Wszyscy jesteśmy zwycięzcami

Pojedynek medialny dwóch majowych szczytów energetycznych, które odbyły się w Krakowie i w Turkmenii, zakończył się wynikiem 1:1. A może raczej chwilowo 0:0, ze wskazaniem na korzyść państw Azji Centralnej. Obie strony - i uczestniczące w krakowskim zlocie "towarzystwo z (planowaną) rurą, ale bez ropy", i "towarzystwo bez rury, ale z ropą i gazem" z Turkmenii - dołożyły wszelkich starań, aby wytworzyć zawiesistą zasłonę marketingową. Na wyścigi zapewniano o osiągnięciu założonych celów i świetlanej przyszłości promowanych projektów. I naginano dla potrzeb ładnego medialnego obrazka dużo bardziej skomplikowaną rzeczywistość.

21.05.2007

Czyta się kilka minut

A rzeczywistość komplikuje się coraz bardziej. Wielka Gra, tocząca się wokół znaczących zasobów ropy i gazu w Azji Centralnej i na szelfie Morza Kaspijskiego, wchodzi w kolejną ostrą fazę. Pod koniec 2006 r. zmarł Saparmurat Nijazow, prezydent Turkmenistanu i Ojciec Wszystkich Turkmenów. Czujnie śpiący na wielkich złożach gazu despota prowadził politykę niezadzierania z Rosją; sprytu wystarczało mu, aby wiecznie kluczyć, kilka razy podpisywać kontrakty na ten sam gaz, udawać, że pierwsze słyszy o poprzednich porozumieniach. Rosyjscy partnerzy nigdy nie byli pewni, czy nie wywinie im jakiegoś numeru (zdarzało się, że zakręcał kurek z gazem na kilka miesięcy), ale co do jednego pewność mieli: tranzyt gazu będzie się znajdować pod ich kontrolą, bo jedyny rurociąg, którym można było tłoczyć gaz poza granice Turkmenii, przebiega przez rosyjskie terytorium. Zakontraktowano w długoletnich umowach dostawy taniego turkmeńskiego gazu do Rosji (dzięki temu Gazprom mógł mamić Europę stabilnością dostaw, turkmeński gaz uzupełniał bowiem istotne braki w gazowym wydobyciu Rosji). Gwarantem - choć chwiejnym - tego kontraktu był Nijazow.

Gdy zmarł, wszystko trzeba było zaklepać od nowa. Jego następca, młody Kurbanguły Berdymuhammedow, otworzył licytację. Zainteresowanie turkmeńskim gazem wyraziły Chiny, USA i Europa. Rosja musiała zatem wykonać jak najprędzej ruch, świadczący o jej żywotnym zainteresowaniu regionem. Putin spieszył się do Aszchabadu jak ambulans mknący do chorego. Zaniepokoiło go, że Berdymuhammedow z pierwszą wizytą zagraniczną nie przyjechał do Moskwy (rytualne złożenie hołdu w metropolii jest niepisaną tradycją na obszarze postsowieckim), ale udał się na pielgrzymkę do Mekki i uściskał się z saudyjskimi braćmi. Rosja musi działać: chodzi o zablokowanie zachodnich planów zbudowania rurociągu transkaspijskiego - z Azji Centralnej przez morze i Kaukaz do Europy.

Być może powodem zorganizowania szczytu energetycznego z udziałem liderów Azji Centralnej akurat w tym terminie było zaproszenie z Polski dla drugiego ważnego gracza: Kazachstanu (prztyczek w polski nos rosyjska dyplomacja wykonała zapewne z satysfakcją, ale to przy okazji; główną przyczyną pospiesznej organizacji spotkania centralnoazjatyckiego była potrzeba potwierdzenia przez Rosję wpływów w tym ważnym dla niej regionie). Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew najpierw zaproszenie do Krakowa przyjął i projektami sprzedaży kazachskiej ropy do Europy się zainteresował, ale potem oświadczył, że bez Rosji taki handel go nie interesuje. Obecnie jest zresztą skupiony na wewnętrznych grach, mających zapewnić sukcesję po jego ustąpieniu, a zadrażnienia z Moskwą, która jest najważniejszym partnerem politycznym i gospodarczym, są niewskazane.

Gdyby Nazarbajew wyjechał do Polski w terminie zgłoszonym przez stronę rosyjską jako termin wizyty Putina w Kazachstanie, wywołałoby to potężne zawirowanie. A tego Nazarbajew na pewno by nie chciał. Natomiast jeśli trzeźwym okiem spojrzeć na rezultaty rozmów Putin-Nazarbajew (dotyczyły m.in. różnych problemów z transportem kazachskiej ropy przez Rosję), to nie osiągnięto nic. Nadmuchano jedynie wielki propagandowy balon, rosyjska prasa odtrąbiła wielkie zwycięstwo rosyjskiej polityki nad niewczesnymi podrygami Polski. I tyle. Żadnych konkretnych postępów.

Więcej Putin ugrał w Turkmenii (choć to też na razie tylko wstępna odzywka w dopiero rozpoczętej licytacji). Podpisano deklarację w sprawie budowy gazociągu (tzw. nadkaspijskiego; nie mylić z alternatywnym transkaspijskim, lansowanym przez Zachód) z Turkmenii przez terytorium Kazachstanu do... No, właśnie, w obecnym zamyśle Rosji - do Rosji. Ale czy na pewno? Gra Kazachstanu jest niejasna. Snuć dziś prognozy, w którym kierunku zostanie rozbudowana rura z gazem, to tyle co zgadywać w dniu ślubu, jak żona ubierze się na jubileusz 50-lecia pożycia małżeńskiego.

Chętnych do pociągnięcia gazociągu z Turkmenii jest kilku. To przede wszystkim Chiny (dziś najgroźniejszy rywal Rosji w regionie i najbardziej prawdopodobny regionalny hegemon).

Ale wabikiem jest też kierunek zachodni. I tu dochodzimy do uczestników drugiego energetycznego majowego szczytu, który odbył się nad Wisłą. Coraz śmielej poczynający sobie bez protektoratu Rosji przywódcy Gruzji i Azerbejdżanu przyjęli zaproszenie polskiego prezydenta. Spotkanie miało nie tylko utrwalić dobre stosunki z Polską, Ukrainą i Litwą, ale także wzmocnić regionalne przymierze Baku i Tbilisi.

I wzmocniło. Przypomnijmy sobie bowiem, że faux pas, jakie popełnił trzy lata temu prezydent Micheil Saakaszwili podczas wizyty u państwa Alijewów w Baku, na długi czas zamroziło kontakty prezydentów Gruzji i Azerbejdżanu. W Krakowie Saakaszwili i Alijew nie tylko spotkali się podczas ogólnych obrad, ale porozmawiali sobie na osobności, na Kaukaz wracali jednym samolotem, w Tbilisi wzięli udział w uroczystym odsłonięciu pomnika Gejdara Alijewa, ojca obecnego prezydenta Azerbejdżanu, na ulicy noszącej jego imię. W przemówieniu okolicznościowym Saakaszwili podkreślił, że "Gejdar Alijew walnie przyczynił się do tego, aby projekty transportu azerskiego gazu i ropy realizowano przez terytorium Gruzji" (działają już dwa rurociągi: BTC i BTE). Prezydent Alijew zwrócił się do Saakaszwilego publicznie per "mój drogi przyjaciel Micheil". A dobre stosunki między naszymi kaukaskimi partnerami są jednym z warunków powodzenia jakichkolwiek dalekosiężnych planów rozbudowy infrastruktury przesyłowej w tym regionie.

W tym sensie szczyt w Krakowie okazał się dobrym pomysłem. Wszystko inne pozostało jednak na razie w sferze deklaracji dobrych intencji. Poza przyjemnym wyrazem twarzy, przybieranym do wspólnej fotografii, należałoby przede wszystkim pomyśleć o napełnieniu takich strategicznych planów konkretnymi pieniędzmi.

*

W tym wydaniu "Nowej Europy Wschodniej" przedstawiamy zatem kraje Zakaukazia - Gruzję i Azerbejdżan, a także Armenię - które nie tylko stają się coraz ważniejszym graczem dla Zachodu, w tym dla Polski, ale także o które toczy się dziś międzynarodowa Wielka Gra.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (21/2007)