Czechy i kufel goryczy: gospodarka w kryzysie, rząd traci poparcie, a w dodatku piwo drożeje

Niemiecki dziennik „Die Welt” nazwał niedawno Czechy „chorym człowiekiem Europy”. „Może i tak jest – ripostują Niemcom Czesi – ale to od was się zaraziliśmy”.

13.02.2024

Czyta się kilka minut

Piwowar z odnowionego renesansowego browaru we wsi Lobec w środkowych Czechach.  17 sierpnia 2023 r. / MICHAL CIZEK / AFP / EAST NEWS
Piwowar z odnowionego renesansowego browaru we wsi Lobeč w środkowych Czechach. 17 sierpnia 2023 r. / Michal Cizek / AFP / East News

Czy kłopoty gospodarki Czech powinny nas interesować? Jak najbardziej: Czechy są drugim po Niemczech celem polskiego eksportu, a w przeliczeniu wartości wywiezionych dóbr na mieszkańca kraju docelowego plasują się nawet wyżej od Niemiec.

Równocześnie nie ma w Europie Środkowej kraju, którego gospodarka byłaby silniej związana z Niemcami niż czeska. Tutejsi ekonomiści mawiają pół żartem pół serio, że żyją w kolejnym landzie. Do zachodniego sąsiada trafia stąd jedna trzecia eksportu (w przypadku Polski to 28 proc., a Słowacji 21 proc.).

Szczególnie silne są powiązania w łańcuchach dostaw branży motoryzacyjnej, których fundamentem jest od 1991 r. inwestycja Volkswagena w zakłady Škody (dziś spółka Škoda Auto). W kategorii produkcji aut w przeliczeniu na liczbę mieszkańców Czechy są na drugim miejscu na świecie. Silne są też związki w energetyce: zerwanie z pełną zależnością od rosyjskiego gazu było w Czechach możliwe dzięki wykorzystaniu niemieckiej infrastruktury.

Efekt jest jednak i taki, że – jak dowodzi analiza grupy bankowej Erste – żaden inny kraj regionu nie odczuwa tak boleśnie skutków gospodarczych kłopotów Niemiec: spadek niemieckiego PKB o 0,5 proc. pociąga za sobą obniżenie podobnego wskaźnika w Czechach o prawie 0,25 proc. (w przypadku Polski połowę mniej).

SKANSEN PALIWOWY? | Diagnoza „chorego człowieka Europy” – idąc za porównaniem „Die Welt” – nie sprowadza się jednak tylko do zależności od Niemiec. W końcu PKB Czech spadł o 1,5 proc. w relacji do wartości sprzed pandemii, podczas gdy niemiecki PKB nieznacznie, ale wzrósł (Polska z wynikiem plus 9 proc. należała do europejskich liderów wzrostu w tym okresie).

Nad Wełtawą coraz więcej mówi się o pułapce rozwojowej, w której znalazły się Czechy, a której symbolem może być brak jasnych perspektyw dla powstania tu fabryki baterii dla aut elektrycznych – tak ważnych dla kraju, którego jedna piąta eksportu dotyczy branży motoryzacyjnej. Kilka miesięcy temu Praga straciła nadzieję, iż Volkswagen ulokuje taki zakład koło Pilzna.

W tym czasie inne kraje Grupy Wyszehradzkiej nie zasypiają gruszek w popiele. Polska i Węgry już są w skali Unii potęgami, a Słowacja właśnie podpisała memorandum o budowie takiej fabryki w kooperacji z Chinami. Tymczasem z centrali Volkswagena dochodzą wieści, że Škoda Auto może stać się w ramach koncernu „skansenem spalinowym”.

Co więcej, Czechy od lat mają problem z realizacją dużych inwestycji – w tym w infrastrukturę drogową. Z punktu widzenia inwestorów są coraz droższe i obciążone znaczną biurokracją. Zarazem – choć wydają na badania i rozwój w relacji do PKB najwięcej w Grupie Wyszehradzkiej – trudno im pod względem innowacyjności konkurować z europejskimi liderami. Kraj, który jest najsilniej w Unii uzależniony od przemysłu, cierpi też wskutek wzrostu cen energii i relatywnie niskiej efektywności energetycznej.

ZAPATRZENI W POLSKĘ | Szukając recept na problemy gospodarki, Czesi rozglądają się za inspiracjami – i coraz częściej znajdują je nad Wisłą. Od kilku lat mówi się o „polskim cudzie drogowym”, a czeski resort transportu i posłowie są w kontakcie z polskimi odpowiednikami i starają się kopiować niektóre rozwiązania. Niedawno słyszałem od nich, że po skopiowaniu określonych przepisów w końcu „coś ruszyło” i perspektywy są lepsze. Jest co nadrabiać, bo tylko w latach 2011-21 Polska oddała – w proporcji do liczby ludności – sześciokrotnie więcej kilometrów dróg szybkiego ruchu niż Czechy.

Co Czechów interesuje prócz dróg? Choćby większa efektywność wykorzystywania funduszy unijnych. Tu duże znaczenie ma nie tylko szczebel centralny, ale i samorządy. Polskie województwa są przeciętnie trzykrotnie większe niż czeskie kraje i mają większe kompetencje, co czyni je efektywniejszymi. Polskie samorządy czerpią też większe korzyści finansowe np. z inwestycji przemysłowych, przez co są bardziej zaangażowane w ich przyciąganie niż samorządy czeskie; te z kolei bywają bardziej skłonne do ich blokowania.

Zrzeszenia czeskich pracodawców regularnie przytaczają Polskę jako wzór w kategorii sprawności administracji. Chodzi zwłaszcza o szybkie uzyskiwanie pozwoleń budowlanych i możliwość zatrudnienia specjalistów z zagranicy. Oddajmy głos Tomášowi Prouzie, wiceszefowi Izby Gospodarczej (to największy związek pracodawców): jeden z inwestorów miał mu powiedzieć, że „zanim dostanie pozwolenie budowlane w Czechach, w Polsce już będzie miał wszystko wybudowane i będzie mógł działać”. Także w kwestii dostępu do rynku pracy Prouza nie ma wątpliwości: – W Polsce programista z Indii uzyska pozwolenie na pracę w ciągu trzech miesięcy. Jeśli w Czechach dostanie pozwolenie w ciągu roku, będzie to cud.

„INWAZJA” POGRANICZA | Z pewnym zaciekawieniem patrzy się też na polskie duże projekty. Jedni uważają je za megalomańskie, wpisujące się w czeski stereotyp Polaka, który ma myśleć romantycznie i cierpieć na manię wielkości. Inni doceniają jednak odwagę i myślenie w dalszej perspektywie czasowej. W tygodniku „Ekonom” przedstawiciel jednego z czeskich instytutów badawczych z podziwem opisywał projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego i infrastruktury kolejowej wokół niego. „Czechy mogłyby wówczas stać się polskimi peryferiami. Firmy globalne chętniej wybrałyby Polskę jako swoją siedzibę i tam będą odprowadzać podatki” – pisał.

Jeśli już o podatkach mowa: coraz więcej Czechów zostawia część podatków konsumpcyjnych (VAT i akcyza) w Polsce, a to przy okazji zakupów. Dane z jednego z największych czeskich banków pokazują, że liczba transakcji dokonywanych czeską kartą płatniczą w Polsce wzrosła w pierwszej połowie 2023 r. o 37 proc. (licząc rok do roku), natomiast aż o 289 proc. w relacji do pierwszej połowy 2019 r. (ostatniego przed pandemią).

Media nad Wełtawą donoszą o coraz większych odległościach, które Czesi są gotowi regularnie pokonywać, aby zaopatrzyć się w Polsce w niezbędne produkty. Jako stały bywalec terenów pogranicznych mogę potwierdzić niewidzianą wcześniej skalę tej „inwazji”.

IDEOWO LIBERALNI | Prócz wyzwań rozwojowych, tych na przyszłość, Czechy mają też bieżące problemy związane ze spadającym poziomem życia, co przekłada się na rosnący niepokój społeczny. Płacą tym rachunek m.in. za rygoryzm polityki fiskalnej i monetarnej. Czeski bank centralny należał do prymusów w podnoszeniu stóp procentowych, co wprawdzie mogło pomóc ograniczyć inflację, ale kosztem stłumienia krajowego popytu. Konsumpcja gospodarstw domowych była na minusie (w ujęciu rok do roku) w sześciu z siedmiu ostatnich kwartałów. Jej wartość jest dziś na poziomie z roku 2016 (i 9 proc. poniżej poziomu sprzed pandemii). Z silnej korony nie są zachwyceni czescy eksporterzy.

Choć Czechy należą do państw Unii z najniższym długiem publicznym oraz z deficytem budżetowym na średnim poziomie, rząd realizuje pakiet oszczędnościowy. W sytuacji, gdy płace realne w 2022 r. spadły tu najsilniej w regionie (o 8 proc., podczas gdy w Polsce i Niemczech o 2-2,5 proc.), spada też zaufanie do rządu. Centroprawicowy gabinet Petra Fiali, który powstał w grudniu 2021 r. i niedawno przekroczył półmetek kadencji, cieszy się zaufaniem tylko 17 proc. obywateli.

Przywiązani ideowo do liberalnej polityki gospodarczej, rządzący długo zwlekali z jakąkolwiek pomocą dla obywateli w łagodzeniu skutków wzrostu cen energii. Dziś prąd jest tu wyraźnie droższy nie tylko w porównaniu z Polską, ale także z Austrią, znacznie przecież zamożniejszą.

GDY DROŻEJE PIWO | Elity Czech, a także społeczność międzynarodowa chwalą – i słusznie – umowę na zakup myśliwców F-35 dla czeskiej armii (to największy kontrakt zbrojeniowy w historii Czech) czy zwiększanie bezpieczeństwa energetycznego kraju za sprawą kolejnych zakupów przez państwo spółek w tym sektorze (dzięki nim w gestii państwa znalazła się większość magazynów gazu czy operator sieci gazociągowej). Jednak czescy podatnicy z trudem mogą pojąć, dlaczego rząd znajduje środki na te wydatki, a nie może (czy też nie chce?) znaleźć pieniędzy na ulżenie im w ich codziennych trudach.

Jesienią 2023 r. trzy czwarte przedszkoli oraz szkół wzięło udział w strajku – był to jeden z większych strajków po 1989 r. – żądając podwyżek dla pracowników niepedagogicznych, tj. od psychologów po osoby zatrudnione w kuchni. Choć już teraz, ze względu na niskie wynagrodzenia (i śladowe bezrobocie), są problemy ze znalezieniem chętnych do pracy na tych stanowiskach, rząd chce ograniczyć o 2 proc. środki na ich płace. Dopiero pod koniec stycznia rząd przyjął decyzję o przekazaniu im dodatkowych środków, które jednak nie zmienią zasadniczo ich sytuacji.

Zachwyceni nie są też emeryci, którzy stracili na zmianie mechanizmu waloryzacji ich świadczeń: przeciętny emeryt dostał w 2023 r. mniej o równowartość 175 zł miesięcznie, niż gdyby emerytury były waloryzowane według pierwotnego schematu.

Gdy w Polsce myśli się, czy zostawić zerowy VAT na podstawowe produkty spożywcze, czy też przywrócić tu stawkę 5 proc., rząd Fiali zdecydował jedynie o obniżce tego VAT-u od 2024 r. z 15 do 12 proc. Za to zdrożeje np. woda mineralna, przesunięta do wyższej kategorii VAT (z 15 do 21 proc.), podobnie jak piwo kuflowe (z 10 także do 21 proc.). Mimo znacznego wzrostu cen żywności cena ulubionego przez Czechów złotego trunku była dotąd na poziomie akceptowalnym dla mieszkańców. Czy jego zdrożenie może przelać – nomen omen – czarę goryczy?

BABIŠ NA FALI | Podobna polityka zaciskania pasa, prowadzona przed dekadą przez centroprawicę, doprowadziła do tego, że wiatr w żagle złapały lewica i zaczynająca wówczas swoją polityczną przygodę populistyczna partia ANO Andreja Babiša. „Straszenie Kalouskiem”, ówczesnym ministrem finansów, było jednym z ich ulubionych zajęć.

Dziś głosy protestu łowi niemal w całości Babiš. Wprawdzie lider największej partii opozycji też nie ma strategii rozwojowej z prawdziwego zdarzenia, ale obiecuje wydatki prospołeczne. Obecnie głosowałby na niego co trzeci Czech. Jeśli Babiš nie popełni błędów, jesienią 2025 r. to on może formować rząd. Centroprawicy zostają więc niespełna dwa lata na udowodnienie słuszności obranej strategii – bądź na nowe kroki, które przekonają większość Czechów.

Dr KRZYSZTOF DĘBIEC jest ekonomistą, pracował w ambasadzie RP w Pradze, obecnie jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Piwna czara goryczy