Mundial 2022: Zakopane talenty Polaków

Mentalność, zgodnie z którą „liczy się tylko wynik”, zabiła nie tylko naszą radość z gry. W przyszłości zabije też radość dziewczyn i chłopaków, którzy dopiero śnią o występach z orzełkiem na piersi.

05.12.2022

Czyta się kilka minut

 Matty Cash i Kylian Mbappe w meczu Polska-Francja. Doha, Katar. 4 grudnia 2022 r. / /  Laurence Griffiths / Getty Images
Matty Cash i Kylian Mbappe w meczu Polska-Francja. Doha, Katar. 4 grudnia 2022 r. / / Laurence Griffiths / Getty Images

Piłkarska reprezentacja Polski zakończyła występy na mistrzostwach świata w Katarze i z pewnością można powiedzieć, że tzw. kibice neutralni nie będą za nią tęsknić. W ojczyźnie nie witamy jej z fanfarami czy honorową asystą myśliwców F-16, które w tamtą stronę eskortowały samolot z kadrowiczami aż do granic ojczyzny.

Owszem: spełnili plan minimum, czyli zdołali wyjść z grupy, remisując z Meksykiem, wygrywając z Arabią Saudyjską i przegrywając z Argentyną. Owszem: w meczu z Francją próbowali stawić czoło obrońcom tytułu – aż do 43. minuty walczyli jak równy z równym, a pięć minut przed stratą pierwszego gola sami mieli doskonałą okazję na zdobycie bramki, tylko że strzał Piotra Zielińskiego zatrzymał Hugo Lloris, a późniejszą dobitkę Jakuba Kamińskiego zablokował francuski obrońca. Koszmar, jaki przeżywali podczas oglądania meczów fazy grupowej ci, którzy oczekiwali od polskich zawodników dorównania standardom prezentowanym przez nich na co dzień w europejskich klubach, w tym sensie się nie powtórzył. Jasne: Polakom tuż przed przerwą nie udało się zastawić skutecznej pułapki ofsajdowej (ten jeden, jedyny raz spóźnił się rozgrywający poza tym bardzo dobry turniej Bartosz Bereszyński), ale później poderwali się po raz kolejny i dobiły ich dopiero błyskawiczne kontry Francuzów, z popisową akcją na 2:0, w której i zagranie z własnego pola karnego Antoine’a Griezmanna, i przyjęcie niełatwej piłki przez Oliviera Giroud, i późniejszy drybling Ousmane’a Dembélé, a w końcu strzał Kyliana Mbappé, były zaiste godne mistrzów świata.

W pierwszych komentarzach dominowały więc frazy typu „wstydu nie ma”, a ci, którzy piłką interesują się nie tylko w czasie mundialu, podkreślali, że mecz przez spore fragmenty przebiegał pod dyktando Piotra Zielińskiego, wyprowadzającego rywali w pole nie tylko podaniami, ale nawet samym sposobem, w jakim potrafił przyjąć piłkę. Że Polacy umieli odebrać futbolówkę rywalom na ich połowie, wymienić kilka podań, stworzyć przewagę w bocznym sektorze, z fantazją zaatakować...

Kariera lagi i aspiracje polskiego ludu

Tylko dlaczego dopiero na pożegnanie z turniejem? – pytali ci, którzy mieli nieszczęście oglądać spotkania Polaków w fazie grupowej. Dlaczego w inaugurującym mistrzostwa pojedynku z Meksykiem główną strategią drużyny było granie tzw. lagi – używam tego słowa, bo zrobiło międzynarodową karierę, a chodzi o długie piłki, przelatujące wysoko nad znakomicie czującym się właśnie z futbolówką przy nodze Zielińskim – do samotnie walczącego z obrońcami Roberta Lewandowskiego? Dlaczego w większości statystyk opisujących występy poszczególnych drużyn w pierwszych trzech meczach – ze szczególnym uwzględnieniem posiadania piłki i celnych strzałów – Polacy byli na szarym końcu?


MUNDIAL 2022: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


To pytania, wbrew pozorom, nie tylko piłkarskie – i nie tylko podszyte rozważaniami, co by było gdyby (gdyby np. Polska wygrała z Meksykiem, a następnie remisując z Argentyną obroniła pierwsze miejsce w grupie i w związku z tym trafiła na Australię, a nie na Francję...). Kiedy przed rokiem przeprowadzałem dla „Tygodnika” wywiad o kondycji polskiego społeczeństwa z badaczem opinii Marcinem Dumą, mój rozmówca przywołał postać jednego z bohaterów „Ziemi obiecanej” Reymonta, niejakiego Kaczmarka – chłopa, który wyjeżdża do Łodzi, z czasem się dorabia, a na końcu wraca do swojej wsi już jako pan. „To jest przemiana, którą dziś obserwujemy – mówił prezes IBRiS-u. – Jadąc do miasta, dorabiając się tam, Kaczmarek naprawdę staje się innym człowiekiem. A dziś nawet nie trzeba wyjeżdżać do miasta, bo zmianę widać w zasadzie wszędzie”.

Widać ją także w futbolu albo raczej: w naszym stosunku do niego. W trakcie mundialu selekcjoner reprezentacji Polski z meczu na mecz coraz trudniej godził się z krytyką stylu, w jakim jego piłkarze wyczołgiwali się z grupy – i podkreślał, że przecież najważniejszy jest wynik. Problem w tym, że sam wynik wielu kibiców i – co równie ważne, a o czym za chwilę – wielu piłkarzy nie zadowalał. Że oni chcieli – że myśmy chcieli – cieszyć się futbolem nowoczesnym i ofensywnym. Że nie chcieli reprezentacji grającej, jak się mówi w kręgach kibicowskich, „piach” czy „paździerz”.

„Z naszych badań – mówił mi Duma – wynika, że 72 proc. Polaków uważa się dziś za klasę średnią”. Innymi słowy: zdecydowana większość Polaków aspiruje. A aspirując, przyjmuje także pewne wzorce i narracje kulturowe. Szef IBRiS-u dawał w tym miejscu przykłady deklaracji światopoglądowych typu: „LGBT jest ok, nie mam nic przeciwko”, „z tą aborcją to naprawdę przegięli”, ale w kontekście występów reprezentacji na mundialu trudno nie dawać innych, np. „Nie chcemy lagi na Robercika”, „pozwólmy Zielkowi pokazać, co potrafi”.

Bozia czuwała, ale się nie cieszyła

„Szczęsnego szkoda”, było więc zdaniem powtarzanym po pierwszych występach Polaków w Katarze, bo bramkarz Wojciech Szczęsny utrzymał nas w turnieju broniąc rzuty karne w meczach z Arabią Saudyjską i Argentyną, ale po meczu z Francją doszło także: Zielińskiego szkoda. I Lewandowskiego, dla którego – zważywszy na wiek – był to ostatni wielki turniej, w którym mógł się pokazać z najlepszej strony. I Bereszyńskiego. I tylu innych, którzy w fazie grupowej nie dostali szansy na pokazanie, że potrafią grać w piłkę, a pod koniec spotkania z Argentyną musieli się modlić („Bozia czuwała” – powiedział po wszystkim trener Michniewicz), żeby Meksykanie nie wbili Saudyjczykom jeszcze jednej bramki i nie wyeliminowali tym samym Polaków z turnieju.

Nie tylko spotkanie z Francuzami sfalsyfikowało stwierdzenie mającego wyraźną słabość do religijnych odniesień Michniewicza, że nie zamieni wody w wino. „Myślicie, że jest trener, który w trzy dni nauczy albo oduczy kogoś grać w piłkę?” – mówił po spotkaniu z Meksykiem do dziennikarzy, ale o tym, że potrafią prezentować nowoczesny futbol, polscy piłkarze przekonywali się także za kadencji poprzedniego selekcjonera. Jasne: Paulo Sousa skompromitował się swoją rejteradą do Brazylii – ale zremisowane mecze z Anglią i Hiszpanią, a nawet zakończone porażką starcie ze Słowacją na Euro 2020 z pewnością nie było popisem antyfutbolu, którym to słowem zagraniczni dziennikarze najczęściej określali grę Polaków na mundialu w Katarze.

O tym, że ów antyfutbol nie odpowiada liderom reprezentacji, mówili także oni sami w rozmowach z dziennikarzami. „Radość z gry jest potrzebna – wypalił Lewandowski na pytanie o własną przyszłość w kadrze (doceńmy przy okazji lojalność kapitana wobec trenera i drużyny: zrobił to dopiero po zakończeniu turnieju). – Oczywiście, jest inaczej, jak próbujemy atakować. Gdy gramy bardziej defensywnie, tej radości nie ma”. „Powinniśmy wykorzystywać umiejętności takich piłkarzy jak ja, »Lewy«, Milik – wtórował mu Zieliński. – Dla mnie ta reprezentacja powinna grać tak jak dziś. Nie mamy się czego bać”.

Zauważmy, że odpowiedzią Michniewicza na przywołanie tych słów w trakcie pomeczowej konferencji było... zaatakowanie pytającego: „Dziwi mnie, że redakcja wysłała pana na duży turniej, a pan nie może zadać własnego pytania i posługuje się wypowiedziami zawodników”. Nie pierwszy to raz, gdy selekcjonerowi puszczają nerwy – tyrada, jaką wygłosił po zwycięstwie nad Szwecją, a poświęcona krytykom jego nominacji, przypominającym rozliczne kontakty Michniewicza z hersztem mafii ustawiającej mecze polskich lig w ciemnych czasach naszego futbolu, nie bardzo nadaje się do cytowania w „TP”.

Tu nie ma co narzekać, tu trzeba zmieniać

A przecież radość z gry jest naprawdę potrzebna – w trakcie tego mundialu mówił o tym nie tylko kapitan Polaków, ale także trener grających świetny futbol Hiszpanów, Luis Enrique. Bez radości piłkarze się nie rozwijają. Bez radości nie zdobywają się na odważne czy niebanalne zagrania, które przez lata zostają w pamięci kibiców.

W tym sensie unosząca się nad katarskimi występami drużyny Michniewicza alternatywa „wynik czy styl” jest fałszywa. Oprócz stylu chodzi przecież także o jakąś myśl, program czy dziedzictwo, które selekcjoner doprowadzający Polaków do jednej ósmej mundialu zostawia nam po odpadnięciu z imprezy. Kiedy po porażce z Argentyną powiedział przed kamerami, że „nie ma co narzekać, trzeba się cieszyć” (w domyśle: samym awansem), usłyszałem w tym echo słów jego niesławnego kolegi z owych ciemnych czasów polskiego futbolu, że „nie ma co trenować, trzeba dzwonić”.

Przywoływałem już w pisanym po meczu z drużyną Leo Messiego komentarzu opinię Michała Treli – jednego z najwnikliwszych, a zarazem najbardziej umiarkowanych w formułowaniu wniosków obserwatorów gry reprezentacji Polski – który jeszcze przed wygraną z Arabią Saudyjską stwierdził, że „niezależnie od wyniku, jaki osiągnie w Katarze, to na mistrzostwach świata powinna się skończyć praca Czesława Michniewicza z reprezentacją”. Dlaczego? Ano dlatego, że mając w perspektywie kolejną wielką imprezę – Euro 2024 – do której po szczęśliwym losowaniu grupy eliminacyjnej droga wydaje się szeroko otwarta, Polacy potrzebują trenera potrafiącego nauczyć ich choć w niektórych meczach atakować pozycyjnie, prowadzić grę, założyć pressing albo wyjść spod niego. „Michniewicz, wedle wszelkiej dostępnej wiedzy na podstawie 20 lat jego kariery trenerskiej, takim trenerem nie jest” – napisał Trela.

Polscy piłkarze – ci, którzy pracują i pracowali już z elitą światowych trenerów klubowych, ale i ci, którzy z racji swoich talentów mogą liczyć na taką szansę w przyszłości – potrzebują partnera.

Czy Szczęsny może żyć chwilą

Powiedzmy po sprawiedliwości, że były i inne głosy zawodników. Nie tylko dobijającego powoli do sportowej emerytury na boiskach Arabii Saudyjskiej Grzegorza Krychowiaka, ale grającego w czołowym klubie ligi włoskiej Wojciecha Szczęsnego. „Za stary jestem, żeby podziwiać piękno piłki, więcej razy na mundialu z grupy nie wyjdę” – mówił niewątpliwy bohater Polaków w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” między meczami fazy grupowej i pucharowej. I jeszcze: „Styl stylem, rozumiem narzekających, ale pocieszmy się świętem futbolu. Przeżywamy najpiękniejszy tydzień w naszym sportowym życiu”.

Po pierwsze jednak: chyba nie dla wszystkich był to tydzień najpiękniejszy. A po drugie: przypomniał mi się zapis opublikowanej na łamach „France Football” rozmowy obecnego selekcjonera Francuzów, Didiera Deschamps’a, z innym francuskim trenerem i edukatorem Jeanem-Claude’em Suaudeau. „Pamiętam okropne mecze, w których radość wygrywania była ogromna, choć samo granie w nich nie dawało żadnej frajdy. Grać dobrze i niczego nie wygrać? O nie, kompletnie mnie to nie interesuje” – mówił Deschamps, i z pewnością polski bramkarz zgodziłby się z tymi słowami, ale mnie utkwiła w głowie riposta Suaudeau: „W dzisiejszej przegranej znajduję mnóstwo elementów, które pozwolą mi wygrać jutro. Ty żyjesz chwilą, ja patrzę dalej”.

O tym „spojrzeniu dalej” pisze w wydanej kilka miesięcy przed katarskim turniejem książce „Polska myśl szkoleniowa” Michał Zachodny. Analizując niepowodzenia szkoleniowców próbujących w XXI wieku odmienić nasz futbol reprezentacyjny i klubowy (oprócz Sousy także Leo Beenhakkera, Jerzego Engela i Henryka Kasperczaka), zwraca uwagę, że wszyscy oni zmianę mentalności próbowali wymusić na zasadzie odgórnego przykładu – tymczasem wszędzie w Europie zaczyna się od fundamentów. „Dlatego we Włoszech zaczęto od innego kształcenia szkoleniowców w szkole trenerów w Coverciano. W Niemczech ujednolicono i scentralizowano system szkolenia. W Anglii wprowadzono Elite Player Performance Plan, który – wraz z pojawieniem się St George’s Park, czyli bazy treningowej dla wszystkich reprezentacji – pomógł stworzyć zupełnie inny profil piłkarza oraz trenera” – pisze Zachodny i zauważa, że „współczesny futbol nie akceptuje drogi na skróty”.

Futbolowi nauczyciele niedasizmu

Autor „Polskiej myśli szkoleniowej” również widzi w naszym futbolu lustro, które można przyłożyć społeczeństwu. Stosuje więc do rodzimej piłki pojęcie „niedasizmu”, zaczerpnięte z książki „21 polskich grzechów głównych” Piotra Stankiewicza. „Z punktu widzenia niedasizmu optymizm, przebojowość i wiara w sens zmiany na lepsze są naiwnością. Są zabawką dla młodych, którzy wciąż bawią się w piasku i nie wiedzą jeszcze, że ostateczna i najgłębsza prawda o prawdziwym życiu w Polsce to konieczność pogodzenia się z tym, że się nie da” – pisał Stankiewicz.


NAJGORSZY MUNDIAL ŚWIATA: Piłkarskie mistrzostwa w Katarze są skandalem na tylu poziomach, że nie wiadomo, od którego zacząć. Chyba że od konstatacji, iż są jedynie lustrem, w którym odbija się współczesny świat >>>


Polska myśl szkoleniowa nie funkcjonuje w oderwaniu od „polskiej myśli działaczowskiej, kibicowskiej, piłkarskiej i dziennikarskiej” – pisze Zachodny. Kolejne awanse reprezentacji na międzynarodowe turnieje – w pogoni za pieniądzem UEFA i FIFA stale zwiększają liczbę ich uczestników, więc dostać się do tego grona coraz łatwiej – usypiają te środowiska, a w światowym futbolu postępuje rozwarstwienie. Problem w tym, że „kto nie podąży za wzorcami, w których pierwszorzędną rolę odgrywa odważny i spójny pressing, kto nie wyszkoli wszechstronnie uzdolnionych technicznie oraz szybko myślących zawodników i nie da im pola do rozwoju kreatywności, ten po prostu utknie w futbolowej próżni”.

Tak się złożyło, że podczas tegorocznego mundialu spędzam wiele godzin w studiach telewizyjnych, gdzie w roli tzw. eksperta dyskutuję z niejednym polskim piłkarzem i trenerem. Niektórzy z moich rozmówców odpowiadają za szkolenie młodzieży. Większość jest pełna dobrych chęci, podpatruje nowoczesne wzory. Wszyscy wiedzą, że styl i wynik nie muszą się wykluczać. Wierzą w futbol, jak mówią, „proaktywny”, oparty na szybkości, pressingu i kontroli wyrażonej za pomocą posiadania piłki, a nie „przesuwania się” w zależności od tego, co zrobi rywal. Ale potem patrzą, jak reprezentacja Polski do lat 17 w niedawnym meczu z Francuzami na mistrzostwach Europy najpierw wychodzi w ultradefensywnym ustawieniu, a później ogranicza się do grania „lagi” i ostatecznie przegrywa 6:1. Jakie wnioski wyciągają na temat swoich karier i tego, co powinni mówić swoim podopiecznym?

Bądźmy sprawiedliwi: podcinanie skrzydeł, wmawianie polskim zawodnikom, że tak naprawdę nie umieją grać w piłkę, nie jest wyłącznie domeną Czesława Michniewicza. Można by nawet powiedzieć, że obecny selekcjoner jest po prostu przedstawicielem kolejnego pokolenia, w którym doszło do zreprodukowania traumy.

Dziewięćdziesiąt procent racji Lewego

W najbliższych dniach dyskusja skupi się zapewne na tym, czy słowa Lewandowskiego o braku radości z gry odniosą równie piorunujący efekt, co jego słynne osiem sekund milczenia po pytaniu o plan Polski na spotkanie z Włochami jeszcze za kadencji trenera Brzęczka. Czy obecny prezes PZPN Cezary Kulesza zareaguje równie zdecydowanie jak wówczas jego poprzednik Zbigniew Boniek, który wymienił Brzęczka na wspomnianego Sousę? Teoretycznie ma swobodę manewru: w Katarze mówił, że „na 90 procent” w umowie z Michniewiczem, kończącej się po mistrzostwach świata, nie ma zapisu o jej automatycznym przedłużeniu w przypadku awansu do fazy pucharowej.

Jeszcze raz spróbujmy być sprawiedliwi: kiedy Sousa rzucił pracę z reprezentacją, pole manewru PZPN było ograniczone, a wybór Michniewicza – zrozumiały. A w ostatnich miesiącach obecny selekcjoner wypełnił wszystkie założone przez federację cele. Teraz jednak nie mamy do czynienia z sytuacją nadzwyczajną, tylko taką, która pozwala planować strategicznie. Szkoleniowców z wyższej półki, a zarazem takich, którzy znajdują się w możliwościach budżetu PZPN, w świecie dzisiejszego futbolu będzie naprawdę sporo. Ilu z nich potrafiłoby pojechać z Polakami na wielki turniej w przekonaniu, że jest to odpowiednie miejsce, żeby zagrać w piłkę? I ilu polskich piłkarzy i trenerów pracujących z młodzieżą, na poziomie „fundamentów”, wypatruje z utęsknieniem takiej postaci?

Co ciekawe: o tym, że reprezentacja potrafi lepiej grać w piłkę, Robert Lewandowski mówił również w atmosferze euforii po wywalczonym awansie na mundial – tylko nie był słuchany. A Michał Zachodny zwraca uwagę, że kapitan „dorosłej” drużyny narzekał również na zachowawczy styl prowadzonej przez Michniewicza młodzieżówki, z którą obecny selekcjoner awansował do mistrzostw Europy w 2019 r.: „Wskazywał, że skupianie się w młodszej kategorii wiekowej na grze o wynik nie rozwija zawodników, którzy za chwilę będą chcieli wejść do seniorskiej reprezentacji”.

I to jest sedno sprawy. My, kibice, mamy rozbudzone aspiracje. Piłkarze, zwłaszcza ci świadomi upływającego czasu, mają oczekiwania i ambicje. A jest wśród nich także taki, który w futbolu oprócz sukcesu z reprezentacją osiągnął wszystko – i który nie tylko z racji kapitańskiej opaski zabiera głos w imieniu młodszych pokoleń. Zapewne to nie tak powinno wyglądać, że krytyczny wywiad gwiazdy ma siłę odwoływania selekcjonera. Ale przestrogę, że mentalność, zgodnie z którą „liczy się tylko wynik”, jest zabójcza dziś i będzie zabójcza w przyszłości dla dziewczyn i chłopaków, którzy dopiero śnią o występach z orzełkiem na piersi (o tym, jakie mają znaczenie nawet dla gwiazd, najwięcej mówią łzy Lewandowskiego po golu z Saudyjczykami) trzeba przyjąć.

Szkoda czasu. Czasu i talentów, które – skoro Michniewicz ma słabość do języka religijnego, odpowiedzmy mu tym samym – należy puszczać w obieg, a nie zakopywać pośrodku pola karnego.  Nawet jeśli między słupkami w tym polu karnym stoi wspaniały Wojciech Szczęsny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Zakopane talenty