Wynik PiS w wyborach to imponujące zwycięstwo, ale nad moralnością

Wydawało się, że szalone złodziejstwo, szczucie na bliźnich, kumoterstwo i korupcja zasługują raczej na karę niż nagrodę. I co? I nic. To się jednak podobało.

09.04.2024

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz / Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch // Tygodnik Powszechny
Stanisław Mancewicz // Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch / Tygodnik Powszechny

PiS wygrało wybory po raz dziewiąty – tak powiedział J. Kaczyński w wiosenny, niedzielny wieczór. Wywołał tym szalony entuzjazm zgromadzonych, którzy ów komunikat przyjęli owacją na stojąco. Jako żywo, ocena ta przypomniała nam niegdysiejsze komentarze po przeróżnych śmiesznych wynikach reprezentacji polskiej w piłce nożnej. Wypowiedzi te – jak pamiętamy – miały na celu serc krzepienie. No więc mamy lepszą frazę, którąśmy sami ukuli, korzystając z obecnych trendów komunikacyjnych: „partia nierządząca poniosła zwycięstwo”.

Już jakiś czas temu można było się zorientować, że mamy powszechny problem w analizowaniu różnic pomiędzy wygraną a przegraną, takoż w liczeniu ludzi obecnych na demonstracjach. To w kraju temat stosunkowo nowy, niełatwy, ocierający się o metafizykę. Po prostu, Polska jest krajem coraz bardziej magicznym i każdy chcący bądź próbujący twardo tu stąpać powinien się zastanowić nad emigracją. 

Wypada jeszcze zauważyć, że wynik niedzielny to, owszem, imponujące zwycięstwo, ale nad moralnością. Zważywszy, że w ciągu ostatnich miesięcy zaprezentowano publiczności wiele wstrętnych sekretów z czasów rządów prawicy, można było mieć nadzieję na tzw. refleksję, że oto szalone złodziejstwo, szczucie na bliźnich, kumoterstwo i korupcja zasługują raczej na karę niż nagrodę. I co? I nic. To się jednak podobało. Brawo. A więc b. Gospodarz wygrał wybory, jest zadowolony, więc wszyscy są zadowoleni, więc może właśnie dlatego zajmiemy się dziś czymś innym, a nie liczeniem i snuciem wieszczb, jakże to będzie dalej. Zajmiemy się oto miłością i jej wyrażaniem na piśmie.

Zacząć jednak wypada od uwagi w sumie oczywistej. Oto najprężniej rozwijającym się w Polsce trendem w rozrywce są podsłuchy i ujawnianie treści korespondencji. Służbowej i prywatnej. Korespondencja jest chroniona – teoretycznie – tak prawem, jak i obyczajem. Otóż obyczaj ten, a mamy tu na myśli nieczytanie cudzych listów, jest manierą przestarzałą i nieużywaną, prawo zaś – jak często u nas bywa – jest martwe. Tyle spostrzeżeń natury ogólnej oraz, nie bójmy się tego powiedzieć, nieoryginalnych, ale koniecznych po to, by móc wreszcie wydusić, że nas – jak tu zarumienieni siedzimy – bardziej niżli wyniki wyborów, bardziej niż dziewiąta z rzędu wygrana PiS czy umiejętności operowania liczbami przez J. Kaczyńskiego i jego akolitów, interesuje wrzenie, a mówiąc wprost, umiejętność kochania i wyrażania miłości przez jego najzagorzalszych wyznawców.

Każdy dziś w Polsce wie, że kobieta twarda w życiu publicznym jak stal z huty im. Lenina, a piastująca do niedawna szalenie eksponowane stanowisko w oświacie, pisać miała bardzo namiętne listy do mężczyzny zajmującego do niedawna eksponowane stanowisko w państwie, a będącego niejako wzorem polskiej gburowatości pierwszych dwu dekad XXI w. Listy te zostały podane do publicznej wiadomości przez nie wiadomo kogo. Nikt do dziś nie zakwestionował autentyczności tej twórczości. Wydaje się jednak, że stylistyka, wokabularz, parabole, klimat i temperatura wyznań, wszystko to tworzy niepodrabialny komplet, słowem, listy te zdają się prawdziwe w każdym sensie, w warstwie językowej i emocjonalnej.

Niewskazana jest inkrustacja naszej powierzchownej analizy listów kobiety twardej jak stal z huty im. Lenina dosłownymi cytatami. Nie można jednak przejść obojętnie wobec jednego zastosowanego elementu perswazji słownej. W wykradzionym liście zrobiło na nas duże wrażenie określenie „kocie ruchy” użyte wobec fizyczności mężczyzny zwanego jednak przez ostatnie dziesięciolecia „Psem”. To pokazuje potencjał, jaki w człowieku wyzwala miłość, która takoż jest pożywką dla pisarstwa zaangażowanego. Miłość, zarówno do bliźniego, jak i do partii – popatrzmy – jest zawsze bodźcem w odkurzaniu własnego języka, widzenia świata, w poszukiwaniu ciekawych porównań, zwrotów zapamiętanych często z dawnych, młodzieńczych lektur. Efekty są nieoczekiwane, a przyznajemy, że niektóre nam w ogóle nie przychodziły do głowy. A tu proszę. Bum.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Moralność i miłość