Bliźniaczki z Auschwitz

Choć obóz opuściły 76 lat temu, siostry Lea i Yehudit Csengeri – ofiary eksperymentów pseudomedycznych – do dziś odczuwają lęk przy kontakcie z lekarzem.
z Tel Awiwu

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Rosie Csengeri z córkami Yehudit i Leą, rumuński Siedmiogród, ok. 1937 r. / ARCHIWUM PRYWATNE / ARCHIWUM PRYWATNE
Rosie Csengeri z córkami Yehudit i Leą, rumuński Siedmiogród, ok. 1937 r. / ARCHIWUM PRYWATNE / ARCHIWUM PRYWATNE

Krótko po wyzwoleniu obozu Auschwitz 27 stycznia 1945 r. siedmioletnie wówczas bliźniaczki Lea i Yehudit Csengeri usłyszały polecenie, że mają objąć się i stanąć wraz z innymi ocalałymi koło płotu z drutu kolczastego. Zanim mogły jeszcze poczuć smak wolności, miały wziąć udział w filmie propagandowym Armii Czerwonej, w którym już po fakcie zainscenizowano wyzwolenie obozu. Wszystko było upozowane, mówią mi siostry Csengeri, patrząc na swoje postaci uchwycone w stopklatce.

Pomimo że całkowicie zaaranżowany, film stanowi ważną dokumentację wyjątkowego losu żydowskich bliźniaczek, które przetrwały straszne eksperymenty prowadzone na nich przez niemieckiego sadystę-lekarza Josefa Mengelego. W kadrze filmu, eksponowanym w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau, widać także ich matkę Rosalię (używała ona też – jak wielu europejskich Żydów – imion żydowskich: Miriam-Rachela), wówczas 28-letnią. Ona również przetrwała obóz.

Siostry wspominają, że matka odegrała kluczową rolę w ich przetrwaniu. – Żyjemy tylko dzięki niej. Czesała nas, myła w śniegu i zakradała się do naszego baraku, żeby przynieść trochę chleba – mówi Yehudit.

Pewnego razu, gdy Mengele prowadził na nich eksperyment, matka wdarła się do baraku i ubłagała, żeby przestał. Za karę dostała zastrzyk, po którym straciła przytomność na dwa tygodnie. – To nasza bohaterka. Mało jest przykładów, że obaj bliźniacy czy obie bliźniaczki przetrwały obóz i eksperymenty – opowiada Lea (po mężu Huber).

Trzymałyśmy się razem

Yehudit i Lea urodziły się w 1937 r. w miasteczku Șimleu Silvaniei (węg. Szilágysomlyó) w rumuńskim Siedmiogrodzie. W 1940 r. miasto zostało przyłączone do Węgier (mając wsparcie Niemiec, państwo węgierskie odebrało wówczas Rumunii część terenów, które utraciło na jej rzecz po I wojnie światowej).


CZYTAJ WIĘCEJ

DODATEK SPECJALNY: Oczami dzieci. Auschwitz, Majdanek, Łódz – koszmar nie mija >>>


W 1942 r. ojciec bliźniaczek, Zvi, został skierowany na przymusowe roboty, a w maju 1944 r. Yehudit i Lea zostały przeniesione wraz z matką do getta. Wkrótce potem wywieziono je do Auschwitz. Z całej ich rodziny, która trafiła do obozu, przeżyły tylko one i matka.

Ponieważ były jednojajowymi bliźniaczkami, lekarz SS Josef Mengele wybrał je do swoich niesławnych eksperymentów pseudomedycznych. Mengele prowadził badania nad zagadnieniem bliźniactwa oraz fizjologią i patologią skarlenia, szukał sposobu na genetyczne warunkowanie cech aryjskich u dzieci i zwiększenie liczby ciąż mnogich – dlatego do badań wybierał bliźniaki, spośród więźniów żydowskich i romskich.

– Jak tylko przenieśli nas do baraku dla bliźniąt, dowiedziałyśmy się, że Mengele regularnie zachodzi, aby wybrać dzieci, których potrzebuje do eksperymentów. W naszych oczach, małych dziewczynek, był silną, władczą postacią. Kimś, kto decydował, kto przeżyje, a kto umrze – mówi Lea.

Najbardziej bały się, że któregoś dnia tylko jedna z nich wróci z eksperymentów. – Widziałyśmy, że z większości par zostaje jedno. Trzymałyśmy się mocno za ręce – opowiada Yehudit.

Jeszcze dziś, po 76 latach od opuszczenia obozu, siostry nie życzą sobie, by wdawać się w szczegóły eksperymentów, jakie prowadzono na nich w bloku Mengelego. Chcą zachować te wspomnienia dla siebie. Ale wnuczka Lei, Shani Levany, zdecydowała się opowiedzieć nieco o ich styczności z nazistowskim lekarzem.

– W jakimś stopniu je sobie upodobał. Nazywał je „ślicznymi Csengeri” i zwracał się do nich po imieniu, a nie numerami. Pewnego razu przesunął je do przodu w kolejce po posiłek, bo były zbyt grzeczne, zbyt dobrze wychowane i nie umiały się przepychać – powiedziała Shani.

Yehudit i Lea wspominają, że po wyzwoleniu sporo czasu zajęło im, zanim zdały sobie sprawę, że są wolne. – Byłyśmy małymi dziewczynkami i nie odczuwałyśmy tego wyzwolenia. Owszem, dostawałyśmy trochę więcej jedzenia, ale dalej nie miałyśmy domu. Zajmowałyśmy się odbudowywaniem naszego życia – zauważa Lea.

Prawdziwe poczucie wolności przyszło 15 lat później, gdy w 1960 r. wraz z ocalałymi rodzicami wyemigrowały z komunistycznej Rumunii do Izraela. – Wreszcie byłyśmy wolne, nikt nas nie prześladował – wspomina Lea.

– Nikt nas już nie pytał, co robimy – dodaje jej siostra.

Bez dziadków

Siedemdziesiąt osób z ich szerokiej rodziny zginęło w Holokauście – w tym jedna z babć i jeden z dziadków.

– Kiedy byłam mała, chciałam mieć kogoś, do kogo mogłabym mówić „babciu”, „dziadku”. Ale nie było nikogo takiego. To smutne – powiedziała Yehudit, która dziś nosi nazwisko Barnea. – Z drugiej strony mam swoją rodzinę, cieszę się ze swojego pięknego kraju i jego osiągnięć. Wygrałam.

W styczniu 2020 r., gdy w 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz przypadał Międzynarodowy Dzień Pamięci Holokaustu, obie siostry wzięły udział w konferencji na Uniwersytecie Ben Guriona w Beer Szewie, zorganizowanej przez Żydowskie Centrum Etyki Medycznej działające przy tej uczelni. Dyskutowano tam o różnych kwestiach bioetycznych związanych z Holokaustem.

Wnuczka Lei, Shani, studiuje medycynę na tym uniwersytecie. Wybór zawodu miał dla niej szczególne znaczenie w świetle cierpień, jakie jej babcia oraz babcia cioteczna doznały z rąk kogoś, kto miał tytuł doktora. – Zadawałam sobie pytanie, jakiego rodzaju lekarzem chcę być i jakimi zasadami etycznymi będę się kierować w pracy z pacjentami. Mam nadzieję, że nie będę jedynie przestrzegać zasad, ale zdołam dostrzec w każdym pacjencie istotę ludzką – mówi Shani.

Lęk przed lekarzem

Shani Levany pracuje jako asystentka doktora Matthew Foxa w uniwersyteckim centrum etyki medycznej. Badania Foxa dotyczą ostatnio tego, jak współczesna medycyna, nawet w XXI wieku, radzi sobie z wyzwaniami, które postawił przed nią okres nazistowski. – Nie ma w dzisiejszej etyce medycznej żadnego dylematu, który nie byłby jakoś z tym tematem związany – zapewnia Fox. Jak zauważa, dotyczy to różnych nowych terapii i eksperymentów z udziałem ludzi, a także eutanazji, aborcji i inżynierii genetycznej oraz relacji między zdrowiem publicznym a jednostkowymi prawami pacjenta.

Pomimo upływu tylu lat od wyzwolenia z obozu siostry Csengeri wciąż odczuwają lęk przy każdym kontakcie z lekarzem. – Staramy się chodzić jak najrzadziej do lekarzy, bo wciąż jest w nas lęk wywołany przez eksperymenty, jakie na nas robiono – mówi Lea.

– Fakt, że lekarz zrobił nam krzywdę, pozostał na długie lata w podświadomości. Idąc do doktora, czujemy wahania. To straszny lęk – dodaje Yehudit. – Nawet proste badanie krwi to koszmar. Lekarz to dla nas zagrożenie, widzimy w nim zimną okrutną osobę. Do dziś, kiedy spotykam lekarza, który jeszcze mnie nie zna, tłumaczę mu, że ma do czynienia ze szczególnym rodzajem pacjentki.

Mimo tego lęku obie mają, rzec można, osobiste więzi z medycyną: Lea wyszła za weterynarza, a Yehudit za dentystę. Obie siostry chciały studiować stomatologię, ale zanim wyemigrowały do Izraela, musiały w komunistycznej Rumunii zadowolić się szkołą dla techników dentystycznych. Yehudit pracowała potem jako pomoc dentystyczna przy swoim mężu i synu, który również wybrał tę specjalizację.

– To bardzo ważne, aby lekarz zdawał sobie sprawę, że pacjent to istota ludzka z duszą, uczuciami, wątpliwościami i lękami – dodaje Yehudit.

Znaki ostrzegawcze

Matthew Fox podziela ten pogląd: – W trakcie studiów nasi przyszli lekarze uczą się o niebezpiecznej równi pochyłej, po której może się stoczyć medycyna. Kształcimy ich, aby byli wyczuleni na znaki ostrzegawcze.

– Medycyna to szlachetne powołanie, ale z drugiej strony lekarze to przecież ludzie. Kiedy myślimy o zbrodniarzach wojennych, zwykle przychodzą nam na myśl policjanci, żołnierze, a nie lekarze. Ufamy lekarzom. Nie traktuje się ich jak ludzi, którzy mogliby popełniać zbrodnie wojenne – dodaje Fox.

Rzeczywistość zadała temu kłam. Matthew Fox, który badał ten temat, twierdzi, że Josef Mengele to tylko czubek góry lodowej, jeśli chodzi o udział niemieckich lekarzy w zbrodniach wojennych III Rzeszy. Mengele był na świeczniku, ale prawie cały system medyczny Niemiec został zmobilizowany do współudziału w przeprowadzeniu Zagłady.

– Wielu ludzi nie wie, że Mengele prowadził swoje eksperymenty w Auschwitz w ramach programu badań postdoktoranckich, pod opieką światowej sławy genetyka z Berlina. Finansowała go prestiżowa fundacja naukowa – mówi Fox. Zresztą pierwszą grupą, która popełniła systemowe mordy w nazistowskich Niemczech, też byli lekarze. Chodzi o program eutanazji (o kryptonimie T4) z lat 1939-41: kilkadziesiąt tysięcy pacjentów z ułomnościami fizycznymi lub psychicznymi, w tym wielu Niemców, zostało zabitych przez lekarzy i pielęgniarki – czyli przez ludzi, którzy mieli się nimi opiekować i leczyć.

Celem było pozbycie się ludzi chorych i kalekich, uznanych za społeczny balast. Pierwsze komory gazowe, jak zauważa Fox, zainstalowano w niemieckich szpitalach, gdzie zabijano pacjentów na długo przed tym, zanim zaczęło się gazowanie w obozach zagłady. – W trakcie tego procesu medyczny­ ­establishment rozwinął teoretyczną i praktyczną infrastrukturę zastosowaną potem do ludobójstwa Żydów – dodaje.

Jak podsumowuje Fox, badania historyczne świadczą dziś niezbicie, że niemiecki establishment medyczny, z doktorem Mengele jako najsławniejszym przedstawicielem, był w pełni włączony w Holokaust.

– Lekarze wstępowali do NSDAP i SS proporcjonalnie częściej niż jakakolwiek inna kategoria zawodowa – mówi Matthew Fox. – Tych zbrodni dokonywali nie tylko poszczególni lekarze, tacy jak Mengele, ale cały system: kręgi akademickie, stowarzyszenia zawodowe, instytucje badawcze. Wszystkie te podmioty były mocno zaangażowane na każdym poziomie. © Przełożył PB

OFER ADERET jest publicystą izraelskiego dziennika „Haaretz”, w redakcji zajmuje się tematami historycznymi. Tekst ukazał się w „Haaretzu”, przedrukowujemy go za zgodą autora.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021