Lata 80. XX wieku. Do położonego na odludziu hiszpańskiego dworu sprowadza się amerykańska rodzina, która chce go wyremontować i sprzedać z zyskiem. Ale posiadłość jest nawiedzona. Obecny w nim diabeł opętuje małego chłopca, po czym żąda spotkania z egzorcystą. Ale nie byle jakim, tylko egzorcystą diecezji rzymskiej ks. Gabriele’em Amorthem. Który akurat ma kłopoty z watykańską komisją kierowaną przez racjonalnie nastawionego kardynała, wątpiącego w realność opętań...
Słowne i fizyczne starcia między egzorcystą a szatanem wypełniają resztę filmu Juliusa Avery’ego – przeboju HBO Max, który obecnie znajduje się na szczycie listy filmów najchętniej oglądanych w Polsce w streamingu.

– To kolejny horror sataniczny z mocno zużytym rekwizytorium i repertuarem chwytów – komentuje Anita Piotrowska, recenzentka filmowa „Tygodnika”. – Chwilami miałam wrażenie, że nakręciła go sztuczna inteligencja, przepuściwszy wcześniej biografię ks. Amortha przez gatunkowe algorytmy. Tytułowa postać, grana przez Russella Crowe’a, zdaje się coś zapowiadać: jest witalna, dynamiczna, ma swoje demony. Lecz o żadne poważne demony tutaj nie chodzi, a już na pewno nie o demony samego Kościoła, bo te wszystkie lochy Watykanu i zasuszone szkielety to są jednak „opowieści z krypty” wobec prawdziwych grzechów, które próbuje się tu załatwić zardzewiałym demonologicznym kluczem. Dlatego również dwuznaczny nieco tytuł, „Egzorcysta papieża”, nie spełnia obietnicy – podkreśla Piotrowska.
– Swoją drogą, nigdy bym nie pomyślała, że Amorth jest autentyczną, nie tak dawno zmarłą postacią. Czy duchownym nie przysługuje pośmiertnie prawo do wizerunku? – zastanawia się krytyczka. – Bo choć ojciec Gabriele jest tu z pewnością postacią pozytywną, wręcz nadludzką, wyposażoną w supermoce, to jednak film tego człowieka jakoś ośmiesza, wpisując go w wymyśloną ku krwawej rozrywce i jakże stereotypową historię.

Być może jednak Gabriele Amorth, który bardzo dbał o to, by jego osobę otaczały niestworzone historie, byłby z tego filmu całkiem zadowolony... Zmarły w 2016 r. kapłan był założycielem Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów i autorem poczytnych książek, na czele z „Wyznaniami egzorcysty”. Utrzymywał, że przeprowadził w życiu 70 tys. egzorcyzmów.
– W Polsce Amorth jest przyjmowany na kolanach, można powiedzieć: „Amorth dixit, ergo verum est”, „Amorth powiedział, zatem taka jest prawda” – mówi „Tygodnikowi” ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof i kierownik Katedry Etyki w Instytucie Filozofii UKSW w Warszawie. – Teologowie katoliccy w naszym kraju traktują jego wypowiedzi tak, jakby były objawione. Na żadnym z kilkunastu wydziałów teologicznych nie powstała krytyczna analiza intelektualna jego poglądów.
W Polsce właśnie ukazały się „Wskazania dla posługi egzorcyzmu w świetle aktualnego Rytuału”, wydane przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, w którym poglądy Amortha są przytaczane niemal z namaszczeniem.
Już niebawem w „Tygodniku”:
- co „Wskazania” mówią o wiedźmach, klątwach i zaczarowanych przedmiotach
- co się dzieje podczas mszy z modlitwami o uzdrowienie wewnętrzne
- rozmowa z byłym egzorcystą, który opowie, czy rytuał wyrzucania złego ducha ma coś wspólnego ze scenami z filmów takich jak „Egzorcysta papieża” i z książek Amortha
- ks. prof. Kobyliński o tym, jaki wpływ na religijność ma skupianie uwagi na kwestii opętań