Kraków wart jest meczetu. Ale czy jest szansa, by powstał?

Do tej pory muzułmanie modlili się w kamienicznej piwnicy. Wciąż brakuje centrum muzułmańskiego z prawdziwego zdarzenia.

23.01.2024

Czyta się kilka minut

Czeczenki z grupy Dzieci z Dworca Brześć w Centrum Kultury Islamskiej w Krakowie, maj 2018 r. // Fot. Jacek Taran
Czeczenki z grupy Dzieci z Dworca Brześć w Centrum Muzułmańskim przy ul. Sobieskiego w Krakowie, maj 2018 r. // Fot. Jacek Taran

Ostre słońce odbija się w złotym półksiężycu. Niemal razi, gdy spojrzeć na niego pod odpowiednim kątem. Podobnie trzy wieżyczki obok: niemal świecą. Wieńczą piękną, czerwoną kamienicę należącą niegdyś do wysoko postawionego oficera armii osmańskiego sułtana. Grudniowe, nisko padające światło sprawia, że zwiedzanie miasta ma zupełnie inny charakter. Architektoniczne szczegóły pełne cieni i gry świateł sprawiają, że budynki mogą wyglądać zupełnie inaczej niż latem, w pełnym blasku południa. 

Dookoła czerwonego budynku tradycyjnie unosi się pył spod kół i butów. Stoi on przy jednej z najbardziej ruchliwych ulic miasta. Nieopodal znajduje się sklepik z przysmakami prosto ze Stambułu i Ankary. Z kolei bliżej skrzyżowania można spróbować delikatesów – w tym pysznych falafeli – przywołujących zapachy z Aleppo czy Damaszku. Są też produkty z różnych zakątków Jordanii, Azerbejdżanu, Egiptu czy Maroka. Jeszcze dalej, za parkiem, znajduje się budka z bastani, lodami o szafranowej zawartości i smaku niczym z Isfahanu lub Szirazu.

Minaret na Długiej

Nie jestem w Turcji czy Libanie, ale w Krakowie, przy tzw. Domu Tureckim na ul. Długiej 31. To tutaj znajduje się jedyny minaret między Gdańskiem (gdzie w latach 80. XX wieku tatarska społeczność zbudowała meczet z prawdziwego zdarzenia) a Egerem (gdzie znajduje się minaret – pozostałość po osmańskim panowaniu na tych terenach). Turecki dom, zaprojektowany przez żydowskiego architekta Henryka Lamensdorfa na początku XX wieku, należał do osmańskiego oficera Artura Teodora Rayskiego, który uciekł z kraju po udziale w powstaniu styczniowym. Wokół minaretu (i znajdującego się pod nim pokoju modlitwy) krąży wiele legend, które trudno jednoznacznie zweryfikować – miał on służyć ukochanej żonie, którą Rayski przywiózł podobno z Egiptu. Inna interpretacja mówi o tym, że on sam przyjął islam podczas służby u sułtana (co jest prawdopodobne, gdyż zmiana wyznania sprzyjała karierze w armii). Faktem jest, że dzisiaj minaret pełni rolę wyłącznie dekoracyjną.

Niewiele osób jednak wie, że w Krakowie istnieją dwa domy modlitwy dla muzułmanów. Jeden z nich ma być niebawem zamknięty. Pierwsze poważne plany budowy meczetu pojawiły się w 1989 r., kiedy w skład Najwyższego Kolegium Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP wybrany został krakowski architekt Andrzej Al Sofi Han Ardabili. To on stoi za pierwszym projektem meczetu, który stanąć miał nieopodal studia krakowskiej TVP przy alei Pokoju (dziś znajduje się tam centrum handlowe). „Krakowski meczet ma być zminiaturyzowaną wersją raju. (...) W meczecie powstaną trzy patia – mandale (elementy skupiające) zespolone minaretem. Pierwsze patio to mandala modlitwy, gdzie stoi meczet, drugie – mandala żywiołu wody, gdzie znajduje się basen z wodą, a trzecie – to mandala światła i słońca, gdzie znajdzie się zegar słoneczny. Otaczać je będzie ośrodek kultury muzułmańskiej i arkadowy krużganek” – czytamy we wspomnieniach architekta, który projektując świątynię, myślał o kilkuset studentach i pracownikach naukowych działających wówczas na krakowskich uczelniach.

Z różnych powodów, prawdopodobnie finansowych i politycznych, krakowscy muzułmanie musieli poczekać 24 lata na powstanie centrum. W międzyczasie miał miejsce performance artystyczny Rahima Blaka, który zaangażował media i władze w dyskusję o ewentualnej budowie centrum islamskiego na krakowskim Salwatorze. Wtedy też powstały legendy miejskie o radnych krzyczących, że w „mieście św. Jana Pawła II nie może być miejsca na islam”.

Niewidzialny meczet

Ostatecznie meczet przy ul. Sobieskiego założono po cichu i bez medialnej wrzawy w lipcu 2012 r. Wcześniej muzułmańska wspólnota spotykała się (i próbowała się mieścić) w niewielkim mieszkaniu w okolicy ul. Montelupich. W momencie, gdy liczba wyznawców zaczęła rosnąć, Liga Muzułmańska w RP – organizacja powstała na fundamentach studenckich stowarzyszeń założonych przez osoby przyjeżdżające do Polski na studia jeszcze w okresie PRL – odpowiedziała na prośby społeczności. W Krakowie były to wówczas szczególnie osoby pochodzące z Malezji, Maroka i Czeczenii. Dzięki wsparciu Zarządu Budynków Komunalnych wynajęto lokal w przyziemiu przy ul. Sobieskiego 10/30. Przewodniczącą małopolskiego oddziału Ligi została Anetta Aisha Dziedzic, która kierowała również nowo powstałym, pierwszym w historii Krakowa Centrum Muzułmańskim. – Na szczęście lokal był częściowo wyremontowany, mieliśmy do dyspozycji łazienki i dwa pomieszczenia. Szybko dokończyłam remont pozostałej części dzięki datkom naszej społeczności – wspomina Dziedzic. – Naszą, tj. Ligi polityką było to, że nie bierzemy dotacji od jednej osoby czy obcego państwa. Nie chcieliśmy, by ktoś nam narzucał jakieś przekonania – podkreśla.

Wspólnota szybko zaczęła rosnąć dzięki temu, że w Centrum Muzułmańskim zaczęły się odbywać nie tylko modlitwy, ale też wykłady, otwarte spotkania i lekcje religii dla dzieci. Regularnie pojawiało się tam 70-80 osób (modlitwa piątkowa jest obowiązkowa wyłącznie dla mężczyzn), w większe święta ludzie szybko przestali się mieścić. Według Dziedzic przed 2020 r. w Krakowie żyło ok. 300 muzułmańskich rodzin. Do tego dochodzili coraz częściej pojawiający się w Krakowie turyści, którzy szukali możliwości modlitwy.

– Ale tu nie chodziło tylko o miejsce modlitwy. Chcieliśmy budować klimat otwartości, zapraszaliśmy gimnazjalistów i licealistów – mówi Anetta Dziedzic. – Bardzo lubiłam Noce Świątyń. Osoby odwiedzające nas zawsze były zachwycone, otrzymywaliśmy dużo maili i wiadomości pozytywnie zaskoczonych gości.

Wzrost hejtu

Gdy po raz pierwszy muzułmanie otworzyli dla młodych drzwi do meczetu, „naszych katakumb” – jak podkreśla z uśmiechem Dziedzic – to ci nie chcieli wychodzić. – Jedna dziewczyna żaliła mi się, że po śmierci swojego kolegi przestała wierzyć w Boga. Spędziłam z nią dłuższy czas. Myślę, że znalazła u nas jakieś pocieszenie – wspomina. – To było dobre miejsce. Najwięcej satysfakcji sprawiały mi spotkania między ludźmi, muzułmanami i niemuzułmanami, gdy przełamywane były bariery i widziałam, że ludzie przestają się siebie bać.

Niestety nie wszystko miało pozytywny charakter. Zdaniem dawnej przewodniczącej hejt na islam pojawiał się od początku. – Zostałam zaatakowana nożem i zwyzywana przez mieszkankę Krakowa, która okazała się chora psychicznie. Do dziś pamiętam, jak wyła, gdy przyjechała policja. Sama siedziałam i płakałam w tym naszym niby meczecie – mówi Dziedzic. – Potem, po jednej z Nocy Świątyń, przyszła i przeprosiła.

Sytuacja pogorszyła się szczególnie po 2015 r., po kampanii wyborczej wycelowanej w muzułmanów i uchodźców. – Po jakimś zamachu na ścianach klatki, gdzie znajduje się wejście do meczetu, ktoś umieścił, wręcz wydrapał napisy: „Fuck ISIS”. Nie byłam pewna, czy je usuwać, bo ostatecznie wszyscy muzułmanie by się pod tym podpisali – mówi Dziedzic.

To właśnie wtedy na ulicach Krakowa pojawiły się liczne antyislamskie graffiti i treści. Najgłośniejszy był mural na ul. Głowackiego z przekreślonym meczetem i napisem „Każdy Arab niech pamięta, dla nas Polska to rzecz święta”. Władze klubu piłkarskiego, do którego należał mur z napisem, twierdziły, że nie usuną go, bo ta treść im „nie przeszkadza”. Mural zniknął dopiero po kilku latach, podczas remontu.

Zdaniem Dziedzic hejt okazał się jednak przeciwskuteczny. – Po różnych atakach na islam coraz częściej przychodziły do nas osoby, głównie kobiety, które interesowały się nami i naszą religią. Ostatecznie część z nich konwertowała na islam – twierdzi. – Kraków jest otwarty. Polska jest otwarta. Takie miejsce, centrum dla muzułmanów, powinno być dumą naszego miasta. Przecież żyjemy tu obok siebie, pracujemy, świętujemy. Marzę o tym, by w jakimś pięknym centrum muzułmańskim promowane były różne kultury, by organizować tam raz w miesiącu np. dzień islamu po polsku, po marokańsku, po pakistańsku – dodaje.

Wyjście z katakumb

Pytam, czy meczet na Sobieskiego może być takim miejscem. – Nie. Źle się czułam na Sobieskiego. Myślałam często, że w takich lokalach odbywało się w czasie wojny tajne nauczanie. Że to pokazuje, jakiej kategorii mieszkańcami – jako muzułmanie – jesteśmy. Tu nawet nie chodzi o to, że mamy piwnicę, bo przecież w Krakowie sporo fajnych rzeczy dzieje się w piwnicach. Ale to lokal bez centralnego ogrzewania, zimny i zawilgocony, z często pojawiającą się pleśnią. To nie miejsce na spotkania, choć robiliśmy, co mogliśmy – mówi Dziedzic.

Przed pandemią władze Ligi Muzułmańskiej w RP zaczęły dostrzegać problem z „katakumbami” przy Sobieskiego – miejsce nie było przyjazne dla rodzin, a ludzie już od dawna po prostu się tam nie mieścili. Zakupiono zrujnowany dom z małą działką w okolicy Ikei. Remont trwał od 2018 r., planowane było otwarcie od 2020 r., ale ze względu na pandemię plan się nie powiódł.

Centrum Muzułmańskie przy ul. Groszkowej zostało w pełni otwarte dopiero jesienią 2022 r., od kiedy wspólnota gromadzi się tam na modlitwę. – Prowadzimy też lekcje religii i języka arabskiego dla dzieci. Mamy dwie grupy: polskojęzyczną i anglojęzyczną – mówi imam Adam Wajeeh Abdel Fattah. – Najwięcej dzieje się w niedzielę, oprócz lekcji ruszyliśmy ze spotkaniami dla kobiet, poruszamy różne tematy, głównie związane z religią, ale dużo rozmawiamy też o dialogu międzyreligijnym czy integracji w Polsce. Jest również czas na spotkania prywatne i luźniejsze rozmowy. Bardzo zależy nam, by korzystając z tej przestrzeni, ludzie mogli się lepiej poznać.

Imam podkreśla, że meczet nie ma służyć wyłącznie modlitwie, ale być przestrzenią spotkania i dialogu. – Chciałbym, żeby pracowały tam osoby nie tylko wyznające islam, ale też takie, które są zainteresowane szeroko pojętą kulturą muzułmańską czy arabską – mówi.

Centrum Muzułmańskie nie pełni jedynie roli domu modlitwy, ale służy społeczności. – Trzeba wiedzieć, że sporo osób nie wyjechało ze swoich państw, bo miało takie życzenie. Uciekli, bo była tam wojna lub bieda. Gdyby mogli, wróciliby. I dlatego czuję misję, by pokazać im, jak mogą żyć w pełni i szczęśliwie tutaj, w Polsce. Po to jest nasze centrum – dodaje Abdel Fattah.

W przeciwieństwie do meczetu na Sobieskiego, modlitwy na Groszkowej odbywają się codziennie pięć razy. W piątki pojawia się tam ok. setki osób, podobnie podczas ramadanu i postnych modlitw nocnych, tarałih. Meczet jest wówczas otwarty 24 godziny na dobę. – Duże święta odbywają się w salach sportowych, które komercyjnie wynajmujemy. Na nasze wydarzenia przychodzi wówczas co najmniej kilkaset osób, zwykle ponad tysiąc – mówi imam.

Potrzeba nowego miejsca

Teraz władze miasta mają zamknąć meczet na ul. Sobieskiego – ze względu na liczbę osób uczęszczających na modlitwy, piątkowe popołudnia zaczęły być uciążliwe dla lokalnych mieszkańców. Nie otrzymałem informacji od ZBK, czy planowane jest przeniesienie centrum do innego lokalu lub czy miasto planuje jakieś wsparcie.

Dla kilku tysięcy osób – nowych mieszkanek i mieszkańców Krakowa – którzy wyznają islam lub pochodzą z muzułmańskich kręgów kulturowych, utworzenie meczetu czy centrum kultury byłoby z pewnością odpowiedzią na ważną potrzebę.

– Chciałbym, żeby w Krakowie powstało porządne centrum muzułmańskie – nie w przebudowanym domu czy w piwnicy. Gdzie byłaby duża sala konferencyjna, przestrzeń spotkania dla wszystkich, np. kawiarnia, biblioteka, z dobrym dojazdem. Myślę, że potrzebne byłoby również miejsce schronienia dla muzułmanów i muzułmanek, którzy zostali pokrzywdzeni – pokój, w którym mogą bezpiecznie podzielić się problemami i otrzymać wsparcie. Na Groszkowej na ten moment nie mamy takich możliwości – tłumaczy imam.

Anetta Aisha Dziedzic: – Kraków wart jest pięknego, tradycyjnego meczetu. Pasującego przecież do architektonicznego kontekstu naszego wielokulturowego miasta. Marzy mi się, jako krakowiance, nawet nie muzułmance, taka przestrzeń. To byłaby nasza chluba.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Kraków wart jest meczetu