Na giełdzie kandydatów na funkcję Rzecznika Praw Dziecka nie znalazło się nazwisko Mikołaja Pawlaka. Nie zgłosiło go żadne środowisko – i to chyba najlepsza recenzja działalności tego urzędnika. Środowisko lekarskie, „dostrzegając narastający kryzys psychiatrii dzieci i młodzieży”, promowało psychiatrę Pawła Kukiza-Szczucińskiego, adwokaci – mec. Monikę Horną-Cieślak, walczącą o lepszą ochronę dzieci przed przemocą (to ona uzyskała poparcie koalicji parlamentarnej).
Już te dwa – tak podstawowe – postulaty pokazują skalę zaniedbań odchodzącego RPD. Istotnej pomocy z jego strony nie doczekały się także środowiska rodziców dzieci z zespołem Downa, z niepełnosprawnościami; nie interesował się też problemami adopcji, pieczy zastępczej czy wykluczenia edukacyjnego. Jego priorytetem pozostawała ochrona praw nienarodzonych i obrona dzieci przed „szkodliwymi ideologiami” – nie sposób tu nie przywołać słynnej wypowiedzi o dzieciach wychwytywanych przez edukatorów seksualnych, w celu podania im „jakichś środków farmakologicznych” na zmianę płci.
Być może problem z RPD leży znacznie głębiej: twórcy konstytucji z 1997 r. poważnie się spierali o sensowność tworzenia tego urzędu, ponieważ jego kompetencje krzyżowałyby się z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Prof. Andrzej Zoll, RPO w latach 2000-2006, podczas prac nad tworzeniem kolejnego tego typu urzędu – Rzecznika Praw Pacjenta – wyraził opinię, że tworzenie „resortowych rzeczników” służy osłabianiu pozycji RPO. Warto zauważyć, że to RPO ma najszersze możliwości wpływania na kształt ustanawianego prawa i pilnowania jego przestrzegania.
Znamienne, że żaden z dotychczasowych rzeczników praw dziecka nie stworzył modelu działania tej instytucji. A odchodzący RPD nieraz zwracał uwagę mediów, ale nie skuteczną ochroną praw dzieci.