Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ministerstwo Finansów przedstawiło propozycje zmian w ordynacji podatkowej. Dla obywateli rozliczających się według skali podatkowej stawka PIT w pierwszym progu zostanie obniżona z 17 do 12 proc. Zniknie również ulga dla klasy średniej, wróci za to możliwość wspólnego rozliczenia z dzieckiem dla samotnych rodziców. Osoby na podatku liniowym, ryczałcie i karcie podatkowej będą mogły znów odliczać część składki na ubezpieczenie zdrowotne od podstawy opodatkowania lub od samego podatku.
Zmiany mają wejść w życie w połowie roku, ale będą naliczane wstecznie od stycznia – tak mówi wiceminister finansów Artur Soboń. Wcześniej pojawiały się informacje, że rząd wprowadzi tę obniżkę dopiero od stycznia 2023 r. – ze wstecznym rozliczeniem od lipca br.
Polska ordynacja podatkowa od dawna jest krainą dziwów, ale teraz osiągnęła stan, w którym trudno ją doprawdy traktować poważnie. W efekcie zapowiedzi rządu, uspokajającego, że większość podatników zyska na zmianach od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych, wielu z nas przyjmuje z dużą dozą nieufności. Na Polskim Ładzie też mieliśmy przecież zyskać, a wyszło jak wyszło. Niepokojąca jest także zmiana reguł podatkowej gry w połowie roku fiskalnego, z czysto prawnego punktu widzenia może i dopuszczalna (zmiany mają być na naszą korzyść), ale rujnująca zaufanie obywateli do państwa, które co chwila zmienia zdanie.
Rząd nie mówi już o reformie Polskiego Ładu. Woli przedstawiać zapowiedziane zmiany jako reakcję na nową rzeczywistość wojny w Ukrainie, kryzysu migracyjnego i wysokiej inflacji, z którą NBP nie poradzi sobie w ramach standardowej polityki pieniężnej. Znaleźliśmy się faktycznie w sytuacji, która wymaga czegoś w rodzaju rodzimego New Dealu i planu Marshalla w jednym, czyli silnego pakietu stymulacyjnego, który pozwoli Polsce nie tyle płynąć z falą bieżących wydarzeń polityczno-gospodarczych, ile mieć jakiś wpływ na jej kierunek i amplitudę.
W sidłach Glapińskiego: Prezes NBP wciągał Polaków w pułapkę kredytową, obiecując niskie stopy procentowe. Obecnie prowadzi zupełnie odwrotną politykę.
Z zapowiedzi rządu wynika, że ogłoszone zmiany podatkowe kosztować będą budżet ok. 14-15 mld zł rocznie. Po stronie dodatkowych wydatków mamy tymczasem 8 mld zł (na razie), które pochłonie pomoc uchodźcom z Ukrainy, zapowiedziane w ustawie o ochronie ojczyzny zwiększanie wydatków na obronność (lekko licząc, kolejne 20-22 mld zł) i ok. 34 mld zł na tarczę antyinflacyjną. Żadnego z tych wydatków nie można dziś nazwać zbędnym. Stąd wniosek, że rząd zamierza w tym roku zlekceważyć konstytucyjną regułę, która nie pozwala zadłużyć się nam ponad 60 proc. PKB. W praktyce polski dług już dawno przekroczył ten pułap, ale na tle strefy euro, której dług ociera się o 100 proc. PKB, nadal mamy przestrzeń do fiskalnych manewrów.
Oby tylko szły one w dobrym kierunku.