Awantura o Muchę

Spór o obrazy powstałe ponad 80 lat temu podzielił Czechów. Nagle wszyscy interesują się "Słowiańską epopeją" Alfonsa Muchy: dziełami o przesłaniu, zdawałoby się, od dawna archaicznym.

19.10.2010

Czyta się kilka minut

Sarah Bernhardt, francuska aktorka dramatyczna - skandalizująca i wielka - była gwiazdą. A także, podobno, kochanką księcia Walii Edwarda VII. W każdym razie, jak każda gwiazda, nie znosiła zwłoki i sprzeciwu. Kiedy w 1894 r. zażądała, żeby plakat przedstawienia "Gismonda", w którym grała, zaprojektował młody grafik z dalekich Czech, nikomu nie przyszło do głowy, aby z nią dyskutować.

Również samemu artyście, Alfonsowi Musze (rocznik 1860), który starał się zaistnieć w wielkim świecie sztuki w Paryżu. Mucha namalował plakat w jedną noc - i odtąd także on był gwiazdą. Nikt inny nie przedstawiał kobiet w tak piękny, nierealny, a zarazem zmysłowy sposób. Secesyjne ornamenty, girlandy kwiatów, burze loków i rozchylone usta rozpalały wyobraźnię paryskiej publiczności. To również one uczyniły z Sary Bernhardt legendę.

Współpraca z wielką aktorką przyniosła Musze sławę i pieniądze. On, który bezskutecznie usiłował zostać studentem Akademii Praskiej, osiągnął zawrotny sukces.

***

Ale Alfons Mucha chyba nie był szczęśliwy w tym, co robi. Jeśli można sobie pozwolić na takie ahistoryczne porównanie: on, artysta, mógł czuć się jak niezwykle utalentowany reżyser reklamówek. Tymczasem marzył o nakręceniu pełnometrażowego, mrocznego dramatu.

Konkretniej: Mucha myślał o ojczyźnie, o Czechach. I zaczął planować dzieło życia: dzieje Słowian, przedstawione w monumentalnych obrazach. To tak, jakby stworzyć cykl, którego jednym z odcinków byłaby "Bitwa pod Grunwaldem" Matejki - tyle że cykl ogólnosłowiański (zresztą jeden z obrazów gigantycznej "Słowiańskiej epopei" to właśnie "Bitwa grunwaldzka").

Mucha znalazł sponsora, milionera z Chicago, i zaczął tworzyć. Namalowanie cyklu 20 obrazów, każdy o wielkości 6 na 8 metrów, zajęło mu 18 lat. A gdy skończył, został skrytykowany: argumentowano, że dzieło jest nienowoczesne, reakcyjne i nacjonalistyczne. Patrząc dziś na obrazy umęczonych słowiańskich dziewoi o obfitych kształtach, nie sposób nie pomyśleć, że miłość do ojczyzny zagoniła Muchę w artystycznyą ślepą uliczkę. Z potrzeby serca stworzył coś, co było dramatycznie różne od panujących w Europie trendów (z tej samej potrzeby w 1918 r. zaprojektował znaczki pocztowe i banknoty dla nowo powstałej Czechosłowacji). Zarazem, bez cienia wątpliwości, był wielkim malarzem i (o czym często się zapomina) fotografem.

W 1928 r. Mucha przekazał swą "Epopeję" miastu Pradze i społeczeństwu. Postawił tylko jeden warunek: w stolicy powstanie specjalna sala wystawiennicza, w której jego dzieła będą godnie prezentowane. Ale kilka lat później państwo czechosłowackie stało się łupem Hitlera - wszystko inne zeszło na dalszy plan. Mucha był jednym z pierwszych aresztowanych przez Niemców w 1939 r. Po przesłuchaniu na gestapo wrócił do domu wstrząśnięty. Załamany sytuacją polityczną, załamał się też fizycznie. Zmarł na zapalenie płuc 14 lipca 1939 r. Tymczasem jego "Epopeja" została podzielona na dwie części i ukryta: obawiano się, że gloryfikacja Słowian nie przypadnie do gustu okupantom.

Potem, w latach 50., dzieło przewieziono do Moravskiego Krumlova, gdzie zostało odrestaurowane, i gdzie można było je oglądać niemal do dziś. Zanim na drzwiach muzeum nie zawisła kartka: "Zamknięto z powodu przenosin". Ktoś skreślił na niej długopisem słowo "przenosin" i dopisał inne: "kradzieży".

***

Czyżby ktoś chciał ukraść dzieła Muchy? Nie, nie ukraść: przenieść do Pragi. Jesienią tego roku historię Słowian w obrazach mieli podziwiać prażanie i turyści. Wszystko było już przygotowane na wielką przeprowadzkę. Ale - nieoczekiwanie - Moravský Krumlov oświadczył, że dzieła nie wyda. I wybuchła awantura.

Władze Krumlova otrzymały wsparcie: przybrany wnuk malarza, John Mucha, twierdzi, że miasto Praga nie spełniło warunku postawionego przez artystę - to znaczy, przez kilkadziesiąt lat nie przygotowało pawilonu wystawienniczego poświęconego tylko "Epopei", a zatem umowa o darowiźnie jest nieważna.

Sprawa oparła się o sąd. Wnuk Muchy zapowiada przedstawienie nieznanych listów dziadka dotyczących obrazów. Kuratorzy z Pragi przepychają się z pracownikami muzeum na zamku w Krumlovie. Głośno krzyczą nawet politycy - wszak sprawa wpisała się w kampanię przed wyborami samorządowymi. W całej awanturze jedna rzecz jest bezsprzeczna: dawno zapomnianym, monumentalnym cyklem nagle zaczęli interesować się wszyscy.

Wśród znawców sztuki spór budzi mieszane uczucia: "Słowiańska epopeja", choć jest dziełem nadzwyczajnym, to jednak nie najlepszym i być może nie tej części dorobku Muchy należy się aż taki rozgłos. Postulat budowy specjalnego pawilonu rodzi pytanie, czy to jest najpilniejsza w Pradze inwestycja, i czy akurat te obrazy potrzebują miejsca zaprojektowanego specjalnie dla nich? Opór Krumlova interpretowany jest dwojako: lokalne władze używają tu argumentów dotyczących i powojennych zasług miasteczka dla ratowania cyklu, i emocjonalnego przywiązania mieszkańców do "Epopei". Twierdzą, że w Pradze obrazy będą jedną z wielu atrakcji turystycznych, gdy w Krumlovie są czymś wyjątkowym (złośliwi zwracają uwagę, że dzieło Muchy jest głównie źródłem dochodów dla miasta, bo wpływy z biletów na zamek zasilają miejską kasę).

Rodzina malarza jest podzielona. O ile żona syna Muchy, Geraldine, i jej syn John (nie jest rodzonym synem syna malarza) sprzeciwiają się przenosinom "Epopei" do Pragi, o tyle rodzona wnuczka Muchy (choć ze związku pozamałżeńskiego), Jarmila Plockova, nie ma nic przeciwko. Argumenty zdają się więc wyrównane.

***

Gdy kilkanaście dni temu przedstawiciele Pragi podjęli próbę zabrania obrazów, doszło do scen niepasujących do stereotypu spokojnego Czecha. Obie strony wzywały policję, prascy kuratorzy próbowali się barykadować, w końcu, zdenerwowani, zrezygnowali z walki wręcz i teraz chcą czekać na werdykt sądu.

Na razie sala na krumlowskim zamku jest zapieczętowana, a pole bitwy przeniosło się na grunt prawniczy. "Czescy Słowianie z praskiego magistratu kłócą się ze Słowianami z Moravskiego Krumlova. Brat bratu wilkiem" - komentował publicysta Michal Pavlata w dzienniku "Lidové Noviny". Dalej Pavlata uderza w ton (auto)ironiczny: "To już taka tradycja. Panowie ze stolicy poniżają region morawski. Jakby zapomnieli, że to właśnie oddział dzielnych Morawian w bitwie pod Białą Górą 8 listopada 1620 r. jako jedyny bronił zameczku Hvězda. I tylko prascy centraliści twierdzą, że to byli niemieccy żołnierze z okolicy Třebíča, którzy nie znali czeskiego i nie rozumieli, że padł rozkaz wycofania". I tak dalej...

Jedno jest pewne: gdy praska ekspozycja "Słowiańskiej epopei" dojdzie już do skutku, będzie sensacją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010