Drugie życie wyrazów

Elif Şafak, pisarka: Pochodzę z kraju, który przestał doceniać różnorodność. Zapłaciliśmy i dalej płacimy za to wysoką cenę.

30.11.2020

Czyta się kilka minut

 / DAVID LEVENSON
/ DAVID LEVENSON

GRZEGORZ JANKOWICZ: Twoja życiowa podróż zaczęła się we Francji, dopiero później trafiłaś do Turcji, którą ostatecznie opuściłaś na rzecz Anglii.

ELIF ŞAFAK: Urodziłam się w Strasburgu. Mój pierwszy dom był pełen imigrantów, lewicowych studentów tokujących o rewolucji i palących papierosy gauloises. Gdy rozpadło się małżeństwo rodziców, ojciec został we Francji i ponownie się ożenił, a matka zabrała mnie do Turcji, swojej ojczyzny. Dla mnie był to całkowicie nowy kraj. Nie było mi łatwo.

Przyjechałyśmy do domu babci w Ankarze. Społeczność, w której się znalazłam, była bardzo konserwatywna i patriarchalna. Nie pasowałyśmy tam. Czułam, że żyjemy na obrzeżach ­społeczeństwa.

Mama była młodą rozwódką. Popełniła wielki błąd, bo zrezygnowała za studiów, by pojechać za ojcem do Francji. Uznała, że edukacja nie jest ważna. Gdy wróciła, nie miała dyplomu, zawodu, pieniędzy. Takie kobiety natychmiast wydaje się w Turcji ponownie za mąż, zwykle za kogoś starszego. Sąsiedzi próbowali to zrobić, ale babcia się nie zgodziła. Powiedziała: „Moja córka powinna wrócić na studia i zdobyć zawód. Ja będę wychowywać wnuczkę, aż będzie gotowa, by ją ­zabrać”.

To pewnie nie było typowe ­zachowanie?

Babcia nie była wykształconą osobą. Odmówiono jej edukacji, bo była dziewczynką. Uwielbiała szkołę, ale wydano ją młodo za mąż. Więc to, że wspierała niezależność córki, było dla mnie bardzo ważnym sygnałem. Zmieniła życie mojej mamy, moje i moich dzieci. Dlatego mocno wierzę w siostrzeństwo. Gdy kobiety wzajemnie się wspierają, wtedy przenoszą siłę na kolejne pokolenia, zapewniając im podmiotowość.

W powieści „Honor” piszesz o konserwatywnej tureckiej rodzinie, która mieszka w Londynie. Splamić honor mężczyzny może kobieta, która sama nie może jednak posiadać honoru. Iskender dopuszcza się straszliwej zbrodni, honorowego zabójstwa, będąc przekonanym, że czyni właściwie. Nie mamy wątpliwości, że uczynił coś złego, ale zyskujemy też świadomość, że nie tylko on ponosi winę. Część odpowiedzialności spada na społeczność, w której się wychował.

Właśnie o to mi chodziło. Sytuacja kobiet w patriarchalnym, seksistowskim społeczeństwie tureckim jest bardzo trudna. Ale mężczyźni również mają problem. Jeśli nie wpisują się w obowiązujący model męskości, ich społeczna pozycja jest niepewna. Postanowiłam więc napisać powieść o męskości, którą – niczym kaftan – zakłada się chłopcom i zmusza się ich do jej noszenia. Nie wolno im okazywać emocji.

Co nimi kieruje?

Kultura turecka przywiązuje ogromną wagę do honoru. Gdy pijemy, to nie za zdrowie czy miłość, tylko właśnie za honor. Mówimy o honorze rodziny, honorze plemienia. A honor ma imię męskie. Odmawiamy go kobietom, choć właśnie one są często obwiniane za szarganie go, zwłaszcza wtedy, gdy przekraczają opresyjne granice wyznaczone przez obyczaj. Wszystko to powoduje stały wzrost przypadków przemocy wobec kobiet. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba takich przestępstw wzrosła w Turcji o niemal 1500 procent. Dlatego postanowiłam zakwestionować tradycyjne pojęcie honoru.

To dlatego „Honor” jest tytułem ­angielskiego wydania książki, ale nie tureckiego?

Turecka wersja została zatytułowana „İskender”, czyli „Aleksander”. Angielscy wydawcy uznali, że jeśli umieścimy w tytule imię Aleksander, wszystkim skojarzy się ono z Aleksandrem Macedońskim. Pojęcie honoru wydało im się nośniejsze, tym bardziej że ma w angielskim lżejsze znaczenie. Bo w kulturze tureckiej „honor” ma potężny ciężar. Z kolei włoscy wydawcy odrzucili tytuł „Honor”, gdyż w ich kraju to słowo występuje niemal wyłącznie w kontekście mafii. Przyjmowałam te decyzje ze zrozumieniem, gdyż jest dla mnie jasne, że słowa, przechodząc z jednego języka do drugiego, zmieniają nieco sens.

Co musiałoby się stać z Twoim Iskenderem, by nie popełnił zbrodni?

Kobiety w Turcji wychowują synów w inny sposób niż córki. Traktują ich jak małych sułtanów. Córki mają pomagać matkom w domu. Zadaniem chłopców jest pilnowanie kobiet. To destrukcyjny model wychowania. Na dodatek krzywdzi również mężczyzn, którzy czasem chcą żyć inaczej, ale boją się sprzeciwić tradycji. Przygotowując się do pisania „Honoru”, przeczytałam wiele zeznań mężczyzn, którzy popełnili podobne zbrodnie na swoich matkach, siostrach lub córkach. Ale okazuje się, że niektóre kobiety, często babki, popierały te zabójstwa!

Popełniamy błąd, traktując wszystkich fanatyków świata jak przedstawicieli tej samej grupy?

Odróżniłabym fanatyków u władzy od osób, które są zagubione, bo mają życiowe problemy, ideologów od zwykłych ludzi. Tę pierwszą grupę należy z całych sił krytykować, bo perfidnie wykorzystują nasze lęki. Sieją zniszczenie i podżegają do przemocy, udając, że chodzi o obronę wartości. Są niszczycielami życia, śmiertelnym zagrożeniem dla społeczeństw.


Czytaj także: Elif to popularne w Turcji imię żeńskie. Elif (arab. alif) to także pierwsza litera arabskiego alfabetu. Według symboliki muzułmańskiej każda z 28 liter ma ukryte znaczenie, od nich zaczynają się też kolejne sury Koranu.


 

Ale są też osoby zagubione, szukające odpowiedzi i rozwiązań, ulegające wpływom. Głosują inaczej niż ja albo przeciw mnie, ale to nie jest powód do pogardy.

Czasem gotowość do rozmowy obraca się jednak przeciwko nam.

Warto zaufać literaturze, która daje niezwykle ważną lekcję: gdybym urodziła się w innej rodzinie, w innej części kraju lub świata, gdybym wychowała się wśród innych ludzi, myślałabym dziś inaczej. Nie wolno nam o tym zapominać. Nie możemy być zbyt pewni własnych prawd.

Jak możemy ćwiczyć otwartość umysłu?

Poprzez praktykowanie pokory, której bardzo nam dziś brakuje. Już przecież prawie nikt nie mówi „nie wiem”. Z tego powodu tak ważne jest rozróżnienie na informację, wiedzę i mądrość. Informacji jest mnóstwo, tyle co dezinformacji, ściśle ze sobą splątanych. Aby osiągnąć wiedzę, musimy zwolnić, zapoznać się ze źródłami, przeanalizować dane, skonfrontować z innymi punktami widzenia. Natomiast mądrość wymaga emocjonalnej inteligencji. By ją zdobyć, musimy połączyć umysł i serce, opowieść i empatię.

Ważna jest dla Ciebie również różnica między religijnością a duchowością.

W religii najważniejsza jest zbiorowa tożsamość. Po jednej stronie jesteśmy „my”, po drugiej zaś „oni”. I „my” zawsze jesteśmy lepsi niż „oni”, bo Bóg i prawda są z nami. Nie odnajduję się w takim schemacie. Wiara bez wątpliwości może być niszcząca. Ale nie podoba mi się również pewność ateizmu, która próbuje wyeliminować wiarę. Jej pierwiastek jest nam przecież do życia niezbędny.

Istnieją niereligijne akty wiary?

Oczywiście, choć często wydają się trywialne. Gdy zaczynam pisać powieść, nie wiem, co się wydarzy. Ale piszę i to jest mój laicki akt wiary. Podobna sytuacja ma miejsce, gdy przenosimy się do innego kraju. Nie wiemy, jak będzie wyglądało nasze życie. Zakochując się, nie wiemy, czy ta druga osoba nas uszczęśliwi. Słuchamy intuicji. To też akt wiary. Możemy, a nawet powinniśmy mówić o wierze również w kategoriach niereligijnych. Najbliżej mi do agnostycyzmu. Agnostycy są bardziej zagubieni w tym tańcu wiary i wątpliwości. A ja lubię, gdy wiara stale ściera się z wątpliwościami. Lubię mistyków, zwłaszcza heterodoksyjnych, którzy sytuują się na granicy. Duchowość jest dla mnie indywidualną podróżą. Do każdej z takich podróży odnoszę się z szacunkiem, bo kim jestem, by oceniać innych.

Swoją najsłynniejszą powieść „Bękart ze Stambułu”, opowiadającą o bolesnych doświadczeniach z ­tureckiej historii, napisałaś po ­angielsku. Dlaczego?

Gdybym napisała ją po turecku, byłaby to inna książka. Używając angielskiego, czułam się wolna. Potrzebowałam lekkości i swobody. Bez nich nie mogłabym opisać historii dwóch rodzin: tureckiej, żyjącej w starej dzielnicy Stambułu, i ormiańskiej, żyjącej w USA. To książka o pamięci i zapominaniu. Turcja jest krajem o bogatej przeszłości, której nie pamiętamy. Jako społeczeństwo cierpimy na zbiorową amnezję. Na szkolnych lekcjach historii obowiązuje jedna narracja: Turcja była wspaniałym imperium, centrum cywilizacyjnym, niosącym wszystkim pokój i sprawiedliwość. Punkt widzenia mniejszości jest nieobecny. Nie zadajemy sobie pytań, jak wyglądało życie ormiańskich rzemieślników lub żydowskich młynarzy. Jak potoczyłyby się moje losy, gdybym była kobietą żyjącą w czasach Imperium Osmańskiego? Turecki nacjonalizm uniemożliwia stawianie podobnych pytań.

Po opublikowaniu „Bękarta” zostałaś w Turcji oskarżona o kalanie własnego gniazda.

Najgłośniej protestowali ultranacjonaliści. Ale tureckie elity też ją z miejsca odrzuciły. Posypały się oskarżenia. Natomiast zwykli odbiorcy zareagowali inaczej. Bycie turecką pisarką to doświadczenie schizofreniczne. W jeden policzek dostaje się cios, w drugi pocałunek. I tak na przemian.

Czy literatura może skutecznie przeciwdziałać zbiorowej amnezji?

Zadanie literatury polega na mówieniu o tym, co przemilczane. Chcę zrozumieć powody, dla których narody unikają pewnych tematów. Interesują mnie kulturowe i polityczne tego przyczyny. Pisarki i pisarze powinni trzymać się z dala od władzy i być blisko tych, którzy zamieszkują peryferia. Chcę umieścić peryferia w centrum uwagi. Chcę, byśmy pamiętali historie, które zostały wymazane i zapomniane.

Co jeszcze może zrobić dla nas ­literatura?

Nauczyć nas empatii i otwartości. Czytając, stajemy się kimś innym. I to jest dobre dla duszy. Jednostki i całe społeczeństwa, które utraciły zdolność empatii, są niebezpieczne. Populistyczni demagodzy niszczą właśnie empatię, bo sami jej nie mają.


Zobacz nagranie spotkania z pisarką z Festiwalu im. Josepha Conrada


 

Wśród moich tureckich czytelników są również ludzie należący do środowisk konserwatywnych i nacjonalistycznych. Zdarza się, że dzielą się ze mną swoimi wrażeniami z lektury. Mówią, że podobała im się jakaś postać. Okazuje się, że ten konkretny bohater to gej albo chrześcijanin, albo żyd, ateista lub agnostyk. Oznacza to, że nawet czytelnik o skrajnie ksenofobicznych czy homofobicznych poglądach może nawiązać więź z postacią, która reprezentuje to, co zwalczał w codziennym życiu. Literatura naprawdę może nas otworzyć na inność.

Zachód uwielbia pisarki i pisarzy z tzw. regresywnych kultur, z państw, w których łamie się prawa człowieka. Przyjmuje ich z otwartymi ramionami pod warunkiem, że piszą krytycznie o miejscu, z którego pochodzą. Dzięki temu mieszkańcy zachodnich państw mają wrażenie, że udzielają głosu tym, którzy go utracili, a ponadto utwierdzają się w przekonaniu (fałszywym, ale zniewalającym), że żyją po właściwej – postępowej – stronie świata.

Mieszkańcy Zachodu zbyt długo żyli w przeświadczeniu, że świat składa się z przeciwstawnych obszarów – stałych i płynnych. Po jednej stronie kraje bezpieczne, demokratyczne, w których nie trzeba martwić się o prawa człowieka czy wolność słowa. Po drugiej kraje regresywne, w których demokracja jest rujnowana. Jest to obraz całkowicie zafałszowany, ale sprawia, że od autorki z Afganistanu nikt na Zachodzie nie oczekuje eksperymentalnej prozy fantastycznonaukowej, lecz opowieści o problemach kobiet zamieszkujących jej kraj. A dlaczego taka pisarka nie miałaby napisać innej książki?

Bo naruszyłaby reguły tożsamościowej gry, którą nieustannie i namiętnie prowadzimy?

Nie mamy jednej tożsamości, lecz wiele. Jestem ze Stambułu. Moja miłość do tego miasta widoczna jest w tym, co piszę. Ale czuję też silną więź z Bałkanami. Cząstka mojej duszy pochodzi z Bliskiego Wschodu. A z urodzenia jestem Europejką. Lata temu zostałam obywatelką Wielkiej Brytanii. Na co dzień mieszkam w Londynie. Theresa May, była brytyjska premierka, mawiała, że obywatel świata to człowiek pozbawiony obywatelstwa. To nieprawda. Nie unoszę się przecież nieważko w powietrzu. Jeśli jesteś obywatelką lub obywatelem świata, możesz dbać o swój kraj, swoją społeczność i lokalne dziedzictwo, a jednocześnie o planetę, los uchodźców oraz mieszkańców innych krajów.

Przez lata promowano na Zachodzie multikulturalizm. Potem został odrzucony, a nawet demaskuje się go jako źródło obecnego kryzysu.

Żyjemy w czasach wielkiej niepewności, którą dodatkowo pogłębia pandemia. Złożoność świata wydaje się przekraczać nasze możliwości poznawcze. Boimy się o los własny i bliskich. Obawiamy się, że utracimy pracę. Nie daje nam spokoju przyszłość naszych dzieci, los planety. Gdzie nie spojrzeć, same problemy. Populistyczny demagog, żerując na naszych lękach, proponuje lekarstwo: prosty, dwubiegunowy obraz świata. A my chcemy czuć się bezpiecznie, chcemy rozumieć rzeczywistość, chcemy mieć grunt pod nogami. To zrozumiała potrzeba. Ale ulegając jej, stajemy się podatni na manipulację. Autorytarny ideolog przekonuje, że jest reprezentantem homogenicznego ludu. W rzeczywistości jednak nie ma czegoś takiego. Musimy otwarcie mówić o strachu, złości i poczuciu zagubienia. Dzieląc się tymi emocjami, usłyszymy głos innych i przekonamy się nagle, że nie jesteśmy sami.

Bohaterki i bohaterowie powieści „Araf”, młodzi ludzie pochodzący z różnych kultur, nie potrafią się uporać z własnymi problemami. Na dodatek nie wiedzą, jak o nich opowiedzieć innym.

Taki problem może się pojawić zawsze, ale najczęściej występuje w reżimach autorytarnych i społeczeństwach uchodzących za monolityczne. Żyjąc w kulturze podobieństwa, trudniej opowiadać o własnych zmaganiach i emocjach. W społeczeństwie, które rozumie i afirmuje różnorodność, łatwiej wyrazić własną złożoność. Pochodzę z kraju, który przestał doceniać różnorodność. Zapłaciliśmy i dalej płacimy za to wysoką cenę. Rozumiem, że wielokulturowość dziś nie jest modna. Ale ja niestrudzenie jej bronię. Żyjemy w świecie, w którym wszystko wzajemnie się determinuje. Wirus, który pojawia się w Chinach, wpływa na życie ludzi z innych krajów. Odpowiedzią na to nie może być mur, którym oddzielimy się od reszty. Nie będziemy wtedy bezpieczniejsi. Musimy zrozumieć istotę tych wzajemnych determinacji i wspólnie szukać rozwiązań, broniąc różnorodności i egalitaryzmu. Różnice między kulturami i ludźmi mogą nas wiele nauczyć.

Twoja pisarska dwujęzyczność ma pomagać w uchwyceniu tych różnorodności?

Postrzegam język jako coś namacalnego, miejsce, do którego mogę wejść, zamieszkać na jego warunkach. Jestem przekonana, że każdy język w wyjątkowy sposób nas kształtuje.

I Ciebie ukształtowały dwa?

Nie od razu, gdyż wychowywałam się w jednojęzycznym domu. Więc wszystko zaczęło się od tureckiego. Angielskiego nauczyłam się później, dlatego moja więź z nim jest bardziej intelektualna. Związek z tureckim jest emocjonalny.

Czy ustanowiłaś hierarchię między nimi?

Do każdego z nich jestem przywiązana w inny sposób. Jeśli zamierzam opowiadać o melancholii, bólu, smutku czy tęsknocie, dużo łatwiej przychodzi mi to po turecku. Humor i ironia to domena angielskiego.

Nie możesz ironizować po turecku?

W moim macierzystym języku nie ma nawet słowa „ironia”! Turcy nie są ironiczni. Ponadto moja macierzysta mowa była kiedyś prawdziwą mieszanką. Imperium Osmańskie było wielonarodowe, wielowyznaniowe i wielojęzyczne. Słownictwo, którym posługiwali się jego mieszkańcy, to był prawdziwy kobierzec. W jednym zdaniu mogły się pojawić wyrazy tureckie, arabskie, perskie, greckie, kurdyjskie etc.

Jak to się stało, że ten bogaty niegdyś słownik został tak okrojony?

W wyniku reform Atatürka usunięto wszelkie obce naleciałości, również w języku. Pisząc po turecku, używam nowych i starych słów. Choć to źle powiedziane, bo nie rozumiem, jak można o słowach mówić, że są „stare”. Pozwólmy żyć wszystkim wyrazom. One trwają dłużej niż ludzie. Nie powinniśmy domykać granic języka, nie powinniśmy go sztucznie ograniczać. Mogę powiedzieć po turecku „żółty” lub „czerwony”, ale brakuje mi słów, za pomocą których opisałabym wszystkie znajdujące się pomiędzy nimi odcienie. A dawniej zrobiłabym to bez trudu. Wyrazy służące do tego celu pochodziły z perskiego, dlatego je usunięto. Jako pisarka zawsze w duchu opłakuję tę stratę.

Czyli pisząc po turecku, przywracasz tę różnorodność?

To bardziej skomplikowane. Od piętnastu lat piszę wyłącznie po angielsku. Na turecki moje książki przekłada znakomita tłumaczka, Omca A. Korugan. Gdy tłumaczenie jest gotowe, wraca do mnie, a ja jeszcze je poprawiam, uzupełniając tekst o stare słowa. Niektórzy mówią, że to szaleństwo, bo dwa razy pracuję nad jedną książką. ©℗

ELIF ŞAFAK (ur. 1971) jest turecką pisarką. Doktor nauk politycznych, laureatka międzynarodowych nagród literackich, była gościem Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada. Mieszka w Londynie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2020