Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Temperatura sięgała 30 stopni i tylko nieliczni mieli maseczki, stosując się do zalecenia dotyczącego imprez na wolnym powietrzu, wydanego kilka godzin wcześniej przez ministra zdrowia.
Od południa w piątek wrócił też nakaz noszenia maseczek w zamkniętych pomieszczeniach – to za sprawą mutacji Delta (zwanej też indyjską), która charakteryzuje się większą zakaźliwością, a którą, jak stwierdzono, zakażają się też osoby zaszczepione. Na lotnisku Ben Guriona wzmocniono kontrole. Od dłuższego czasu wszyscy wracający z zagranicy muszą robić na lotnisku dodatkowy test na koronawirusa. Teraz ci Izraelczycy, którzy mimo zniechęcających komunikatów władz wybiorą się w podróż zagraniczną, będą musieli podpisać deklarację, że nie pojadą do krajów wysokiego ryzyka. Za złamanie tej zasady grozi kara 5 tys. szekli (5,8 tys. zł). Otwarcie granic dla zaszczepionych turystów, planowane na 1 lipca, przeniesiono na sierpień.
Nowy premier Naftali Bennett zapewnia, że rząd nie planuje kolejnych ograniczeń, jeśli ludzie zastosują się do obecnych. „Maseczki zamiast restrykcji, szczepionki zamiast lockdownów” – mówił o swej strategii. W Izraelu 55 proc. mieszkańców jest zaszczepionych dwoma dawkami.
Tymczasem w niedzielę 27 czerwca odnotowano 114 nowych zachorowań, spowodowanych głównie Deltą; to szósty dzień z rzędu, gdy liczba dziennych infekcji przekracza znów sto. Ministerstwo zdrowia podaje, że obecnie choruje prawie 1200 osób, w tym kilkadziesiąt ciężko. Chezi Levi, dyrektor generalny w ministerstwie zdrowia, przyznał wcześniej, że wśród nowych zakażeń 40-50 proc. to osoby zaszczepione. Dotąd nie notowano natomiast przypadków, które wskazywałyby, że szczepionka Pfizera, najpopularniejsza w Izraelu, nie chroni przed ciężkim przebiegiem. ©℗