Gdzie twoja flaga

Serhij do dziś nie wie, gdzie ukrywała ją jego matka. Wołodymyr schował ją w szafce. Julia w pudełku po butach. Teraz dumnie paradują z flagami po ulicach.
z Chersonia

12.12.2022

Czyta się kilka minut

39-letnia Julia, jej 17-letnia córka Karina i 9-letni syn Danyło podczas okupacji ukrywali ukraińską flagę w pudełku po butach. 15 listopada 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
39-letnia Julia, jej 17-letnia córka Karina i 9-letni syn Danyło podczas okupacji ukrywali ukraińską flagę w pudełku po butach. 15 listopada 2022 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Nawet nie wie, skąd wzięła się tam stara postrzępiona flaga. Odkąd 17-letni Serhij pamięta, wisiała na stacji benzynowej, gdzie pracował jego ojciec. To on przyniósł ją do domu dzień po tym, jak 24 lutego Rosjanie zaczęli inwazję na pełną skalę. Front szybko zbliżał się do Chersonia, gdzie przed inwazją mieszkało niemal 300 tys. osób. Wkrótce miasto znalazło się pod okupacją.

Serhij wraz z rodzicami schowali ją najpierw do jednej szafy, potem do drugiej, a wreszcie przyczepili pod stołem. Jednak każda kryjówka wydawała się łatwa do odnalezienia. Wreszcie mama, nic nie mówiąc, zabrała flagę i ukryła gdzieś w domu. Nigdy im nie powiedziała, gdzie. – Nawet jak wam powiem, gdzie ją schowałam, i tak jej nie znajdziecie – rzuciła tylko.

Zwróciła ją po ośmiu miesiącach, gdy było pewne, że Rosjan nie ma już w Chersoniu. Siedzieli w domu, miasto już świętowało, a matka wciąż nie chciała jej wydać. Szykowała kolację.

– Oddaj nam flagę – powiedział Serhij.

– Nie dam, czekajcie na oficjalne potwierdzenie.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Przed laty stąd wyjeżdżali, rozczarowani. Teraz wracają z własnymi rodzinami, bo uważają, że nie ma w Izraelu lepszego miejsca do życia niż ta palestyńsko-żydowska wioska >>>>


W mieście nie było zasięgu telefonicznego ani prądu. Ojciec i syn wygrzebali stare radio babci na baterie. Długo próbowali złapać jakąś stację, aż wreszcie usłyszeli język ukraiński. W informacjach podano, że Chersoń został odzyskany.

– Ciepło stało się w środku. Tańczyliśmy, krzyczeliśmy i płakaliśmy – mówi Serhij.

Dopiero wtedy matka oddała im flagę.

Wspomnień nikt nie zabierze

Po postrzępionej fladze 67-letniego Wołodymyra widać, że przeszła wiele. – Ta to nic. Druga była już tak podziurawiona, że wstyd było ją nosić, więc wziąłem tę – przyznaje.

Kupił ją w 2013 r., gdy protesty przeciw prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi i jego decyzji o niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską rozlały się po kraju. Chodź epicentrum wydarzeń był kijowski plac Niepodległości, to do pomniejszych demonstracji dochodziło na terytorium całej Ukrainy. Także w Chersoniu.

Drugą – tę, którą teraz się owinął – kupił siedem lat temu. Chciał powiesić ją na wejściu do ośmiopiętrowego bloku, gdzie mieszka. Zależało mu, by okazać przywiązanie do swojego kraju. – To jedna z jego części, jak ludzie i ziemia – mówi Wołodymyr.

Dozorczyni powiedziała, że jak ją kupi, to ona powiesi. Tak też zrobił.

Gdy 24 lutego zaczęła się inwazja, flaga wciąż wisiała. Rosjanie zbliżali się jednak do Chersonia i po kilku dniach przezorna dozorczyni ściągnęła ją z budynku. Wołodymyr był oburzony, ale rozumiał, że gdyby została, narażałby siebie i być może innych mieszkańców bloku na niebezpieczeństwo. Poprosił tylko dozorczynię, by mu oddała flagę.

Początkowo jej nie ukrywał. Mieszkańcy miasta – co zaskoczyło nie tylko Rosjan, ale też wielu Ukraińców – tygodniami wychodzili na demonstracje przeciw okupacyjnym władzom. Tłumy skandowały: „Faszyści!”, „Do domu!”, śpiewali „Czerwoną kalinę” i piosenkę o tureckim dronie Bayraktar, który był jednym z bohaterów pierwszych dni pełnoskalowej wojny. Początkowo Rosjanie nie reagowali. Protestującym udało się nawet zablokować transportery opancerzone. Na jeden taki pojazd wszedł policjant z ukraińską flagą.

Wołodymyr był jednym z demonstrantów. Wraz z przyjaciółmi kroczył dumnie nie tylko z ukraińską flagą, ale także z amerykańską, hiszpańską i bahamską, które były pamiątkami z jego licznych podróży. W przeszłości był bowiem marynarzem na Bahamach, pracownikiem budowlanym i sędzią piłkarskim w Nowym Jorku, a także turystą na Majorce. – Mój nieżyjący już kolega powiedział mi, że wszystko mogą tobie zabrać poza wspomnieniami. Dlatego co roku starałem się jeździć – mówi dziś.

Te różne flagi były trochę żartem, a trochę pokazywały, że Ukraina jest miejscem dla wszystkich – pod warunkiem, że nie przychodzisz do niej z bronią.

Okno na świat

Rosjanie jednak niedługo tolerowali takie zachowania. Wkrótce na widok protestujących otwierali ogień w powietrze, rozpylali gaz łzawiący i rzucali granaty hukowo-błyskowe. Zaczęli też stosować represje. Wyłapywali demonstrantów i przychodzili po nich do domów. Ci, którzy zostali złapani, często byli poddawani torturom.

Takie nieszczęście spotkało 70-letnią przyjaciółkę Wołodymyra, która jeszcze od 2014 r., czyli od wybuchu wojny w Donbasie, pomagała żołnierzom. Rosjanie mieli zatrzymywać ją dwukrotnie. Bito ją tak, że miała sine ręce i nogi, a jak zasłabła, to wyrzucili ją przy drodze, pewnie licząc, że i tak nie przeżyje. Innemu zatrzymanemu, którego też pobili, mieli powiedzieć, że jak jeszcze raz zobaczą go na protestach, to zabiją.

Wołodymyr: – Za okupacji było tak, że jeden niewłaściwy ruch i po tobie. Dwa razy uciekałem przed dzieciakami, które donosiły Rosjanom. Do tego w lokalnej telewizji ciągle informowano, że za informacje o ludziach przeciwdziałających nowym władzom czeka nagroda pieniężna.

– U mnie w bloku nie było kolaborantów, ale byli tacy, co… – Wołodymyr urywa zdanie.

Trudno temu zaprzeczyć: część mieszkańców Chersonia popierała rosyjską okupację.

Wołodymyr często nagrywał życie w mieście na telefon i rozsyłał przez media społecznościowe. W komunikatorach miał mnóstwo czatów ze znajomymi z całego świata. Nie do końca potrafi dbać o bezpieczeństwo cyfrowe, więc gdyby złapali go Rosjanie, znaleźliby na starym iPhonie wszystko, co tylko by chcieli. Na szczęście nie został ujęty.

Gdy tamte protesty zostały stłumione, Wołodymyr złożył flagi, schował w szafce pod telewizorem i przykrył ścierką, którą na co dzień wycierał kurze. Przeleżały tam do czasu, aż Rosjanie wycofali się z miasta.

Zobaczyć kolejne mistrzostwa

Wołodymyr nie ukrywa, że się bał, iż w końcu przyjdą po niego za udział w protestach i wtedy w domu znajdą i flagi, i telefon. Gdy którejś niedzieli wracał z bazaru, ujrzał z przerażeniem grupę uzbrojonych rosyjskich żołnierzy przed swoim blokiem. Myślał, że czekają na niego. – Mam już swoje lata, najlepszy czas przeżyłem, ale wciąż marzę, by oglądać kolejny mundial i jeszcze zobaczyć trochę świata – przyznaje.

Jest nie tylko zapalonym podróżnikiem, ale też ogromnym fanem futbolu. Gdy wówczas Rosjanie stali przed jego domem, zostało kilka miesięcy do mistrzostw świata w Katarze (dziś kibicował Holandii, Japonii, Polsce i Portugalii). Jeden z żołnierzy zapytał go o numer mieszkania. Wołodymyr odpowiedział, a Rosjanin od razu stracił zainteresowanie. Okazało się, że w budynku mieszkał ukraiński żołnierz. Wdarli się do jego mieszkania, przeszukali, ale nikogo nie znaleźli.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
NA TROPIE TRUMPA. ANDREA BERNSTEIN, dziennikarka śledcza: Ludzie pytają, jak to możliwe, że przez niemal 20 lat Trump bezkarnie robił machlojki biznesowe? >>>>


Wołodymyr widział, jak 9 listopada Rosjanie pakują się w okolicy tego bazaru, gdzie lata temu kupił flagę. Następnego dnia w mieście nie było już nikogo z nich. 11 listopada wyszedł rano i zobaczył samochody z niebiesko-żółtymi flagami. Pobiegł do domu, otworzył szafkę, wyciągnął flagę spod ścierki. Aż w nim wrzało z radości i emocji. Opatulił się flagą, ruszył na ulicę i znowu poczuł się wolny.

Powiesić ją nad łóżkiem

Gdy 39-letnia Julia nareszcie przekonała męża, żeby wyjść na antyrosyjski ­protest, trafili na dzień, gdy okupanci rzucali ­granaty hukowo-błyskowe. Mieli ze sobą niebiesko-żółtą flagę. Zdecydowali się zawrócić, bo w domu czekały na nich dzieci: 17-letnia Karina oraz młodszy o osiem lat Danyło.

Gdy protesty ustały, rodzina – podobnie jak Wołodymyr – postanowiła schować flagę. Tuż przed 24 lutego przeprowadzili się z mieszkania jedno- do trzypokojowego. Mieli zrobić remont, ale nie zdążyli. Dlatego mało w nim było mebli, za to dużo pudeł. Julia wzięła biały karton po starych sandałach Danyła, schowała w nim flagę, a pudełko upchnęła wśród innych opakowań po butach. – Otworzą jedno, drugie i trzecie, ale przecież nie będą zaglądać do wszystkich – pomyślała.

Dodatkowo flagę zwinęła w rulon i włożyła do reklamówki, aby niebiesko-żółte barwy nie rzucały się w oczy. Zależało im na tej fladze także dlatego, że miała dla nich wartość symboliczną. Dwa lata temu Julia wraz z córką pojechały do matki i ojczyma Julii do Kijowa. Starsze małżeństwo podarowało im wówczas flagę, by zabrały do Chersonia i wywiesiły z okazji Dnia Flagi, który przypada w przededniu sierpniowego Święta Niepodległości.

Teraz to, co było im bliskie, a z czego były tak dumne, nagle stało się obciążeniem.

– To było straszne uczucie, że mogą ją znaleźć – przyznaje Karina.

– Chciałabym powiesić ją nad łóżkiem – powiedziała do ojca w trakcie okupacji.

On zrozumiał, że chce to zrobić w tym momencie. – Żadnych flag! Zwariowałaś?! Przecież tu raszyki chodzą.

„Raszyki” i „raszyści” to określenia, które stosuje wielu, także rodzina Kariny. Biorą się z połączenia słów „Rosjanie” i „faszyści”.

Nastolatka wyjaśniła, że marzyła o przyszłości. Wiedziała, że teraz za coś takiego mogłyby ich spotkać problemy.

Zgubiliśmy się w czasie

Julia, która jeszcze przez chwilę po 24 lutego pracowała dla firmy marketingowej, podczas ośmiomiesięcznej okupacji wraz z dziećmi prawie nie opuszczała domu. Jej mąż, elektryk, czasem wychodził pracować. Żyli z oszczędności i zrobionych wcześniej zapasów.

To był swego rodzaju bojkot – nie chcieli wspierać rosyjskiej gospodarki. Karina, która z powodu sytuacji w jej mieście nie mogła aplikować na uniwersytet, myślała o tym, by podjąć pracę, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Nie chciała zarabiać w rosyjskich rublach.

– Życie w okupacji to tak, jakby ktoś zamknął cię w pudełku. Nie możesz się ruszyć – przyznaje Karina. – Czasami zdawało mi się, że jak się obudzę, to wszystko będzie jak dawniej, ale rano znów żyłam w okupowanym mieście.

Julia nawet nie chciała zmieniać strefy czasowej. Trzymała się tej ukraińskiej, przez co czasami nie mogła ustalić z mężem, która jest godzina.

– My trochę zgubiliśmy się w czasie – przyznaje Danyło.

Julia ciężko znosiła czas okupacji. Budziła się w nocy – przeważnie wtedy, gdy docierały do niej odgłosy artylerii. Ogarniała ją panika i strach. Nie wiedziała, gdzie się podziać ani co robić. Dopiero po jakimś czasie udawało się jej uspokoić.

– Gdy miasto zostało wyzwolone, te ataki paniki zniknęły jak za dotknięciem różdżki – mówi dziś.

Danyło w szafie

Tylko mały Danyło niczym się nie przejmował. Zrobił sobie legowisko za lodówką, siadał tam z komputerem i grał. Rodzicom z trudem udawało się go wyciągnąć na korytarz, gdy trwały ostrzały.

Danyło grał tylko w jedną grę. W koń- cu zaczęła go nużyć, ale wciąż ślęczał przed ekranem. Dopóki był internet, brał udział w zajęciach szkolnych online. Potem miał już czas tylko dla siebie.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
BOŚNIA: GARSTKA AKTYWISTÓW W WALCE Z TRUJĄCYM POWIETRZEM >>>>


Choć chłopiec wydawał się być najmniej przejęty sytuacją panującą w mieście, to Julia bała się o niego, szczególnie gdy zbliżał się 1 września. Rosjanie straszyli, że wszyscy muszą oddać dzieci do ich szkół. Bała się, że będą chodzili po domach. Dlatego planowała schować nie tylko flagi, ale też dziecko, gdyby w domu pojawiła się kontrola. Do łóżka piętrowego, na którym spały dzieci, dostawiona była szafa-schody. Gdy wyciągnęło się z niej szuflady, zostawało za nimi trochę miejsca. Julia postanowiła sprawdzić, czy syn tam się zmieści.

– Strasznie tam ciasno i nie miałem czym oddychać, ale nie bałem się – przyznaje Danyło.

– Jemu zawsze jest wszystko jedno – wtrąca Karina.

– Ledwie go tam wcisnęliśmy, ale się udało – mówi Julia.

Dzisiaj się z tego śmieje, lecz wówczas była przerażona. Gdy tamtego 1 września ktoś zapukał do ich drzwi, zbladła. Syn miał iść do pokoju i nasłuchiwać. Jeśli będzie to ktoś obcy, Karina miała mu pomóc się schować.

– Kto tam? – zapytała Julia.

Odpowiedziała jej cisza. Potem okazało się, że to niedosłyszący sąsiad chciał zapytać o jakiś drobiazg.

Siła

11 listopada mąż Julii wyszedł po coś do garażu. Wrócił zaaferowany, bo po ulicach biegali ludzie z ukraińskimi flagami. Karina od razu pobiegła do szafki, wyciągnęła zwinięte płótno z białego pudełka i założyła na siebie. Serce jej waliło i spociły się jej dłonie.

Postanowiła, że wyjdzie na zewnątrz. Nagle jednak odwróciła się i rzuciła: – Mamo, boję się iść z tą flagą.

Myślała, że ktoś na nią doniesie albo ktoś ją porwie. Zebrała się jednak w sobie. Na ulicy zobaczyła bardzo wiele osób takich jak ona. Odetchnęła. Mówi, że wtedy zniknął jej strach, a pojawiło się poczucie siły. ©

Tekst powstał przy wsparciu Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu w ramach programu Documenting Ukraine.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2022