Bośnia i Hercegowina: Krwawy most na Drinie

Turyści, którzy chętnie przybywają dziś do tego urokliwego miasta w Republice Serbskiej – jednej z części składowych Bośni i Hercegowiny – nie dowiedzą się, co działo się tutaj 30 lat temu.
z Wyszegradu (Bośnia i Hercegowina)

22.01.2023

Czyta się kilka minut

Most na rzece Drina znalazł się w tytule najsłynniejszej powieści Ivo Andricia. Wyszegrad, 16 listopada 2022 r.  / DARIUSZ KAŁAN
Most na rzece Drina znalazł się w tytule najsłynniejszej powieści Ivo Andricia. Wyszegrad, 16 listopada 2022 r. / DARIUSZ KAŁAN

Na „śniadanie Andricia” składają się: dwie parówki hotdogowe, dwa jajka sadzone, cztery plasterki wędzonej szynki wołowej, dwie smażone kiełbaski, mała kostka sera edamskiego, kilka plasterków twarogu, kajmak, musztarda, keczup i majonez.

Jeśli Ivo Andrić każdego ranka raczyłby się takimi przysmakami, wątpliwe, czy dożyłby osiemdziesięciu trzech lat. Zresztą kelner z restauracji hotelu Višegrad przyznaje, że to tylko chwyt marketingowy.

Nie jest łatwo zorientować się, co w Wyszegradzie jest chwytem marketingowym, a co prawdziwą spuścizną po Andriciu (1892-1975), bodaj największym pisarzu Jugosławii, a w każdym razie jej jedynym laureacie literackiej Nagrody Nobla. Czy w miejscu, gdzie dziś jest parking z muralem z podobizną Andricia, rzeczywiście kiedyś była szkoła, do której chodził? Czy w zamkniętym na cztery spusty domu przy obecnej ulicy Andricia pod numerem 10 mały Andrić spędził dzieciństwo, jak informuje tablica? Czy siedział przy drewnianych ławkach w „klasie Andricia”? Może tak. Może nie.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
W Bośni i Hercegowinie powietrze jest ciężkie od śmiercionośnych toksyn. Przyczyniają się do blisko jednej piątej zgonów w ciągu roku >>>>


Most na talerzu

Pewne jest w zasadzie jedno: Wyszegrad robi, co może, żeby z Andricia uczynić magnes na turystów. Bogiem a prawdą wielu innych możliwości tu nie ma. Wyszegrad – wciśnięty zachwycająco w ciasną gardziel Butkowych Turni i Gór Uzawnickich, i rozdzielony rzeką Driną – to senne pięciotysięczne miasteczko w Republice Serbskiej, jednej z dwóch części składowych Bośni i Hercegowiny, niespełna dziesięć kilometrów od granicy z Serbią.

W zeszłym roku odwiedziło je 150- -200 tys. turystów. Informuje mnie o tym pracownik Turystycznej Organizacji Gminy Wyszegrad, Branislav Andrić (a jakże!). W dużej mierze to zasługa Andrićgradu, czyli budowanego od ponad dekady na terenach dawnego kompleksu sportowego miasteczka z miejscami noclegowymi, restauracjami, cerkwią i kinem. Stylizowane na Wyszegrad z czasów Andricia, pochłonęło dotychczas ponad 20 mln euro.

Andrić jest na pomnikach, tablicach, koszulkach i magnesach. Jest też w księgarni, gdzie na półkach majestatycznie kurzą się jego książki w kilku językach. No i w menu hotelowej restauracji. Owe „śniadanie Andricia” to nie jedyny popis fantazji kulinarnej. Na obiad można zamówić „Most na Drinie” w dwu wersjach: fileta z kurczaka albo kotleta wieprzowego, obie przyrządzane z grzybami, warzywami, serem żółtym i szynką.

Oryginalny „Most na Drinie” (wyd. 1945) – najbardziej znana powieść Andricia, monumentalny hołd dla Wyszegradu – to dziejąca się na przestrzeni blisko czterystu lat historia społeczności serbskiej i muzułmańskiej zamieszkującej kasabę (miasto) po obu stronach mostu, pod władzą turecką, a potem od końca wieku XIX – austriacką. Niewiele miejsca poświęcono w niej kulinarnym upodobaniom mieszkańców.

Zwierz w człowieku

Dużo jest za to w tej książce o okrucieństwie. Andrić należał do tego rodzaju pisarzy, którzy przyglądają się bezdusznej naturze ludzkiej bez emfazy. Jego fraza jest chłodna i precyzyjna. Wyszegradzianie znoszą zatem wszystkie dopusty boże z niemal „melancholijną beztroską”. Traktują jak nieuniknioną konieczność zmiany granic, najazdy kolejnych okupantów albo mordercze wylewy Driny.

Sama trwająca sześć lat budowa blisko dwustumetrowego, jedenastoprzęsłowego mostu, który wzniesiono na rozkaz wezyra Mehmeda Paszy Sokolovicia, to – w opisach Andricia – przegląd wyzysku, upokorzeń i zwykłej złośliwości. Bodaj najbardziej zapadającą w pamięć sceną z tego okresu jest powolne wbijanie pala do zadka jednego z chłopów, który próbował sabotować prace. „Człowiek był wbity na pal jak jagnię na rożen, tylko że koniec nie wychodził ustami, lecz przez plecy, i nie uszkodził wątroby, serca ani płuc” – konkluduje Andrić.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
BOŚNIA: NAJWAŻNIEJSZY ZAGRANICZNY URZĘDNIK ZNIECHĘCA DO ZACHODU >>>>


Następne stulecia przynoszą kolejne bestialstwa. Na moście ku przestrodze dla buntowników pojawiają się głowy skazanych (czasem słusznie, czasem nie) na śmierć. Panna młoda w sprzeciwie przed niechcianym zamążpójściem skacze stąd do rzeki. Jednemu hodży przybija się gwoździem ucho do belki. Lokalnego głupka zakochanego bez pamięci podjudza się, by ulżył miłosnym udrękom, topiąc się w szmaragdowych niespokojnych wodach Driny.

Akcję powieści Andrić kończy na I wojnie światowej, bo dzięki temu zyskuje efektowną pointę: most, który przez wieki dzielnie znosił kaprysy losu i stał się symbolem niezmienności i trwałości, zostaje wreszcie uszkodzony. O tym, że pisarz sądził jednak, iż historia mostu unurzanego we krwi jest otwarta, może świadczyć passus, który pojawia się przy opisie nagonki na miejscowych Serbów po zamachu serbskiego konspiratora na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w czerwcu 1914 r.

Andrić – jak każdy klasowy autor – wydobywa z epizodu prawdę uniwersalną. Pisze: „Wyzwolił się drzemiący w człowieku dziki zwierz, który nie śmie się pokazać, póki nie runą bariery dobrych obyczajów i praw. Znak został dany, bariery runęły. Podobnie w dziejach ludzkości często się zdarza, że prawo pozwala na gwałty, rabunek i grabież, a nawet na mord, pod warunkiem, że dopuszczano się tego wszystkiego w imię wyższych celów, pod ustalonymi hasłami, nad określoną liczbą ludzi określonego stopnia zamożności i przekonań. Ówcześnie żyjący człowiek o czystym sumieniu i otwartych oczach mógł być świadkiem, jak niby cudem całe społeczeństwo przeobraża się w ciągu jednego dnia” (cytaty pochodzą z wydania „Mostu na Drinie” z 1956 r., reprint z 2007 r., w tłumaczeniu Haliny Kality).

Życie z agresorem

Dziki zwierz w człowieku wyszegradzkim wyzwolił się ponownie blisko pół wieku po napisaniu tych słów. Latem 1992 r., kilkanaście tygodni po ogłoszeniu niepodległości przez Bośnię i Hercegowinę, w miasteczku rozgrywają się wydarzenia, które zapowiadają to, co w jeszcze większej skali dziać się będzie przez kolejne trzy lata w niemal całej Jugosławii.

Po zajęciu miasta przez Jugosłowiańską Armię Ludową miejscowi Serbowie, w tym policja i tworzone ad hoc organizacje paramilitarne, w ciągu kilku gorących tygodni mordują blisko 3 tys. bośniackich Muzułmanów. Każdego dnia są oni zbierani z miasta i okolic do ciężarówek, a potem wiezieni na most. Tam zostają rozstrzelani. Ich ciała trafiają do Driny.

Ponad siedemdziesiąt osób, w tym kobiety i dzieci, zostaje zamkniętych w domu Adema Omeragicia przy ulicy Pionierskiej. Do środka serbscy żołnierze wrzucają kamienie, a potem granaty ręczne. Wreszcie dom zostaje podpalony. Ludzie palą się żywcem.

Dwa tygodnie później ten sam schemat zbrodni zostaje powtórzony w domu Meho Aljicia we wsi Bikavac, sąsiadującej z Wyszegradem. W męczarniach ginie około siedemdziesięciu osób. Cywile są gwałceni, torturowani i mordowani także w koszarach w okolicach Wyszegradu, hotelu-uzdrowisku Vilina Vlas oraz kilku innych miejscach.

W przeciwieństwie do bestialstw opisanych przez Andricia, zbrodnie z 1992 r. są żywe w pamięci wielu tych, którzy w Wyszegradzie zostali – i tych, którzy doń nigdy nie wrócili. W małych społecznościach dramat nie kończy się wraz z ostatnimi wystrzałami.

Widać to dobrze w „Quo vadis, Aida?” z 2020 r. w reżyserii Jasmili Žbanić – jednym z najwybitniejszych filmów ostatnich lat, który rozgrywa się w Srebrenicy także podczas tamtej wojny. Kończy się on sceną szkolnego przedstawienia. Oglądają je zarówno ci, którzy kilka miesięcy wcześniej pracowali dla agresorów, jak i ci, których bliskich wymordowano. Kurz wojenny opadł, nie ma dokąd wyjechać, trzeba sobie ułożyć życie obok siebie. To także przypadek Wyszegradu.

Największa rzeźnia Bośniaków

Kobieta prosi o podanie jedynie jej inicjału: B.

Mieszka w Sarajewie, ale nadal ma dom w Wyszegradzie. Trzy dekady temu do tego domu weszły oddziały dowodzone przez szefa policji Veljka Planinčicia i na oczach B. pobili i wielokrotnie zgwałcili jej 18-letnią córkę. A także ją samą.

Planinčić należał do ludzi Milana Lukicia, przywódcy jednostki paramilitarnej „Białe orły”, odpowiedzialnej za zbrodnie przy ulicy Pionierskiej i w Bikavacu. Później Lukić został uznany przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii za winnego zbrodni przeciwko ludzkości i skazany na dożywocie. Planin- čić pod sąd nie trafił. Podobno ukrywa się w Rosji.

– W moim Wyszegradzie nie było działań wojennych. Było za to etniczne czyszczenie – mówi B. – A most to największa rzeźnia Bośniaków.

Gušo wyjechał z Wyszegradu w 1992 r. i nigdy nie wrócił. Mieszka w Austrii. – Jestem starym człowiekiem i Wyszegrad w ogóle mnie nie interesuje. Ale chciałbym, żeby turyści, którzy przyjeżdżają do tego miasta, wiedzieli, do czego prowadzi nacjonalizm – mówi.

Raczej się nie dowiedzą.

Wspomniana reżyserka Žbanić, niestrudzona rejestratorka traum Bośni i Hercegowiny, jeden film poświęciła także Wyszegradowi. „Dla tych, co nie mogą mówić” (2013) to stylizowana na dokument krótka opowieść o australijskiej turystce, która zatrzymuje się w hotelu-uzdrowisku Vilina Vlas – i powoli odkrywa prawdę o tym miejscu. W jednej scenie uparcie dopytuje starszego mężczyznę, co robił w czasie wojny, podczas gdy on zarzuca ją szczegółami z życia Andricia.

Wielu Muzułmanów, którzy przeżyli rok 1992, nie widzi wsparcia władz miasta, które wolą inwestować w legendę Andricia. Czują za to, że pamięć jest systematycznie wymazywana, a godność ofiar – deptana. Osiem lat temu z tablicy na wyszegradzkim cmentarzu Stražište, na którym bieleją groby zamordowanych Muzułmanów, policja na rozkaz władz usunęła słowo „ludobójstwo”. Uznano je za obraźliwe.

Życie idzie dalej

W Wyszegradzie w dużym stopniu streszczają się problemy trapiące cały kraj.

Tylko jeden duży zakład pracy (elektrownia wodna) i wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza zmuszają młodych do szukania szans w większych miastach. Wielu z nich, urodzonych w trakcie wojny albo już po niej, jest zmęczonych rozpamiętywaniem. I tym, że Wyszegrad – jedno z najpiękniej położonych miast w Bośni – stale kojarzy się z rozlewem krwi.

Po skończeniu studiów ekonomicznych w serbskich Użycach po drugiej stronie granicy Dejan Furtula wrócił do rodzinnego Wyszegradu, żeby – jak mówi – aktywizować i jednoczyć młodych ludzi. Jest współwłaścicielem wypożyczalni kajaków, instruktorem wioślarstwa, działaczem ekologicznym i organizatorem festiwalu muzycznego. Festiwal chciał zorganizować na moście. Grupy zrzeszające rodziny ofiar zaprotestowały.

– W ciągu blisko pięciuset lat istnienia most był miejscem nieprzyjemnych wydarzeń także dla Serbów. Ale oni chcą pamiętać tylko o tym, co działo się w latach 90. XX wieku – mówi 35-letni Furtula.

Twierdzi, że z pięciu tysięcy biletów na festiwal blisko połowę kupili młodzi Muzułmanie. – Szanuję ofiary z obu stron – dodaje. – Ale ludzie, którzy popełnili zbrodnie, zostali skazani. Życie idzie dalej. Nie możemy stale płakać i nienawidzić siebie nawzajem. Tymczasem wśród starszych osób jest tak dużo nienawiści.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Państwa upadają albo zmieniają granice, a klub FK Željo trwa odporny na kaprysy historii. Nawet jeśli się ugina pod jej ciężarem, siłą kibicowskiej wspólnoty w końcu i tak staje na nogi >>>>


– Politycy podburzają. Ale my nadal nie możemy wydobyć się z traumy poprzedniej wojny – mówi Furtula zapytany o to, czy w Bośni wybuchnie nowy konflikt. W mieście nadal stacjonują jednak siły Unii Europejskiej EUFOR Althea. Słowacki żołnierz, spotkany na papierosie przed siedzibą misji, potwierdza intuicję Furtuli: – Niewiele się dzieje. Napięcia nie są widoczne. Do naszej obecności też już się przyzwyczajono.

Mało kto wierzy, że w człowieku wyszegradzkim znowu wyzwoli się dziki zwierz. ©

 

Artykuł został przygotowany w ramach BIRN’s Reporting Democracy Travel and Reporting Programme.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Krwawy most