Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kompromis, który przetrwał ledwie dwa lata i skończył się porażką wyborczą w 2007 r. Co prawda PiS zdobył wtedy 2 mln więcej głosów, ale równocześnie poparcie dla PO wystrzeliło ponad dwukrotnie w górę.
Pamięć o tamtych wydarzeniach może sprawić, że następny Sejm wcale nie będzie rozwiązaniem dla domagającej się przesilenia sytuacji politycznej, ale jeszcze większym jej zapętleniem. Bo nawet jeśli PiS wybory wygra, to liczba jego posłów będzie raczej bliższa wynikowi z 2007 r. (166 mandatów) niż obecnej bezwzględnej większości. A to oznacza, że Kaczyński musiałby szukać sojuszu z Konfederacją, co jednak w niedzielę 23 lipca kategorycznie wykluczył. Także Sławomir Mentzen odcina się od takiego scenariusza – stanowiska dla swych ludzi przypłaciłby mocnym spadkiem poparcia w elektoracie, który jest skrajnie przeciwny programom społecznym stanowiącym fundament polityki PiS. Krzysztof Bosak zaś, będąc młodym posłem LPR, obserwował na własne oczy, jak rola przystawki uśmiercała jego ówczesną partię.
FRUSTRACJA ZAMIENIŁA SIĘ W GNIEW. CHCEMY ZMIANY
MARCIN DUMA, badacz opinii, prezes IBRiS: Cztery lata temu wyborcy uznali, że z PiS u steru mogą się dalej bogacić, i dlatego większość opowiedziała się za kontynuacją. Dziś gotowi jesteśmy zaryzykować zmianę. Uważamy, że obecna władza się zużyła >>>>
Koalicja PiS i Konfederacji jest dziś wątpliwa, a to oznacza, że jeśli Kaczyński nie wymyśli czegoś wyjątkowego, usiądzie w ławach opozycji. Być może czas się pakować – wizja ta dotarła już do tysięcy działaczy, rozlokowanych od parlamentu, przez spółki państwowe, po najmniejsze urzędy. Bezpieczną przystanią pozostanie na pewno Sejm, więc – jak wyznał mi jeden z polityków partii rządzącej – „ludzie niemal się tratują, by trafić na dobre miejsca list”. W środowisku jest nerwowo, starzy znajomi patrzą na siebie podejrzliwie, a zamiast spotykać się z elektoratem, kłócą się, intrygują lub podlizują w centrali.
Jeśli opozycji nie uda się zdobyć 231 miejsc w Sejmie, a dziś wiele na to wskazuje, będzie mogła co najwyżej stworzyć rząd mniejszościowy z nieprzyjaznym prezydentem i Trybunałem Konstytucyjnym w tle. A to oznacza, że do lokali wyborczych wrócimy szybciej, niż myślimy.©℗