Zniesławienie i zdrowy rozsądek

Wielokrotnie już pisałem, że za jedno z największych osiągnięć III Rzeczypospolitej uważam wolność i potęgę mediów, dzisiaj więc pozwolę sobie zgłosić kilka zastrzeżeń, które mniej dotyczą mediów, a bardziej - systemu prawnego ochrony dóbr osobistych. Mój znajomy, brytyjski filozof, został w prasie swojego kraju nazwany faszystą. Wytoczył proces i wygrał kilkaset tysięcy funtów, dzięki czemu jest teraz tylko filozofem, a pracować nie musi.

28.11.2004

Czyta się kilka minut

W Polsce byłoby to niemożliwe z dwu powodów: po pierwsze, proces trwałby wiecznie, ja musiałbym najpierw wpłacić 8 procent oczekiwanego zadośćuczynienia (czyli w przypadku sumy rozsądnej, a więc 2 milionów PLN - 160 tysięcy), a potem uzyskałbym jakąś śmieszną kwotę lub wręcz symboliczną złotówkę na PCK. Po drugie, kto udowodni, że określenie mnie mianem “protofaszysty", a tak się jednemu z wielkich dzienników i znanemu publicyście zdarzyło, jest zniewagą i naruszeniem moich dóbr osobistych? Trzeba by powołać komisję sejmową.

Jednak oczywiście nie o mnie tu chodzi, lecz o to, że dobra osobiste są w Polsce prawnie i obyczajowo chronione w sposób chaotyczny. A czasem tak marny, że to potężne narzędzie liberalnego państwa prawa praktycznie nie działa. Konsekwencje zaś idą znacznie dalej niż przypadki i zdarzenia publicystów. Najważniejsze jest jednak, ile i co można powiedzieć o osobach publicznych. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że decydując się na los polityka, artysty czy biznesmena człowiek pozbawia się dobrowolnie części swojej prywatności. Tak jest w teorii i podobnie jest w praktyce. Jednak zupełnie czym innym jest fakt, że kolorowe tygodniki wypytują żonę prezydenta czy aktora o to, jaka jest jej sypialnia i jakie kolory lubi najbardziej, czy mąż jest sympatyczny oraz żwawy i co robią dzieci, a czym innym publiczne wyrażanie wątpliwości co do tego, czy dany polityk jest uczciwy. I znowu precyzyjniej: nie czy jest uczciwy, kiedy mówi o tym, jakiej by chciał Polski i co zamierza w przyszłości uczynić, bo tu kwestia prawdy i uczciwości nie wchodzi w grę, lecz czy po prostu nie kłamie. Zarzut kłamstwa lub - jak to się dzisiaj mówi - “poświadczenia nieprawdy" jest niesłychanie poważnym zarzutem i w dobrym systemie demokratycznym sam zarzut dyskwalifikuje polityka lub stawia go co najmniej w ogromnie trudnej sytuacji. Pamiętamy przecież, jaki zarzut stawiano Clintonowi, nie zarzucano mu przede wszystkim tego, co robił z Moniką Lewinsky, ale że powiedział, że nie robił.

W Polsce granic tych nie przestrzegają ani mass media, ani posłowie z komisji śledczej, a to źle, gdyż najczęściej bardzo trudno jest udowodnić kłamstwo, zaś posądzonemu jeszcze trudniej jest samemu udowodnić, że czegoś nie zrobił, niż że zrobił. Równocześnie media wypowiadają się z rewerencją o lobbyście Marku D. I nie podają nawet jego nazwiska, chociaż i tak wszyscy wiedzą.

Kto zatem powinien mieć większą ochronę prawną w takich sytuacjach: podejrzany i aresztowany kombinator czy na przykład głowa państwa? Nie idzie mi tu o obronę prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ale o obronę polskiego państwa, które on reprezentuje.

Należy zatem zmienić przepisy prawa dotyczące naruszenia dóbr osobistych i wszystkich spraw pokrewnych, ale w gruncie rzeczy chodzi o to, jak dalece warto niszczyć swoje państwo, którym lada moment trzeba będzie rządzić. Przypomnę, że afera Watergate nie tylko doprowadziła do słusznego usunięcia Nixona, ale również zachwiała całą Ameryką, radykalnie na pewien czas osłabiła zaufanie do polityki oraz do polityków. Ameryka mogła sobie na to pozwolić i musiała, bo były jasne dowody. Bez takich jednak dowodów lepiej pilnować tego, co jeszcze mamy, a nie działać jak rewolucjoniści. Mam bowiem narastające wrażenie, że opozycja chciałaby “budować wszystko od nowa" lub “zaczynać wszystko od nowa", a to są klasyczne hasła rewolucyjne, wszystkim konserwatystom na świecie głęboko obce. Nie ma takiej sytuacji w państwie demokratycznym, w której rewolucja jest lepsza od ewolucji. Ale dlatego właśnie nie powinniśmy doprowadzić do dewastacji wszystkich instytucji państwa, bo będzie nas czekała odbudowa z gruzów. Jestem pewien, że nam się to nie opłaci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2004