Włochy: wyprawa po szczęście

"Nowe życie, które staje się udziałem człowieka myślącego, gdy ogląda nowy kraj, nie da się z niczym porównać - pisał Goethe w "Podróży włoskiej". - Wiem, że jestem wciąż ten sam, a jednak czuję, że zmieniłem się do szpiku kości". I jeszcze to jego zdanie, które przywołuje Paweł Muratow: "Kto dobrze poznał Włochy, a zwłaszcza Rzym, ten już nigdy nie będzie całkiem nieszczęśliwy".

02.07.2008

Czyta się kilka minut

"Pamięć Włoch" - okładka /
"Pamięć Włoch" - okładka /

Muratow, Karpiński, Szczuciński: podróże z "Zeszytami Literackimi"

Trzy książki, trzy światy, trzy pokolenia. I jedna cecha wspólna - wędrówka jest tu drogą poznania i przemiany, wtajemniczeniem nie tylko w sztukę, ale też historię, politykę i obyczaj, dialogiem z przeszłością i szukaniem własnych ścieżek.

Na początku 1983 r. świeżo założony przez Krzysztofa Michalskiego i ks. Józefa Tischnera wiedeński Instytut Nauk o Człowieku zorganizował sympozjum o Karolu Szymanowskim; pretekstem było minione właśnie stulecie urodzin kompozytora. Czas był ponury, stan wojenny w Polsce dopiero co zawieszony, potrzeba spotykania się tym większa i do Wiednia ściągnęło wielu wybitnych gości, z kraju i spoza jego granic, niekoniecznie muzykologów. Dzięki Janowi Józefowi Szczepańskiemu przebywałem od dwóch miesięcy w Wiedniu na stypendium, a dzięki przyjaciołom związanym z Instytutem mogłem nie tylko przysłuchiwać się obradom, ale i uczestniczyć w bogatym życiu kuluarowym.

Podróż, czyli wtajemniczenie

Wtedy właśnie spotkałem po raz pierwszy Pawła Hertza. Dowiedziawszy się, że moje stypendium trwa jeszcze blisko pół roku, stwierdził, że powinienem koniecznie pojechać do Włoch, zwłaszcza że okazja do wyjazdu z kraju może się długo nie powtórzyć. Z arogancją właściwą młodemu wiekowi odpowiedziałem, że bardziej interesuje mnie teraz germańska Północ. Hertz spojrzał na mnie z wyrozumiałą pobłażliwością i w paru dobitnych zdaniach wytłumaczył, dlaczego podróż włoska pozostaje wciąż niezbędnym elementem europejskiej edukacji. Cztery miesiące później byłem w Rzymie...

Zacząłem pisanie o nowej serii Zeszytów Literackich" poświęconej podróżom od tego wspomnienia nie tylko dlatego, że znalazły się w niej teksty, które dwadzieścia pięć lat temu pomagały mi odnajdywać ważne tropy w labiryncie rzymskich ulic. Chodzi przede wszystkim o cel, jaki tej serii przyświeca: o ukazanie głębokiego sensu podróży jako lekcji odczytywania kulturowych znaków i dialogu z przeszłością. Inicjacyjnego włączenia w tradycję, podczas którego odnawiamy ścieżki dawne i wytyczamy nowe, własne. Wędrówka taka nie jest ani pustą rozrywką, ani "zaliczaniem" kolejnych obiektów oznaczonych w przewodniku odpowiednią liczbą gwiazdek. Prowadzi czasem bocznymi drogami, jest wtajemniczeniem nie tylko w sztukę, ale w historię, politykę, obyczaj. Przemienia nas wewnętrznie, staje się - jak u Goethego - źródłem szczęścia.

Trzeba oczywiście zapytać, czy  w świecie dzisiejszym taka podróż, przełamująca schematy masowej turystyki, jest w ogóle możliwa. Czy w tłumie przelewającym się nieustannie przez muzea i kościoły albo przez Kaplicę Sykstyńską można się zdobyć na skupienie. "Dwudziestego ósmego listopada poszliśmy znowu do Kaplicy Sykstyńskiej. Kazaliśmy sobie otworzyć galerię" - pisze Goethe; łza się w oku kręci... Czy powielane w nieskończoność reprodukcje nie zabiły sławnych oryginałów. Cóż, na pewno będzie trudniej. Ale warto spróbować. Zwłaszcza we Włoszech.

Muratow: Rosjanin w Italii

Trzy książki wydane równocześnie w serii Zeszytów to trzy światy i trzy pokolenia. Serię otwiera "Rzym" Pawła Muratowa, fragment jego słynnych "Obrazów Włoch" w znakomitym przekładzie właśnie Pawła Hertza. Muratow, Rosjanin, pisarz, krytyk, historyk sztuki, tłumacz (a także znawca wojskowości), urodził się w 1881 roku. Jako dwudziestosiedmiolatek odbył pierwszą wyprawę do Italii, wkrótce nastąpiły kolejne. "W samej tylko Wenecji był szesnaście razy - pisze Dariusz Konstantynów ("Zeszyty Literackie" nr 65). - We Włoszech interesowało go wszystko - ludzie i pejzaż, architektura i sztuki plastyczne, legendy i wydarzenia historyczne, poeci, pisarze i artyści". W latach 1911-12 ukazało się pierwsze wydanie dzieła będącego rezultatem tych wypraw, a wkrótce - następne. Poszerzone wydanie trzecie opublikowano w 1924 r., już na emigracji; dwa lata wcześniej Muratow wraz z rodziną opuścił Rosję Sowiecką, by nigdy tam nie wrócić.

W przejmującym, dodanym do emigracyjnego wznowienia epilogu autor "Obrazów..." żegna odchodzącą epokę. Wenecja, rok 1914: "Po płytach szerokiego nabrzeża przebiegli już gazeciarze, głosząc wieść o zabójstwie arcyksięcia. Różnoplemienni bywalcy Floriana i Quadriego wymienili już spojrzenia, w których zabłysły pierwsze iskry wrogości przyszłych strasznych lat. Wielu z nich ogarnęły złe przeczucia. W owe ostatnie spokojne dni Europy niektórzy po raz pierwszy oglądali tchnącą wiecznym zamyśleniem Wenecję, która później znów im się pojawi, w chwili śmierci lub w długich latach cierpienia". Czy umierając w październiku 1950 r. w Irlandii, też ją zobaczył?

Do dziś nie wiem, jak Pawłowi Hertzowi i Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu udało się w 1972 r. przemycić przez cenzurę dzieło Rosjanina-emigranta. W tamtych czasach spośród rosyjskiej literatury emigracyjnej spod cenzorskiego zapisu wyjęty był bodaj tylko noblista Iwan Bunin, a i to oczywiście bez antyrewolucyjnych "Przeklętych dni". "Obrazy Włoch", przedmiot tej szlachetnej kontrabandy, stały się odtąd dla wielu księgą włoskiego objawienia, budziły tęsknotę za przyszłą podróżą, nawet jeśli nigdy nie miała się ona odbyć.

"Rzym" Muratowa to nie tylko niezrównany syntetyczny portret miasta w pierwszym ze szkiców ("Mówiąc o Rzymie, nie myślimy ani o jego dziejach, ani o jego bohaterach, ani o starożytnych zabytkach i skarbach sztuki; myślimy o owym zmyśle Rzymu, wpisanym na karty naszego życia"). Nie tylko oczywisty szlak antyczny i pionierski na owe czasy zachwyt nad zabytkami wczesnochrześcijańskimi (zwłaszcza mozaikami!), nie tylko Melozzo da Forl?, Rafael, Bernini, Borromini i Piranesi oraz niespieszna wędrówka przez Kampanię. To także sensacyjna niemal opowieść o protestanckiej królowej z Północy, która abdykowała, przeszła na katolicyzm, osiadła w Rzymie i wiodła tu niekoniecznie pobożne życie, by w końcu spocząć pod sklepieniem Bazyliki św. Piotra. Krystyna Szwedzka staje się dla Muratowa ucieleśnieniem baroku - stylu, w którym "światło i cień kapryśnie załamują się na krzywiznach fasad kościelnych oraz w różnorodności losów i charakterów ludzkich", a "dysonanse z dziedziny sztuki powtarzają się w obrębie życia".

Karpiński: polityka i sztuka

Książkę drugą, "Pamięć Włoch", także trudno byłoby oddzielić od czasu, w którym powstała, i od biografii autora - a równocześnie wciąż zachowuje świeżość. Już dedykacja, przywołująca nazwisko przyjaciela autora, który wyemigrował po Marcu ’68, każe pamiętać o konkretnym przeżyciu pokoleniowym. Podobnie jak powracający temat władzy i przemocy, realizmu i cynizmu, elit i mas. Bo "Pamięć Włoch" to księga podróży i zarazem księga lektur, zachwyt nad sztuką sąsiaduje w niej blisko z refleksją polityczną. Obok Tintoretta i Pisanella, Benozza Gozzolego i Piera della Francesca, Caravaggia i Piranesiego spotkamy na jej kartach Eneasza Sylwiusza Piccolominiego i Machiavellego, Antonia Gramsciego i Andreę Caffiego. Zabytki przeszłości bywają zarazem znakami historycznych dramatów - jak kamieniołomy Syrakuz, wieże San Gimignano, budowle Perugii.

W szkicu o Florencji Karpiński - zastrzegając się, że nie chodzi mu o jednoznaczną odpowiedź ani szukanie prostych mechanizmów przyczynowych - zastanawia się, dlaczego w pewnej chwili duch dziejów wybrał sobie to miasto na pepinierę geniuszów, którymi obdzielić by można kilka narodów. "Dlaczego akurat tu? Inni byli bogatsi, potężniejsi. Może właśnie splot polityki i sztuki? Szeroki dostęp do tych dziedzin, ich poczesne miejsce w społecznej hierarchii?". Podróż włoska staje się tyleż "szkołą spojrzenia" - tytuł szkicu o Bernardzie Berensonie, autorze tak ważnym dla Zbigniewa Herberta - ile szkołą myślenia obywatelskiego.

Moim ulubionym szkicem z tej książki jest "Cmentarz", którego lektura - jeszcze chyba na łamach miesięcznika "Twórczość" - zaprowadziła mnie potem na nekropolię protestancką pod piramidą Cestiusza, gdzie pochowano Keatsa i serce Shelleya i gdzie spoczywa też wielu prawosławnych. Karpiński szukając grobu rosyjskiego poety Wiaczesława Iwanowa - bezskutecznie, bo Iwanow przeszedł na katolicyzm - natrafia nagle na skromną mogiłkę z napisem "Dorogiej naszej nianiczkie". I uświadamia sobie, że urealniła się przed nim materia jednego z najpiękniejszych opowiadań Iwaszkiewicza, "Voci di Roma" - przypowieści o Wschodzie i Zachodzie, rewolucji i wygnaniu, zawiedzionej miłości i bólu utraty. Rzeczywistość przenika się z literaturą, odsłaniając jeszcze jedną tajemnicę Rzymu - miasta cudzoziemców, nie tylko Keatsa i Shelleya, ale też Gogola, który tu właśnie pisał "Martwe dusze"...

Szczuciński: tropy cudze i własne

Wojciech Karpiński jest oczywiście uważnym czytelnikiem Muratowa; w szkicu tytułowym pisze o nim i o Ferdynandzie Gregoroviusie jako o najlepszych przewodnikach wprowadzających do włoskiej podróży. Adam Szczuciński, rocznik 1978, lekarz, czytał i Muratowa, i Karpińskiego. Także Iwaszkiewicza, Herlinga, Herberta, Zygmunta Kubiaka. Nawet Józefa Kremera, którego niedawno przypomniano w jego rodzinnym Krakowie. Każde niemal odwiedzane miejsce ma tu jakiegoś literackiego patrona: księcia Lampedusę, Crocego, Brodskiego.

"Włoskie miniatury", publikowane wcześniej na łamach "Zeszytów Literackich", autor opatrzył mottem z Pawła Hertza: "Sam bowiem uważam się jedynie za czytelnika, który zapisuje swoje uwagi i medytacje na marginesach cudzych dzieł". A w szkicu o Pienzy, idealnym mieście Piccolominich, dodaje: "To właśnie w Pienzy zobaczyłem wyraźnie, że pisanie o Włoszech, o włoskich podróżach jest zdawaniem samemu sobie relacji z tego, co w życiu ważne, istotne, piękne. Robieniem notatek, szkicem do rysunku. Zapiskami na marginesach cudzych dzieł". To skromność, ale i wyzwanie; gest powtórzenia, by miał sens, musi być zarazem odnowieniem.

W "Miniaturach" są jednak nie tylko obrazy z podróży i notatki z lektur, i nie tylko autorefleksja. Jest także ćwiczenie stylu, jego celności i lapidarności. Autor podąża za poprzednikami, cytuje ich, aż gęsto tu od nazwisk, ale potem podejmuje próbę własnego spojrzenia. W zapiski wędrowca i namiętnego czytelnika wdzierają się przejmujące sceny szpitalne. Albo herlingowska z ducha historia Elzy, pensjonariuszki domu starców, i wstydliwej tajemnicy jej ulubionej lektury ("Mein Kampf"). Albo taka scenka z Mesyny: "Wśród krzewów ogrodu leżał martwy kot, drugi - niezdarnie rozkraczony nad ciałem przyjaciela - próbował go podnieść, postawić na nogi. Nie radził sobie, przydeptywał zwłoki. Bezradny wobec tajemnicy rozglądał się tylko dokoła, jakby szukał rozwiązania, oczekiwał podpowiedzi".

***

Wróćmy na koniec do "Obrazów Włoch" i do cytowanego już zakończenia tego dzieła - "Epilogu weneckiego". "Słowa: podróż do Włoch - pisze tam Muratow - są wiele mówiące, obejmują bowiem nasze doświadczenie, nasze życie we włoskim żywiole, wyzwolenie nowych sił duchowych, narodziny nowych zdolności, zwiększenie skali naszych pragnień. Dokonując się w czasie i przestrzeni, owa podróż prowadzi także przez głębie naszej istoty i zakreśla na dnie naszej duszy swój oślepiający krąg. Wracamy z Włoch z poczuciem spoistości przyczyn i skutków, jednolitości dziejów przeszłych i obecnych, nierozerwalnych związków jednostki i świata, prawdy wiecznego kołowrotu wszechrzeczy, dawniejszej niż uboga myśl o ciągłym postępie". Czy i dzisiaj te słowa mogą się sprawdzić? Warto w każdym razie spróbować.

Paweł Muratow, Obrazy Włoch. Rzym, tłum. i przypisy: Paweł Hertz Wojciech Karpiński, Pamięć Włoch; Adam Szczuciński, Włoskie miniatury, Warszawa 2008, Zeszyty Literackie, seria Podróże

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (27/2008)