Kościół dla dna

Myślałem, że bezdomność jest dotknięciem dna, że to zepchnięcie w najniższy status społecznej egzystencji.

04.11.2019

Czyta się kilka minut

 / Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
/ Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Tak myślałem, bo spotykam wielu bezdomnych i czasem rozmawiamy o życiu. Ilu ludzi, tyle historii. Morał z nich jest prosty: każdy może skończyć na ulicy. Oni nie wiedzieli, że tak skończą. Chwała tym, którzy – na ile to możliwe – bezdomnych wspierają, zapewniając posiłek, kąpiel, pranie, ciepły nocleg w zimie, lekarską poradę itp.

Ale bezdomność to jeszcze nie jest dotknięcie dna. Teraz to widzę. Prawdziwą otchłań odsłania przed nami artykuł Przemysława Wilczyńskiego „Czynnik nieludzki”, który publikujemy w tym wydaniu „Tygodnika”. Na dnie nie sytuuje nas kryzys bezdomności, spycha nas tam dopiero poważna choroba, z którą bezdomny nie jest w stanie sam sobie poradzić.

Z reguły chorzy-bezdomni są postrzegani bardziej jako bezdomni niż jako chorzy. Co z tego, że ktoś cierpi, że jest ciężko chory? Słyszy: „sam się doprowadziłeś do tego stanu”. I traktowany jest jak „żul”, „śmierdzący menel”, „pijak”, „śmieć”. Daje mu się odczuć, że budzi odrazę i zasługuje na pogardę. Bezdomnego pacjenta szpital chętnie gdzieś przekieruje, a jeśli przyjmie, to stara się go szybko pozbyć – i pacjent wraca na ulicę.

Cytowana przez Wilczyńskiego pani Adriana Porowska jest kompetentna w tym temacie. Długo współpracowała z nieżyjącym już założycielem Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej o. Bogusławem Palecznym, dziś jest pełnomocnikiem tej Misji i kieruje związanym z Misją Pensjonatem św. Łazarza – czyli schroniskiem dla osób w kryzysie bezdomności, jest też przewodniczącą komisji dialogu społecznego Warszawska Rada Opiekuńcza przy prezydencie Warszawy oraz wchodzi w skład Rady Społecznej przy Rzeczniku Praw Obywatelskich (za kadencji Ireny Lipowicz i obecnie Adama Bodnara). Jest tam współprzewodniczącą Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności.

Pani Porowska wie, że jedyną sensowną odpowiedzią na problem chorych-bezdomnych będzie stworzenie „miejsca, w którym przyjmowaliby przyjaźni (bezdomnym) lekarze z pracownikami socjalnymi, diagnozujący podstawowe potrzeby i kierujący ludzi do odpowiednich placówek albo szpitali”. Mówi, że marzy o takim miejscu i że taki ośrodek powstaje. Wilczyński notuje jej słowa: „stary budynek sąsiadujący z prowadzonym przez Misję schroniskiem”, „pomoc dla osób bezdomnych po leczeniu szpitalnym”, „wolontaryjna pomoc lekarzy specjalistów dla osób bezdomnych i nieubezpieczonych”.

Że taka placówka powstaje, to ważna i dobra wiadomość. A że tylko jedna?... To początek. W Polsce jest ponad 30 tys. bezdomnych. Wszyscy oni, jako trudni i niechciani pacjenci („żule”, „śmierdzące menele”, „pijaki”), prędzej czy później do służby zdrowia będą pukali. A tam... proszę poczytać Wilczyńskiego. Co może stan obecny zmienić?

I tu przypomniał mi się pewien kanonik z Turynu, doktor św. teologii ks. Józef Benedykt Cottolengo (1786–1842). Był świadkiem śmierci chorej na gruźlicę kobiety w szóstym miesiącu ciąży. Z obawy przed zarażeniem innych chorych nie przyjęto jej do miejskiego szpitala. Umarła w nędznym baraku, zostawiając męża i troje małych dzieci. Od tej pory kanonik Cottolengo całkowicie się poświęcił opiece nad biednymi i wykluczonymi. Dokonał rzeczy niewiarygodnych. Zbudował szpitale, stworzył system oparty na ofiarności ludzi dobrej woli. Dzieło to istnieje i funkcjonuje do dziś.

Takich Cottolengów Kościół wydał wielu. Od wieków inspirował i realizował troskę o ubogich, wykluczonych. Dziś wyzwaniem dla Kościoła jest problem bezdomnych-chorych. Zaradzenie tragicznej sytuacji wpisuje się w jego misję bardziej niż wiele innych spraw, które go dziś szalenie absorbują.

Może więc Bóg wzbudzi w naszym Kościele kogoś, kto połączy w sobie organizacyjne talenty dyrektora R. z Torunia i miłość do ubogich świętego kanonika C. z Turynu, kto zechce i potrafi wykorzystać istniejący kapitał ludzi dobrej woli i dla chorych-bezdomnych stworzy w Polsce sieć ośrodków, w których nie będzie podziału na „meneli” i „niemeneli”, bo będzie tylko jedna kategoria chorych: człowiek. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2019