Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po ponad ośmiu miesiącach rządów, we wrześniu 2017 r. abp Marek Jędraszewski zwolnił dotychczasowego rzecznika prasowego i powołał biuro tworzone przez pięć kobiet. Ich zadaniem było publikowanie homilii metropolity i relacji z wydarzeń z jego udziałem. 10 sierpnia br. kierująca biurem Joanna Adamik – sfrustrowana coraz rzadszymi, choć dotychczas, jak sama to określiła, „ojcowskimi” kontaktami z arcybiskupem (odwiedzał ich domy, chrzcił dzieci) i brakiem reakcji na prośby o „usprawnienie komunikacji” – wysłała maila, w którym poprosiła o zwolnienie z obowiązków. Arcybiskup uznał to za dymisję i 19 września, za pośrednictwem ekonoma, poinformował ją, że zwalnia cały zespół.
Zaskoczona szefowa biura, żegnając się z mediami, z którymi współpracowała, podała do wiadomości, że zwalniane są kobiety z dziećmi na utrzymaniu, i że wcześniej nikt nie miał zastrzeżeń do ich pracy. Broniąc się, kuria najpierw poinformowała, że kobiety były zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych, które każdej ze stron umożliwiały zakończenie współpracy bez podawania uzasadnienia. W drugim oświadczeniu pojawiła się informacja, że dwie pracownice „które w życiu prywatnym jako matki tworzą wraz ze swymi mężami katolickie rodziny, nadal pozostają pracownikami Biura Prasowego”.
Rodzi się pytanie, czy nie zostało naruszone prawo pracy (osobne biuro w kurii i stosunek przełożeństwa wskazywałby na pracę etatową); Rzecznik Praw Obywatelskich już zapowiedział, że zwróci się do Państwowej Inspekcji Pracy o przeprowadzenie w kurii kontroli. Sprawa ma też aspekt ludzki: dwie z trzech zwolnionych kobiet prowadzą samotnie rodziny zastępcze. Tłumacząc pozostawienie dwóch pracownic ich stanem małżeńskim, arcybiskup wprowadził podział na matki i na dzieci, które warto i nie warto wspierać. ©℗