Półbóg historii

Jarosław Krawczyk: Nie umiemy wykorzystać myślenia Matejki w naszej debacie o historii Polski - także tej pomatejkowskiej. Zdobyć się na jego krytycyzm. Rozmawiała Agnieszka Sabor

16.02.2010

Czyta się kilka minut

Stanisław Wyspiański, „Bitwa pod Grunwaldem”, rysunek czarną i szarą kredką na papierze. Parodia Matejki / repr. z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie /
Stanisław Wyspiański, „Bitwa pod Grunwaldem”, rysunek czarną i szarą kredką na papierze. Parodia Matejki / repr. z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie /

Podczas wrześniowego Kongresu Kultury Polskiej w Krakowie otwarto - po dwuletnim remoncie - Dom Jana Matejki.

W ramach projektu (objętego patronatem przez "Tygodnik Powszechny") o znaczącym tytule "Matejko. Reaktywacja" nie tylko odnowiono wnętrza (odkrywając przy okazji ciekawą XVIII-wieczną polichromię), ale zaproponowano odbiorcy nową aranżację (wprowadzając multimedia). Scenariusz ekspozycji pozwala teraz zwrócić uwagę nie tylko na biografię "zawodową" artysty, ale także na jego życie prywatne (np. na fakt, że największy polski malarz został wyrzucony ze szkoły). Kontrowersje budzi natomiast instalacja Marcina Chlandy - strzelający w sufit słup niebieskiej farby z fragmentami obrazów Matejki, które odbijają się w lustrach. Powraca pytanie: jak dalece wolno ingerować w oryginalną przestrzeń domu artysty? Przy ul. Floriańskiej 41 Jan Matejko spędził niemal całe życie... (AS)

Agnieszka Sabor: Matejko: ważny polski mit, którego w okresie zaborów uznaliśmy nawet za naszego niekoronowanego króla...

Jarosław Krawczyk: Bolesław Prus napisał, że ubóstwiliśmy Matejkę za życia, jak ginący Rzym ubóstwiał swoich cesarzy. To patetyczne zdanie, dalekie od stylu autora "Lalki", dobrze określa rodzaj histerii, która otaczała niepozornego, krótkowzrocznego, choć utalentowanego krakowianina z Floriańskiej. Matejko sam siebie również uważał za duchowego władcę Polski, Króla Ducha wprost z dzieła Słowackiego, które rozumiał zresztą w sposób dość osobliwy.

Trzeba pamiętać, że malarz nie charakteryzował się specjalnym wyczuciem literackim ani subtelnością rozróżniania pojęć. Kiedy od władz Krakowa otrzymał berło interreksa sztuki polskiej, odczytał ten gest nie tylko w sensie artystycznym. Jan Matejko czuł się nie tyle kontynuatorem wieszczów romantycznych - Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, ile kimś, w kim znalazła sobie siedzibę cała dusza Polski. My zaś w Matejce skupiliśmy wszystkie polskie marzenia, namiętności, intuicje - i frustracje. Jednocześnie malarzowi wydawało się, że... jest aktorem na wielkiej scenie politycznej, że dysponuje realną siłą polityczną: "Bitwę pod Grunwaldem" stworzył jako rewanż za porażkę Francji w bitwie pod Sedanem. "Wernyhorę" zamierzał wysłać premierowi Anglii, Joannę d’Arc" chciał ofiarować Francji jako zadośćuczynienie za udział Polaków w Komunie Paryskiej.

Kiedy myślimy o Matejce, mamy przed oczami wielki cykl historyczny, ciągnący się aż po "Konstytucję Trzeciego Maja" (a może raczej po płótno, którego nie zdążył już namalować: "Śluby Jana Kazimierza"?). Tymczasem Matejko lubił też pieniądze i dla nich malował niezliczone sceny mordów historycznych i skandali - również erotycznych. A to Bona tuż przed otruciem, a to Maryna Mniszchówna tuż przed utopieniem. Matejko był np. jedynym chyba malarzem historycznym, który przedstawił "męską niemożność płciową". Namalował Gryfinę, żonę Leszka Czarnego, która zdejmuje czepek mężatki. Cóż oznacza ta scena? Długosz pisze, że księżna po Krakowie jako panna z gołą głowa chodziła. Nie mogąc doczekać się potomstwa, na zjeździe panów ziemi sieradzkiej oświadczyła, iż w tej kwestii książę nie daje sobie rady. Małżeństwo odbyło więc kurację u franciszkanów w Sieradzu, gdzie znany specjalista Mikołaj z Polski zapisał im dietę składającą się z gadów i płazów. Ale Leszek Czarny, skądinąd wielki wódz, zmarł bez męskiego potomka.

Jednocześnie wielki cykl historyczny, obejmujący m.in. "Hołd pruski", "Unię Lubelską" czy "Rejtana", jest spójną i syntetyczną wizją historii. Co takiego zaproponował Matejko Polakom pod zaborami?

Cykl rozpoczyna "Kazanie Skargi" (o świętości którego malarz był głęboko przekonany). A co mówił Polakom kontrreformacyjny kaznodzieja? Żeby się nawrócili. Matejko był prowidencjalistą katolickim. Twierdził, że w malarstwie bez wiary - i to katolickiej! - nic nie da się zrobić. Wyobrażam sobie, jak takie poglądy zdumiałyby, np. Claude’a Moneta, młodszego raptem o dwa lata.

Cykl, o którym rozmawiamy, to opowieść o grzechu i pokucie, wielki moralitet o straconej szansie i odrzuconej łasce Bożej. Sami roztrwoniliśmy hojne dary Opatrzności i dlatego musimy cierpieć. Kiedy zakończy się nasza pokuta? Nie wiadomo. O tym zadecyduje sam Stwórca. Matejko właściwie inauguruje nurt krytyki wewnętrznej w dziejach sztuki i literatury polskiej. Rozpoznajemy go później u Żeromskiego czy w filmach młodego Wajdy...

Czy to świadomość grzechu i pokuty zbliżyła Matejkę do konserwatystów z kręgu "Stańczyków" i pesymistycznej szkoły historycznej krakowskiej? Czy malarz wpłynął jakoś na to środowisko?

To kwestia skomplikowana, bo XIX-wieczni konserwatyści krakowscy byli bardzo różni; wystarczy porównać myśl Michała Bobrzyńskiego i Józefa Szujskiego. Matejko przez długi czas był mocno związany z tym ostatnim (potem ich drogi się rozeszły). W czasie powstania styczniowego razem dostarczali broń do obozu Langiewicza. Wtedy Szujski wpadł w patriotyczny ferwor, a Matejko - w czarne myśli.

***

Jak to się więc stało, że Polacy zaakceptowali Matejkę, który nie był Sienkiewiczem malarstwa, nie tworzył "ku pokrzepieniu serc"?

Kiedy namalował "Rejtana", dzieło posługujące się językiem bardzo bezpośrednim, zaatakowany został nie przez elity "galicyjskie", tylko przez Kraszewskiego, który zarzucił mu policzkowanie trupa matki-ojczyzny. Matejko przeżył wtedy głęboki uraz psychiczny i zmienił język: zaczął posługiwać się wyrafinowanym systemem aluzji.

Konstrukcje kompozycyjno-znaczeniowe Matejki do dziś stanowią wyzwanie dla wnikliwego interpretatora, a zwykły widz może nawet nie zauważyć ich głębokich przesłań. Aby zrozumieć te obrazy, trzeba je rozłożyć na czynniki pierwsze. W każdym pojawiają się elementy, które zaciemniają sceny pozornie triumfalne (może wyjątkiem jest "Batory pod Pskowem" - choć i to nie jest całkiem pewne). I tak np. w "Bitwie pod Grunwaldem" pojawia się Henryk von Plauen, którego w rzeczywistości nigdy tam nie było. Matejko nie mógł się pomylić: poza Biblią i tekstami Skargi czytał niemal wyłącznie historyków, a Długosza znał chyba na pamięć. Wprowadził tę postać, by powiedzieć, że grunwaldzkie zwycięstwo było w gruncie rzeczy pozorem. Bo to właśnie von Plauen zdążył do Malborka i obronił go przed Jagiełłą. Wygraliśmy bitwę, lecz nie zniszczyliśmy państwa, z którego później wyłoni się mocarstwo pruskie, które weźmie walny udział w rozbiorach.

Matejko zawsze pamięta o katastrofie rozbiorów i z punktu widzenia nieszczęścia formuje swą wizję wcześniejszych dziejów. Podobnie, choć bardziej zawile, jest w "Hołdzie Pruskim", gdzie konstruuje skomplikowaną machinę narracyjną, aby zasugerować, że akt sekularyzacji Prus był błędem o dramatycznych konsekwencjach. No, ale co się stało, stać się musiało.

Matejko chciał być w zgodzie z samym sobą, głośno wyrażać swoje poglądy, ale jednocześnie czegoś się obawiał... Dla swoich naderudycyjnych płócien zaprojektował więc naderudycyjnego odbiorcę...

Tym bardziej nie tłumaczy to masowego kultu, który otoczył malarza.

Powody były dwa. Po pierwsze, Polacy jako naród bezpaństwowy nie mogli liczyć na własnych Napoleonów, Metternichów, Bismarcków. Zapotrzebowanie na mężów stanu przeniosło się więc na kulturę. Mieliśmy Mickiewicza i Chopina, ale ciągle brakowało nam wieszcza malarskiego. I próbowaliśmy obsadzać w tej roli najdziwniejsze postaci, np. Aleksandra Lessera. Więc gdy "Skarga" Matejki odniósł sukces w Paryżu (notabene syn Metternicha kupił "Rejtana" dla Franciszka Józefa), mogliśmy odetchnąć z ulgą. W dodatku był "najpobożniejszym malarzem wieku", co niewątpliwie przysparzało mu popularności i chroniło przed krytyką.

Jednocześnie Matejko pozbawiał nas rozlicznych kompleksów: przedstawiał dawnych Polaków jako naród co prawda grzeszny, ale niewątpliwie heroiczny, przeżywający dramaty iście szekspirowskie, mający swe miejsce w wielkim planie Bożym. Stworzył całą rasę ludzi wielkonosych, potężnych, patetycznych. To my, Polacy. Pod jego pędzlem Polska wstąpiła na jakieś niesłychane wyżyny. Czy dla tej wizji jakąkolwiek konkurencję mógłby stanowić ułan pojący konia albo woj z dzidą?

Dlatego byłbym ostatnim, który chciałby odbrązowić Matejkę. Mimo że nie był święty. Zdarzało mu się głosić poglądy antysemickie - by przypomnieć słynne przemówienie do studentów krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, w którym obraził żydowskich studentów, biorąc za pretekst jakiś nieprzyjemny incydent z życia uczelni.

To wystąpienie wywołało silne reakcje, przede wszystkim ze strony liberalnych literatów warszawskich. Aleksander Świętochowski pisał, że młodzież żydowska garnie się do wiedzy, ale na drodze staje jej Mistrz z batem w ręku. Przy czym nadal mowa tu o Mistrzu, półbogu - któremu takie zachowanie po prostu nie uchodzi. Co ciekawe, mowa Matejki miała echa również w prasie czeskiej, która z uwagą śledziła każdy ruch Matejki-pobratymca. Nigdy tam nie zapomniano, że krakowski artysta był po ojcu czeskiego pochodzenia.

Nikt nigdy nie zaproponował nam konkurencyjnej, równie wielkiej wizji naszych dziejów - na miarę starożytnych Spartan czy zgoła Rzymian.

Kult nie zakończył się, gdy Polska odzyskała niezależność. Czy coś się w nim jednak zmieniło?

Pojawił się nowy element. W dwudziestoleciu malarza - symbol patriotyzmu zaczęli sobie wyrywać najrozmaitsi politycy: pojawił się Matejko endecki, Matejko ruchu ludowego, Matejko piłsudczyków, Matejko krakowsko-konserwatywny - zresztą najbardziej zbliżony do prawdy. A po II wojnie światowej całkowicie zawłaszczył go PRL... Zaczęto go interpretować w duchu "komuno-faszyzmu". Warto poczytać materiały z sesji matejkowskiej, która odbyła się w 1953 r. Szkoda, że biblioteki pozbywają się ostatnio tak interesującego świadectwa tamtej epoki. Ale jednocześnie pamiętam, że kiedy na początku lat 60. zacząłem chodzić do szkoły, kupowałem okładki na zeszyty, na których widniały portrety władców polskich autorstwa Matejki. Prosiłem rodziców, by kupowali mi w kiosku figurki żołnierzyków - wyciągnięte z płócien Matejki. W okresie Solidarności Jacek Kaczmarski zaczął śpiewać o jego obrazach...

***

Co dobrego, a co złego zrobił nam autor "Kazania Skargi"?

Nic złego nam nie zrobił. Choć niektórzy historycy czepiają się, że popełniał błędy merytoryczne, że portrety królów to fantastyka historyczna, że nic do niczego nie pasuje... A na jakiej podstawie miałby stworzyć wiarygodny portret, dajmy na to, Władysława Laskonogiego, skoro po księciu zachowała się pewnie jedna pieczęć? To szczegół, wróćmy więc do von Plauena pojawiającego się w przedstawieniu bitwy grunwaldzkiej: on jest tam po coś. To moment przejścia od historii do historiozofii.

Myślę, że to raczej my robimy dziś Matejce coś złego: nie umiemy wykorzystać jego myślenia w naszej debacie o historii Polski - także tej pomatejkowskiej. Nie umiemy zdobyć się na jego heroiczny krytycyzm. Miast tego organizujemy dziwaczne rekonstrukcje historyczne. Przypuszczam, że byłby nimi zniesmaczony. Może warto się było nad tym zastanowić, przygotowując obchody 600-lecia bitwy pod Grunwaldem?

Drugim problemem jest umiejętność budowania wielkiej narracji historycznej, której był mistrzem. Dziś z tym słabo, również w literaturze historycznej. Wystarczy przyjrzeć się współczesnej polskiej historiografii. Rzesze Polaków czytają książki Normana Daviesa. Nie chcą natomiast czytać autorów rodzimych, solidnych, ale często nudnych.

Jest coś jeszcze: wkrótce pojawią się pokolenia, które nie będą wychowywać się na Matejce. Ja należę jeszcze do generacji, która patrzy na Polskę poprzez jego okulary. Czy chciałbym je ściągnąć? Chyba nie.

JAROSŁAW KRAWCZYK jest historykiem sztuki, redaktorem naczelnym miesięcznika "Mówią wieki", autorem książek "Matejko i historia" oraz "O Polsce i Polakach". W kwietniu 2009 r. powołany został przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego do Rady Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2010