Sobota może być dobrym dniem na dopuszczenie do siebie zwątpienia. Nie zawsze radośnie wierzymy w zmartwychwstanie

Prof. Kalina Wojciechowska, biblistka: Być może wydarzenia Wielkiej Soboty należałoby tłumaczyć bardziej w duchu teologii kenotycznej? Być może Jezus, który we wszystkim stał się podobny do człowieka, czuje się opuszczony nawet przez Boga i sam traci nadzieję?

26.03.2024

Czyta się kilka minut

Fra Angelico, Zmartwychwstanie Chrystusa, 1438-1447, fragment fresku z celi klasztoru św. Marka we Florencji.  // Fot. DEA / A. Dagli Orti/ Getty Images
Fra Angelico, Zmartwychwstanie Chrystusa, 1438-1447, fragment fresku z celi klasztoru św. Marka we Florencji // Fot. DEA / A. Dagli Orti/ Getty Images

Zuzanna Radzik: Zmartwychwstanie wydarza się bez świadków. Czy możemy je zrozumieć dzięki temu, co zapowiadano przed i co wydarzyło się po nim?

Kalina Wojciechowska: Raczej to ono jest osią interpretacyjną wydarzeń, które miały miejsce przed i po. W momencie zmartwychwstania inne wydarzenia zaczynają być rozumiane, układają się w logiczny ciąg. Jasne stają się zapowiedzi i gesty Jezusa, które wcześniej były skandalizujące (np. oczyszczenie świątyni) czy uznane za bluźnierstwo (zapowiedź, że zburzy świątynię i w trzy dni ją odbuduje). Zmartwychwstanie rzuca nowe światło na nauczanie i dzieła Jezusa, które teraz są interpretowane w duchu rezurekcyjnym i pozwalają zrozumieć, kim On był naprawdę.

I wtedy wszystko staje się jasne?

Tożsamość Jezusa staje się bardziej zrozumiała, ale zrozumienie, kim jest Jezus, to cały czas proces. W opisach ewangelicznych wciąż nie pojawia się pełne wyjaśnienie, kim jest Jezus zmartwychwstały.

A sprawa komplikuje się, bo zmartwychwstania nikt nie widział.

To prawda. Na pewno samego wydarzenia nie widzieli nawet autorzy ewangelii. Oni kilkadziesiąt lat później zapisują opowieści o różnych doświadczeniach spotkania i obecności Zmartwychwstałego we wspólnocie. I dlatego opowiadają różne wersje. 

Najwcześniejszy, Paweł, mówi w Pierwszym Liście do Koryntian o ukazaniu się Kefasowi, Dwunastu, więcej niż pięciuset braciom, Jakubowi, apostołom, i samemu Pawłowi. Tu jest cała kaskada spotkań. Oni wszyscy widzieli Zmartwychwstałego, czy właściwie wzbudzonego z martwych, jak sugerują greckie czasowniki. To też pokazuje pewien etap samego procesu rozumienia zmartwychwstania. Paweł nie skupia się ponadto na okolicznościach wzbudzenia z martwych, za to interpretuje to wzbudzenie z egzystencjalnej i soteriologicznej perspektywy. Zajmują go skutki zmartwychwstania dla kondycji człowieka.

Nie masz wrażenia, że nikt nie próbuje przedstawić spójnej wykładni tego, co się wydarzyło? To jakieś podchodzenie do tajemnicy i uciekanie.

W teologii często mówimy o tajemnicy zmartwychwstania. To jest cały czas zakryte jeszcze przed naszymi oczami, próbujemy chwycić to, czego elementy znamy z Nowego Testamentu. Nawet przyglądanie się Jezusowi z perspektywy zmartwychwstania jest procesem niezakończonym. I dotyczy tak samo bezpośrednich uczniów Jezusa, jak i każdego człowieka. 

Dlatego spotkania ze Zmartwychwstałym są indywidualne, a nowotestamentowa różnorodność ich opisów dobrze to odzwierciedla. Tych pięciuset braci w Pierwszym Liście do Koryntian nie zgromadziło się w jednym miejscu i czasie, by wspólnie oglądać jakąś chrystofanię. To doświadczenie rozłożone w czasie i przestrzeni. Nie jest zarezerwowanym tylko dla najbliższych Jezusowi Dwunastu, Piotra czy Marii Magdaleny, ale uniwersalnym doświadczeniem. Mnie osobiście te teksty dotykają w bardzo egzystencjalny sposób, bo przy całej faktografii i czasami nawet naiwności opisu spotkania ze Zmartwychwstałym, trzeba się opowiedzieć: albo przyjmuję, że Jezus zmartwychwstał i jako taki ukazuje się i żyje, albo nie. W tych nieporadnych opisach człowiek odkrywa swoje własne doświadczenia, że ten Jezus się wymyka ludzkiej percepcji i oczekiwaniom: z jednej strony jest w ciele i nie jest duchem, ale z drugiej jest nie do rozpoznania.

W jakim On jest ciele?

Teologowie różnie to sobie opowiadają. Często mówi się o ciele „przemienionym”.

Musimy sobie przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie: czy to jest ten sam Jezus, który chodził, nauczał, czynił cuda, czy to jest już ktoś zupełnie inny? Czy będziemy to dosłownie rozumieć, czy w sposób bardziej symboliczny? Jak to skonfrontować z jednej strony właśnie z niezmiennością Jezusa, a z drugiej z wprowadzeniem człowieka w rzeczywistość eschatologiczną o wiele szerszą bramą niż dotychczasowa narracja o życiu Jezusa, gdzie oczywiście też pojawiają się elementy eschatologiczne związane z działaniami i naukami Mesjasza. Spotkanie ze Zmartwychwstałym, niby tym samym, a jednak innym Jezusem, jest właśnie wprowadzeniem człowieka w eschatologię, w kompletnie inną postrezurekcyjną rzeczywistość.

Czy historia ukazywania się Jezusa jest dobrze opowiedziana?

Gdybym mogła decydować, kierując się jakością narracji, to chętnie bym skończyła na pustym grobie i anielskich wyjaśnieniach. Opowiadania o spotkaniach ze Zmartwychwstałym wszystko komplikują. Jeśli Zmartwychwstały jest tym, którego uczniowie znają oraz o którym mówią Pisma, to dlaczego, mimo że przebywali z Nim tyle czasu, Go nie rozpoznają?

Bez sensu.

W ewangeliach Marka i Łukasza pojawia się sformułowanie „a myśmy się spodziewali”, i ono dotyczy też nas oraz naszego wyobrażenia tej przyszłej rzeczywistości. Wyobrażamy sobie, jak to będzie w czasach ostatecznych, albo w tonacji sielankowej, albo apokaliptyczno-katastroficznej. Myślę, że nierozpoznanie Jezusa Zmartwychwstałego jest takim przywiązaniem do tego, czego się spodziewamy, a zwłaszcza – jak się tego spodziewamy. Trzeba wyjść ze strefy komfortu, żeby zacząć poznawać prawdziwego Zmartwychwstałego. To nie jest proste wyzwanie egzystencjalne.

Paweł o zmartwychwstaniu mówi bez szczegółów.

To zapis najwcześniejszej świadomości rezurekcyjnej, jaką mamy. Paweł odpowiada na wyzwania i pytania swoich czasów, 20 lat po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Interesuje go, jak zmartwychwstanie zmienia status człowieka. Wcześniej dla grzesznika stającego przed Bogiem nie było nadziei. Tymczasem teraz, przez Chrystusa, nie dla własnych ludzkich zasług, ale właśnie dla zasług Chrystusa, przez łaskę człowiek został zbawiony i Bóg postrzega go jako sprawiedliwego. Paweł ma łatwiejsze zadanie, bo ma inne narzędzia do dyspozycji, nie przeprowadza dowodu, nie musi tworzyć dobrego pod względem narracyjnym opowiadania. Właściwie od faktu zmartwychwstania rozpoczyna swoją ewangelię, bo to, co pisze Paweł, też jest ewangelią. Rozważania Pawła prowadzą do tego, że narracje o Jezusie ziemskim będą się mogły rozwinąć. Ludzi zacznie nurtować pytanie, kim jest ten Jezus, który zmarł i zmartwychwstał, i usprawiedliwił w ten sposób człowieka przed Bogiem.

Pierwszym wyznawcom Chrystusa narracja historyczna nie była niezbędna, ale z czasem ważna stawała się możliwość nie tylko przywoływania tych kluczowych dla zbawienia faktów, ale też okoliczności, jakie do nich doprowadziły, i powoływania się na naukę historycznego Jezusa.

Czy kobiety wymienione przy krzyżu i pustym grobie dodają wiarygodności?

Tu dotykamy tzw. kryterium zakłopotania. Umieszczenie w tekście opowieści kobiet budzi pewien dyskomfort. Gdyby świadkami byli mężczyźni, sprawa byłaby jasna. Tymczasem wszystkie ewangelie mówią, że uczniowie uciekli – co niezbyt dobrze o nich świadczy – natomiast kobiety były do końca wierne. Synoptycy piszą, że z oddali przyglądały się ukrzyżowaniu. Kobiece świadectwo jest konieczne, bo skoro mężczyźni uciekli, ktoś musiał zostać, obserwować i przekazać to, co się stało. Kobiety zaświadczyły, że Jezus naprawdę umarł, zwłaszcza że z czasem pojawiły się różne teorie, które to kwestionowały.

Czyli muszą uwiarygodnić zarówno śmierć, jak i pusty grób.

Tak. Wiemy, że świadectwo kobiet nie było wiarygodne poza jednym przypadkiem: identyfikacji ciała, bo to żona lub matka najlepiej znały ciało męża czy syna. Wtedy dawano wiarę ich świadectwu. W żydowskiej tradycji świadków musi być co najmniej dwóch. W efekcie u Łukasza jest cały tłum kobiet, zarówno przyglądających się ukrzyżowaniu, jak i później będących przy grobie. Nie wszystkie są wymieniane z imienia. Inni synoptycy ograniczają się do wymienienia dwóch lub trzech świadkiń. Ślady tej tradycji są również w opowieści o Magdalenie w ewangelii Jana i chociaż ona tam pojawia się bez towarzystwa innych kobiet, to jednak przemawia w imieniu wielu.

Wiemy coś o tym, kim były?

To w sumie nie jest aż tak istotne, choć w ostatnich latach dochodzi do identyfikacji Joanny, jednej z kobiet przy grobie, z Junią wymienianą w Liście św. Pawła do Rzymian. Paweł mówi o Junii, która cieszy się poważaniem wśród apostołów, co każe pytać o powód. Gdyby Junia/Joanna była świadkinią pustego grobu jak Maria Magdalena, mogłoby to tłumaczyć jej szczególną rolę we wspólnocie.

Ale ostatecznie trudno te kobiety zidentyfikować, bo oprócz Marii Magdaleny nie są to postacie, które pojawiają się gdzieś indziej. Gdy mowa o Marii, matce Jakuba, też nie wiemy, o którego Jakuba chodzi, i kim była Salome? To były wtedy bardzo popularne imiona, więc użyć ich bez wyjaśnienia to jak dziś powiedzieć, że świadkami kluczowego wydarzenia były Anna, Maria i Katarzyna.

A co dzieje się między pogrzebem a zmartwychwstaniem, w sobotę?

Zupełnie nie wiemy; ewangelie milczą na ten temat. Zresztą określenie „trzy dni” pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem należałoby traktować symbolicznie – jako dopełnienie czegoś i nastanie nowej rzeczywistości. Po śmierci Jezusa, według chronologii synoptyków, jest szabat, więc nikt nic nie robi. Wszystko jest przygotowane, zwłaszcza że to szabat w święto Paschy. I pierwszego dnia po szabacie, czyli właśnie w niedzielę, kobiety ruszają do grobu.

Taki dramatyczny moment, a tu nic. Nic o przeżyciach apostołów: lamencie, strachu, rozczarowaniu.

Są jakieś odpryski, które każą sądzić, że faktycznie uczniowie pogrążyli się wtedy w depresji i niemocy, bo w takim stuporze trwają, gdy spotykamy ich w niedzielę. Myślę, że w sobotę już nie za bardzo mieli nadzieję, że cokolwiek się odwróci, i ten stan mógł się pogłębiać. Zaczynali się naprawdę bać, co z nimi będzie, jeżeli zostaną rozpoznani jako ci, którzy chodzili za Jezusem, zgładzonym tak haniebnie. Ten dzień to brak nadziei, strach… Ale to wszystko są domysły.

Teologowie dopowiadają tutaj, że moment śmierci Jezusa jest rozpadem jego wspólnoty i ona się rekonstytuuje jako Kościół, jako wspólnota wierząca w Zmartwychwstałego, bo go spotkała.

Ale tak naprawdę to są wszystko rekonstrukcje na podstawie jakichś maleńkich fragmentów, impulsów, natomiast o samej sobocie się milczy. Trochę o tym mówi tradycja Kościoła, która fragment z Pierwszego Listu św. Piotra (3, 18-22) interpretuje jako wstąpienie Jezusa do otchłani właśnie w okresie pomiędzy śmiercią na krzyżu a zmartwychwstaniem.

Czytamy, że Chrystus „poszedł i głosił ocalenie duchom zamkniętym w więzieniu, nieposłusznym wówczas”. To otwiera spekulacje, że pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem Jezus wstępuje do Otchłani, Szeolu czy Hadesu, jakkolwiek identyfikować to miejsce nazwane w liście więzieniem. Trudno określić, co znaczy „głosić ocalenie duchom zamkniętym w więzieniu”. Czy to są tylko duchy sprawiedliwe, czy to są duchy niesprawiedliwe? Zazwyczaj rozumie się je jako sprawiedliwych zmarłych, bo potem jest mowa o ocalałych z potopu. W późniejszej tradycji chrześcijańskiej wychodzą oni wraz z Jezusem z tej otchłani właśnie w Wielką Sobotę.

Ale to są późniejsze próby odpowiedzi na twoje pytanie, co się działo w sobotę. W istocie niewiele wiemy. Być może wydarzenia Wielkiej Soboty należałoby tłumaczyć bardziej w duchu teologii kenotycznej? Być może Jezus, który we wszystkim stał się podobny do człowieka, czuje się opuszczony nawet przez Boga i sam traci nadzieję? On przecież woła na krzyżu: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, a z przedstawień Szeolu w Starym Testamencie wynika, że to miejsce, gdzie przebywają cienie zmarłych, które są odseparowane od Boga, nie mają możliwości ani nawet nadziei na nawiązanie relacji z Bogiem. Osamotnienie i pogrążenie się w rozpaczy, oderwanie od Boga to najwyższy stopień kenozy, dno, od którego Jezus musi się odbić.

Jezus wchodzi w otchłań i dopiero wzbudzenie z martwych wyciąga go z beznadziei?

To byłoby bardzo ludzkie, egzystencjalne doświadczenie. Pokazujące nam człowieczą stronę Bogo-człowieka, jakim był Chrystus. Skoro On musi doświadczyć wszystkiego, czego doświadcza człowiek, to musi doświadczyć też takiego opuszczenia w chwili śmierci. To doświadczenie musi być takie samo jak jego współczesnych, którzy nie znali jeszcze zmartwychwstania.

Tymczasem mi Wielka Sobota mija w pośpiechu na siekaniu jajek i robieniu sałatek.

I ustaleniach, kto na którą przyjdzie na śniadanie wielkanocne.

Jak siekając sałatkę zanurzyć się w sobocie beznadziei?

Może to jest właśnie doświadczeniem naszych czasów, że przez angażowanie się w krojenie sałatek, dekorowanie mazurków i inną krzątaninę, chcemy odsunąć te myśli egzystencjalne. W naszej kulturze śmierć nie jest dobrym tematem do rozmów, do refleksji. W każdy możliwy sposób od niej uciekamy. Tymczasem sobota mogłaby być dniem, w którym możemy sobie pozwolić na zwątpienie i brak nadziei. Nie oszukujmy się: nie zawsze radośnie wierzymy w zmartwychwstanie. Czasami człowiek popada w takie myśli, jakie mieli też Koryntianie: jeśli Jezus nie zmartwychwstał, to jaki to wszystko ma sens? Myślę, że sobota byłaby dobrym czasem, by te myśli do siebie dopuścić, pozwolić na nie. Chrześcijanin, który uważa się za wierzącego, może mieć takie myśli i zwątpienia. Akurat historia apostołów dobrze to pokazuje, bo oni jeszcze w niedzielę, słysząc o pustym grobie, mieli takie myśli.

Mamy cztery warianty zmartwychwstania z ewangelii i piąty u Pawła, ale wciąż wiemy bardzo mało.

Autorzy biblijni pewnie chcieliby nam więcej pokazać, ale nie są w stanie. Przez to jednak pozwalają każdemu indywidualnie doświadczyć spotkania ze Zmartwychwstałym.

Może i dobrze, że nam nie powiedzieli za dużo.

Paweł pisze swoje listy 20 lat po zmartwychwstaniu, ale ewangeliści już 30, 40, 50 lat później, więc bądźmy uczciwi: sami też nic nie widzieli. Oni już te pierwsze chrystofanie znają z przekazu wspólnoty. Myślę, że opisów ukazywania się Zmartwychwstałego nie należy traktować wyłącznie dosłownie, że był widziany, ale też dużo bardziej symbolicznie. On daje się doświadczyć, daje się zobaczyć, daje się usłyszeć. Taka formuła, obecna w języku greckim, wskazuje na to, że inicjatorem tego wszystkiego jest Zmartwychwstały.

Szuka okazji do spotkania.

Pozwala się poznać, stwarza warunki do tego, żeby być poznanym.

W tym sensie nasza sytuacja nie jest bardzo inna niż tych kolejnych pokoleń, dla których ewangeliści spisują historię zmartwychwstania.

Nie, mamy po prostu trochę inną świadomość teologiczną. Żyjemy w innym kontekście, miejscu, w innych kulturach, ale tak samo możemy go doświadczyć. Doświadczenie jest tutaj słowem kluczem.

Fot. Anna Olek / z archiuwm Kaliny Wojciechowskiej

KALINA WOJCIECHOWSKA jest luterańską biblistką, profesorką Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, wykładowczynią Ewangelikalnej Wyższej Szkoły Teologicznej we Wrocławiu, Stołecznego Instytutu Biblijnego oraz Ekumenicznej Szkoły Biblijnej w Łodzi.

Od samego początku chrześcijaństwa Wielkanoc była najważniejszym świętem. I od samego początku między chrześcijanami toczył się spór, co właściwie świętujemy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Inny, choć ten sam