Zasada placka

Każdy ze swojego polskiego dzieciństwa wynosi błogie wspomnienia placków ziemniaczanych z cukrem. A to przecież to samo, co latkes, choć w tradycji żydowskiej jest sporo wariantów, każdy rzecz jasna „najbardziej autentyczny”.

29.11.2021

Czyta się kilka minut

 / PAWEŁ BRAVO
/ PAWEŁ BRAVO

Sześć lat zostało, żeby Polska zdążyła ocalić grób swego syna, który co prawda niemieckie nosił nazwisko i sporą część życia spędził w Niemczech, ale dla tak zwanej tożsamości narodowej jego pióro uczyniło co najmniej tyle, ile szczerbce, lance i bagnety bohaterów uczczonych lanym brązem. Naród, który słuchając swojej mowy, nie rozumie, co słyszy, podobny jest pijakowi, widzącemu w lustrze rozmytą, mętną gębę. Jeśli umiemy złapać choćby część tropów w labiryncie języka, który nas jako Polaków określa, to sprawił to między innymi Aleksander Brückner, gigant slawistyki.

Cmentarz w berlińskiej dzielnicy Tempelhof za sześć lat ulegnie likwidacji (czyli stanie się parkiem). Czy któraś z instytucji powołanych, by dbać o cześć i chwałę Suwerena, czyni starania, by tamtejszy grób Brücknera zabezpieczyć albo przenieść? Jeśli tak, to w głębokim ukryciu – ostatni publicznie dostępny trop urywa się osiem lat temu, gdy pisowski poseł interpelował platformerską wówczas władzę względem tego niedbalstwa. Potem role rządzących i opozycji się odwróciły, zrobiło się całkiem cicho.

Śledczy instynkt obudził się we mnie – jakżeby inaczej – przy posiłku. Nie zważając na tłuste palce, wertowałem słownik Brücknera, ciekaw słowa „oładka”. Był bowiem chanukowy wieczór, usmażyłem górę latkes, a nic mi tak dobrze nie pomaga na trawienie, jak świadomość słów, tradycji i zwyczajów, które zjadam. „Ciasto smażone, z małoruskiego” – pisze Brückner, potwierdzając to, co wiedziałem już wcześniej – że słowo to u aszkenazyjskich Żydów wzięło się od rusińskiej oładzi. A sam placek? Z czego był zrobiony, zanim biedota wschodniej Europy zaczęła jeść ziemniaki? I w ogóle dlaczego był? Jaki ma związek z upamiętnieniem ponownego poświęcenia Świątyni po zwycięskim powstaniu Judy Machabeusza – kiedy jednodniowy zapas oliwy palił się w lampie aż dni osiem?

Oba pytania się wiążą jak cebula i ziemniak w cieście na latkes. Historycy twierdzą, że wcześniej używano mąki gryczanej (skądinąd nasz „racuch” pochodzi od „hreczuszki”), a do smażenia służył szmalc, czyli gęsi smalec lub wołowy łój. A jeszcze wcześniej? Zapewne dawnym przodkiem „oładek” w kręgu śródziemnomorskim był krążek smażonej ricotty. Ser zaś i forma placka przyplątały się do Chanuki przez kontaminację dwóch tradycji: miało to być wspomnienie potrawy, którą Judyta dała zjeść Holofernesowi, aby poczuł nagłe pragnienie (wina, wszak jej ciała pragnął już wcześniej) i upił się na tyle mocno, by dać sobie odciąć głowę. Tak stanowi choćby jeden z najstarszych i do dziś podstawowych kodeksów prawa żydowskiego Szulchan Aruch. Jego kompilator nie zważa na to, że wyczyn Judyty od powstania Machabeuszy dzielą setki, setki lat. Mniejsza o lata, podobne są sytuacje – wybawienie ludu żydowskiego z militarnej opresji – a poza tym imiona Judyty i Judy mają tyle podobnych liter...

Gdy czytam rekonstrukcje wędrówek motywów, od oliwy w drugim stuleciu przed Chrystusem po tłuszcz topiony z gęsi w rosyjskim sztetlu, uśmiecham się, bo kuchenny amator we mnie rozumie coś, co znosi potrzebę tych wszystkich zawiłych wyjaśnień – prostą antropologiczną „zasadę placka”. Głosi ona, że gdziekolwiek na mapie ludzkich dziejów człowiek musi prosto i szybko wykarmić rodzinę, nie mając piwnic pełnych jadła, zawsze lepi płaską formę z najbardziej ubogich surowców, jakie ma pod ręką. Byle miały trochę węglowodanów i zachowywały (najczęściej związane wodą) pewną ścisłość – a potem obrobi je termicznie na czym bądź: rzuci na gorący kamień, rozżarzoną blachę albo, jeśli chce czcić święto, którego faktycznym bohaterem jest dzban oliwy – na patelni z tłuszczem.

Nad miską z plackami nie masz ni Żyda, ni Greka. Zresztą sami popatrzcie: w najważniejszym słowniku etymologicznym języka rosyjskiego stoi jak byk, że oładzia pochodzi od greckiego eladion, czyli słowa oznaczającego oliwę, z pewnością niebędącą podstawą diety wschodniosłowiańskiego chłopa.

Autor tego słownika, wielki slawista Max Vasmer, który przemawiał nad grobem Brücknera, wyszedł z niemieckiej rodziny, ale był wielkim rosyjskim uczonym, a gdy studiował w Krakowie, pojął za żonę polską pannę nazwiskiem Baudouin de Courtenay... Zachwyt nad tym, co nas łączy, jest ważniejszy od rozpoznania, którędy biegną ścieżki drugorzędnych różnic i podziałów. Radosnej i świetlistej Chanuki, kochani! ©℗

Trudno nie być w nastroju ekumenicznym, skoro każdy ze swojego polskiego dzieciństwa wynosi błogie wspomnienia placków ziemniaczanych z cukrem. A to przecież to samo, co latkes, choć w tradycji żydowskiej jest sporo wariantów, każdy rzecz jasna „najbardziej autentyczny”. W „New York Timesie”, będącym w kwestii kuchni wiarygodnym głosem żydowskiego mainstreamu, przepisów jest kilkanaście, niektóre zaiste barokowe. Dodaje się inne warzywa – zwłaszcza nieźle pasuje kalarepa – albo używa się miąższu upieczonych uprzednio ziemniaków oraz proszku do pieczenia. Ja jednak najbardziej lubię ten całkiem ascetyczny, autorstwa niezawodnego Marka Bittmana. Pół kilo ziemniaków trzemy na grubej tarce, wprost na sito. Odciskamy ręką jak najwięcej cieczy. Dodajemy drobniutko posiekaną małą cebulę, jedno jajko i dwie łyżki bułki tartej, mieszamy, solimy. Odkładamy na kwadrans. Formujemy łyżką małe placuszki, smażymy na bardzo gorącym oleju, po ok. 3-4 minuty na stronę, muszą się dobrze zrumienić. Nie smażymy za dużo naraz, chodzi o to, by olej zawsze zachowywał wysoką temperaturę. I jeszcze ważne: placek nie wyjdzie lekki i chrupiący, jeśli wrzucimy ziemniaki do robota kuchennego. Tylko ręczna tarka. Jak głosi talmudysta: dobry placek poznasz po smaku startego naskórka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2021