Atak na Ukrainę do wstrzyknięcia

Bp Edward Kawa: Wiedząc od kilku dni, co się dzieje, miałem tak ustawiony budzik, żeby co dwie godziny sprawdzać wiadomości. Około 4 nad ranem zobaczyłem pierwsze informacje. Po kilku minutach dostałem też telefon od znajomego z Kijowa, że trwa ostrzał, potem zadzwoniłem do biskupa Kijowa, który też potwierdził, potem do Charkowa, potem do nuncjusza apostolskiego. Oni wszyscy obserwowali to już na żywo, miałem więc już wtedy sprawdzone informacje.
A pierwsza myśl? No cóż. To nie było zaskoczenie. Byłem kapelanem wojskowym w czasie działań wojennych na wschodzie Ukrainy, więc może i dlatego mogłem przewidzieć te rzeczy, choć nie chciałem w nie do końca uwierzyć. Więc, powiem szczerze, byłem gotowy na taki scenariusz, tak na 90 proc. się go spodziewałem.
Na pewno poranne ostrzały wywołały panikę. Dużo ludzi rzuciło się od razu po żywność, po paliwo. Są ogromne kolejki na stacjach benzynowych. Ludzie kupują wszystko, co uważają, że będzie potrzebne do przeżycia. Sporo osób wyjeżdża z miasta. Jadą na wieś, gdzie mają domki, albo w stronę Polski, na granicy tworzą już się kolejki. A samo miasto opustoszało. Tak jak zawsze są korki na ulicach, dziś były tylko rano, na drogach wyjazdowych, teraz można się po Lwowie poruszać bez problemu.
CZYTAJ WIĘCEJ W AKTUALIZOWANYM NA BIEŻĄCO SERWISIE SPECJALNYM >>>
Czuje się napięcie. Wszyscy wiedzą, że lada chwila coś się może stać, może być ostrzał, bombardowanie, może trzeba będzie opuścić dom. Mamy wyznaczone miejsca ewakuacji, piwnice zamienione na schrony. U nas w kurii też jest taka piwnica, przygotowana tak, by na wypadek bombardowania schronić się i ratować życie.
Dla siebie jako takich zapasów nie zrobiliśmy. Chyba nie byliśmy świadomi, że to może stać się tak szybko. A teraz to już nie mamy na to czasu, bo są pierwsze zgłoszenia, że przyjeżdżają uchodźcy ze wschodu. Organizujemy dla nich miejsca w Rawie Ruskiej, w ośrodku Caritas w Brzuchowicach, w klasztorze franciszkanów w Bołszowcach i w klasztorze sióstr niepokalanek w Jazłowcu i Jabłonicy. Będziemy musieli zapewnić im nie tylko schronienie, ale też wyżywienie i pomoc medyczną, jeśli będzie potrzebna. To potrzebujemy na dziś. Na kilka dni jesteśmy w stanie tych ludzi przyjąć. Ale na dłuższą metę będzie to problem.
Część ludzi już wcześniej opuściła wschodnie regiony, bo obawiali się ataku. Zatrzymali się w okolicach Lwowa czy w samym Lwowie. Oni teraz ruszają na zachód, w stronę Polski. Natomiast dużej fali spodziewamy się wieczorem i w nocy. Z Kijowa do Lwowa jest ponad 500 km, więc jeśli rano wyjechali, niedługo powinni dotrzeć.
Nie ma zorganizowanych transportów, przynajmniej ja o nich nie słyszałem. Przyjeżdżają własnymi samochodami, pociągami.
W okolicach Lwowa zostały ostrzelane różne cele strategiczne. Prawdopodobnie był też planowany ostrzał lotniska, ale jakimś cudem do niego nie doszło – nie wiem, może źle namierzyli. Ostrzelano natomiast lotnisko w Czerniowcach, w Kołomyi, Iwano-Frankowsku, Kalinówkę koło Sambora, Kamionkę Buską, Brody, tam gdzie stacjonują jednostki wojsk powietrznych.
Trudno to przewidzieć. Mamy do czynienia z człowiekiem, który nie jest przy zdrowych zmysłach. To jest pewna forma opętania, tak bym to określił. Dlatego trzeba się spodziewać wszystkiego, nawet najgorszych scenariuszy. Chyba najważniejsze jest, żebyśmy przeżywali to wszystko z Panem Bogiem, może jakoś damy radę się obronić. Ale można się spodziewać czarnych scenariuszy, bo to jest po prostu inwazja, która ma na celu niszczyć i mordować. Ten człowiek jest opętany nienawiścią.
Wszyscy kapłani pozostają na swoich miejscach, wszystkie świątynie są otwarte, żeby ludzie mogli przyjść się pomodlić, ale też schronić w razie czego. Kapłani są gotowi do posługi.
Szykujemy też te pięć ośrodków, o których mówiłem, na przyjęcie uchodźców. Ustalamy też „schemat informacyjny”, na wypadek, gdy nie będzie łączności, internetu, sieci komórkowej czy prądu. Będziemy organizować żywność przynajmniej na kilka dni.
Od wielu tygodni widać dużą jedność w ludziach. Nie ma znaczenia narodowość czy wyznanie. Organizowaliśmy wspólne spotkania modlitewne. Spotykaliśmy się z duchownymi greckokatolickimi i prawosławnymi, rozmawialiśmy, co robić na wypadek wojny, które miejsca możemy udostępnić, jak wspólnie pomagać, jak się wspierać. Czuję, że rzeczywiście jesteśmy połączeni, jest między nami solidarność, nie ma podziałów. Chcemy być narzędziem pokoju, głosić nadzieję ludziom, którzy są wystraszeni.
Myślę, że to, co jest teraz najbardziej potrzebne, to modlitwa. To jest największa siła, która może zatrzymać tę wojnę.
Po drugie – na pewno będziemy potrzebować w najbliższych dniach leków i żywności. Żeby ludziom, którzy będą potrzebować schronienia, zapewnić też jedzenie. Takich zapasów nie mamy.
Na pewno liczymy też na reakcję świata, konkretną, nie tylko słowami. Bo inaczej zostaniemy sami z potężnym wrogiem, który nie ma żadnych zasad.
Już od wielu tygodni doświadczamy takiego wsparcia i pomocy. Słyszę, że są już przygotowane miejsca dla Ukraińców, którzy uciekają do Polski. Mam nadzieję, że zostaną godziwie przyjęci, żeby mogli przetrwać ten trudny czas.
Jak już mówiłem, my na pewno będziemy potrzebować leków i żywności.
Jakieś kroki zostały już podjęte. Nie znam szczegółów, ale wiem, że na poziomie Caritasu i różnych komisji episkopatu takie działania już są. To chyba będzie na bieżąco organizowane.
Mówię, że musimy się duchowo mobilizować, trzymać się zasady miłości bliźniego, jedni drugim pomagać, jeden drugiego ratować. Tak jak potrafimy. Mówię też, żeby zachować zdrowy rozsądek, nie poddawać się panice czy medialnym kłamstwom, bo są różne prowokacje i trzeba trzeźwo oceniać sytuację. Trzeźwo myśleć i mieć odwagę – żebyśmy się nie poddawali, ale bronili swojej ojczyzny.
Rozmawiał Edward Augustyn 24 lutego 2022 r., o godz. 14.00
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)