Widmo czasu wolnego. Anita Piotrowska o filmie „Świat po pracy”

Współczesnej pladze pracoholizmu, czy „pracy bez sensu”, towarzyszy wielka społeczna zmiana, którą przyniesie dość powszechne nicnierobienie.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

 / MATERIAŁY PRASOWE
/ MATERIAŁY PRASOWE

Hitler – ten dopiero umiał zmotywować pracowników, nawet tych ubranych w pasiaki. Podobnych „złotych myśli” znajdziemy w nowym dokumencie Erika Gandiniego całkiem sporo, niekoniecznie w tonie ironicznym. „Świat po pracy” to bowiem rozpisany na głosy filmowy esej, w którym rozlegle, czasem prowokacyjnie i zarazem dość hasłowo przedstawia się rozmaite aspekty zawartej w tytule aktywności ludzkiej.

Wedle cytowanego powyżej wysokiego rangą urzędnika z Instytutu Gallupa na świecie zaledwie 15 procent spośród zatrudnionych na stałe wykonuje swoją pracę z emocjonalnym zaangażowaniem. Oznacza to, że lwia część nie odczuwa żadnej satysfakcji z tego, co robi, by zarobić na życie. W najlepszym razie pozostaje obojętna, w najgorszym – głęboko sfrustrowana, a nawet wściekła, przy okazji sabotując wysiłki entuzjastyczniej nastawionych kolegów. Ale czy może być inaczej? Przed nami kalejdoskop robót i zawodów uprawianych z różnych powodów, w różnych częściach świata, o zróżnicowanej stabilności. Pojawia się więc patologicznie zarobiony amerykański biznesmen, który traktuje płatny urlop niczym zło niekonieczne, i Koreańczyk w zaawansowanym wieku, właściwie nieznający życia poza swoim biurem. Jest też młoda kurierka z Amazona, która korporacyjnym językiem mówi o swojej „misji”, choć mimo wszystko stara się bronić osobistej godności i rezygnuje z podręcznej butelki do sikania, używanej dla zwiększenia efektywności. Obywatele Kuwejtu z kolei, choć konstytucyjnie mają zapewnione prawo do pracy, w praktyce okazuje się ona fikcją – „oceanem wolnego czasu” wypełnianym Netfliksem oraz innego rodzaju konsumpcją.

Z drugiej strony mamy dzisiejszych półniewolników, którzy za przysłowiową miskę ryżu wykonują najgorsze, najbardziej degradujące prace typu codzienne sortowanie ton śmieci przy niekończącym się taśmociągu. W najbiedniejszych częściach świata czy w przypadku najniżej płatnych zajęć nic nie ostało się z robotniczego etosu – opowiadał nam o tym kiedyś Michael Glawogger w głośnym dokumencie, „Śmierć człowieka pracy” (2005). Tylko co się stanie z tymi wszystkimi żywymi robotami, dopytuje Gandini, gdy pewnego dnia zastąpią je maszyny?

„Dużo gorzej być zbędnym niż wyzyskiwanym” – twierdzi w filmie historyk i filozof Yuval Harari. Wiadomo, że bezwarunkowy dochód gwarantowany nie przyniesie eksplozji kreatywności, nieustających wakacji ani egzystencjalnego spełnienia przy grillu. Jako przykład skrajnego zgnuśnienia reżyser przywołuje zwykłych młodych Włochów przebywających na dobrowolnym i bezterminowym bezrobociu, zabijających czas na sponsorowanej przez rodziców zabawie. A dla kontrastu, w gruncie rzeczy pozornego, filmuje wiodącą ziemiański żywot włoską milionerkę, która mając wielki dom, hobby, ogród jakoś nigdy się nie nudzi. Albo zawodowego ogrodnika z uprzywilejowanej rodziny, który tak bardzo kocha swoją pracę na łonie natury, że przedkłada ją ponad dolce far niente. Oczywiście, można z tak tendencyjnym doborem bohaterów polemizować, ów dokument stanowi jednak bardziej zaproszenie do dyskusji niż akademicką debatę spod znaku „rola pracy w życiu człowieka”.

Bo nie może tu być miejsca na zbyt duże uogólnienia. Jako się rzekło, dla licznych mieszkańców naszego globu praca bywa przykrą koniecznością czy wręcz przekleństwem, dla innych chorobliwym uzależnieniem, aczkolwiek znajdą się i tacy, dla których zawodowa aktywność jest istotą samorozwoju, rozumianego w tym przypadku na serio, bez rekrutacyjnej ściemy. Toteż czas, który nadejdzie „po pracy”, jednym przyniesie zwiększony dobrostan w życiu osobistym i rodzinnym, drugich zaś może pozbawić głęboko rozumianej tożsamości i celu istnienia. Owe truizmy ­sięgają ­czasów Arystotelesa, o czym informuje nas motto filmu, wszelako dzisiaj, zauważa Gandini, znaleźliśmy się w istnej pułapce. Protestancka etyka pracy, będąca ideowym fundamentem zachodniego kapitalizmu, została przejęta przez motywacyjną gadkę. Praca odbiera nam już nie tylko czas, ale i umiejętność cieszenia się czasem wolnym – choć przecież do pewnego stopnia sami sobie to robimy. Aż dziwne, że szwedzki dokumentalista nie przywołuje tutaj Byung-Chul Hana z jego teorią samowyzysku i „społeczeństwa zmęczenia”.

Gandini zdaje sobie sprawę, że ów „świat po pracy”, rozumiany jako eksperyment ekonomiczny, zbiorowe samopoczucie tudzież indywidualny stan umysłu, to ciągle wielka niewiadoma. Dlatego nie stara się snuć przepowiedni ani zbytnio ryć naszych mózgów. Raczej ślizga się po tematach bądź przeskakuje z jednego na drugi, niemniej robi to efektownie, chwilami wręcz efekciarsko. Jego kontrowersyjni rozmówcy, typu Noam Chomsky i Elon Musk, nie mówią tak naprawdę nic kontrowersyjnego. Wiadomo, że technologia nas wszystkich nie wyzwoli, i że dziedzic fortuny zajęty jej pomnażaniem zawsze będzie utyskiwał na powszechny dochód bazowy jako przykład rozdawnictwa i źródło demoralizacji. Dobrze jednak, że twórca skonfrontował ze sobą te oczywiste oczywistości, a tuż obok zasygnalizował wątpliwości i sprzeczności. Bo przecież nikt jeszcze do końca nie wie, co okaże się bardziej niszczące w wymiarze ludzkim i społecznym: mordercze przepracowanie, któremu koreański rząd musiał wypowiedzieć zdecydowaną wojnę, ponieważ za bardzo odbijało się na zdrowiu publicznym, czy nuda wyrosła z nowego bezrobocia, tego z pełną lodówką.

W sumie najciekawiej jest wtedy, kiedy reżyser pyta swoich bohaterów, co by robili, gdyby co miesiąc dostawali pieniądze i nie musieli na nie pracować. Roztropnie pozostawia to pytanie bez odpowiedzi, bo najwyraźniej kieruje je osobno do każdego z nas. Skompromitowane niegdyś hasło „byt określa świadomość” nabiera właśnie zupełnie nowych znaczeń. I wiele wskazuje na to, że nie będziemy musieli czekać, aż powstanie o tym kolejny odcinek futurystycznego serialu „Czarne lustro” – rzeczywistość, na razie pilotażowo, już go zaczyna wyprzedzać. ©

ŚWIAT PO PRACY (After Work) – reż. Erik Gandini. Prod. Szwecja/ /Włochy/Dania 2023. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 4 sierpnia.

ERIK GANDINI (ur. 1967) to uznany filmowiec i wykładowca, pochodzi z Włoch, lecz od lat żyje i pracuje głównie w Szwecji. Ma na koncie wiele zaangażowanych dokumentów, jak „Nadprodukcja. Terror konsumpcji”, „GITMO. Nowe prawa wojny” czy „Wideokracja”. Szczególny rozgłos przyniosła mu „Szwedzka teoria miłości” (2015) – krytyczny obraz relacji międzyludzkich w jego kraju.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Widmo czasu wolnego