące: można się było tego spodziewać. Wprawdzie w kampanii Konfederacja udawała cywilizowanych konserwatystów – jeśli już radykalnych, to najwyżej w kwestiach wolnego rynku. A prawda jest taka, że to partia, w której jest dużo przestrzeni dla niebezpiecznych poglądów.

Twoje pierwsze trzy płyty dość regularnie nawiedzają bohaterowie znani z sejmowych korytarzy. Na tych późniejszych wciąż poruszasz polityczne treści, ale robisz to już w oderwaniu od nazwisk i partyjnych barw.

Prawda to.

Z czego to wynika? Czy polityka w takim ujęciu po prostu słabo się starzeje? Bo ilu z Twoich słuchaczy wie, kim był Gabriel Janowski – polityk, którego nazwisko pada we wspomnianym utworze?

Mam wrażenie, że za każdym razem nagrywam to, czego akurat sam chciałbym posłuchać, co współgra z moim stanem ducha. Dlatego akcenty polityczne są dziś u mnie nieco bardziej zawoalowane i osadzone w szerszym kontekście społeczno-obyczajowym. A wtedy mi tych aluzji brakowało – w czasach „Nic dziwnego” czy „Absurdu i nonsensu” nawiązywanie do polityki w taki sposób było rzadkością, teraz słyszę tego więcej. To wrodzona przekora, ta przeklęta przekora, która zawsze mnie prowadzi gdzieś na manowce.

Dla mnie takim sztandarowym „politycznym” utworem z Twojego repertuaru pozostaje „Miej wątpliwość”. Piosenka, w której odnosisz się do marszu Młodzieży Wszechpolskiej przez instytucje i umysły młodych, ale też przestrzegasz przed ślepym podążaniem za tłumem, partią, wodzem. Czy kiedy wracasz do swoich starszych płyt, masz czasem wrażenie, że i Tobie czasem brakowało takich wątpliwości?

No, ba... Ja przecież nie do innych wołam, nie innym grożę paluszkiem i nie o innych opowiadam, tylko najczęściej o sobie. I wtedy, i dzisiaj; z „Taxi” jest podobnie. Nie jestem żadnym moralistą, tylko niepoprawnym egotykiem, który dla niepoznaki sięga po lepsze lub gorsze metafory. I sam siebie przestrzega, bo niekiedy brakuje mi tej wątpliwości.

Ale ty pijesz do czegoś konkretnie?

W zasadzie do dwóch spraw. Po pierwsze do niektórych tekstów, które moim zdaniem nie najlepiej się zestarzały. Mam na myśli takie np.: „poprzeczka osunęła się, jak klamki w Belwederze”.

To raczej wynik mojej nieumiejętności, żeby odpowiednie dać rzeczy słowo. W Pałacu Prezydenckim naprawdę zostały wtedy obniżone klamki, niewiele to pewnie miało wspólnego ze wzrostem ówczesnego lokatora tego przybytku, no a przynajmniej nie o wzrost mi chodziło. Widać zabrakło mi talentu, żeby to lepiej ująć.

Ciekawsze wydaje mi się natomiast, jak z perspektywy lat dialogujesz sam ze sobą. Na pierwszych płytach konieczność pogoni za Zachodem wydaje się u Ciebie niczym niezmącona, na ostatnich – niuansujesz ten temat, zwracasz uwagę na nierówności, które on pogłębia. Widać to świetnie, kiedy zestawimy ze sobą utwory: „A dokąd to?” (2004) i „Co tak wyje?” (2016). W tym pierwszym narzekasz na pasażerów starego Ikarusa, którzy zastanawiają się, czy przesiadać się do nowych autokarów w niebiesko-białe gwiazdki, w tym drugim – pasażerowie pierwszej klasy próbują zagłuszyć wagon trzeciej klasy, który ledwo zipie w tym pędzie. Co się zmieniło?

Może po prostu trzeba pojechać kawałek tą pierwszą klasą – a wydaje mi się, że już od jakiegoś czasu nią jedziemy, ja na pewno – żeby zdać sobie sprawę z rzeczy, których wcześniej się nie zauważało? Z tych nierówności, które się robią olbrzymim wyzwaniem, bo mogą doprowadzić do kolejnego dużego wrzenia. Pewnie w 2004 r. ten problem nie był tak widoczny, dopiero PiS tak boleśnie uzmysłowiło nam jego istnienie. Ale przecież zmagamy się z nim nie tylko w Polsce. Skala dysproporcji ekonomicznych jest niebywała, i w wymiarze lokalnym, i globalnym. Pierwszy wagon zaś ma usta pełne pustych deklaracji i zdaje się, że na tym zamierza poprzestać.

Mam wrażenie, że to część większej zmiany, którą dostrzegam w Twojej twórczości. Upraszczając: mniej w niej ironii, więcej empatii.

Bardzo możliwe, nie analizowałem naszych nagrań pod tym kątem. Choć pewnie nie ma tu jakiejś wielkiej zagadki: tamte rzeczy pisał dwudziestolatek, a te – czterdziestolatek, który nieco inaczej patrzy na świat, życie, bliskich; który ulega nieco innym namiętnościom. Nie chcę przypisywać zbyt wielkiej roli tekstom – ważniejsze wydają mi się dziś te drobiazgi, które za nimi stoją. I wydaje mi się, że chęć zrozumienia i właśnie empatia mają tu fundamentalne znaczenie. A nade wszystko ciekawość, ona mi się wydaje kluczowa.

Inna sprawa, że mamy chyba coraz większy problem z rozumieniem ironii. Pokazały to artykuły, które ukazywały się w prawicowych mediach po tym, jak na festiwalu Pol’and’Rock wykrzyczałeś niecenzuralne słowa pod adresem PiS-u.

Kiedyś w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” nieźle popłynąłem i żartem powiedziałem redaktorowi Nizinkiewiczowi, że dostaliśmy milion złotych od Glińskiego, bo znamy się jeszcze ze starych czasów, kiedy razem z ministrem tańczyliśmy breakdance w składzie „Broken Minds”. I prawicowe media to wyciągnęły przy okazji tego incydentu. Pisały, że: proszę, dostał milion złotych od PiS-u, a tu takie brzydkie słowa. Ironia się w naszych czasach słabo przyjęła.

Żałujesz, że z Twoich ust poleciało wtedy to zawołanie, które zwykło się zapisywać ośmioma gwiazdkami?

Używanie takiej formy wobec kogokolwiek jest zawsze nieeleganckie i nie jestem z tego szczególnie dumny. Ale co do treści – to, wierz mi lub nie, krzyczał obywatel wkurwiony na władzę. Na jej arogancję wobec ludzi, na lekceważenie podstawowych zasad, na nachalną propagandę, na cały ten festiwal niszczenia szeroką ławą: od Trybunału Konstytucyjnego po radiową „Trójkę”... I w tym sensie nie żałuję. Dorzućmy też, niejako na marginesie, że moje pokrzykiwanie wykorzystano głównie do walenia w Jurka Owsiaka. TVP nie było przecież zainteresowane pogrążeniem jakiegoś rapera ze Szczecina – żałuję więc, że dostarczyłem im amunicji do strzelania we wroga publicznego numer jeden.

No bez przesady.

No tak, numer dwa – nie zapominajmy o Tusku.

Jak się czułeś, trafiając nagle na paski TVP, stając się na chwilę bohaterem tej telewizyjnej bańki?

To było zaskakujące i nowe doświadczenie. Choć przecież sam na co dzień żyję w bańce, powiedzmy, lewicowej. Zawsze jednak ważne były dla mnie próby jej opuszczania – rozmowy na dole, które pozwalają skonfrontować się z osobami o innych poglądach. Mam taką tezę, którą do znudzenia lansuję, że jakkolwiek świat polityczny zwariował i oddał pole Grzegorzom Braunom i ich gaśnicom, to na płaszczyźnie międzyludzkiej te podziały wcale nie są tak silne, nie jesteśmy rozdzieleni okopami. W świecie polityki liczy się konfrontacja, nikt właściwie już nie rozmawia. A w świecie prywatnym wcale tak przecież nie jest. Zwykła, niezobowiązująca rozmowa w taksówce, sklepie czy barze może mieć zupełnie inny wymiar. Warunkiem jest elementarna otwartość na innego.

To wartości, którym od lat hołdujesz w swoich tekstach. Także na tegorocznym „Taxi”. Wydaje się jednak, że w tej kwestii raźno kroczymy w przeciwnym kierunku. Nie tylko ze względu na polityczne podziały, ale też nieustające zanurzenie w technologiach.

Otwarcie na człowieka w takim codziennym, prozaicznym rozumieniu jest ważne. Bo fakt: rozmawiamy ze sobą głównie za pomocą tekstu, ale pisanie postów na Facebooku i komentarzy na X to nie jest żadna rozmowa. To znaczy niby jest, ale nie taka, w której możemy na siebie spojrzeć, dotknąć się, nawet poszarpać; ważne, by komunikować się inaczej niż za pośrednictwem kciuka. Coś ważnego nam znika. Dlatego spotkanie z taksówkarzem potrafi być tak odświeżające, bo staje się okazją do rozmowy w najzwyklejszym wymiarze. Czasami o niczym – ba, najczęściej o niczym, ale właśnie tego nam na co dzień brakuje. Mnie brakuje, jestem przecież lojalnym dzieckiem swojej epoki, które ma coraz więcej problemów w komunikacji ze światem.

Adam Łona Zieliński, maj 2020 r. // fot. Tomasz Kajszczarek / materiały prasowe

Dostrzegasz to, że kiedyś łatwiej przychodziły i takie niezobowiązujące rozmowy w przedziale, sklepie, taksówce?

W ogóle kiedyś to było. No ale nie dyskutujmy z faktami: trudniej dziś porozmawiać w przedziale, bo już nie ma przedziałów. Trudniej porozmawiać z ekspedientką, bo już nie ma ekspedientek, są te przeklęte maszyny do skanowania. I trudniej o rozmowę z taksówkarzem, skoro nawet nie pyta cię o adres. Szukanie okazji do rozmów zrobiło się sportem ekstremalnym. I nie trzeba być wielkim psychologiem, żeby odkryć, że coś przy tym tracimy.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy taksówkarzach: jak się czułeś, próbując oddać ich język, frazę? Czy jako autor dobrze czujesz się w stylizacjach?

Nie ma dwóch takich samych taksówkarzy, a już tym bardziej taksówkarek; tam jest cały kalejdoskop osobowości. Ja przecież nie wymyśliłem sobie syna polonistki, który lubi rzadkie feminatywy, bo tak mi było łatwiej – po prostu trafiłem na takiego człowieka. Kiedyś jechałem np. z fanem Świetlików, który w taksówce słuchał ciurkiem płyty „Ogród koncentracyjny”. To pokazuje, że im głupsze uproszczenie, tym szybciej rozpada się w konfrontacji z rzeczywistością.

A co do samej stylizacji, to bardzo lubię ten zabieg, choć na „Taxi” najpiękniejsze przejawy języka znalazły się w skitach – tam, gdzie po prostu cytujemy taksówkarzy. Jeszcze w „Kiedyś to było” zdarza się parę takich bezpośrednich zapożyczeń z naszych wspólnych rozmów, wywiadów. A to dlatego, że w tej piosence jest mowa o latach 80. i 90., a taksówkarze tęsknią za nimi najpiękniej. I są najsmutniejsi na świecie, powtarzając, że te czasy już nigdy nie wrócą.

Jeden z utworów na „Taxi” jest po prostu zapisem Twojej rozmowy z taksówkarzem. Tutaj stylizacja czy dopisywanie byłoby wątpliwe, bo kierowcą jest Ukrainiec, a tytułowe „10 pytań” dotyczy wojny i rodzinnego dramatu. Od razu wiedziałeś, że ten wasz dialog będzie punktem wyjścia dla piosenki?

Nie, trochę mi to zajęło. To znaczy samo dojście do oczywistego wniosku, że ta rozmowa stanowi idealną formę dla treści, które od dłuższego czasu chciałem przekazać. A to spotkanie, jak każde inne w taksówce, zaczęło się od small talku, bo facet miał wyjątkowo dużo ukraińskich flag w samochodzie, później on opowiedział mi swoją historię, a dalej to już tylko milczeliśmy. Milczeliśmy na ten sam temat.

Twój sposób pisania zmienia się czasem za sprawą stylizacji – reagujesz także na ewolucję samego języka. Na „Taxi” słyszałem „sexworkerkę”, a nawet „swiperight”…

Patrz jak wyczaił, no proszę!

Czy to tylko moje wrażenie, czy kiedyś nie sięgnąłbyś po te słowa?

Kiedyś to ich w zasadzie nie było. No ale w tym cała witalność języka: to, co dla naszego pokolenia wydaje się ekstrawaganckie czy źle nam leży, dla następnego jest zupełnie normalne. I w tym sensie kibicuję karierze feminatywów. Tak jak pomysłowi, żeby nieco bardziej świadomie podchodzić do języka i używać takich sformułowań, które nie niosą za sobą negatywnej smugi. Dla wielu osób z poprzedniego pokolenia cała nasza rozmowa o „murzynie” jest w ogóle niewyobrażalna, dla nich to jest całkiem neutralne słowo. Otóż nie jest, wystarczy posłuchać czarnoskórych Polaków, wobec których używane jest jako obelga. I takie podejście do języka, które traktuje go jak żywą strukturę, bardzo mi się podoba.

Nawet te anglicyzmy? Tu mnie trochę zaskoczyłeś.

No ale co chcesz z tym zrobić? Nie wiem, czy pamiętasz, kiedyś „Polityka” zrobiła konkurs na polski odpowiednik słowa „e-mail”, wygrał bodaj wyraz „listel”. Sympatyczna inicjatywa, która umarła wraz z ostatnim artykułem na jej temat. Język się zmienia i to jest wspaniałe. Odbija czasy, w których żyjemy. Tak samo, jak nasza muzyka – ona jest w najlepszym wypadku fajną kroniką okresu, w którym przyszło nam żyć.

Niezbyt często dopisujesz rozdziały tej kroniki, ale też prowadzisz ją już dość długo. Może to koniec roku, może ci taksówkarze, ale ciekaw jestem, czy sam masz skłonności ku nostalgii.

Myślę, że w odrobinie nostalgii nie ma nic złego. Ważne, żeby zbyt szybko nie zamienić się w starego faceta, który nie robi już nic poza wspominaniem. Staram się unikać imprez, na których zbieramy się tylko po to, żeby zagrać piosenki sprzed 20 lat. Wciąż jesteśmy młodymi ludźmi i powinniśmy robić nowe rzeczy, czas na wspominanie jeszcze przed nami. Na razie róbmy swoje. Tak sobie powtarzam.

A jednak zaraz zacznie się rok 2024 i ktoś może Cię zaczepić na ulicy, by pogratulować dwudziestopięciolecia płyty „Owoce miasta” formacji Wiele C.T. 25 lat, nieźle, co?

Jak zaczepi, to podziękuję. Ale wyznam, że mam taką strategię: w ogóle nie przyjmuję tego do wiadomości. Czasami udaję, że tak; kiwam głową, że rozumiem, że oczywiście, ale naprawdę w moim odczuciu lata 90. wydarzyły się 10 lat temu. Nie jestem w stanie tego zmienić. I jeśli to miara niedojrzałości, to daj Boże taką niedojrzałość.

Rok nam się skończył, więc pytałem o nostalgię. Jednak rok nam się również zaczyna, więc na koniec zapytam o przyszłość. Czy nie jest tak, że po ośmiu latach „Miej wątpliwość” znów powinno ważyć dla nas więcej? Bo widzimy teraz te nagłówki o „wspólnym zwycięstwie”, o „naszym sukcesie” – jakbyśmy zaraz mieli się rozejść, bo polityka się skończyła.

Ale ten moment euforii dziennikarzy i niepokojącej utraty ostrości widzenia szybko minie. To zresztą do pewnego stopnia usprawiedliwione okolicznościami. Sam bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, bo uważam polityków koalicji za ludzi o nieco większym przywiązaniu do demokracji i zasad praworządności niż poprzednicy. Co do tego mam duże oczekiwania – i na tym koniec. Bo jednak poza wszystkim to są politycy, którym nigdy nie należy do końca ufać. I wcale nie chcę przez to powiedzieć, że to złodzieje i darmozjady – nie, nie o to chodzi. Po prostu skoro już powierzamy nasz los w ich ręce, to musimy im na nie nieustająco patrzeć.

Rozmawiał Jan Błaszczak

Łona – właściwie Adam Zieliński, raper, który z reporterską uwagą, ale też nie bez humoru przygląda się współczesnej Polsce. Zwykle towarzyszy mu przy tym Andrzej „Webber” Mikosz, w duecie z którym nagrywa albumy, począwszy od wydanego w 2001 r. „Koniec żartów”. W 2023 wraz z Andrzejem Koniecznym i Kacprem Krupą nagrał płytę „Taxi”, która stanowi rezultat spotkań i wywiadów przeprowadzonych z taksówkarzami w ramach festiwalu OFF Opera. W 2017 r. Rada Języka Polskiego uhonorowała go tytułem „Młody Ambasador Polszczyzny”. Kiedy nie rapuje, pracuje jako prawnik; jest ekspertem w dziedzinie prawa własności intelektualnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Miej wątpliwość