Z widokiem na wzgórze

W jednym z nakręconych na Golgocie filmów pojawia się przebitka: służby miejskie usuwają wypalone znicze, słychać złowieszczy szczęk szkła, z pojemnika na śmieci wydobywa się infernalny dym. Oto kolejny policzek wymierzony męczennikom.

19.04.2011

Czyta się kilka minut

"Przecież na Golgocie się nie mieszka" - powiedział niemal dwa lata temu w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" abp Alfons Nossol. Rok później rozwinął tę myśl w Sanktuarium Matki Bożej Uśmiechniętej w Pszowie, mówiąc, że nie ma smutnego chrześcijaństwa, a krzyż jest drogowskazem ku zbawieniu.

Otóż, jeśli uznać (a istnieją ku temu przesłanki), że we wszystkim, co zdarzyło się w Polsce od 10 kwietnia 2010 r.

główną rolę odegrali chrześcijanie, to abp Nossol jest w błędzie, ponieważ bardzo wielu z nas już przeszło rok mieszka na Golgocie, istny legion rozbił tam swoje namioty i nie zamierza odejść.

Na Golgocie, okazało się w ciągu minionego roku, można nieźle żyć, atmosfera skłania bowiem do twórczej pracy i ożywczych dyskusji. Ustalił się podział ról, zadania są wyraźnie określone. Poeci piszą tam wiersze, mocne, przesiąknięte gniewem, symboliką męczeńską i troską o stan państwa, na ich wieczorki literackie przychodzą tłumy; ukazują się książki tych, którzy widzieli drogę krzyżową; powstają zaangażowane filmy, malarze malują, politycy zagrzewają do walki; w rozmowach, co nie powinno dziwić, dominują barwy raczej ciemne, pełno w nich śmierci, złych snów, czaszek dziurawionych strzałem w potylicę, bagien i lasów brzozowych, przy czym wskazane jest obycie historyczne, bo tylko ono pozwoli dostrzec, że podobne sytuacje w historii kraju już się zdarzały, i zawsze wychodziliśmy z nich zwycięsko.

Świetnie sprzedają się też gazety, w których dziennikarze piętnują tych, co na Golgocie postali tylko chwilę, aby rychło, zbyt rychło oddalić się do innych zajęć. Niewierni Tomasze, wszyscy ci, co wątpią w zamach, mają dość żałoby, mówią, że gorąca woda w kranach też jest ważna, nie są mile widziani.

Oni "boją się pamięci. Boją się prawdy" - napisała jedna z tamtejszych gazet. Oni nie rozumieją dyskomfortu, o którym mówił w tej samej gazecie znany poeta, wskazując, że niepodległość wywalczona bez kropli przelanej krwi jest niepodległością niepełną. Niepisana zasada tego miejsca powiada, żeby przebywać w gronie ludzi sprawdzonych: na rozmowy z niewiernymi był czas przedtem, teraz trzeba nam koncentracji, wspólnoty, siły - pouczają ci, którzy na Golgocie odpowiadają za formowanie ducha, za to, by zaczyn wolności wyrósł jak najlepiej.

Rozmowy nie mają już sensu, ponieważ ze Wzgórza Czaszki wyraźnie widać, że nastały (bądź nadchodzą - opinie w tej sprawie są jeszcze podzielone) czasy ostateczne, a znakiem tego jest oczywisty podział: sprawiedliwi gromadzą się wokół krzyża, zaś cała reszta zmierza ku zatraceniu. Na Golgocie trwają duchowe olbrzymy, cała reszta to moralne karły, bez wyobraźni i wiary. Furda z nimi: ich droga prowadzi na wschód, tam gdzie światło, ale fałszywe i przydymione. To raczej, jeśli przyjrzeć się uważnie, ciemna chmura o kształcie dwugłowego orła. Orzeł to pojawia się, to znika, jeden łeb śmieje się szyderczo, okiem błyska, drugi dumny, do ataku naszykowany, z dziobów sztuczną mgłą pluje.

Ze wzgórza widać, jak nieznacznie uszkodzony samolot ląduje awaryjnie, jak ranni giną od strzałów w tył głowy, jak we wnętrzu żelaznego ptaka eksploduje bomba próżniowa, która wywraca go do góry nogami.

Na Golgocie nie modlą się do Matki Bożej Uśmiechniętej, byłoby to nad wyraz niestosowne. Jej pogodny, tajemniczy półuśmiech nie pasuje do ogólnej atmosfery, choć nie można powiedzieć, że radości nie ma tam wcale. Dozwolona, a nawet wskazana, jest lektura dodatku satyrycznego do jednej z gazet, dodatku, który w zwyczajnych czasach nazwalibyśmy plugawym. Ponieważ jednak nie można ranić uczuć tych, co zamieszkali wokół krzyża, powiedzmy, że to nie plugastwo, tylko jeszcze jeden sposób na odreagowanie wieloletnich traum i poniżeń.

Ze wzgórza widać wiele rzeczy, których karły zobaczyć nie mogą. Choćby i tę prawdę, że równość wobec śmierci to nieprzystający do obecnej sytuacji mit, a zmarłych podzielić należy na głównych (męczenników) i poślednich (po prostu zginęli w katastrofie). To oczywiście zupełny przypadek, że do pierwszej kategorii należą bliscy i przyjaciele tych, którzy na Golgocie mieszkają w najobszerniejszych, położonych najbliżej krzyża namiotach; o innych mówi się jakby mniej, owszem: zginęli, ale ich śmierć, widać to wyraźnie, nie miała aż takiego znaczenia, była to po prostu śmierć, na pewno potrzebna i celowa, choćby po to, by swoją wielką masą stworzyć imponujący cokół dla śmierci męczeńskiej.

Na Golgocie słucha się raczej piosenek patriotycznych, najchętniej o wojnie, internowaniu i Syberii, ale ta prawidłowość, ten podział na Śmierć i śmierć budzi podejrzenia, że wśród osób odpowiedzialnych za formację znalazł się również miłośnik mocniejszych brzmień, który nie tylko zapamiętał dwuwers z piosenki Lecha Janerki "Skrzypcze":

Komu bije dzwon, a komu bije

dzwonek,

Komu tylko zgon, a komu tylko

zgonek.

ale postanowił również udzielić nań zdecydowanej odpowiedzi. To dlatego w gazetach z Golgoty skrót "Śp." zarezerwowany jest dla jednej tylko postaci, jakby śmierć innych miała pośledniejszy charakter. Jedni zginęli przez przypadek, drudzy, żeby swoją krwią użyźnić jałową ziemię. Czy może dziwić, że w czasach ostatecznych skupiamy się głównie na tych drugich?

Golgota wiele tłumaczy. Ci, którzy na niej przebywają, mają prawo do zachowań, które w innych czasach i miejscach zostałyby określone jako niedopuszczalne. Mogą mówić rzeczy najbardziej bzdurne, mają prawo do zaćmień umysłowych, ponieważ żałoba tłumaczy wszystko. Odmienił się czas, nie ma mowy, by stosować do oceny świata jedną, dawną miarę.

Kiedy więc na wzgórzu pojawiają się błazny z krzyżem skleconym z puszek po piwie i ukrzyżowanym misiem, reakcja gazet, które ukazują się na Golgocie, jest jednoznaczna: padają ostre słowa o faszyzacji życia publicznego i przekraczaniu granic. Kiedy mieszkańcy Golgoty obrażają księży, na policjantów wołają "gestapo", a w pamiątkową tablicę rzucają fekalia, kiedy tłum chce wysyłać nieprawomyślnych redaktorów na Sybir, wtedy tamtejsze gazety stają się znacznie bardziej powściągliwe.

To uzasadnione emocje.

To prowokacja.

Tym ludziom autentycznie zależy.

Oto autentyczny głos wykluczonych, jakże wartościowy.

W ten sposób manifestuje się głęboka żałoba.

Budzą się, nareszcie się budzą!

Nic nie jest obojętne, nic nie przemija bez echa. Poeta pamięta, reżyser kręci. W jednym z nakręconych na Golgocie filmów pojawia się co jakiś czas przebitka na służby miejskie zajęte usuwaniem wypalonych zniczy: słychać złowieszczy szczęk szkła, z pojemnika na śmieci (na Golgocie śmietnik jest profanacją, to chyba oczywiste) wydobywa się infernalny dym. Oto jeszcze jeden policzek wymierzony pośmiertnie męczennikom. Skorupy po zniczach powinny przecież zostać, jako widomy symbol wszechżałoby, one również wpisują się w szerszy plan, są dowodem na świętość i tragedię. Ten, kto je usuwa, popełnia grzech ciężki.

Pozostaje oczywiście pytanie, na co czekają. Chrześcijański krzyż ma być drogowskazem ku zbawieniu. Jakie zbawienie widać z nowej Golgoty? Na jakie i czyje zmartwychwstanie oczekują ludzie tam zebrani? Niektórzy mówią o jedności, nie precyzując wszakże, na czym ona ma polegać i czy niewierni Tomasze również będą włączeni w święty krąg, czy też, co bardziej prawdopodobne, będzie ona jednością dla wybranych.

Inni są bardziej doraźni i koncentrują się na najbliższych wyborach. Inni wspominaj a o wyjaśnieniu przyczyn katastrofy, jakby jedynie ciągła warta na wzgórzu pozwalała do niej dotrzeć. Jeszcze inni mają nadzieję, że katastrofa przerobi w końcu zjadaczy chleba w aniołów, że przestaną oni wreszcie zawracać sobie głowę ciepłą wodą, telefonią komórkową i motoryzacją, czyli przygodami, które po katastrofie straciły najmniejszy sens. Przyznajmy, że sami zainteresowani nie mają w tej sprawie pełnej jasności. Istnieją natomiast sygnały, że niewierni powinni się jej obawiać. Kiedy już nadejdzie, porazi z pewnością i oślepi wszystkich maluczkich.

Wyraźnie więc widać, że to jeszcze nie koniec. Proces przebudzenia trwa, przybierając coraz to nowsze formy. Nieustannie podsycana żałoba pali się silnym p lomieniem.

Zachęceni oczywistymi analogiami historycznymi mieszkańcy Golgoty sięgają chętnie po zakurzone podręczniki i wiersze klasyczne. Znany poeta wrócił np. do lektur wojennych, co nie powinno dziwić, od 10 kwietnia żyjemy przecież w stanie wojny; wrócił, żeby odnaleźć zapomniane metody i wprowadzić je do krwiobiegu wzgórza.

"Osobiście jestem zwolennikiem powrotu do wybranych metod walki cywilnej, która podczas okupacji zabezpieczała Polaków przed wpływami niemieckiej propagandy" - napisał onegdaj na poświęconym Golgocie blogu, tytułując swój tekst bliskim sercu każdego prawdziwego mieszkańca wzgórza hasłem: "Tylko świnie siedzą w kinie. Potrzeba walki cywilnej".

Jest tam też reżyserka, która sięgnęła jeszcze głębiej, w mrok zaborów, odnajdując wóz Drzymały, znany każdemu mieszkańcowi Golgoty jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Zamiast wozu reżyserka wraz z przyjaciółmi przyniosła na Golgotę jak najbardziej dosłowny namiot; namiot został zwinięty przez strażników, nie trzeba zbyt wielkiej finezji, by odpowiedzieć, kto jest współczesnym Drzymałą, a kto wrogim Prusakiem, kto męczennikiem, a kto pretorianinem.

Ludzie z Golgoty nie boją się więc sięgać w przeszłość, nie boją się lektur, paraleli, porównań, choćby najbardziej karkołomnych. Pewne analogie nasuwają się przecież uparcie, być może dotychczas nie mówi się o nich głośno, ale nadejdzie czas, kiedy wypłyną, to pewne.

Samolot np. ze względu na swój kształt ma prawo kojarzyć się z krzyżem i dziw bierze, że dotychczas nikt o tym nie pomyślał. Na tym krzyżu dokonał się współczesny polski Wielki Piątek. Wokół mgła, brzozy, bagienne opary, delikatna roślinność wczesnej wiosny w Środkowej Europie, otoczeni rojem kamer faryzeusze padają sobie w objęcia, podczas gdy apostołowie czekają przy autokarze, z godnością znosząc upokorzenie.

Jeśli na Allegro pojawi się wkrótce taki obraz, lub jeśli znany poeta wypuści na światło dzienne wiersze, w którym igrać będzie śmiałymi skojarzeniami awiacji i męczeństwa - nie oburzajmy się, nie miejmy za złe.

Na Golgocie wolno naprawdę dużo, szczególnie mieszkańcom ze stałym zameldowaniem. Nic dziwnego, iż czują się na niej świetnie, powoli zapominając, że istnieje realne życie poza wzgórzem (podobno również niewierni mają na ten temat coraz więcej wątpliwości).

Jak pisał ks. Józef Tischner: "Można tak pokochać krzyż, że się zrezygnuje z zejścia z krzyża w dniu zmartwychwstania".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2011