W świat poszedł przekaz, że Polska zrywa sojusz z Ukrainą. Co dalej?

Spór o zboże i retoryczny boks Kijowa z Warszawą przesłaniają stałą prawdę: od postawy i wsparcia Polski wciąż zależy wiele. Zwłaszcza, że na Zachodzie zmienia się wiatr.

25.09.2023

Czyta się kilka minut

Podpis: Ukraińscy żołnierze, ukraińskie zboże i polska armatohaubica Krab odpierająca rosyjski atak w obwodzie donieckim, 23 sierpnia 2022 r. / AMMAR AWAD / REUTERS / FORUM

To jak teraz będzie, zostawicie nas? – zapytał. Miało to chyba zabrzmieć żartobliwie, ale głos w słuchawce był daleki od śmiechu. – Ten bufon, ten dureń doprowadzi do tego, że kolejne kraje będą się od nas odwracać.

Nazwijmy go Wasylem. Weteran i wolontariusz, stale krążący między zapleczem a frontem. Mający opinię bożego szaleńca, który jedzie tam, dokąd inni odmówią, i jeszcze dołoży od siebie na paliwo. Gdy jesienią 2022 r. zaczęliśmy „Tygodnikową” akcję pomocy, towarzyszył w kolejnych wyjazdach jako przewodnik i dobry duch.

Dureń” – tak Wasyl nazywa Wołodymyra Zełenskiego. Nie głosował na niego i się do niego nie przekonał nawet po 24 lutego 2022 r., gdy ten stał się dla świata twarzą walczącego kraju. Uważa, że polityczno-biznesowe otoczenie Zełenskiego to towarzystwo do gruntu skorumpowane. „Chłopaki na froncie ryzykują, wy tyle nam pomagacie, a oni w Kijowie kręcą kasę na jajkach” – mówił, gdy na początku 2023 r. na jaw wyszła korupcja w ministerstwie obrony, które żywność zamawiało po cenach wyższych niż rynkowe (niedawno, po kolejnych aferach, zmieniono w końcu ministra). A teraz ten „dureń” mówi, że Polska, która tyle zrobiła dla chłopaków, tych, do których Wasyl wozi pomoc, jest ruskim agentem.

Przypomnijmy: przemawiając w minionym tygodniu w ONZ, Zełenski mówił: „Niektórzy nasi przyjaciele w Europie odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale w rzeczywistości pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora”. Był to komentarz do sporu, który narasta od wiosny, gdy Polska i kraje sąsiadujące wymogły na Komisji Europejskiej zakaz importu z Ukrainy na swoje rynki czterech najpopularniejszych zbóż. A gdy w połowie września Komisja go nie przedłużyła, wprowadziły własne embarga.

Słowa Zełenskiego były niesprawiedliwe, głupie, chciałoby się powiedzieć: nikczemne. Polskie władze musiały zareagować. Ale czy reakcja była adekwatna? Premier Morawiecki użył „atomówki”, sugerując, że Polska wstrzyma dostawy broni. Zastrzegł wprawdzie, że hub w Rzeszowie będzie działać (czytaj: nie zablokujemy tranzytu broni). I to właśnie fakt, iż takie zastrzeżenie zrobił, każe przyjąć, że całość nie była emocjonalnym lapsusem.

Przekaz, że Polska zrywa sojusz z Ukrainą, poszedł w świat (i nie ma znaczenia, na ile był to też ukłon do elektoratu Konfederacji). Na Kremlu się ucieszyli. Fakt, że roli interpretatora – tłumaczącego, iż premierowi chodziło tylko o to, że Polska nie będzie przekazywać tej nowoczesnej broni, którą kupuje dla swojej armii – podjął się prezydent Duda, dodając wątpliwą analogię o „tonącej Ukrainie”, raczej pogorszył całą rzecz wizerunkowo.

Spór o zboże oddaje realną różnicę interesów. Sprowadza się do pytania: czy ukraińskie firmy rolne mogą sprzedawać pszenicę, kukurydzę, słonecznik i rzepak w sposób wymagający od nich najmniej wysiłku, tj. w sąsiednich krajach, zamiast jak przed inwazją słać je w świat? I nawet, jeśli oznacza to destabilizację sektorów rolnych w Europie Środkowej?

Dziś widać, że błędem, który legł u źródeł eskalacji – teraz już nie tylko zbożowej – była decyzja Unii z czerwca 2022 r. (podjęta pod wrażeniem wojny i w przekonaniu, że ukraińskie firmy nie nadużyją zaufania), by w sferze rolnictwa włączyć Ukrainę do Unii bez okresów przejściowych. Okazało się, że ukraińska produkcja, niepodlegająca unijnym przepisom, jest tu zabójczo konkurencyjna.

Widać też, że lepszym sposobem, by pomóc Ukrainie (dla której eksport zboża to ważne źródło dochodów budżetu), a przy tym nie zadusić rolnictwa np. w Polsce, byłoby, gdyby Unia dofinansowała tranzyt ukraińskiej produkcji rolnej przez Europę Środkową w świat, do jej odbiorców sprzed 24 lutego 2022 r. Tak, by ten wysiłek był dla producentów opłacalny. Tranzyt przez Polskę czy Rumunię zresztą funkcjonuje (i od kwietnia, podczas obowiązywania embarga, rośnie), ale w jego obecnej postaci nie może zastąpić szlaków morskich, zamkniętych przez Rosję.

Jednak Komisja Europejska nie posłuchała argumentów krajów Europy Środkowej, uległa presji Kijowa – za którą, jak twierdzą niektórzy, mogą stać też naciski oligarchów z branży rolnej, którzy przytulili się do obozu prezydenckiego. Teraz Komisja szuka w pośpiechu wyjścia. Jest pomysł, by Kijów wydawał licencje na eksport. Wątpliwe, by to pomogło – to oddaje decyzje w ręce urzędów ukraińskich w sytuacji, gdy trudno o zaufanie do nich (korupcja to wciąż plaga; media ukraińskie pisały o niej nawet w kontekście czarnomorskiego „korytarza zbożowego”).

Polsko-ukraińskie zwarcie – ogłoszone światu przez obie strony tak głośno, że nie przyklepią go, przynajmniej na jakiś czas, interpretacje czy gesty – następuje w złej chwili. 

Rzecz jasna w realiach „wojny o istnienie” każdy moment byłby zły. Ale ten jest zły szczególnie, co pokazuje także wizyta Zełenskiego w USA (wystąpienie w ONZ miało miejsce w jej trakcie). W Stanach – i nie tylko tam – zmienia się wiatr. Biden ma coraz większą trudność z uzyskaniem akceptacji parlamentu dla wspierania Ukrainy. Nie tylko wśród Republikanów, także we własnej partii. Jeśli za rok wygra Trump, wstrzyma wszelką pomoc (czy zmniejszy też liczebność sił USA w Polsce?).

Wtedy Ukraina byłaby zdana na Europę. Nawet jeśli jej przywódcy będą mieć odwagę, by działać bez amerykańskich „pleców”, to sama Europa jest za słaba, by utrzymać wojenny wysiłek – jej arsenały są pustawe. Ale nawet jeżeli w USA wygra znów Biden, to, co rok temu było oczywiste, już takie nie będzie. 

Co teraz? Retoryczny boks między Kijowem a Warszawą przesłania niezmienną prawdę: wciąż wiele zależy od postawy Polski, jej wsparcia militarnego i politycznego, od tego, co zrobi lub nie zrobi. Nie dla Zełenskiego i jego otoczenia, lecz dla Wasyla i chłopaków, do których za kilka dni znów znów on pojedzie.

 

Polska pomoc dla Ukrainy (2014-23)

GODZINA MROKU nastała 24 lutego 2022 r., gdy Kreml uderzył z zamiarem podbicia całego kraju. Ale ta wojna zaczęła się wcześniej: w lutym 2014 r., po rewolucji Majdanu, Rosjanie zaatakowali na Krymie i w Donbasie. W lutym 2015 r. front się ustabilizował i odtąd trwała „wojna pełzająca”; od 2014 r. do lutego 2022 r. po stronie ukraińskiej zginęło w niej kilkanaście tysięcy ludzi.

POLSKA ZACZĘŁA dostarczać broń i amunicję Ukrainie już wtedy, w 2014 r., tyle że rządy PO i PiS robiły to poufnie. W 2017 r. autor „Kyiv Post” pisał: „Polska była pierwszym krajem, który udzielił nam pomocy wojskowej w najczarniejszych chwilach (...). Jest bardzo wątpliwe, czy bez tego wsparcia bylibyśmy w stanie się oprzeć”.

GDY ROSJA pod koniec 2021 r. postawiła ultimatum Ukrainie i na Zachodzie ruszyła debata o jej dozbrojeniu, Polska znalazła się w gronie krajów, które nadały jej tempo. Sami przekazaliśmy odtąd co najmniej 354 czołgi, ponad 310 transporterów piechoty, co najmniej 136 dział samobieżnych, oficjalnie 14 samolotów (faktycznie więcej: w 2022 r. pewną liczbę przekazano jako „części zamienne”, a na Ukrainie zmontowano je ponownie), co najmniej 12 śmigłowców bojowych, a także drony, broń strzelecką, amunicję i materiały wojenne, np. paliwo. Lista ta (prowadzona przez Ośrodek Studiów Wschodnich) nie jest pełna. W pewnym momencie zaprzestano informowania o dostawach – być może aby nie ujawniać, jak uszczuplono zasoby własnej armii. Niektórzy eksperci szacują, że Polska oddała jedną trzecią swego sprzętu wojskowego.

POMAGA TEŻ społeczeństwo. Polski Instytut Ekonomiczny oceniał, że do sierpnia 2022 r. Polacy wydali 10 mld zł na rzecz Ukrainek i Ukraińców uciekających przed wojną. A na pomoc dla walczących? Nie ma takich szacunków. Są za to głosy takie jak Julii, wolontariuszki, którą cytował nasz autor: „Nie poradzilibyśmy sobie, gdyby nie Polacy. O tym nigdy nie zapomnimy”.

WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Róbmy swoje