Ciało idealne na lato

Zaświeciło słońce, zrzuciliśmy ciepłe ubrania. Po pandemicznej izolacji marzymy o plaży. A presja na idealny wygląd rośnie wprost proporcjonalnie do temperatury.

21.06.2021

Czyta się kilka minut

 / KAMILA SZCZEŚNIAK / NIEŁADNIERYSUJE
/ KAMILA SZCZEŚNIAK / NIEŁADNIERYSUJE

Opowiada Kamila: – Miesiąc temu byłam w galerii mierzyć kostiumy kąpielowe. Jeden, drugi – źle. Tu coś wystaje, brzuch za duży. A przecież w teorii wiem, że to przesadne zastrzeżenia, bo mierzyłam najmniejsze rozmiary. Mam 34 lata, dwa lata temu urodziłam syna. W tej chwili ważę 53 kilo. Wiem, że jestem uprzywilejowana, bo mieszczę się w przyjętym kanonie. I ogólnie jestem zadowolona z tego, jak wyglądam. Ale na wadze wciąż staję codziennie.

Kamila Szcześniak, rysowniczka, działająca jako Nieładnierysuje, opublikowała ostatnio w sieci ilustrację: widać na niej cztery kobiety w strojach plażowych, prezentują różne typy sylwetek.

– Od dziewczyn i kobiet, które mnie obserwują, dostałam kilka tysięcy wiadomości – mówi. – Były dziewczyny, które mają tyle wzrostu, ile ja, i ważą sto kilo. Pisały o tym, jak się na zmianę głodzą i objadają, opowiadały o wyszydzaniu w szkole, o braku koleżanek. O wizytach u psychiatry i o tym, że znikąd nie otrzymują pomocy. O tym, że ubierają się w wielkie czarne worki i wstają zawsze z myślą „jestem obrzydliwa”.

Pisały chude i kościste dziewczyny, które całe lato chodzą w dżinsach i długich rękawach, pocą się i jest im gorąco, ale nie są w stanie ubrać się inaczej, bo boją się ocen.

Jedna z kobiet napisała, że urodziła trojaczki, a tydzień po porodzie partner zapytał, dlaczego został jej brzuch i kiedy zniknie. Inna opowiadała o pracy w sklepie spożywczym na kasie, gdzie jej ciało oceniają obcy ludzie – rzadko ktoś mówi jej coś w twarz, ale słyszy te uwagi rzucane pod nosem. Pewna kobieta opisała historię sprzed lat, kiedy jako nastolatka dostała pod choinkę od rodziców 21 kilogramowych opakowań cukru. Chcieli w ten sposób uświadomić jej, jak dużą ma nadwagę.

– Mamy silnie zakorzenione przyzwolenie na to, że jak idzie przysłowiowa „gruba baba”, to możemy ją obciąć od góry do dołu, skomentować i na głos ocenić, bo nam się tak podoba – kontynuuje Kamila Szcześniak. – Wstyd się przyznać, ale mnie samej wielokrotnie zdarzało się wypluć komentarz: „ale gruba”, „szkieletor”. Nie w twarz, ale te podszepty z boku też są bolesne.

– A dlaczego wszyscy mamy być tacy idealni? – pyta. – To nie jest przecież nasz obowiązek. I moje rysunki są o tym. Mam wrażenie, że z akceptowaniem wszystkich ciał jest trochę tak, jak ze szczepionkami: dopiero gdy 70 proc. społeczeństwa się zaszczepi, będziemy odporni. I dopiero jak większość z nas zacznie postrzegać ocenianie cudzego ciała jako grubiaństwo, coś ruszy.

Patrzymy w lustro

Co Polacy sądzą o swoich ciałach? Czy jesteśmy zadowoleni ze swojego wyglądu? Bada to co kilka lat CBOS, ostatnie sondaże pochodzą z 2017 r. Wtedy niezadowolenie ze swojego wyglądu zadeklarowało 25 proc. Polek i 16 proc. Polaków. Akceptacja dla swojej fizyczności spada wraz z wiekiem.

Własny wygląd jest dla Polaków bardzo ważny, zdecydowana większość (87 proc.) przywiązuje do niego duże znaczenie. Trzy czwarte badanych podkreśla, że ma on duży wpływ na powodzenie w życiu osobistym i zawodowym. Zmiany wyglądu? 18 proc. badanych mówiło o takiej potrzebie, najczęściej chcieli schudnąć, na drugim miejscu była poprawa muskulatury.

Od publikacji raportu CBOS minęło kilka lat, ale patrząc na inne badania dotyczące relacji z ciałem (według badań WHO Polska przoduje w niezadowoleniu z wyglądu; polskie nastolatki są najbardziej krytyczne w stosunku do swojego ciała na tle młodzieży z całej Europy) czy głosy ekspertów, można zakładać, że odsetek niezadowolonych ze swojego wyglądu w kolejnym sondażu będzie wyższy.

W dyskusji o idealnym ciele, która przybiera na sile, gdy zaczyna się robić cieplej, na pierwszy plan wysuwają się waga i tematy związane z odchudzaniem. W czasie pandemii Polacy przytyli: 42 proc. przybrało na wadze średnio 5,7 kg – wynika z badania Ipsos „COVID 365+” zrealizowanego w pierwszym kwartale 2021 r. Problem nadwagi lub otyłości dotyczy dziś co drugiego mieszkańca Polski – to świeże dane, również z początku tego roku. Co na to wpłynęło? Podczas izolacji poziom aktywności fizycznej spadł, dziś 43 proc. dorosłych Polaków nie realizuje jej minimalnego poziomu, który według WHO wynosi między 150 a 300 minut umiarkowanego wysiłku fizycznego w tygodniu.

Co jakiś czas badania dotyczące wyglądu, stosunku do własnego ciała i kompleksów zlecają koncerny z szeroko rozumianej branży beauty. Często jednak bazują one na ankietach i nie są przeprowadzane na reprezentatywnej próbie. Trudno zakładać też neutralność – branże kosmetyczna czy fitness są niezwykle silnymi graczami, jeśli chodzi o kreowanie kanonu piękna i zarządzanie kompleksami, a sprzedawanie określonego wyglądu pod przykrywką troski o zdrowie jest wręcz standardem.

Zdrowie i liczby

Aneta mówi: – W rodzinie zawsze byłam tą idealną. Jak coś poszło mi nie tak, to mówili, że to „rysa na diamencie”. Bardzo chciałam schudnąć, określiłam sobie cel, ale waga po pewnym czasie przestała spadać. Nie mogłam tego znieść, zaczęłam szukać innych sposobów. Wpadłam w zaburzenia odżywiania, w bulimię, zapętliłam się w tym. Jak szłam na plażę, to zawsze zastanawiałam się, co ludzie o mnie pomyślą, jak skomentują. Rozbierałam się, opalałam, ale ta myśl była zawsze ze mną.


Łukasz Sakowski: Współczesny świat został wspaniale urządzony, żeby nas utuczyć. Ruszamy się coraz mniej – bo w końcu nie musimy – a jemy coraz więcej. Bo w końcu możemy.


– Ten „trud lata” wydaje mi się szczególny w tym roku, bo podczas izolacji w pewnym sensie byliśmy w strefie komfortu, w domu – tłumaczy Agata Głyda, terapeutka i psychodietetyczka, autorka książki „Równowaga. Jak ogarnąć dietę i odzyskać spokój”. – Wiele osób w terapii zgłasza ten problem, że są oceniane z powodu zmiany wagi; że inni pozwalają sobie na komentarze, że nazywają grubasami. Bo choć „gruby” to w teorii normalny przymiotnik, jednak w codziennym języku nacechowany jest bardzo negatywnie: że gorszy, leniwy. Ale też wiem, że dużo osób o wyższej wadze jest za tym, żeby słowo „gruby” normalizować i go używać.


CZYTAJ TAKŻE

KS. ADAM BONIECKI: Na kogo wyglądam>>>


– Ciało warto kochać bez względu na rozmiar. Żeby mieć bikini body, wystarczy włożyć bikini. Bo każde ciało jest dobre na plażę – mówi Marta Kielak, dietetyczka z fundacji Kobiety bez Diety. – Rozmawiamy w fundacji z kobietami o bardzo różnym wyglądzie. Większość z nich jest całe życie na diecie. Często zaczyna się odchudzaniem wakacyjnym, tak promowanym przez wiele pism kobiecych. Po wakacjach i nagrodzeniu się jedzeniem za wcześniejsze „cierpienie” najczęściej utracone kilogramy wracają, a te osoby zostają w poczuciu niedoli i porażki. To błędne koło. A ciągłe diety i wahania wagi nie są dla kobiet dobre ze względów np. hormonalnych. Mężczyźni z kolei często się przetrenowują, pracując tylko nad konkretnymi partiami ciała, co nie jest dobre dla mięśni czy dla układu szkieletowego. Ta presja na dążenie do określonego wyglądu nie pomaga w czuciu się zdrowo i po prostu dobrze, bo organizm nie lubi dużej liczby zmian, a adaptacja też bywa dla niego trudna. Warto go małymi krokami prowadzić w stronę zdrowia, a nie w stronę ciała na sezon plażowy – tłumaczy.

Na fali dążenia do kanonu ważniejsze od zdrowia stają się często liczby: ta widoczna na wadze, obliczony w internecie współczynnik BMI, rozmiar na metce.

– To, że wartość na wadze nie pokazuje wartości człowieka, brzmi jak banał, ale dla wielu nie jest wciąż oczywiste – mówi Kielak. – Bez względu na to, czy to jest niedowaga, otyłość, czy dopiero co przekroczona magiczna górna granica wskaźnika BMI, czyli stosunku masy ciała do wzrostu. Warto sobie uświadomić, że wskaźnik BMI opracowano dwieście lat temu, i że nie jest najważniejszy. Pod względem zdrowotnym dużo istotniejsze są wyniki badań krwi, zawartość tkanki tłuszczowej wisceralnej, masy mięśniowej czy wody w organizmie. Mnóstwo osób mieści się w normach BMI, ale ich organizm dostaje np. słabe jakościowo jedzenie – wyjaśnia dietetyczka.

– Jesteśmy dziś od ciała mocno odklejeni. Traktujemy je jak maszynę, która ma działać i się nie psuć. Dodatkowo rozdzielamy psychikę i fizjologię. A wiemy już, że jelita są niemal jak drugi mózg, że stan ich mikroflory wpływa na nasze samopoczucie, na pracę układu nerwowego, i że to jest ściśle ze sobą powiązane. Jeśli będziemy się troszczyć o to, co nakładamy sobie na talerz, to zadbamy o całokształt: o funkcjonowanie narządów, procesy metaboliczne i samopoczucie – podkreśla Kielak.

Same plusy

Mówi Hanna: – Jako dziecko miałam nadwagę i odstający brzuch. Mama często powtarzała mi, żebym się nie ubierała w rzeczy obcisłe, swetry musiały kończyć się na biodrach, podkoszulki latem musiały być luźne. Byłam już dorosła, kiedy ktoś mi uświadomił, że idealnie płaskie brzuchy u kobiet są raczej wyjątkiem niż średnią.

Jakiś czas temu pojechałam do mamy w swetrze, w którym się świetnie czułam, cieszyłam się, że go kupiłam. Mama powiedziała: „W tym swetrze to średnio, bo ci widać brzuch”. Przez chwilę poczułam się źle w czymś, w czym przed chwilą było mi fantastycznie. Znów byłam jak ta mała dziewczynka.

– Niezadowolenie z ciała jest wyuczone: to nie tak, że od urodzenia patrzymy na brzuch i myślimy: za duży, brzydki, wystający – tłumaczy Agata Głyda. – Kształtują nas tu głównie trzy rzeczy. Po pierwsze, środowisko rodzinne, które uczy nas pewnych emocji, jak silnie związana z ciałem emocja wstydu. Dziecko uczy się przez obserwację: widzi mamę, która narzeka na swój wygląd, która ciągle mówi, że musi schudnąć. To w nim zostaje. Drugi to środowisko rówieśnicze, w którym za inność łatwiej zostać odrzuconym niż zaakceptowanym. A trzecie to kultura, w której żyjemy, media, którym daleko do ciałopozytywności. Gdzie sprowadzani jesteśmy do jednego słusznego kanonu piękna i wszystko, co się weń nie wpisuje, wpędza nas w kompleksy – wylicza psychodietetyczka.

Ciałopozytywność to polski odpowiednik nazwy ruchu społecznego body ­positive, który przez pokazywanie całego spektrum ciał ma uczyć akceptowania ciała innych oraz swojego tu i teraz, takim, jakie akurat jest. Korzenie ruchu sięgają lat 60. XX w., a na początku był on ściśle zorientowany na walkę z dyskryminacją osób o większej wadze, co do dziś pozostaje jego trzonem. Przeciwnicy i ci, dla których treści promowane przez ruch są trudne do zaakceptowania, najczęściej zarzucają mu jednak, że zajmuje się promocją otyłości.

Agata Głyda: – Czy ruch ciałopozytywny ma promować osoby o wyższej wadze? Tak, ma promować fakt, że takie osoby istnieją. Ale czy promuje to, by zachorować na E66, bo taki ma numer otyłość w klasyfikacji zaburzeń? Nie. Ma pokazywać, że te osoby są w przestrzeni publicznej i nie muszą się ukrywać. Jako społeczeństwo jesteśmy strasznie uprzedzeni wobec osób otyłych, stereotypy są tu bardzo silne. Przestrzeń dla nich i równe traktowanie mogą pomóc systemowo leczyć otyłość, gdy w gabinecie lekarskim osoba o wyższej wadze nie usłyszy już słów „proszę schudnąć” jako recepty na wszystkie schorzenia, a w przestrzeni publicznej nie będzie się wstydziła zjeść posiłku. Media społecznościowe, mimo swoich wielu wad, pozwoliły tym osobom trochę się pokazać.

Marta Kielak: – Nadwaga i otyłość narastają w zastraszającym tempie, to naglący problem dla społeczeństw, bo wiążą się z nimi choroby metaboliczne, i już w wieku 30-40 lat możemy mieć cukrzycę, hipercholesterolemię, problemy stawowe. A otyłości mogą towarzyszyć depresja czy obniżony nastrój. Nie można tego problemu ignorować i zawsze warto dbać o zdrowie. Jednak droga do zdrowia i dobrego samopoczucia nie wiedzie przez stygmatyzację osób o większej masie ciała i presję na konkretny wygląd. To, że osoby z otyłością noszą kostiumy kąpielowe czy krótkie sukienki, nie znaczy, że coś promują i manifestują „bądź koniecznie taka, jak ja”. One pokazują: „to jestem ja”. Potrzebna jest nam normalizacja i złoty środek. Bardzo często, żeby zacząć dbać o ciało i zdrowie, musimy zaakceptować to miejsce, w którym jesteśmy.

Na swojej skórze

Opowiada Dominika: – Od 14 lat moje łokcie i nogi pokryte są zmianami, mam łuszczycę. Czasem ludzie uważają, że osoby z chorobami czy problemami skórnymi są zapuszczone, nie dbają o siebie. A my aż za bardzo skupiamy się na tej skórze, ona ustawia całe nasze życie. Nigdy nie zapomnę, jak po wielu namowach pojechałam z przyjaciółką i jej znajomymi na Mazury. Przed wyjazdem cały czas myślałam o tym, żeby tylko była brzydka pogoda i że będę się naprawdę bardzo cieszyć, jak będziemy chodzić w dresach i nie będzie trzeba nic nikomu tłumaczyć. Pogoda była ładna, a mnie nikt o nic nie pytał.

Wielu osobom na problemy skórne pomaga słońce. Ale zasłaniają się ubraniami, bo się wstydzą, boją oceny, spojrzeń. O swojej skórze piszę na Instagramie, podpisuję się Pani Łuska. Ktoś kiedyś zarzucił mi, że skoro akceptuję łuszczycę, to dlaczego się leczę? A ja powtarzam, że akceptacja nie oznacza bierności. Dziś już się nie wstydzę, gdy ktoś na mnie spojrzy. Może zrobił to z ciekawości? A może pomyślał sobie: odważna dziewczyna, bo pokazuje swoją skórę?

Mniej nie znaczy wcale

Adam mówi: – Jak słyszę „lato” i „ciało”, to od razu myślę: „włosy”. Od wczesnego okresu dojrzewania mam silne owłosienie. To na twarzy jest określane jako „sexy”, na rękach i nogach jest traktowane neutralnie, ale już włosy na plecach zawsze wzbudzały obrzydzenie. To, że jestem „owłosiony jak małpa”, było latem jednym z elegantszych sformułowań. Zastanawiałem się kiedyś, czy się po prostu nie golić. Kolega powiedział mi wtedy, że może lepiej, żebym tego nie robił, bo dla faceta i tak lepiej być „obleśnym” niż „pedałem”.

– Mężczyźni nie są wolni od presji na idealne ciało. Słyszą, że facet zaczyna się od metra osiemdziesiąt, że nie może być niższy od kobiet. Że prawdziwy mężczyzna to minimum 80 kilogramów. Dużo się mówi teraz o emancypacji kobiecych ciał, bo i też presja jest znacznie większa, ale faceci mają swoje kompleksy i na plaży też mogą czuć się zawstydzeni z różnych powodów – tłumaczy Agata Głyda. – Bycie mężczyzną w mniejszym ciele, brak muskulatury, do jakiej przyzwyczaiła nas kultura masowa, bywają powodem do wyszydzania w każdym wieku. Mężczyźni mają też ogromną barierę przed mówieniem o ciele, i musi to być naprawdę dobra relacja, czy to z bliską osobą, czy terapeutyczna, żeby się odważyli. Wydaje mi się, że ciałopozytywność męska jest jeszcze przed nami. Ale to zacznie się dziać, bo widać, że za granicą powoli już rusza.

Po co to pokazywać

Na początku czerwca dyskusję w mediach społecznościowych, a także poza nimi, wzbudził post celebrytki Agnieszki Kaczorowskiej, która napisała o tym, że zapanowała „moda na brzydotę”, a pokazywanie na zdjęciach rzeczy, które nie wpisują się w kanon piękna, jest „siedzeniem w błotku, w którym tak miło się taplać”. To, że media społecznościowe są głównym kanałem dla nurtu ciałopozytywnego, wcale jednak nie oznacza, że zdjęcia, na których widzimy wyidealizowane życia i ciała, z miejsca stają się mniejszością. Przekaz mainstreamowy pozostaje stały.

Aktywistki ciałopozytywne (bo to w Polsce – przynajmniej na razie – tylko kobiety) w mediach społecznościowych pokazują czasami wręcz niewygodne dla mainstreamu wizerunki ciał. Bo w main­streamie, nawet gdy już pojawiają się modelki plus size, to zawsze są wydepilowane, opalone i mają pożądaną figurę klepsydry. Czyli są po części w kanonie.

Kaya Szulczewska na Instagramie prowadzi profil ciałopozytyw_polska: – Chcę tworzyć takie miejsce, żeby można było zobaczyć różnorodne ciała i posłuchać historii, jakie za nimi stoją. Często słyszę zarzut: „My wiemy, że tak wyglądają ciała, ale po co to pokazywać?”. Sama na ciałopozytywność trafiłam w 2017 r. przez temat włosów na ciele. Przeczytałam artykuł o dziewczynie, która się nie goli. Zawsze miałam z tym problem, szczególnie latem: po depilacji włosy wrastały, miałam stany zapalne, a efekt ciągle był daleki od kanonu piękna. Czułam, że to jest skazana na porażkę walka ze swoim ciałem, która odbija się na moim samopoczuciu i samoocenie. Czy dziś nieogolone nogi i pachy u kobiety szokują? Pewnie tak. Czy ludzie się gapią? Czasami. A przecież depilacja to stosunkowo młoda presja, moda na nią w naszym kręgu kulturowym zaczęła się całkiem niedawno – mówi.

Działaczka podkreśla, że ciałopozytywność nie jest od promowania nowego kanonu. – Ma na celu pokazywać rzeczy poza nim, żeby dawać miejsce na różnorodność i uczyć akceptacji względem innych ciał. Także własnych.

– Działam aktywistycznie na Instagramie i wynika z tego dużo dobrego, bo media społecznościowe dają możliwość dotarcia do większej liczby osób – mówi Szulczewska. – Jednak będąc tam, czuję się winna, że utrzymuję ludzi w tym mocno toksycznym medium, które ma na celu głównie przyciągnięcie reklamodawców, żeruje na podsycaniu stereotypów i kompleksów. Dlatego w budowie jest strona internetowa cialopozytyw.pl, gdzie nie będzie ciałonegatywnych reklam. Bo teraz, gdy pokazuję na moim profilu cellulit, to zaraz obok pojawiają się reklamy czegoś na jego zwalczanie; gdy mówię o cieniach pod oczami, to moi obserwujący i obserwujące widzą reklamy specjalistycznych kremów. I nie mam na to wpływu. Łatwo jednak o skrajne podejście, bo media społecznościowe sprzyjają radykalizowaniu się stron, a nie chodzi teraz przecież o to, żeby narzucać kobietom, że mają nóg nie golić albo że wszyscy powinniśmy przytyć.

– Byłam ostatnio nad Bałtykiem i okazuje się, że na polskich plażach jest bardzo ciałopozytywnie. Można robić sobie wspaniałą terapię wizualną – dodaje Szulczewska. – Mamy ciała starszych i młodszych, są grubsi i chudsi, z wiszącą skórą… Powinniśmy dążyć do większego luzu w kwestii wyglądu, żeby ciągle nie łypać na siebie: bo ten jest gruby, a tamta nie ogoliła pach. Doświadczajmy życia, zamiast ciągle męczyć siebie i innych komentowaniem wyglądu. ©℗

Imiona niektórych postaci zostały zmienione.

JAK CZUĆ SIĘ LEPIEJ NA PLAŻY (I NIE TYLKO)

RUSZ SIĘ

Obraz ciała w naszej głowie poprawia regularny ruch. Nie chodzi o treningi, które mają sprawić, że będzie się wyglądało w określony sposób. Chodzi o wybieranie ruchu, który nie katuje nas zmniejszeniem obwodu talii lub zwiększeniem obwodu bicepsa, lecz który rozwija ciało i uczy szacunku do niego. Aktywność fizyczna nie zawsze będzie łatwa, ale gdy znajdziemy coś na miarę naszych możliwości, to przestanie być karą.

OSWÓJ SIĘ W DOMU

Jeśli wstydzisz się wyjścia na plażę, przymierz i ponoś strój kąpielowy wcześniej. Gdy krępują cię krótkie spodenki – zanim pójdziesz na spacer do parku, spędź w nich kilka godzin. Jeśli wstydzisz się braku muskulatury, częściej zdejmuj w domu koszulkę. Polecanym przez wielu terapeutów ćwiczeniem na poprawę obrazu ciała jest chodzenie po domu bez ubrań – żeby najpierw przed sobą osłabić uczucie wstydu.

SKUP SIĘ NA TU I TERAZ

Jesteś już na plaży lub w parku? Spróbuj skończyć z próbami czytania ludziom w myślach, skup się na tu i teraz. A w naturze są ku temu świetne okazje. Możemy poczuć, jak na spacerze wiatr chłodzi nasze ciało i rozwiewa nam włosy, jak na plaży piasek grzeje nasze stopy i przesypuje się przez dłonie; możemy się skupić na doświadczeniu powolnego wchodzenia do wody, poczuć granicę między zimnem a ciepłem. Negatywne myśli mogą wracać: jeśli potrafimy, nie uciekajmy przy pierwszym dyskomforcie. Jedni wolą skok na głęboką wodę, dla innych lepsze będzie powolne zanurzenie.

Oprac. EWELINA BURDA na podst. rozmów z Agatą Głydą

JAK ODPOWIADAĆ NA KOMENTARZE DOTYCZĄCE CIAŁA

Zwracając uwagę na wygląd, ludzie mają różne intencje. Możemy tylko zakładać, dlaczego coś mówią, nigdy nie mamy pewności. Ale zawsze mamy prawo powiedzieć, że tego nie chcemy. Nie po to, żeby sprawić komuś przykrość czy próbować na siłę go zmienić, ale po to, żeby chronić siebie.

NIE PRZYJMUJĘ OPINII, O KTÓRE NIE PROSIŁAM/EM Prosto, asertywnie, bez tłumaczenia się. Nie dziękujemy w odpowiedzi – wtedy w pewien symboliczny sposób nie przyjmujemy tego niechcianego komentarza-prezentu.

W JAKIM CELU MI TO MÓWISZ? To pytanie otwarte, które nie zamyka tematu, lecz prowokuje do dalszej dyskusji – zastanówmy się, czy jesteśmy na nią gotowi. Może być pomocne, jeśli poprzednie prośby nie przyniosły rezultatu. Dajemy komentującej osobie możliwość zastanowienia się, w jakim celu naprawdę zwraca nam uwagę.

NIE JESTEM OD ZASPOKAJANIA POTRZEB ESTETYCZNYCH Podkreślamy, że jesteśmy podmiotem, a nie przedmiotem, i nie istniejemy po to, żeby się komuś podobać. Nasze ciało to nie muzealny eksponat.

WIDZĘ, ŻE JEST CI TRUDNO PRZYJĄĆ MÓJ WYGLĄD Możemy spróbować w ten sposób, jeśli ktoś przejawia nadmierną troskę, o którą nie prosimy. Bywa tak, że ktoś jest pogodzony ze swoim ciałem albo jest w trakcie terapii, a grono samozwańczych specjalistów chce tę osobę leczyć.

NIE CHCĘ, BYŚ KOMENTOWAŁ/A MÓJ WYGLĄD. CZUJĘ SIĘ WTEDY ŹLE Zwracamy uwagę na swoje emocje, na to, jak się czujemy, i komunikujemy to, czego oczekujemy od drugiej osoby.

Oprac. EWELINA BURDA na podst. Rozmów z Agatą Głydą

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2021