Walizka pełna kości świętych biskupów, czyli jak archeolog stał się prekursorem dialogu międzyreligijnego

Prof. Artur Obłuski, archeolog: Gdy oprócz badania chrześcijańskiej przeszłości Sudanu zaczęliśmy cenić badania jego muzułmańskiego dziedzictwa, relacje z lokalnymi badaczami zmieniły się diametralnie.

15.11.2023

Czyta się kilka minut

Badania polskich archeologów z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW na terenie Starej Dongoli, stolicy Makurii, trwały aż do czasu wybuchu wojny domowej w Sudanie. Grudzień 2022 r. / Fot. Fot. Adrian Chlebowski / Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW
Badania polskich archeologów z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW na terenie Starej Dongoli, stolicy Makurii, trwały aż do czasu wybuchu wojny domowej w Sudanie. Grudzień 2022 r. / Fot. Fot. Adrian Chlebowski / Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW

Karol Wilczyński: Wybiera się Pan do Sudanu w najbliższym czasie? 

Prof. Artur Obłuski: Nie ma takiej możliwości. Sytuacja w Sudanie jest bardzo trudna, trwa krwawy konflikt między dwiema frakcjami wojskowymi. Wszyscy się tego spodziewaliśmy. Mieliśmy jednak nadzieję, że walki zbrojne nie rozleją się na cały kraj, że zakończą się szybko. Konflikt jednak nie wygasł.

Będziecie dalej prowadzić badania w tym kraju?

Historia polskich badań nubiologicznych jest względnie długa – sięga lat 60. XX wieku. Od tego czasu w Sudanie miało miejsce dziesięć zamachów. Pomimo to, 2023 będzie pierwszym rokiem, kiedy Polacy nie pojadą na wykopaliska. Trudno też powiedzieć, kiedy wrócimy. Zdecydowaliśmy jednak, że skupimy się na pomocy naszym kolegom w Chartumie. Ewakuowaliśmy szefa naszej misji i jego rodzinę. Zabudowania na terenie misji w Starej Dongoli, która jest bezpieczna, przekazaliśmy bliskim współpracownikom. Uchodźcom-archeologom, którzy uciekli do Egiptu, zaoferowaliśmy schronienie w budynkach misji w Kairze. Wierzę, że będziemy mogli zrobić o wiele więcej, gdy wrócimy do Sudanu.

Efekty pracy polskich archeologów w Sudanie można zobaczyć na cmentarzu katolickim na warszawskim Bródnie. Mało kto wie, że spoczywają tam szczątki trzynastu nubijskich średniowiecznych biskupów. Jak się tam znalazły?

Jest wiele plotek dotyczących szczątków tych biskupów, jedna z najpopularniejszych legend mówi, że zostały przywiezione w walizkach przez jednego z badaczy ponad 60 lat temu. Nie wiem, jak rzeczywiście było – faktem jest, że w tamtych czasach bardzo często przywożono wykopane znaleziska nie jako cargo, ale właśnie w walizkach. 

Co stało się dalej?

Generalnie prowadzono badania tych szczątków. Niedawno przeprowadziliśmy badania DNA i badania izotopowe. Niestety te kości były w bardzo złym stanie, nikt przez wiele lat się nimi odpowiednio nie opiekował. W okresie PRL archeologowie wielokrotnie próbowali pochować te szczątki na cmentarzu katolickim, ale przedstawiciele Kościoła rzymskokatolickiego długo się na to nie zgadzali. 

Kim są ci ludzie?

Trzeba pamiętać, że to nie są biskupi katoliccy, ale pochodzący z odległego zakątka chrześcijaństwa. W Polsce znajdują się szczątki trzynastu osób, udało się ustalić tylko kilka imion. To biskupi przynależni do Patriarchatu Aleksandrii – głowa Kościoła makuryjskiego była namaszczana przez antychalcedońskiego arcybiskupa Aleksandrii. Dopiero po wielu latach zostali pochowani na rzymskokatolickim cmentarzu bródnowskim w skromnym, bezimiennym grobie z napisem „grób kapłański”. Sprawa nie jest najłatwiejsza dla wielu osób czy instytucji. 

Czy uda się to zmienić?

Mam nadzieję. Widzę, jak podejście do tej sprawy mocno ewoluuje. Co ważne, coś, co w latach 60. XX wieku było na porządku dziennym, żarty ze szczątków tych biskupów czy generalnie wykopalisk afrykańskich, dziś jest już uznawane za niedopuszczalne. 

Czy zmiana podejścia do kultury afrykańskiej w polskich instytucjach może wpłynąć na godniejszy pochówek dla biskupów?

Impuls do dyskusji na ten temat wyszedł tak naprawdę od diaspory sudańskiej w Polsce. Podejrzewam, że ktoś usłyszał jakąś plotkę, że np. ich szczątki zostały przywiezione w pudełku po butach. Przed wybuchem wojny rozmawiałem o tym z dawnym ambasadorem Sudanu w Berlinie. Zadeklarowałem, że te szczątki powinny wrócić do Sudanu, o ile tylko Sudan będzie chciał. Miały zostać rozpoczęte rozmowy o zwrocie i pochówku w odpowiednim miejscu. Niestety drogę do happy endu zamknął konflikt.

Wróćmy jeszcze do początków badań. Wydaje się, że w okresie komunizmu badania dawnych królestw chrześcijańskich mogły być ważne tożsamościowo dla polskich archeologów.

Środowisko archeologiczne, które rozpoczynało badania w Nubii, było tworzone zasadniczo przez osoby wierzące. Być może mieli oni motywacje antykomunistyczne lub religijne, by ratować dziedzictwo chrześcijaństwa.

Badania polskich archeologów z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW na terenie Starej Dongoli, stolicy Makurii, trwały aż do czasu wybuchu wojny domowej w Sudanie. Grudzień 2022 r. / Fot. Fot. Adrian Chlebowski / Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW

Współcześnie nie spotkałem się jednak z takimi motywacjami wśród badaczy czy studentów. Zdarza się, że wśród odwiedzających naukowców spoza misji spotykam się z pytaniami dotyczącymi tego, jak żyli chrześcijanie otoczeni muzułmanami. Nie wynika to jednak z jakiegoś antagonizmu wobec islamu, raczej ciekawości, którą sam podzielam.

Mimo wszystko Sudan był kiedyś chrześcijański, dziś jest muzułmański. Na pierwszy rzut oka można mniemać, że nie była to łatwa historia. Jak skończyło się chrześcijaństwo w Nubii?

Rzeczywiście, w Dongoli – stolicy Makurii – miała miejsce próba, by wprowadzać na początku XIV wieku islam ogniem i mieczem przez Barszambu, wodza osadzonego na tronie przez rządzących Egiptem Mameluków. Wiemy m.in., że Barszambu w 1317 r. zamienił duży budynek, być może kościół, na meczet. Próby nawrócenia lokalnej ludności nie powiodły się, a Mamelukowie zaprzestali tych działań. Od XIV wieku do Makurii zaczęli jednak przyjeżdżać muzułmańscy misjonarze-asceci, którzy prawdopodobnie swoim sposobem życia przyciągali uczniów rekrutowanych wśród chrześcijan. Ci mędrcy mieli też zapewne podstawową wiedzę medyczną, co dodatkowo budowało zaufanie. Wokół pustelni muzułmańskich świętych mężów i sufich zaczęły powstawać całe miasta. Ten proces trwał jednak kilkaset lat. To oni nawrócili na islam lokalną społeczność – stąd do lat 80. XX wieku sudański islam był właściwie pozbawiony radykalizmu czy fanatyzmu. Dzisiejsze wpływy np. z Arabii Saudyjskiej są obce duszy sudańskiej. 

Czy lokalna społeczność czuje się związana z chrześcijańską historią, którą badacie? 

Ludzie, z którymi pracujemy – z administracji czy uczelni – mają świadomość, że historia Nobadii czy Makurii to też ich własna historia. Problem nie wynika z ich wyznania, islamu, ale środków finansowych, które mają do dyspozycji. Tym bardziej istotną rolą misji archeologicznej z Polski jest wsparcie tych osób w tym, by znajdować pieniądze na badania. Nie ma tutaj mowy o zaniedbaniu badań ze względów religijnych czy barierach stąd wynikających.

Z drugiej strony, gdy my skupialiśmy się wyłącznie na badaniach chrześcijaństwa, nie mieliśmy kontaktu z lokalnymi mieszkańcami. Informacje o odnajdywanych malowidłach z Jezusem czy krzyżem były im przekazywane ukradkiem przez pomagających nam robotników. Jak więc mieli na nas patrzeć? Podejrzliwość się skończyła, gdy sami otworzyliśmy się i zaczęliśmy cenić badania muzułmańskiego dziedzictwa Sudanu. Wtedy lokalni badacze zaczęli widzieć, że są traktowani jak partnerzy. Nasze relacje zmieniły się diametralnie.

Czyli jesteście witani „chlebem i solą”? 

Być może we wsi są osoby, które nadal są przeciwne naszej obecności. Gdy planowaliśmy konserwację meczetu we wsi, zrobiliśmy spotkanie dla mieszkańców, na które przyszło około 200 osób, wśród nich był jeden mężczyzna, który sprzeciwiał się naszej pracy, bo „nie jesteśmy muzułmanami”. Ale podejrzewam, że gdyby jacyś Niemcy kopali w Otwocku czy na Wawelu, to też znalazłby się jakiś przeciwnik ich działań.

Z drugiej strony islam, podobnie jak chrześcijaństwo, jest religią prozelityzującą. Gdy przychodzą do mnie, jako szefa misji, lokalni szejchowie, często otrzymuję od nich Koran. Pewnie mają z tyłu głowy, że mógłbym przyjąć islam. Szejch z naszej wioski wręczył mi Koran, w którym wręcz pozaznaczał wszystkie fragmenty dotyczące Jezusa i Maryi. On naprawdę musiał wykonać nad tym dużo pracy!

Myślę jeszcze o jednym trudnym aspekcie lokalnych relacji religijnych i kulturowych. Badania w Egipcie czy Sudanie zaczynały się, gdy te kraje były koloniami. Archeologia jest pewną schedą po kolonializmie. Jak w tym świetle układają się Wasze relacje z lokalną społecznością?

Wierzę, że zmienia się też podejście europejskich badaczy do lokalnej społeczności. Nie patrzymy na nich jak na obcych lub wyłącznie transakcyjnie. Odeszliśmy od takiej archeologii, która jest reliktem kolonializmu, gdzie jako badacze kopaliśmy coś na miejscu i wywoziliśmy do naszych krajów pochodzenia. Dziś aspekt neokolonialny w badaniach archeologicznych jest nieco bardziej wysublimowany, ma raczej charakter kradzieży intelektualnej. Często zdarza się, że jako badacze z Europy nie publikujemy w ogóle informacji i wiedzy o wynikach badań w lokalnych językach, nie staramy się budować potencjału naukowego wśród lokalnych współpracowników. Nie mając dostępu do wiedzy, nie mogą pełnić funkcji naszych partnerów. Polska misja stara się to zmienić.

W jaki sposób?

Budując misję w Sudanie, opieramy się na trzech podstawowych filarach. Po pierwsze, dzielimy się wiedzą z lokalną społecznością, mamy programy dla dzieci, dni otwarte itd. Po drugie, budujemy potencjał lokalnych badaczy, o ile oczywiście tego potrzebują. Po trzecie zaś, wspieramy konserwację istniejącej zabudowy, np. lokalnego meczetu, i dzielimy się naszymi zasobami czy umiejętnościami ze społecznością.

Po co to robicie?

Bo widzimy, że różnice religijne i kulturowe wpływają na podejście do badań. Dziś wiemy, jak ważne jest, by skupiać się i rozumieć, co jest interesujące również dla lokalnej społeczności muzułmańskiej. Po pierwsze dlatego, że islam sudański też ma długą, wielowiekową przeszłość. Zanim zmieniliśmy podejście, lokalny szejch przychodził i mówił robotnikom, by nie pracowali, bo tak naprawdę chcemy ich nawracać na chrześcijaństwo. Gdy jednak rozpoczęliśmy konserwację najstarszego zachowanego w Sudanie meczetu, który znajduje się nieopodal misji, zobaczył, że zależy nam na lokalnej społeczności, na wiosce obok. 

To chyba jednak nie wystarczyło, by przekonać lokalną ludność i zainteresować ją badaniami.

To prawda. Trzeba pamiętać, że Sudan jest jednym z ośmiu najbiedniejszych krajów na świecie. Dla naszych sąsiadów życie codzienne, które jest bardzo trudne, ma największe znaczenie. Dlatego dla mnie ważne jest, by ci ludzie mieli finansowe profity z tego, że my jako misja tam działamy. W tym celu zaangażowaliśmy lokalną społeczność kobiet i namówiliśmy je do tego, by wróciły do wyplatania tradycyjnych koszy – wypartych przez chiński plastik – i sprzedawały je turystom. Do czasu wojny Dongolę odwiedzało 2000 osób. Dlatego wraz z mieszkańcami współpracujemy w tworzeniu infrastruktury turystycznej, np. otworzyliśmy „start-up” hotelowy. Dzięki temu inne rodziny w wiosce zaczynają myśleć o tworzeniu swoich hoteli oraz innych atrakcji dla przyjezdnych. Sudańczycy są w tym bardzo kreatywni i przedsiębiorczy, podobnie jak Polacy. 

Czy współpraca z lokalną społecznością muzułmańską rzeczywiście ma wpływ na badania?

Wykopujemy wiele artefaktów, których nie rozumiemy, o których nie mamy pojęcia, do czego służyły. Oni nam pomogli je zidentyfikować, bo np. pamiętali, jak podobnego narzędzia używała ich babcia. Społeczność dzieli się też z nami swoimi archiwami rodzinnymi, tradycjami ustnymi, które okazują się ważne dla naszych badań. Przykładowo szejch powiedział mi kiedyś, że „nadchodzą czasy Kudanbesa”. Zastanawiałem się: co to oznacza? Okazuje się, że to powiedzenie, które przetrwało 700 lat i sięga czasów króla Kudanbesa, rządzącego Makurią, gdy Mamelukowie wielokrotnie łupili stolicę tego kraju, Dongolę. To były bardzo ciężkie czasy, „czasy Kudanbesa” – i w ten sposób mówią do dziś lokalni mieszkańcy. To niesamowite!

Rozmawiał Karol Wilczyński

Dr hab. Artur Obłuski jest profesorem UW, dyrektorem Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego i kierownikiem ekspedycji w Starej Dongoli oraz Ghazali w Sudanie.

Malowidło ścienne, autor nieznany / domena publiczna / Wikipedia

Chrześcijańskie królestwo Afryki

Makuria to historyczne królestwo na terenie Nubii w Afryce Północno-Wschodniej. Od końca VI wieku stała się państwem chrześcijańskim, przyjmując ostatecznie zwierzchność Koptyjskiego Kościoła Ortodoksyjnego. Między 750 a 1150 rokiem stanowiła lokalną potęgę, a na jej terenie powstały wspaniałe katedry i dzieła sztuki. Wiele dowodów świadczy również o rozbudowanych kontaktach międzynarodowych, m.in. z Bagdadem czy Konstantynopolem. Królestwo zaczęło się chylić ku upadkowi po zakończeniu krucjat oraz z powodu utraty władzy przez umiarkowanie przychylnych mu Fatymidów w Egipcie. Ostatecznie, pod naporem z południa (Sułtanat Sannar) i północy (Imperium Osmańskie), zostało zdobyte w 1517 r. Lokalni mieszkańcy stopniowo przyjmowali islam. Do dziś na terenie południowego Egiptu i północnego Sudanu znajdują się budynki i artefakty świadczące o zachwycającym, chrześcijańskim dziedzictwie Makurii. Część zabytków została uratowana tuż przed ukończeniem tamy w Asuanie przez polski zespół archeologów pod kierunkiem prof. Kazimierza Michałowskiego (aktualnie zbiory znajdują się m.in. w Galerii Faras w Muzeum Narodowym w Warszawie). Wśród znalezisk znajdowały się kości 13 świętych biskupów, których szczątki przywieziono w latach 60. XX wieku do Polski. Polscy badacze z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW prowadzili badania na terenie Dongoli, stolicy Makurii, aż do czasu wybuchu wojny domowej w Sudanie.

KW

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Walizka pełna świętych kości