Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydobycie węgla spada u nas od ponad 40 lat. Gdyby spojrzeć na wykres i przedłużyć obecny trend, linia przecięłaby „zero” jeszcze przed rokiem 2040. Czy jednak wydobywany w następnych latach węgiel będzie jeszcze komukolwiek potrzebny? Państwowe firmy energetyczne mówią wprost, że utrzymywanie starych pieców przy jednoczesnym przestrzeganiu coraz ostrzejszych ograniczeń emisji przestaje być opłacalne. W listopadzie oświadczenia wydały Enea i Tauron. Pierwsza spółka planuje do 2048 r. zostawić tylko dwa bloki energetyczne w Kozienicach; pozostałe zostaną wyłączone do 2042 r. Jeszcze dalej idzie Tauron, który planuje wyciągnąć wtyczkę już w 2035 r. i to nawet w niedawno zbudowanym bloku w Jaworznie, który technicznie mógłby pracować jeszcze prawie cztery dekady. PGE podaje z kolei, że w 2040 r. będzie produkowała energię tylko z odnawialnych źródeł (OZE).
Według polskiej strategii energetycznej w 2040 r. mamy wydobywać jeszcze 40 mln ton węgla rocznie. Eksperci twierdzą, że te wyliczenia są przeszacowane (podobnie jak wszystkie z ostatnich 30 lat) i podają liczby trzy-, a nawet czterokrotnie mniejsze. Przy rosnących opłatach za emisję dwutlenku węgla i rozwijających się OZE węgiel straci na znaczeniu (tak już się stało w wielu państwach Europy). Przynajmniej w energetyce, bo tzw. twardego węgla nadal potrzebujemy do produkcji stali. Ostatecznym ciosem dla węgla może się okazać uruchomienie elektrowni jądrowej albo nowe unijne normy normy emisji metanu, które – na razie – udało się Polsce w negocjacjach nieco złagodzić.