Jemeńscy bojownicy zagrozili światowemu handlowi

Partyzanci z zapomnianego przez Boga i ludzi Jemenu grożą blokadą jednego z najważniejszych na świecie szlaków handlowych i przepoczwarzeniem się wojny w Strefie Gazy w nowy, poważny kryzys międzynarodowy na niespokojnym Bliskim Wschodzie.
w cyklu STRONA ŚWIATA

22.12.2023

Czyta się kilka minut

Statek towarowy Galaxy Leader przejęty przez jemeńskich rebeliantów Huthi. Hodeida,  22 listopada 2023 r. / Fot.  AFP / EAST NEWS
Statek towarowy Galaxy Leader przejęty przez jemeńskich rebeliantów Huthi. Al-Hudajda, 22 listopada 2023 r. / Fot. AFP / EAST NEWS

Odwet za Gazę

W geście solidarności z Palestyną i w odwecie za bombardowania Strefy Gazy przez izraelskie lotnictwo i inwazję izraelskich wojsk, partyzanci z położonego na półwyspie Arabskim Jemenu zapowiedzieli, że będą atakować statki handlowe płynące przez cieśninę Bab el-Mandeb, Morze Czerwone i Kanał Sueski na Morze Śródziemne, z Azji do Europy i Ameryki Północnej oraz w odwrotnym kierunku, z Zachodu na Wschód.

„Jeśli ludność Strefy Gazy nie otrzyma koniecznej pomocy medycznej i żywnościowej, wszystkie statki płynące przez Morze Czerwone do Izraela będą celem dla naszych sił zbrojnych” – zapowiedzieli jemeńscy partyzanci i od połowy listopada nasilili ataki pociskami rakietowymi i samolotami bezzałogowymi.

Punkty zapalne i przemilczane części świata. Reporter, pisarz i były korespondent wojenny zaprasza do autorskiego cyklu. Czytaj w każdy piątek! 

Choć Jemeńczycy zapowiadali – i wciąż się przy tym upierają – że będą brać na cel, a także dokonywać abordażu i uprowadzać wyłącznie statki wiozące towary do portów izraelskich, to ich ofiarą padają także statki, które nie zmierzały do żadnego z portów Izraela: ani do czerwonomorskiego Ejlatu, ani śródziemnomorskich Hajfy i Aszdodu. Od początku października, gdy Izrael zaatakował Strefę Gazy (od tego czasu zginęło już ok. 20 tys. Palestyńczyków), w odwecie za terrorystyczny rajd partyzantów Hamasu na izraelskie pogranicze (zginęło w nim ok. 1,5 tysiąca Żydów), jemeńscy partyzanci kilkakrotnie ostrzelali z pocisków rakietowych wybrzeża Izraela nad Zatoką Akaba. Ogromna większość rakiet została zestrzelona przez obronę przeciwlotniczą, część nie zdołała pokonać 2 tysięcy kilometrów dzielących Izrael od Jemenu, a nieliczne, które spadły w okolicach Ejlatu, nie spowodowały żadnych ofiar ani strat.

Dużo skuteczniej poczynają sobie za to jemeńscy partyzanci na wodach Morza Czerwonego i cieśniny Bab el-Mandeb, przez które – a także Kanał Sueski – wiedzie najkrótsza i najszybsza droga morska z Azji do Europy. Choć i tam większość z setki ataków rakietowych i z bezzałogowych samolotów została odparta przez okręty wojenne USA, Wielkiej Brytanii i Francji (w zeszłą sobotę Amerykanie strącili 14 partyzanckich dronów), kilkanaście statków zostało trafionych i uszkodzonych. Do większości ataków doszło w wąskiej cieśninie Bab el-Mandeb (w najwęższym miejscu jej szerokość wynosi zaledwie ok. 20 km), Wrotach Łez, przez które prowadzi szlak morski z Zatoki Adeńskiej na Morze Czerwone.

Miesiąc temu Jemeńczycy dokonali tam zuchwałego abordażu lekkimi śmigłowcami na przewożący samochody osobowe statek handlowy „Galaxy Leader”, którego współwłaścicielem jest Rami Ungar, miliarder z Izraela. Jemeńczycy wylądowali na pokładzie, przejęli statek wraz z 25-osobową załogą i uprowadzili go do jemeńskiego portu Al-Hudajda. Wciąż przetrzymują tam marynarzy i statek, po którym oprowadzają wycieczki gapiów.

W ostatnich dniach pojawiły się obawy, że do polujących na statki jemeńskich partyzantów przyłączą się piraci z Somalii, którzy przed kilkunastu laty byli prawdziwym postrachem na wodach Zatoki Adeńskiej, Morza Arabskiego i Pacyfiku. Ostatnio zawiesili morskie łowy, ale w zeszłym tygodniu pojawili się znowu i uprowadzili w Zatoce Adeńskiej pływający pod maltańską banderą statek handlowy „Ruen”.

Okrężną drogą

W trosce o bezpieczeństwo swoich statków, przewożących przez nie towarów, a także marynarzy, największe w świecie firmy przewozowe nakazały swoim kapitanom, by aż do odwołania nie prowadzili statków na wody Morza Arabskiego, Zatoki Adeńskiej, Morza Czerwonego i Kanału Sueskiego, ale brali kurs na Przylądek Dobrej Nadziei i Kapsztad, i kierując się z Azji do Europy lub z Europy do Azji – opływali dookoła Afrykę.

Takie zalecenia wydały w zeszłym tygodniu przedsiębiorstwa żeglugowe i przewozowe, duński Moeller-Maersk, niemiecki Hapag-Lloyd, szwajcarski MSC, francuski CMA CGM, tajwański Evergreen, ze szlaku przez Morze Czerwone i Kanał Sueski zawróciły swoje tankowce British Petroleum, Frontline, norweski Equinor i belgijski Euronav. Grecja, światowa potęga w żegludze handlowej, także zaleciła pływającym pod jej banderą statkom, by unikały szlaku przez Morze Czerwone, a jeśli zdecydują się jednak tamtędy płynąć, robiły to nocą.

Droga wokół Przylądka Dobrej Nadziei, a nie przez Kanał Sueski, wydłuża podróż z Azji do Europy o ok. dwa tygodnie, a także zwiększa jej koszty. Zamówione towary dotrą do odbiorców później, wzrosną koszty transportu i ubezpieczenia (polisy na rejsy przez Morze Czerwone także wystrzelą w górę). Tegoroczne święta Bożego Narodzenia w Europie nie odczują jeszcze drożyzny, zamówione towary już dotarły do sklepów, ale chiński Nowy Rok, wypadający w lutym, będzie już droższy niż byłby, gdyby nie jemeńscy partyzanci.

Unieruchomienie jednego z najważniejszych i najruchliwszych morskich szlaków handlowych znów spowoduje zator układu krwionośnego światowej gospodarki i tak już osłabionej epidemią covidu i najazdem Rosji na Ukrainę, który poprzez zwyżki cen paliw i żywności wywołał drożyznę i inflację. O tym, jak ważnym szlakiem handlowym jest droga przez Zatokę Adeńską, Morze Czerwone i Kanał Sueski, świadczył wypadek sprzed dwóch lat, gdy w Kanale Sueskim utknął monstrualny kontenerowiec i unieruchomił w nim żeglugę na prawie tydzień. Oszacowano, że światowy handel w zaledwie kilka dni poniósł straty sięgające 10 miliardów dolarów dziennie.

Tym razem szlak przez Kanał Sueski został zamknięty nie w wskutek wypadku, ale wojny, nie da się jej zakończyć tak szybko, jak naprawiono ówczesną awarię. Nieuchronnie wywoła to podwyżki cen paliw, a także większości towarów, napędzi inflację, za to zahamuje wzrost gospodarczy, zwłaszcza w Europie. Transport lotniczy byłby jeszcze droższy niż morski, nawet powolniejszy i dłuższy wokół Afryki. Lądem towary z Azji do Europy trzeba by wozić koleją przez Rosję, ale droga ta jest dla Europy zamknięta, ponieważ po napaści na Ukrainę Zachód obłożył Rosję sankcjami i ostracyzmem. Specjalizująca się w tematyce gospodarczej gazeta „Wall Street Journal” twierdzi, że swoimi atakami na statki w cieśninie Bab el-Mandeb jemeńscy partyzanci wywołali najpoważniejszy od dziesięcioleci kryzys w światowym handlu.

Dla Egiptu, właściciela Kanału Suaskiego, ostatnie wydarzenia są prawdziwym dopustem Bożym. Uzależniony od importu tanich zbóż z Rosji i Ukrainy, jak mało które państwo na świecie odczuwa boleśnie skutki wojennej zawieruchy nad Dnieprem i wywołanego przez nią kryzysu żywnościowego. Wojna w Strefie Gazy grozi zaś Egiptowi exodusem setek tysięcy Palestyńczyków do Synaju. Panujący od 2013 roku wojskowy dyktator Abdul Fattah as-Sissi, rozkochany w monumentalnych, choć nierzadko koniecznych inwestycjach (kończy budowę na pustyni nowego Kairu, nowej stolicy kraju), zadłużył Egipt po same uszy. Spodziewając się załamania gospodarki, kryzysu, a kto wie, czy nie nowej, ulicznej rewolucji, przyspieszył na grudzień wybory prezydenckie, które właśnie wygrał, zdobywając prawie 90 proc. głosów (w wyborach w 2014 i 2018 roku zdobywał 97 proc.). Dochody z myta pobieranego z Kanału Sueskiego przyniosły Egiptowi w zeszłym roku prawie 10 miliardów dolarów. Jeśli statki przestaną przeprawiać się przez Morze Czerwone, zyski będą mniejsze, a groźba kryzysu i kłopotów z rewolucją większa.

Strażnicy pomyślności

Aby zapewnić drożność jednego z najważniejszych szlaków handlowych, światowe mocarstwo, Ameryka postanowiła zebrać na Morzu Czerwonym armadę, by strzegła bezpieczeństwa żeglugi. Amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin nazwał to Operacją Strażnik Pomyślności.

W tym tygodniu, podczas odwiedzin w Bahrajnie, gdzie znajduje się kwatera główna amerykańskich wojsk na Bliskim Wschodzie, Amerykanin ogłosił, że poza okrętami wojennymi USA (na wodach Zatoki Adeńskiej i w cieśninie Bab el-Mandeb jest ich obecnie pięć, w tym lotniskowiec USS Dwight Eisenhower z wojennej bazy w Dżibuti), Strażnikami Pomyślności zgodzili się zostać także Brytyjczycy, Kanadyjczycy, Holendrzy i Norwegowie (Francuzi, Włosi i Hiszpanie zapowiedzieli, że poślą okręty wojenne na Morze Czerwone, ale pod własnym dowództwem). Do sojuszu przystały też Seszele oraz Bahrajn, jako jedyny kraj ze świata arabskiego (tamtejsi przeciwnicy akcesji zapowiadają protesty przeciwko decyzji tamtejszego króla).

Cichą gotowość współpracy zgłosili Grecy i Duńczycy, a ponoć także, prosząc, by nie wymieniać ich z imienia, Egipcjanie i Saudyjczycy. Amerykanie liczą na to, że do przymierza na rzecz pomyślności przystąpią Australia i Indie, a nawet Chiny, ich rywal w walce o tytuł najpotężniejszego mocarstwa na świecie (Jemeńczycy zaatakowali w końcu także statek z Hongkongu, a drożność szlaków handlowych jest fundamentem chińskiej strategii rozwoju). Chińczycy, mający również bazę wojenną w Dżibuti, jak na razie nie odpowiadają nawet na wezwania SOS słane z zaatakowanych statków.

Wieści z Bahrajnu i Waszyngtonu podpowiadają, że zachodnia straż na Morzu Czerwonym ma polegać przede wszystkim na patrolowaniu wód Morza Czerwonego, ale przede wszystkim na konwojowaniu przez nie statków handlowych od Zatoki Adeńskiej po wejście do Kanału Sueskiego. W podobny sposób amerykańskie okręty wojenne eskortowały tankowce w Zatoce Perskiej i Cieśninie Ormuz podczas wojny iracko-irańskiej w latach 1980-88.

Tym razem jednak okręty wojenne Strażników Pomyślności mają eskortować nie pojedyncze statki, lecz całe ich karawany, które będą się zbierać u wejścia do cieśniny Bab el-Mandeb. Amerykanie mają nadzieję, że już samo to zniechęci partyzantów do dalszych ataków i nie będą musieli bombardować ich wyrzutni rakietowych i lądowisk dronów. W ten sposób chcieliby uniknąć niebezpieczeństwa, że konflikt ze Strefy Gazy rozleje się nie tylko na wybrzeża Jemenu, ale cały Bliski Wschód.

„Jeśli w nas uderzą, jeśli zaatakują Jemen, sprawimy, że Morze Czerwone stanie się ich cmentarzyskiem – oznajmili na to jemeńscy partyzanci. – Ich przymierze jest spiskiem wymierzonym przeciwko Palestyńczykom, muzułmanom i Arabom, za to sprzyjającym Izraelowi. Zatopimy wszystkie wasze statki i  wojenne okręty, możemy to zrobić. Ameryka może zebrać pod swoją komendą cały świat, a my i tak nie złożymy broni. Przestaniemy walczyć dopiero, gdy Izrael odwoła wojnę w Strefie Gazy i pośle jej mieszkańcom żywność i lekarstwa”.

Słudzy Allaha

Jemeńscy partyzanci zasłynęli pod imieniem Hutich. Nazwisko to nosił ich przywódca Husajn Badruddin al-Huti, założyciel ruchu „Ansar Allah” (Słudzy Allaha), który w latach 90. wziął na siebie zadanie obrony jemeńskich zajdytów (odłam wśród szyitów, którzy wzięli nazwę od ich przywódcy Zajda ibn Alego ibn Husajna), stanowiących jedną trzecią ludności 33-milionowego Jemenu i prześladowanych przez wahabitów, sunnickich fundamentalistów.

Nelson Mandela: król życia, polityk, symbol. Historia najsłynniejszego więźnia świata [JAGIELSKI STORY #41]

Ucieczka z rodzinnej wioski, prawnicza kariera, miłości i zabawy, walka z rasistowskim reżimem i 28 lat w więzieniu – życiorys Mandeli to materiał na film z Denzelem Washingtonem w roli głównej. Co stworzyło „tatę”, jak nazywa się Nelsona w RPA? Ile dziś, dekadę po śmierci Mandeli, znaczy tu jego nazwisko?

Zajdyci przez tysiąc lat rządzili jemeńską północą. Stracili władzę dopiero w 1962 roku, gdy młodzi oficerowie dokonali zamachu stanu w stołecznej Sanie, odebrali władzę zajdyckim imamom i proklamowali republikę wzorowaną na arabskim socjalizmie. Arabscy socjaliści rządzili w Adenie i jemeńskim południu. W 1990 roku, po kilku nierozstrzygniętych sąsiedzkich wojnach, Północ i Południe zjednoczyło się w jedno państwo jemeńskie.

Uskarżający się na dyskryminację zajdyci z północy, pod komendą Al-Hutiego podnieśli zbrojne powstanie na początku XXI stulecia. Kiedy Huti zginął, przywództwo ruchu i rebelii przejęli jego bracia. W 2011 roku, podczas Arabskiej Wiosny, ruch Hutich przewodził w Jemenie ulicznej rewolucji, która obaliła wojskowego dyktatora, rządzącego od ponad 30 lat.

Rozochoceni sukcesem, Huti nie złożyli broni i w 2014 roku obalili także nowego prezydenta, zajęli stolicę, Sanę i cały północny zachód Jemenu. W obronie obalonego jemeńskiego prezydenta wystąpiła Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, które posłały do Jemenu swoje wojska. W Jemenie wybuchła krwawa wojna, w której od kul, bomb, a także chorób i głodu zginęło ponad pół miliona ludzi, i która wciąż się tli (wiosną 2022 roku ogłoszono dwumiesięczny rozejm, który utrzymuje się do dziś).

Wielka gra

Saudyjczycy wystąpili w obronie obalonego przez Hutich prezydenta, bo od lat podejrzewali ich o konszachty z irańskimi ajatollahami, najgorszymi wrogami saudyjskiego królestwa. Tegoroczną wiosną, przy pomocy mediacji Chin, między zaprzysięgłymi wrogami doszło do pojednania. Teheran i Rijad zakopały wojenny topór, przywróciły stosunki dyplomatyczne, ich przywódcy składają sobie wizyty, mówią o współpracy i świetlanej przyszłości. Wszystko to sprawiło, że prowadzona przez nich zastępcza wojna w Jemenie przycichła i pojawiła się nadzieja, że zostanie na dobre zakończona.

Huti rzeczywiście korzystają z irańskiego wsparcia, zwłaszcza zbrojnego. Dzięki irańskiej broni i irańskim instruktorom z partii, z przypominających rozbójników Ali Baby zbieraniny stali się najpotężniejszą obok libańskiego Hezbollahu (także irańskiego protegowanego) partyzantką na całym Bliskim Wschodzie. Nie tylko nie dali się pokonać wyposażonym w amerykański oręż armiom Saudów i szejków z Abu Zabi i Dubaju, ale wykrwawili je, zmusili do odwrotu, a dodatkowo sami zaczęli atakować pola i instalacje naftowe przeciwników. Mają pociski rakietowe, pozwalające im razić cele odległe nawet o tysiąc kilometrów, bezzałogowe samoloty, śmigłowce, a jesienią chwalili się, że posiadają także bojowy samolot myśliwski.

Pokojowi nobliści zapisują się w historii świata jako bojownicy o wolność i prawdę. Jaką cenę płacą za to jednak ich bliscy?

Dzieci i żony Nelsona Mandeli z Południowej Afryki, mąż i dzieci Narges Mohammadi z Iranu, mąż i synowie Aung San Suu Kyi z Birmy: wszyscy oni pozostają w cieniu wielkich ojców i matek. Jak to przeżywają?

W przeciwieństwie do Hezbollahu, Huti nie byli nigdy jedynie wykonawcami irańskich rozkazów, a raczej, w podzięce za pomoc i wspólne interesy, wyświadczali sobie z ajatollahami przysługi. Jeszcze dwa, trzy lata temu Iran zacierałby z zadowolenia ręce na wieść, że jemeńscy sojusznicy atakują Izrael i zachodnie statki. Dziś także cieszą go kłopoty Zachodu i żydowskiego państwa, ale wolałby, żeby szkodząc możliwie jak najbardziej Ameryce i Izraelowi, Huti, a także emirowie Hezbollaha i szyickich partii w Iraku, nie przesadzili i nie wywołali wielkiej wojny, która zniweczyłaby irańsko-saudyjskie pojednanie i nadzieje pogrążonego w kryzysie Iranu na saudyjskie i chińskie pieniądze. Wojny nie chcą też Saudyjczycy, którzy pod wodzą księcia koronnego Mohammeda ibn Salmana przeprowadzają wielką modernizację ich królestwa. Zazdrośni i ambitni szejkowie z Abu Zabi i Dubaju z jemeńskiej wojny już dawno się wykręcili, ale życząc źle Saudom, nie mieliby nic przeciwko temu, by Jemen przysporzył ich o nowy ból głowy.

Licząc się z potrzebami i oczekiwaniami przyjaciół i wrogów, wzmocnieni wygraną w jemeńskiej wojnie Huti kierują się jednak przede wszystkim własnymi korzyściami. Stając zbrojnie po stronie Palestyńczyków i atakując zachodnie statki, zyskali sobie jeszcze większe poparcie nie tylko w Jemenie, ale w całym świecie arabskim. Mogą ostrzej targować się o warunki pokoju z Saudami i pozwolić sobie na większą niezależność od ajatollahów. Mogą nawet żądać od Zachodu, który ich dotąd lekceważył i ignorował, by układał się z nimi i liczył z ich interesami. Sułtan z Omanu, zawsze gotowy, by pośredniczyć we wszelkich, najtrudniejszych politycznych targach, zapewnia, że bramy jego stolicy, Maskatu, pozostają otwarte dla wszystkich, którzy chcą ze sobą rozmawiać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Nowa konfrontacja na Morzu Czerwonym