„Make Královec Czech ­Again”, czyli jak Czesi kpią z Putina

Żartują z Rosji i za pieniądze z publicznej zbiórki kupują Ukraińcom czołg. Ale na ulice wychodzą też zwolennicy zmiany kursu wobec Rosji.

14.10.2022

Czyta się kilka minut

Demonstracja Czechów i Ukraińców na placu Wacława przeciw rosyjskim nalotom na ukraińskie miasta. Praga, 11 października 2022 r.  / /  FOT. MICHAELA RIHOVA / CTK / PAP
Demonstracja Czechów i Ukraińców na placu Wacława przeciw rosyjskim nalotom na ukraińskie miasta. Praga, 11 października 2022 r. / / FOT. MICHAELA RIHOVA / CTK / PAP

„Ponad sto dziesięć tysięcy koron nazbieraliśmy!” – pisze do mnie wcześnie rano Tomáš Kotrouš, student historii i jeden z głównych organizatorów happeningu „Make Královec Czech ­Again” (Przywróćmy Królewiec Czechom), który odbył się dzień wcześniej przed rosyjską ambasadą w Pradze.

Była to, jak podkreśla Kotrouš, akcja satyryczna. Ale już jak najbardziej serio zbierano tam pieniądze dla ukraińskiej armii. W zamian można było dostać koszulkę z przesłaniem dla Putina – podobnym do tego, jakie kiedyś usłyszał kapitan rosyjskiego okrętu wojennego.

Na wakacje do Královca

– To miał być dowcip, wyśmianie nielegalnych rosyjskich referendów na Ukrainie poprzez deklarację, że my przeprowadzimy referendum w sprawie przyłączenia Kaliningradu do Czech – wyjaśnia Kotrouš. Popularność akcji go zaskoczyła: na miejscu stawiło się około trzystu osób, na Facebooku interesowało się nim kilka tysięcy, a relacje trafiły do wszystkich najważniejszych czeskich mediów.


ZBIÓRKA DLA UKRAIŃSKICH OBROŃCÓW

„Są pilne ­potrzeby. Nadeszła jesień, chłody. Mamy prośby z frontu. Pomożecie?” – pisze do nas Ihor, znajomy ukraiński wolontariusz. Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy: Chcemy odpowiedzieć na jego prośbę >>>>


Innych niespodzianek nie było. Zgodnie z przewidywaniami uczestnicy fikcyjnego referendum poparli aneksję Kaliningradu.

Głosowanie zorganizowane przez praskich studentów było kolejną odsłoną żartu, który zaczął żyć własnym internetowym życiem po tym, jak eurodeputowany Tomáš Zdechovský udostępnił na Twitterze mapkę stworzoną przez polskiego internautę pokazującą podział obwodu kaliningradzkiego między Polskę a Czechy – tak, „aby nasi bracia Czesi mieli w końcu dostęp do morza”.

Nawet historyczne uzasadnienie się znalazło: Königsberg, po czesku Královec (czyli dosłownie Królewski Gród), założono w 1255 r. i nazwano na cześć czeskiego króla Przemysła Ottokara II, który dowodził zorganizowaną przez zakon krzyżacki wyprawą, mającą podbić te ziemie. Teraz Czesi rzucili się do tworzenia memów i wkrótce Královec miał połączenie kolejowe z Pragą, własną stronę propagującą turystykę, planowano też piłkarskie bałtyckie derby, a po Bałtyku zaczął krążyć czeski pancernik „Vondráčková”. W zabawę włączyli się politycy i niektóre instytucje państwowe.

Walczymy także humorem

„Czesi to śmiejące się bestie – stwierdzili organizatorzy happeningu przed ambasadą Rosji. – Nie mamy wielkiej armii ani broni jądrowej, ale mamy poczucie humoru”. Określenie „śmiejące się bestie” przypisuje się Reinhardowi Heydrichowi, który podczas II wojny światowej pełnił funkcję niemieckiego namiestnika Protektoratu Czech i Moraw. Miał trzymać Czechów w ryzach, a zginął w wyniku zamachu przeprowadzonego przez ruch oporu.

– Czesi zawsze śmieją się z tego, co najgorsze, w ten sposób są w stanie to najgorsze znieść – mówi „Tygodnikowi” Tomáš Kotrouš . I dodaje: – Wyśmianie reżimu czy dyktatora to najlepszy sposób, by nie traktować go poważnie.

Studencka akcja „Královec”, przeprowadzona z lekkością i humorem, nie tylko przypomniała, że rosyjskie aneksje są nielegalne, ale pokazała też ich absurd.

– Czesi nie walczą siłą, ale humorem – mówi także socjolog Nikola Hořejš z ośrodka badania opinii publicznej STEM. – Boimy się, by nie prowokować Rosji, ale Královec jest humorystycznym sposobem walki, którego się nie boimy.

Na marginesie královeckiego uniwersum warto przypomnieć, że Czesi mają wprawę w tworzeniu realistycznych fikcji. Np. w ankiecie na największego Czecha w historii miał wygrać Jára Cimrman, fikcyjny dramatopisarz i wynalazca. Jego imieniem nazwano kilka ulic, powstają o nim prace naukowe i filmy dokumentalne. Nie jest zaskoczeniem, że – jak donosi teraz Twitter – Cimrman urodził się w Královcu.

Zrzutka na czołg

Żarty na bok – Czesi pomagają też Ukrainie na serio i konkretnie.

Zrzucili się na przykład na czołg dla ukraińskiej armii. Potrzebne 33 mln koron (6,5 mln zł) zebrali w niecały miesiąc. Zmodernizowany czołg T-72 Avenger, któremu nadano imię „Tomáš” (na pamiątkę Tomáša Garrigue Masaryka, pierwszego prezydenta suwerennej Czechosłowacji), niedługo ruszy na wschód. Minister obrony Jana Černochová żartowała, że to odpowiedni prezent dla Putina, który niedawno obchodził 70. urodziny.

Teraz na stronie internetowej „Dárek pro Putina”, która działa niemal od początku inwazji i wspiera ukraińską armię (pozyskane środki są przekazywane ukraińskiej ambasadzie, a ta kupuje wyposażenie dla żołnierzy), trwa zbiórka na amunicję dla „Tomáša”.

Czołg „Tomáš” to oddolna pomoc, ale Ukrainie od początku pomaga też państwo. Czechy były wśród pierwszych krajów, które przekazały jej czołgi, już w kwietniu. Rząd Petra Fiali ma w tej kwestii jednoznaczne stanowisko. Instytut Światowej Gospodarki z Kilonii szacuje, że wojskowa pomoc Czech sięga 0,3 mld euro (dla porównania: znacznie bogatsze Niemcy przeznaczyły 0,7 mld euro, a Francja 0,2 mld).

„To nie nasza wojna”

Nie wszyscy jednak myślą tak, jak premier Fiala czy student Kotrouš i jego przyjaciele.

We wrześniu dwukrotnie na ulice Pragi wyszli ludzie, by protestować – formalnie z powodu rosnących kosztów życia, ale de facto przeciw proukraińskiej polityce rządu, postrzeganej przez protestujących jako przyczyna wzrostu cen. W pierwszej demonstracji w Pradze uczestniczyło ok. 70 tys. osób, w drugiej nieco mniej, ale wciąż kilkadziesiąt tysięcy. Za drugim razem protesty organizowano też w innych miastach, m.in. Brnie i Pilźnie.

Protesty odbyły się pod hasłem „Czechy na pierwszym miejscu”, przypominającym trumpowskie „America First”. Można je określić jako antyrządowe czy wręcz antysystemowe: uczestnicy to zarówno skrajna prawica, jak i komuniści, antyszczepionkowcy i wyznawcy teorii spiskowych. Choć premier Fiala mówił, że demonstrację zwołały siły prorosyjskie, a nawet określił organizatorów jako „rosyjską piątą kolumnę”, to jednak byłoby uproszczeniem określić tak wszystkich jej uczestników.

Kim zatem są? – Łączy ich brak zaufania do rządu i do demokracji, wielki strach spowodowany wzrostem cen energii i inflacją, teorie spiskowe, poglądy antyunijne. Nie można powiedzieć, że wszyscy są przeciwnikami NATO i zwolennikami Rosji. Organizatorzy są wprawdzie prorosyjscy, ale uczestnicy nie chwalą Putina, nie chcą, by Rosja wygrała z Ukrainą – uważa
dr Nikola Hořejš. – Zresztą ludzi, ­którzy mają takie poglądy, jest w kraju niewielu. Według naszych badań to ok. 4 proc. i ten odsetek się nie zmienia.

Protestujący domagali się dymisji rządu i podjęcia negocjacji z Rosją w sprawie dostaw taniego gazu. Deklarowali, że chcą pokoju, a wojna w Ukrainie to „nie nasza wojna”.

– Chcieliby, żeby Republika Czeska ogrodziła się płotem i nie musiała rozwiązywać problemów świata – mówi Hořejš.

Czeski przypadek

Gwałtownie rosnące ceny energii i koszty utrzymania, inflacja, obawa przed nadchodzącą zimą – to nie są tylko czeskie problemy. Odczuwają je mieszkańcy chyba każdego europejskiego państwa i w każdym władze muszą się z tym obawami – w znacznym stopniu uzasadnionymi – zmierzyć.

Na tym tle przypadek Czech jest o tyle ciekawy, że takim strachem napędzają się przede wszystkim ugrupowania i ruchy będące na skraju lub wręcz poza sceną polityczną – poza zasiadającą w parlamencie populistyczną partią Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) Tomio Okamury, ale ona organizuje własne demonstracje.

– Lęku wywołanego wojną, ale głównie cenami i inflacją doświadcza co najmniej jedna trzecia Czechów, a prawie połowa ma związane z tym pewne obawy. Ale gdy demonstrację zorganizowały związki zawodowe, w Czechach dość słabe, frekwencja była niska. Antysystemowe i marginalne ruchy stworzyły dużo kanałów w mediach społecznościowych jeszcze w czasach protestów antyszczepionkowych i teraz przestawiły je na protesty antyrządowe – ocenia Nikola Hořejš. 

– Choć parlamentarne partie opozycyjne ANO i SPD flirtują z podobnym kierunkiem, próbują go wykorzystać i dotrzeć do podobnych ludzi, to nie mogą z nimi konkurować pod względem radykalności czy konspiracjonizmu – dodaje socjolog.

Słowem: ulicę przejęli radykałowie.

Kapitał lęku

Pod koniec września w Czechach odbyły się wybory samorządowe i częściowe wybory do Senatu (co dwa lata wymieniana jest jedna trzecia tej wyższej izby parlamentu). Andrej Babiš – były premier i lider największej partii opozycyjnej ANO – chciał, aby głosowanie to stało się testem popularności rządu. Jednak w wyborach do Senatu koalicja rządząca obroniła swoją pozycję.

Natomiast w wyborach lokalnych zabrzmiał dzwonek alarmowy: liczbę radnych trzykrotnie zwiększyła skrajna i ksenofobiczna SPD (ugrupowanie postulujące m.in. wyjście Czech z NATO). Teraz SPD będzie miała swoich ludzi w radach wszystkich miast wojewódzkich, również w Pradze.

Kolejne wybory, tym razem prezydenckie, czekają Czechów w styczniu 2023 r. Parlamentarne powinny się odbyć w 2025 r. i do tego czasu wiele może się zdarzyć. W poprzednich wyborach do parlamentu na partie skrajne i radykalne, jak właśnie SPD czy komuniści (ci nie przekroczyli jednak progu wyborczego), oddano w sumie ponad 17 proc. głosów.

Jest to więc duża grupa wyborców, z których wielu może czuć, że teraz nie są reprezentowani. Pytanie, czy organizatorzy ostatnich protestów mogą tę frustrację przetworzyć w polityczną siłę.

– Takie demonstracje mogą wpłynąć na to, gdzie przesunie się ANO, SPD i inne podobne partie. Spójrzmy na kryzys migracyjny z roku 2015: najpierw antymuzułmańską histerię podchwyciły siły marginalne, które dziś już nawet nie istnieją. Ale one przyczyniły się do powstania SPD, a do pewnego stopnia także ANO. Atmosferę strachu przemienili w polityczny kapitał – przypomina Hořejš.

Socjolog zaznacza jednak, że radykalne żądania i slogany nie wystarczą, bo potrzebne są także finanse, media i zdolność organizacyjna. – Tego radykalne siły w Czechach nie mają – podkreśla Hořejš.

Wierzę, że wytrwamy

Zdaniem komentatorów przyszłość rządu Fiali zależy od tego, jak poradzi sobie z kryzysem energetycznym. Na razie, podobnie jak w innych krajach, wprowadzono limit wzrostu cen energii.

Jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy, tutaj stanowisko rządu się nie zmieni – za to mogą się zmienić nastroje społeczne. I znów zasadnicze znaczenie może mieć sytuacja na rynku energetycznym i zahamowanie (lub nie) wzrostu kosztów utrzymania. Bo o ile na początku rosyjskiej inwazji ludzie bali się głównie zagrożenia militarnego, to teraz bardziej boją się właśnie rosnących cen i skupiają na problemach dnia codziennego.

– Zasadniczo jesteśmy po stronie Ukrainy, ale pada pytanie o siłę tego poparcia – wskazuje Hořejš. – Boimy się pomagać ukraińskim uchodźcom, żebyśmy sami nie zubożeli.

Faktycznie, coraz częściej pojawiają się narzekania na koszty pomocy dla uciekinierów i to także wykorzystują organizatorzy protestów. „Republika Czeska potrzebuje czeskiego rządu. Gabinet Fiali jest może ukraiński, a może brukselski, ale na pewno nie czeski” – wołała na demonstracji Zuzana Majerová Zahradníková, liderka skrajnie prawicowej i eurosceptycznej partii Trikolora. Kolejne protesty zapowiedziano na 28 października, w święto państwowe (odpowiednik polskiego 11 listopada).

Tomáš Kotrouš jest jednak optymistą, jeśli chodzi o poparcie Czechów dla Ukrainy.

– Nie zapomnieliśmy, co Rosjanie nam zrobili w roku 1968 – mówi, przypominając inwazję wojsk Układu Warszawskiego, która zdławiła ówczesną próbę reformy systemu komunistycznego. – Ta trauma okupacji nadal jest odczuwalna.

– Pamięć o roku 1968 to jedna sprawa – dodaje Kotrouš. – A druga… Cóż, na początku pandemii wszyscy pomagali sobie nawzajem, a potem to osłabło. Z pomocą dla Ukrainy może być podobnie. Myślę jednak, że większość ludzi w Czechach nie zmieni poglądu na pomoc Ukraińcom, bez względu na kryzys energetyczny. Wytrwamy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2022

W druku ukazał się pod tytułem: „Tomáš” rusza na front