Za dwa lata koniec świata

W monografii poświęconej polskim zwyczajom ludowym związanym z kolejnymi porami roku natrafiłem na obserwację: im głębiej rodacy zanurzali się w jesień, tym bardziej wspólnotowe stawały się ich rytuały.

04.07.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Podobnie jak Eskimosi czy inne kultury mające pojęcie o tym, co to jest zima, zbijali się wtedy w gromadę. W kupie nie tylko raźniej, ale i większe prawdopodobieństwo, że potrzeby jednostki zostaną zauważone i spełnione.

Wraz z nastaniem wiosny do głosu zaczynały dochodzić indywidualistyczne tendencje. Ludzie, czując przypływ witalnych mocy, chcieli sami zmagać się ze światem. Współdziałanie zastępowały konkursy. Porywano się na szturmowanie granic strzeżonych przez tabu – zaklinano mające odpowiadać za urodzaj duchy, a przy domach budowano huśtawki, jedyny dostępny wówczas sposób na uniesienie się choć na chwilę w stronę nieba.

Powrót na ziemię następował pod koniec czerwca, w noc świętojańską (czyli w wigilię uroczystości narodzenia św. Jana Chrzciciela), kiedy po feerii harców i wycieczek w pogaństwo żegnano się z nim, by odtąd skupić się na pobożnych przygotowaniach do sezonu żniwnego. Szczególnie uroczy wydaje się w świętojańskim katalogu zwyczaj organizowania tzw. sabatów, polegających na tym, że panie z danej wsi szły nad rzekę albo inną wodę, piły tam w milczeniu wódkę, tańczyły, rzucały w ogień zioła, by dym odpędził złe duchy, w końcu upleciony z ich resztek wianek rzucały na wodę.

Z obserwacji polskiego życia publicznego wynikałoby, że obecnie mamy maj. Apogeum rywalizacyjnej szajby. Nudno nam było, wywołaliśmy więc sobie w kraju wojnę, a jak już sobie poburzymy wszystko to, cośmy sobie zbudowali, odkryjemy ze zdumieniem i rozpaczą, że jednak potrzebujemy siebie nawzajem, by wszystko z powrotem odbudować.

Nauka mówi, że na tę dziecinadę mamy jeszcze około 30 lat. Już ze trzy lata temu czytałem w prestiżowym piśmie „Nature” raport zbierający w całość wiedzę dotyczącą zmian klimatycznych. Przełożono ją tu na konkretne daty. Przytłaczająca większość ludzi, którzy znają się na rzeczy, mówi w nim dobitnie: pierwsze poważne zmiany w funkcjonowaniu społeczeństw mieszkających w strefie tropikalnej zauważymy już w 2020 r. W Europie, Stanach, Kanadzie zaczną być one realnie odczuwalne w okolicach roku 2047. Na razie reagujemy na nie kupując klimatyzatory i psioczymy na coraz bardziej burzowe wakacje, naszym dzieciom zostawimy jednak kłopot dużo poważniejszy – konieczność poradzenia sobie z falą imigracji, przy której ta obecna to statystyczny drobiazg. W takiej np. Afryce ponad połowa ziemi od zawsze nie nadawała się do uprawy z powodu warunków geograficzno-geologicznych. Nawet człowiek bywający w Afryce – tak jak ja – okazjonalnie widzi jednak, że klimat zaczął szaleć, pory deszczowe poskracały się w zatrważający sposób. Jak tak dalej pójdzie – ludzie w końcu już w ogóle przestaną mieć co jeść. Więc ruszą tam, gdzie będzie choć ciut chłodniej. Do nas, na Północ.

Jest wiele książek szczegółowo rozwijających możliwe scenariusze, z których większość jest czarna. Koniec świata (przynajmniej tego, jaki znamy) z abstrakcyjnej hipotezy staje się więc czymś, co może się ucieleśnić, dajmy na to, w pokoleniu naszych pra- lub praprawnuków. Czy mamy choć cień świadomości, że tym razem po gorącym maju może nie przyjść już wrześniowe opamiętanie? A co, jeśli przyroda zwinie nam dywan, na którym rozkładaliśmy nasze zabawki, zanim jeszcze zdążymy odbudować wspólnotę? O co się wtedy oprzemy?

O demokrację? Tę już schrzaniliśmy, doprowadzając do miejsca, w którym do zamknięcia ust zwolennikom poglądu, że katolicy powinni wybierać sobie biskupów, wystarczy pokazanie im, jakich katolicy wybierają sobie polityków. Wartości nadrzędnej próbowano dopatrywać się w wolności słowa, ale z tego pałacu też przecież zrobiono już szambo (wystarczy rzut oka na fora prawicowych portali, gdzie rozkwita nowa aksjologiczna kategoria „chrześcijańskiego hejtu”). Próbowano lansować pogląd, że sensem naszego istnienia jest bycie Chrystusem narodów. Chrystus jednak, zdaje się, przygarniał wszystkich potrzebujących, nie mówiąc: „Tak, ale najpierw moje własne potrzeby i bezpieczeństwo”. (Znamienna jest tu ostatnia sytuacja z Kielc.

Przeciwnicy przyjmowania uchodźców z Syrii powtarzają zwykle: „najpierw przyjmijmy Polaków ze Wschodu”. Kielce przyjęły więc rodzinę z Kartą Polaka z Ukrainy i kupiły jej 49-metrowe mieszkanie, a w sieci zaraz zaczął się spust hejtu i żalów, że może miasto najpierw by pokupowało mieszkania Polakom z Polski, bo oni bardziej zasługują). Zdewaluowano i wykastrowano również pojęcie społecznej nadziei. Obiecywano wszak, że już nie będzie sobiepaństwa władzy, wojen na górze, szczucia, brania politycznych łupów w biznesie, przykrywania intelektualnej i moralnej nagości (europejskim albo polskim) sztandarem. A wyszło jak zwykle.

Obchodziliśmy niedawno 1050-lecie chrztu Polski. Czy komuś starczyło wyobraźni, by pomyśleć, w jakich okolicznościach przyjdzie nam obchodzić następną okrągłą rocznicę? Może czas zmienić optykę? Branie za punkt odniesienia terminu kolejnej sobótki, kolejnych wyborów albo daty spłaty kredytu – nie zdało egzaminu. Może podgrzani przez kolejne koszmarnie ciepłe lato zaczniemy wreszcie wierzyć w to, że wszystkich nas naprawdę czeka (prędzej czy później) ni mniej, ni więcej – tylko Sąd Ostateczny?

Jak będzie wyglądał, opisano dokładnie w 25. rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza. Warto odświeżać sobie ten tekst. To zestaw nader konkretnych wskazań, jak – przez ten czas, który został nam do końca – zrobić dziś z ziemi przedsionek nieba.

Albo drzwi do piekła. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016