Izraelski „11 września”

To, co się stało, jest dla Izraela szokiem, którego skutki trudno na razie przewidzieć. Nieuchronnie zaważą one jednak na przyszłości konfliktu izraelsko-palestyńskiego: wizja dwóch państw może zostać ostatecznie pogrzebana.

08.10.2023

Czyta się kilka minut

Płonące bloki mieszkalne po uderzeniu sił izraelskich w mieścia Gaza. Strefa Gazy, 7 października 2023 r. fot. Yasser 24 / SplashNews.com / EAST NEWS

Wydarzyło się to, co nie miało prawa się wydarzyć. 7 października nad ranem Hamas – radykalne palestyńskie ugrupowanie, kontrolujące Strefę Gazy – zaatakował Izrael. I to nie tylko – jak w 2021 r. oraz wielokrotnie wcześniej – zmasowanym ostrzałem rakietowym, ale także na lądzie. I to właśnie na to drugie strona izraelska była całkowicie nieprzygotowana. 

Tysiące rakiet, nadlatujących okresowo nad miasta południowego i centralnego Izraela, są bowiem upiorną izraelską normalnością. Obywatele wiedzą, jak się zachowywać, a państwo ma instrumenty militarne, żeby sprowadzać realne zagrożenie do minimum. 

Jednak uzbrojone palestyńskie komanda, które jednocześnie w kilkudziesięciu miejscach przedarły się przez izraelską barierę bezpieczeństwa i na motorach, skuterach oraz półciężarówkach rozjechały się po przygranicznych izraelskich miasteczkach i kibucach, żeby terroryzować, mordować i uprowadzać przypadkowo napotkane osoby, zadały Izraelowi cios, którego nikt tam się nie spodziewał. 

Zawiódł wywiad, zawiedli politycy

Zawiódł wywiad, zawiodła armia, zawiodły wysokie technologie, w które wyposażona jest izraelska bariera bezpieczeństwa. Przede wszystkim jednak zawiodła polityka. 

Wydarzenia z 7 października obaliły bowiem dotychczasowe założenie kolejnych izraelskich rządów, że Hamas jest organizacją agresywną i radykalną, ale zasadniczo prymitywną, którą można neutralizować przeprowadzanymi raz na kilka lat kampaniami powietrznymi lub też – w skrajnych wypadkach – ograniczoną operacją lądową. Poza tym zaś nie tylko nie ma potrzeby się nią zajmować, ale nawet można czerpać korzyści z politycznego rozłamu wśród Palestyńczyków (Hamas rządzi w Gazie, a Autonomia Palestyńska na Zachodnim Brzegu Jordanu), ponieważ osłabia to ich pozycję na arenie międzynarodowej. 

Oceniano także, że na obecnym etapie Hamas zainteresowany jest przede wszystkim wewnętrzną sytuacją w Strefie, a zatem nie będzie dążył do większej konfrontacji, która niechybnie pociągnie za sobą znacznie bardziej bolesny izraelski odwet.

Bez pomocy, bez przywództwa

W sobotę 7 października wizja ta legła w gruzach. O operacji Hamasu można bowiem powiedzieć wszystko, ale nie to, że była (w sensie skali i organizacji) prymitywna. W efekcie mieszkańcy południa kraju przez kilkanaście godzin czuli, że państwo ich opuściło, a oni stanęli oko w oko z przeciwnikiem zainteresowanym wyłącznie maksymalizacją liczby ofiar. Nie było armii (zaangażowanej w tym czasie na Zachodnim Brzegu), nie było przywództwa (rząd przez wiele godzin milczał), nie było pomocy. 

Natomiast mieszkańcy reszty Izraela spędzili ten dzień na ciągłym wyczekiwaniu na kolejny atak rakietowy oraz na śledzeniu napływających z południa coraz bardziej przerażających obrazów. A także na śledzeniu nieubłaganie rosnącej oficjalnej statystyki zabitych, rannych i uprowadzonych. W niedzielę po południu ta pierwsza liczba przekroczyła już 600 osób, druga 2 tysiące, trzecia 100 osób. 

Szok z konsekwencjami

To, co się wydarzyło, jest więc dla Izraela szokiem, którego konsekwencje trudno na razie w pełni przewidzieć. 

Jeżeli sytuacja zostanie opanowana i nie otworzą się kolejne fronty – np. z północy z terytorium Libanu nie zaatakuje Hezbollah, a w samym Izraelu, we Wschodniej Jerozolimie czy na Zachodnim Brzegu, nie dojdzie do żydowsko-arabskiej konfrontacji – konsekwencje te dotkną przede wszystkim Gazy. Nieuchronnie jednak poważnie zaważą także na izraelskiej polityce wewnętrznej, zagranicznej oraz na przyszłości konfliktu izraelsko-palestyńskiego.

Izraelski odwet wobec Hamasu, a de facto wobec całej Strefy (biorąc pod uwagę, jak mały i gęsto zaludniony jest to obszar), rozpoczął się jeszcze tego samego dnia od ograniczonych ataków powietrznych. Wiadomo jednak, że to dopiero początek. 

Jak Izrael odpowie?

Tak jak w przypadku USA po zamachach z 11 września 2001 r., izraelska reakcja musi być szybka, bezlitosna i spektakularna. Jest to nie tylko kwestia zemsty i pokonania przeciwnika, który okazał się znacznie groźniejszy, niż sądzono, ale także odbudowania wiarygodności państwa wobec własnych obywateli, jego potencjału odstraszania wobec innych zagrożeń oraz – w czasach, kiedy coraz bardziej tylko silni się liczą – pozycji na arenie międzynarodowej. 

Nie wiadomo na razie, jaką formę przyjmie izraelska reakcja. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby władze w Jerozolimie mogły dalej tolerować obecność Hamasu w Gazie. Należy zatem liczyć się z operacją lądową na dużą skalę, a nawet z powrotem do okupacji przez Izrael całości lub części Strefy. Wiązałoby się to w sposób nieuchronny także z ogromnymi stratami wśród palestyńskiej ludności cywilnej, a być może także z jej masowym i trwałym eksodusem (o ile Egipt, graniczący z Gazą, zgodziłby się wpuścić uciekinierów). 

Nie jest jednak wykluczone, że izraelska reakcja nie ograniczy się do samej Gazy. Zwłaszcza jeśli okazać by się miało, że w ataku z 7 października był też np. ślad irański.

Kwestia odpowiedzialności

Natomiast co do polityki wewnętrznej – dopóki Izraelczykami kierować będzie głównie szok, gniew i chęć odwetu, Beniamin Netanjahu jako urzędujący premier nie ma się czego obawiać. Może nawet na tej sytuacji przejściowo zyskać, bowiem jego polityczni oponenci wyrazili gotowość wejścia do rządu jedności narodowej, a ruch protestu wobec reformy sądownictwa ogłosił tymczasowe zawieszenie wystąpień. 

Jednak kiedy opadnie kurz, nadejdzie czas rozliczeń i zadawania pytań, a wówczas sytuacja premiera będzie o wiele trudniejsza. Spośród około szesnastu lat, jakie upłynęły od przejęcia władzy w Strefie Gazy przez Hamas, Netanjahu sprawował władzę przez lat trzynaście. Nie ma więc wątpliwości, na kim ciąży polityczna odpowiedzialność za tę katastrofę.

Skutki doraźne, skutki długofalowe

W wymiarze polityki zagranicznej wydarzenia z 7 października z pewnością doraźnie poprawią relacje izraelsko-amerykańskie (napięte w ostatnich miesiącach z powodu kontrowersyjnej reformy sądownictwa) i zdecydowanie oddalą perspektywę normalizacji izraelsko-saudyjskiej, o której wiele w ostatnich miesiącach spekulowano. 

Są to jednak tylko skutki doraźne. Na najważniejsze pytanie – a mianowicie: jak to, co się wydarzyło, wpłynie na sytuację regionalną, a zwłaszcza przyszłość konfrontacji izraelsko-irańskiej – trudno na razie odpowiedzieć.

Pogrzebana wizja dwóch państw

Z pewnością jednak atak Hamasu jest bardzo złą wiadomością dla izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego – mającego w założeniu doprowadzić do zakończenia konfliktu na bazie tzw. „rozwiązania dwupaństwowego”, czyli utworzenia obok Izraela niepodległego państwa palestyńskiego obejmującego Strefę Gazy i Zachodni Brzeg. 

Przed sobotą 7 października proces ten był już de facto martwy, jednak w wystąpieniach przedstawicieli USA, UE czy organizacji międzynarodowych wizja „dwóch państw dla dwóch narodów” wciąż pojawiała się jako pożądana i nadal możliwa formuła rozwiązania konfliktu, Izraelczycy zaś co do zasady nie odrzucali jej wprost (choć można mieć poważne wątpliwości, czy byliby tym rozwiązaniem rzeczywiście zainteresowani). 

Wydaje się, że po ostatnich wydarzeniach szanse na jej urzeczywistnienie staną się już czysto iluzoryczne. Ktokolwiek bowiem w Izraelu wzywałby w przyszłości do rozmów z Palestyńczykami i ustępstw na ich rzecz, usłyszy w odpowiedzi, że po 7 października przestało to być możliwe. 

Marek Matusiak jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich imienia Marka Karpia, specjalizuje się w tematyce Izraela i Bliskiego Wschodu.


Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
MAREK MATUSIAK jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich imienia Marka Karpia, koordynatorem projektu Izrael-Europa. Wcześniej pracował w polskich placówkach dyplomatycznych w Tbilisi i Stambule, był również wiele razy obserwatorem wyborów m.in. na Ukrainie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2023