Przedostatni dzień Festiwalu rozpoczął się od dyskusji na temat reportażu – a szczególnie jego znaczenia w obliczu kolejnych kryzysów migracyjnych. Zdaniem Olgi Stanisławskiej reporter, w przeciwieństwie do dziennikarzy i innych ekspertów, ma wgląd w doświadczenie pojedynczego człowieka. Może też oddać mu głos, a tym samym przygotować nas, czytelników, na spotkanie z innymi. Z kolei Dionisios Sturis, opowiadając o swoich dramatycznych doświadczeniach z grecko-tureckiego pogranicza na Morzy Śródziemnym, mówił o kryzysie wyobraźni, który dotyka mieszkańców globalnej Północy.
„Gdy myślimy o uchodźcach z Afganistanu czy Syrii, odruchowo wizualizujemy sobie ludzi zupełnie innych od nas. A przecież ich świat, zanim nie zniszczyła go wojna, wyglądał bardzo podobnie do naszego”, mówił reporter, komentując narastające zobojętnienie Europejczyków na krzywdę innych. „Identycznie wyglądała sytuacja w lesie na polsko-ukraińskim pograniczu. Kiedyś wzbraniałem się przed takim podniosłymi słowami, ale niedawno zrozumiałem, na czym polega misja reportera”, dodał trzeci gość spotkania, Szymon Opryszek.
Rasizm niejedno ma oblicze. „Gdy wchodzi się do angielskiej księgarni, można odnieść wrażenie, że powieści tworzone przez czarnoskóre kobiety to niemalże osobny gatunek literacki. Z jednej strony pojawiają się w nich określone problemy społeczne, ale prawie zawsze w sztywno określonych ramach”, mówiła brytyjska pisarka Natasha Brown. Jej „Przyjęcie” to historia kobiety, która próbuje odnaleźć się w świecie silnie zhierarchizowanym, gdzie role dla wszystkich są już z góry rozpisane, a poziom sprawczości zależy od płci, rasy i pozycji społecznej.
W dalszej części spotkania Brown gorzko opowiadała o wciąż nieprzepracowanym dziedzictwie kolonializmu. Jej zdaniem problem polega na tym, że w debacie publicznej nie ma miejsca na dyskusję nad skomplikowaną, imperialną przeszłością Wielkiej Brytanii, a ta wciąż ma wpływ na codzienne życie ludzi. Choćby w kwestii dostępu do opieki medycznej – wątek, który odgrywa kluczową rolę w jej powieści. „Aby sensownie odnosić się do problemów w relacjach międzyludzkich, musimy lepiej zrozumieć mechanizmy z przeszłości, które wciąż je kształtują”, mówiła pisarka.
O trudnej przeszłości, która wciąż zatruwa teraźniejszość, opowiadali także goście kolejnego spotkania: Nona Fernández (Chile) i Martín Kohan (Argentyna). Autorzy z Ameryki Południowej od początku podkreślali, że w mówieniu o trudnej historii niezwykle ważne są szczerość i precyzja. „Z Europejskiej perspektywy historia Chile, Argentyny i innych państw regionu mogą wydawać się podobne, ale wyłącznie za cenę daleko idących uproszczeń”, mówiła Fernández.
Nie ma przeszłości bez wyobraźni
Z kolei Kohan podkreślał, że nie chodzi tu o jakąś południowoamerykańską obsesję na punkcie przeszłości i obalonych reżimów. „Choć minęło wiele lat, wiele spraw wciąż pozostało niewyjaśnionych. Ludzie byli torturowani i zabijani, znikali bez śladu. Nie ma na to mojej zgody. Na takich fundamentach nie da się budować demokratycznego społeczeństwa”, argumentował Argentyńczyk. Co więcej – jego zdaniem nie chodzi tu o przywracanie pamięci, a raczej walkę z jej fałszywymi, ale konkurencyjnymi wariantami. „To także studium mechanizmów władzy, które przysłużyć ma następnym pokoleniom”, dodała Fernández.
Normalność w czasach terroru
Obywatele globalnej Północy inaczej postrzegają świat – inaczej też doświadczają wędrówki po nim. Świetnie pokazuje to wydana właśnie po polsku „Wędrówka” indonezyjskiej pisarki Intany Paramadithy, gościni ostatniego dnia spotkania festiwalowego. W swojej formie nawiązuje ona do tradycji powieści interaktywnej z lat 80., w której to czytelnik podejmuje wiele fabularnych decyzji, przeskakując między rozdziałami i opisywanymi w nich miejscami.
„Zazwyczaj projektowany odbiorca takiej książki jest przezroczysty, ale mi zależało, żeby była to kobieta z kraju biednego Południa. Chciałam, żeby moi czytelnicy spojrzeli na świat właśnie z tej perspektywy”, mówiła autorka, dodając gorzko, że po świecie wędruje się inaczej, gdy w kieszeni ma się indonezyjski paszport, a nie na przykład amerykański, jak choćby bohaterka powieści „Jedz, módl się i kochaj”. To konsumpcyjne (często bezrefleksyjnie) podejście do rzeczywistości przeciwstawiała kosmopolityzmowi zwykłych ludzi, dla których przekraczanie granic to nie lada wyzwanie.