Esencja architektury to eliminowanie, dążenie do najbardziej ascetycznej formy

Robert Konieczny, architekt: Najbardziej lubię te momenty, kiedy projekt nikomu w biurze się nie podoba. Dopiero wtedy wyłączają się nawyki, przyzwyczajenia i gusty.

27.02.2024

Czyta się kilka minut

Robert Konieczny przy swojej Arce. Brenna, 10 lutego 2024 r.  / fot. Jacek Taran
Robert Konieczny przy swojej Arce. Brenna, 10 lutego 2024 r. / fot. Jacek Taran

Jacek Taran: Twój projekt Galerii Sztuki Plato w czeskiej Ostrawie jako jeden z pięciu znalazł się właśnie w ścisłym finale najważniejszej nagrody architektonicznej w Europie, Fundacji Miesa Van der Rohe. Co takiego wyjątkowego jest w tym projekcie?

Robert Konieczny: Ciężko mi wejść w głowy jury, ale gdybym miał zgadywać, to przede wszystkim pomysłowy sposób na odzyskanie starej tkanki. Galeria w niespotykany sposób otwiera się na przestrzeń zewnętrzną. Tak jakby zasysała do środka ludzi niezwiązanych ze sztuką, a przestrzeń dokoła jest też ekspozycją. To prowadzi do demokratyzacji sztuki. Być może ludzie, którzy nigdy nie weszliby do wnętrza, nagle stają w centrum wystawy, zostają przez nią zagarnięci. Grupa odbiorców sztuki może się nagle rozszerzyć dzięki oddziaływaniu przestrzeni. To daje też większe możliwości wystawiennicze artystom, jakby swoimi pracami zaczepiali ludzi. Ale to też ma swoje zaskakujące konsekwencje.

Jakie?

Po czasie zrozumiałem, że chyba bardzo dobre, chociaż początkowo nie było to dla mnie oczywiste. Dążyłem do czegoś innego, sprzecznego z ideą, którą wymyśliłem. Przestrzenie galeryjne to zazwyczaj miejsca hermetyczne, z założenia elitarne, a nie egalitarne. Idea ich otwarcia na otoczenie zrealizowana w tym budynku sprawiła, że galeria stała się raczej domem kultury, który przyciąga wielu ludzi. To miejsce pulsuje życiem, a na wystawy i różne akcje tam organizowane wpływ mają także ci ludzie „wciągani” do galerii, co powoduje zacieranie granic pomiędzy dwoma światami. Tam zacierają się podziały pomiędzy coraz bardziej rozwarstwionym społeczeństwem. Ten projekt nauczył mnie, że muszę czasem oddać pole innym, którzy pewne rzeczy widzą inaczej. Na tym polega demokratyzacja. Nie tylko sztuki.

Galeria Plato. Widoczne są zachowane historyczne części budynku i zrekontruowane współcześnie z jasnego betony. Ostrawa, Czechy, 21 grudnia 2022 r. / fot. Juliusz Sokołowski / materiały prasowe KWK PROMES

Pamiętasz widok z okna ze swojego pokoju w rodzinnym domu?

Mieszkaliśmy w domu babci w Kochłowicach. Nie miałem swojego pokoju. Wychowywałem się w kuchni. Był tam bardzo szeroki parapet, na którym lubiłem siedzieć. Przebywaliśmy tam często z babcią – ja na oknie, ona przy swoich zajęciach, i gapiłem się na nasz ogródek, na ulicę, na starą gruszę. To był bardzo stary, wielopokoleniowy dom, nikt już nie pamiętał, jak stary. Do dziś bardzo często mi się śni. Wrastam w miejsca. Kiedy moi rodzice dostali wreszcie mieszkanie w Katowicach, przeprowadzka była dla mnie dramatem. W tym bloku miałem już swój pokój z widokiem na ogródki działkowe.

To nie był typowo śląski krajobraz?

Przeciwnie, on był bardzo śląski i bardzo go nie lubiłem. Z drugiego okna było widać tylko kopalnie i hałdy. Ten industrial działał depresyjnie. Dopiero teraz, po latach, dorosłem do świadomości, że należy go chronić, kultywować. Doceniam go też jako architekt. Oczywiście, teraz kopalnie zmieniają się w muzea, albo miejsca kulturotwórcze. Kiedyś ponury, pejzaż został wreszcie oswojony.

I dlatego w Twoich projektach jest tak mało Śląska?

Może to jest odpowiedź? To była kraina, z której uciekałem.

Gdybyś miał opisać archetypiczny dom…

Nasz stary dom był właśnie archetypiczny, jak go dzieci na całym świecie rysują. Cztery kreski, dach, okna. Miał też dobudowaną część nowszą z płaskim dachem. Prosty miks wszystkiego, co dziś widzimy za oknem. Płaskie ze stromym. W Kochłowicach było dużo fajnej architektury: budynki, które miały trafne proporcje, zbudowane z dobrych materiałów. Wielu z nich już dziś niestety nie ma, zawaliły się. Zresztą cały ten stary Śląsk architektonicznie prezentuje się dziś bardzo dobrze. Wszystko miało ręce i nogi, harmonia. Na tym się wychowywałem.

Czym zatem jest perfekcyjna architektura, jak ją zdefiniować?

Nie mam ukutej jakiejś jednej regułki. Ale musi być absolutnie funkcjonalna. To jest podstawa. Jeśli coś jest niefunkcjonalne, żadne fajerwerki tego nie zmienią. Wtedy jest tylko rzeźba, bezużyteczna forma. A jeżeli jest perfekcyjnie funkcjonalna, a do tego absolutnie czysta, pozbawiona niepotrzebnych elementów, to pozostaje z niej tylko to, co powinno, czyli czyste piękno. Proces dochodzenia do takiego punktu jest żmudny i trudny, ale konieczny. To upraszczanie, eliminowanie jest aktem twórczym, jest kreacją poprzez wyrzucanie zbędnych elementów.

I jak to się robi?

Układ domu czy mieszkania możesz narysować gorzej lub lepiej, ale on będzie wciąż tym samym układem. Jeśli nałożysz kilkanaście kalek na rysunek i będziesz go poprawiał niemal w nieskończoność, to uzyskasz wreszcie tę samą przestrzeń, ale z minimalną ilością kresek. Bez żadnych załamań, bez żadnych występów. To będzie przestrzeń klarowna, a przy tym przyjemna. Dla mnie na tym polega esencja architektury. Eliminowanie, dążenie do najbardziej ascetycznej, minimalnej formy. Redukcja.

Czy katastrofa klimatyczna jest wyzwaniem dla architektury? Należy redukować również ze względu na nią?

Takie ostateczne wyzwanie daje też ogromny impuls do stworzenia czegoś nowego. Oczywiście, z jednej strony się martwię, ale z drugiej jako architekt i twórca cieszę się, bo tworzy się – czy też się wymusza – nową przestrzeń do kreacji. Zawsze zazdrościłem modernistom, że mogli tworzyć świat na nowo. I przez to długo miałem odczucie, że architektura zjada już własny ogon. Staje się próżną rewią mody. Wyścigiem na dziwności, czystym efekciarstwem. Mnie to mierziło, nudziło. To było zachwycanie się powłoką, bez zaglądania do wnętrza. Bez zastanawiania się, czy to jest funkcjonalne, oddane życiu, czy tylko zadziwia bezkrwistą rzeźbą.

A teraz?

Trzeba wszystko przemyśleć na nowo. Lepiej projektować, lepiej budować, lepiej eksploatować. Chodzi o wyzwania nie tylko dla architektów. Katastrofa klimatyczna stawia nas wszystkich przed niespotykanymi dotąd problemami. Najgorsze jest to, że jeszcze nikt nie wie, jak zrobić, żeby jej sprostać. Nikt. Podążamy torem, do którego jesteśmy przyuczeni, przyzwyczajeni i z pełną świadomością lecimy na zderzenie ze ścianą.

Przecież nie da się budować więcej?

Samo budowanie jest odpowiedzialne za 10 proc. emisji gazów cieplarnianych, eksploatacja budynków za 30 proc. Hasła pod tytułem „nic już nie budujmy” są naiwne i nierealne. Mówienie, żebyśmy siedli w lesie, w sandałach i jedli jagódki to głupota. Jak budować mądrze? To mnie fascynuje. Nie wiem, czy ktoś już jest blisko jakiegoś globalnego rozwiązania. Musimy sami eksperymentować, robiąc własne projekty, opierając się na dostępnej wiedzy.

Odzyskiwanie, bazowanie na tym, co już jest, tylko ze zmianą funkcji? To się dzieje przecież nie tylko na Śląsku.

Co do tego wszyscy się zgadzają – odzyskiwanie starej tkanki jest mądre. Bazowanie na zasobach porzuconych, zapomnianych jest bardzo ważne. Oczywiście nie można traktować tego automatycznie, bo czasami te budynki są w takim stanie, że ilość energii koniecznej do rewaloryzacji jest większa niż potrzeba na budowę nowego. To jest droga, o której wszyscy wiedzą, ale jeszcze nikt nie wie, jak tworzyć nowe budynki, żeby były na miarę nowej ery. Mnie jest bardzo bliska idea living garden, czyli wprowadzania żywej zieleni do wnętrz, na naprawdę dużą skalę. A drugą drogą są tak zwane sunlight buildings, czyli budynki, które z jednej strony osłaniają od słońca, a z drugiej strony pobierają ze słońca maksymalnie dużo energii. Odpowiedzi trzeba szukać nie tylko w rozwiązaniach elektronicznych, ale też materiałowych, bo na razie ten wybór jest dosyć wąski. Inaczej budujemy tu w Brennej, inaczej w Kalifornii, inaczej gdzieś na Saharze. Trzeba zaprojektować materiał o zmiennych właściwościach, a cały proces budowlany uprościć.

Muzeum Narodowe w Szczecinie - Centrum Dialogu Przełomy - poprzez ukrycie muzeum pod powierzchnią ziemi mieszkańcy Szczecina otrzymali plac publiczny, którego w mieście brakowało. / fot. Juliusz Sokołowski / materiały prasowe KWK PROMES

A co z miejskim konfliktem pomiędzy betonozą a „zalesieniem rynków”?

Zachowanie balansu jest bardzo ważne, bo trzeba pamiętać, że rynki w większych miastach muszą czasem pomieścić tysiące ludzi, więc mają inną funkcję niż parki. Tak jak na przykład plac na dachu naszego Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie. Nie wszyscy to rozumieją.

Spotkaliście się z jakąś krytyką?

Były takie głosy, że zabetonowaliśmy miasto. Krytykujący zebrali się na placu, który stworzyliśmy, dając mieszkańcom Szczecina jedyną taką publiczną przestrzeń. Czysta ironia. Gdyby tam wybudowano normalny, kondygnacyjny budynek z klasycznym dachem, to powstałaby kolejna wyspa ciepła, a ci ludzie nie mogliby się spotkać na placu, żeby go skrytykować. Gdybym tam był, to bym ich zaprowadził za filharmonię i pokazał olbrzymi, wielohektarowy park, który jest tuż obok. Nie jestem zwolennikiem dogmatycznego zazieleniania każdego placu. Czy my uzdrowimy Kraków tym, że zrobimy łąkę na rynku? Nie, tylko go zepsujemy. Dlaczego nikt nie mówi o zazielenianiu dachów? To naprawdę diametralnie zmienia sytuację w mieście. Przy projekcie Unikato w Katowicach uparłem się i doprowadziliśmy do tego, że inwestor posadził zieleń na dachu. To jest mech, z którym nie musisz nic robić, ale temperatura dachu, który byłby zrobiony z papy, jest o wiele wyższa niż tego zielonego.

Wspomniałeś o Unikato, który jest po prostu blokiem mieszkalnym. Twoje projekty raczej nie kojarzą się z taką typową mieszkaniówką. Czy jest szansa na to, żeby ten typ zabudowy był funkcjonalny, piękny i odpowiadał na wyzwania, o których rozmawiamy?

Architektura mieszkaniowa to temat, który niezmiennie mnie fascynuje. Niestety u nas rynek jest bardzo popsuty. Deweloperzy chcą dostać koncepcję za darmo i najlepiej gotową w trzy dni. Co najgorsze – za darmo ją dostają. Biura zaczynają zarabiać dopiero na projektach budowlanych. Na szczęście projektując Unikato trafiłem na mądrego dewelopera. Inwestor zlecił trzem pracowniom zrobienie koncepcji, oczywiście za darmo. U nas za koncepcję zapłacił, ale na tej samej powierzchni zaprojektowaliśmy 1300 metrów powierzchni mieszkalnej, a w projektach darmowych było jej zaledwie osiemset. Tylko że my pracowaliśmy nad projektem trzy miesiące, a nie trzy dni. I wygraliśmy, bo lepiej tę przestrzeń ułożyliśmy w tym samym miejscu. Mieliśmy czas na zrobienie mądrej i dobrej architektury.

W Krakowie niedawno wyliczono, że 60 tysięcy mieszkań stoi pustych.

To jest paradoks, ale to też skutek złych rozwiązań prawnych. Ważna jest odpowiedź na pytanie – jak budować mądrze i tanio. Dobrego architekta poznaje się po tym, jak projektuje architekturę mieszkaniową. Jak radzi sobie z centymetrami, które trzeba poupychać na małej przestrzeni. Robimy teraz mieszkaniówkę w Przyborze w Czechach. Przebudowujemy starą fabrykę na mieszkaniówkę dla młodych rodzin. To będą bardzo tanie mieszkania dla ludzi, którzy uciekają z miasta. To jest mądry plan zatrzymania mieszkańców, dania im czegoś fajnego. Tylko że tam burmistrzem jest architekt, Jan Malik. Jest świadomy, wie, co jest dobre, co jest złe w przestrzeni. Prowadzi mądrą politykę mieszkaniową, rzadki przypadek. W Katowicach powstał nowy Nikiszowiec, to miały być tanie mieszkania. Ale są tak oddalone od miasta, że w praktyce mieszkańcy skazani są na samochód. To są częste grzechy pierworodne, które potem trudno naprawić, bo generują kolejne problemy i koszty.

Budynek mieszkaniowy UNIKATO, Katowice 2019 r.  / fot. Aleksander Rutkowski / materiały prasowe KWK PROMES

Odpowiedzią są miasta 15-minutowe?

To jest bardzo mądra koncepcja. Trzeba rozbić miasto na mniejsze ośrodki zamiast jednego centrum. One powinny być zupełnie wystarczające, jeżeli chodzi o codzienne życie. Takie osiedla jak Nowy Nikiszowiec wyrzucają ludzi na obrzeża. Budowaliśmy Unikato w samym centrum, kiedy wszyscy z Katowic uciekali. Teraz to się tak pomału zatrzymuje, Katowice stają się atrakcyjne, ale wtedy nikt nie wierzył, że to się sprzeda, że ktoś będzie chciał tam mieszkać. Choć mało brakowało, by Unikato nie powstało, to teraz okazało się sukcesem, bo się w nim po prostu dobrze mieszka. A przecież tylko o to chodzi.

Ale co z takimi projektami typowymi, powtarzalnymi? Czy jest możliwe, żeby każdy Kowalski mógł sobie zbudować dom według projektu Koniecznego?

Jest to możliwe, ale żeby takie się stało, sam musiałem zmienić sposób myślenia. Wcześniej wydawało mi się, że tylko zindywidualizowany projekt może być dobrą odpowiedzią na czyjeś potrzeby. Niestety, niewielu ludzi na taki projekt stać. Rozwiązaniem jest zrobienie czegoś powtarzalnego, co można by łatwo modyfikować. Pierwsza moja próba (projekt „Dom typowy”, przyp. JT) była totalną porażką, chociaż ją bardzo lubię – taki projekt o kształcie ściętego pieńka. Ale cieszę się, że powstał tylko jeden, bo byłoby dramatem dla polskiej przestrzeni, gdybyśmy takie pieńki mieli wszędzie. Wyjście jest inne: kilka bardzo dobrych biur powinno stworzyć katalog mądrze zaprojektowanych, dostępnych cenowo domów, prostych do wybudowania, to by się przysłużyło i pejzażowi, i ludziom. Warto nad tym pomyśleć.

Mówisz o życiu w mieście, ale jednak powstała Arka Koniecznego, gdzie teraz jesteśmy. Z dala od świata. To jest to miejsce, do którego uciekasz od śląskiego industrialu?

Kilka lat temu moja żona powiedziała, że chce się wynieść z miasta, jak wszyscy nasi znajomi. Wtedy mieszkaliśmy w bloku, już we czwórkę. Zbuntowałem się, a potem długo jej tłumaczyłem, że tu wszędzie mamy blisko, wszystko jest pod ręką, a nasi znajomi cały czas muszą jeździć, czyli stać w korku. Postawiła sprawę jasno: jeżeli zostajemy, to musimy mieć jakąś odskocznię za miastem. Kupiliśmy działkę w Brennej i zaczęły się rodzić pierwsze koncepcje.

I jak było naprawdę? Bo według tradycji Noe budował swoją arkę 120 lat, a inna wieść niesie, że Konieczny swoją zaprojektował w trzy dni.

Tak, to było szalone. Na działce już pracowała koparka, powstawał zupełnie inny projekt. Ale coś mi nie pasowało. Przerwałem prace i powiedziałem, że nie robimy tego, że będzie nowy projekt. Powstał rzeczywiście w trzy dni. To znaczy sama koncepcja, bo potem trwały jeszcze żmudne prace projektowe, obliczeniowe. Po trzech dniach zaczęło przypominać barkę. I tak rzuciłem w biurze: „Będzie Arka Koniecznego!” Pośmialiśmy się z tego, bo to nie była przecież oficjalna nazwa tego projektu. Jednak momentalnie się przyjęła i już nikt inaczej o tym projekcie nie mówił. Bałem się, że kiedy ta nazwa pójdzie w świat, to ludzie sobie pomyślą, że jestem nawiedzony.

Arka Koniecznego w Brennej. 22 maja 2016 r.  / fot. Aleksander Rutkowski / materiały prasowe KWK PROMES

Przecież ona tak wygląda, jakby właśnie opadły wody potopu, a arka osiadła na zboczu.

Proszę bardzo. Budynek jest przecież tak posadowiony, żeby wody gruntowe, które mogą naruszyć grunt, mogły swobodnie pod nim przepływać. Zresztą Arka realizuje to, o czym rozmawialiśmy na początku. Tu nie ma żadnych elementów zbędnych – maksymalna redukcja. W sensowny sposób wpisuje się też w kontekst otoczenia. To się zwykle rozgrywa poprzez zupełne stopienie się z pejzażem, albo przeciwnie, na zasadzie pewnych kontrastów. Projektując Arkę myślałem o tym, żeby zrobić trwałą skorupę, która będzie pracowała dłużej, niż ja będę żył. Wnętrze jest bardzo łatwo adaptowalne. Budynek jest szary, jak kamienie z rzeki, z których tu dawniej budowano. Teraz nie wolno ich pozyskiwać, ale przecież beton to taki współczesny kamień. Wygląda więc jak głaz rzucony na stok góry – ktoś tak kiedyś powiedział i bardzo lubię to porównanie. A z drugiej strony jest jak zwykła stodoła, jakich tutaj pełno we wsi. Jedyne, co wyróżnia Arkę, to tylko to odkręcenie od stoku i podcięcie, ta płetwa, która powoduje, że styk z gruntem jest minimalny.

Ale jak rodzi się taka koncepcja? Przychodzisz na działkę klienta i już widzisz – o, ten dom tutaj postawię, tak będzie wyglądał?

Patrząc z perspektywy ponad dwudziestu lat pracy mogę powiedzieć, że najważniejsze to wsłuchać się w życzenia i potrzeby inwestora. Chcę też dowiedzieć się jak najwięcej o miejscu. Nawet czasami śledzimy historię miejsc, których już nie ma. Szukam takiej nadrzędnej idei, która ustawi cały projekt. Dobry pomysł potrafi być odpowiedzią na wszystkie wyzwania, problemy, życzenia, na kontekst. Tego się nie da wpisać do podręcznika. I powiem to z brutalną szczerością – to jest ten punkt, w którym potrzebny jest talent. Rodzaj wrażliwości na otoczenie, które może podsuwać inspiracje mówiące, w którą stronę iść.

Ten sposób projektowania jest bardzo trudny. Ale pozwala oderwać się od swoich przyzwyczajeń, od gustów i pójść w stronę, której jeszcze nie znasz, odkryć coś nowego. Ja to nazywam siłą logiki w projektowaniu. Siłą racjonalnych, uzasadnionych decyzji.

Ale musi się jeszcze podobać? Być ładne?

Są czasami takie momenty w biurze, gdy coś robimy i nikomu się nie podoba. Bardzo je lubię, bo właśnie wtedy zaczyna się twórczy ferment. Z czego bowiem bierze się samo „podobanie”? Powiedział to już inżynier Mamoń – najczęściej lubimy te piosenki, które już raz słyszeliśmy. A jak dochodzisz do czegoś, co jest nieznane, to musi pojawić się jakiś opór. I wtedy na scenę wchodzi logika. Gust, upodobania muszą zostać wyłączone. One ci tylko powiedzą, że to nie jest dobre, bo tego jeszcze nie widziałeś.

Rozumiem, ale wróćmy do pytania: jesteś na działce klienta i…

…patrzę i czasami widzę już, jak mógłby wyglądać budynek. Ale nie wolno na tym poprzestać, bo jeszcze nie przetrenowałeś innych dróg. Musisz do każdej z nich siąść tak, jakbyś miał zrobić projekt od nowa. I zapomnieć o tym, co już masz, co wydaje ci się prawie genialne. Bardzo to trudne.

Nie przyzwyczajać się do tej pierwszej wersji?

Nigdy. Nie można zaspać i przywiązać się do takiego myślenia: „Jesteśmy w domu! Już jest super, jestem genialny!”. Trzeba szukać nowych rozwiązań. Ja do nich dochodzę właśnie w taki sposób – siłą logiki.

Robert Konieczny - rozmowa w Tygodniku Powszechnym, rozmawiał Jacek Taran

Robert Konieczny (ur. 1969 w Katowicach) – architekt, twórca pracowni KWK Promes. Od 2017 r. członek francuskiej Akademii Architektury, od 2022 r. honorowy członek Stowarzyszenia Architektów Republiki Czeskiej Obec architektů. Wielokrotnie nagradzany w kraju i za granicą. Za muzeum Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie otrzymał Nagrodę Roku SARP. Jego prywatny dom, Arka Koniecznego, w 2017 r. wybrany został najlepszym domem na świecie. W tym roku projekt Galerii Sztuki Plato w Ostrawie wszedł do finałowej piątki nagrody im. Miesa Van der Rohe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Logika przed gustem