Czy Polska nadal wspiera Ukrainę? Od kryzysu zbożowego do impasu politycznego

W kwestii importu zbóż z Ukrainy interes Kijowa i Warszawy jest nie do pogodzenia. Różnice te nie sięgają jednak aż tak daleko, by doprowadziły do końca sojuszu polsko-ukraińskiego, o którym mówią właśnie światowe media.

21.09.2023

Czyta się kilka minut

Premier Polski Mateusz Morawiecki i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski / Fot. Andrzej Iwanczuk / REPORTER

Można było uniknąć aż takiej eskalacji, choć sam impas był, zdaje się, nie do uniknięcia. Gdy 15 września wygasło wprowadzone 2 maja unijne ograniczenie eksportu pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika z Ukrainy, trzy kraje wschodniej flanki Wspólnoty ogłosiły, że przedłużą je bez zgody Brukseli. Polska rozszerzyła listę produktów objętych embargiem o mąkę pszenną, otręby i makuchy. Węgry rozbudowały ją aż do 20 pozycji. Rumunia decyzję w sprawie dołączenia do blokady może ogłosić jeszcze dzisiaj, możliwe jednak, że pójdzie śladem Bułgarii, która zapowiedziała, że nie będzie ograniczać Ukrainie eksportu przez swoje terytorium. 

Wojna zbożowa

W Kijowie zawrzało. Ukraina zagroziła sąsiadom pozwami przed Światową Organizacją Handlu (WTO), potem zaś dołożyła ustami swego wiceministra gospodarki kolejne groźby. Wizję pozwu przed nierychliwymi trybunałami WTO nasi rządzący mogli od razu odłożyć na zakurzoną półkę z innymi sprawami do załatwienia za kilka lat. Co innego zapowiedź embarga na produkty rolno-spożywcze. 

W pierwszej połowie roku Polska wyeksportowała do Ukrainy towary warte niemal 1,5 mld euro, z czego żywność i surowce spożywcze stanowiły niespełna 8 proc., ukraińskie embargo jest więc z naszego punktu widzenia problemem bardziej wizerunkowym niż gospodarczym. Na niecały miesiąc przed wyborami do parlamentu każda ostra wypowiedź strony ukraińskiej pod adresem Polski jest jednak politycznym podarunkiem dla Konfederacji, która szuka poparcia wśród wyborców niezadowolonych ze zbliżenia na linii Warszawa–Kijów. 

Oliwy do ognia dolał tymczasem sam prezydent Zełenski, który podczas przemówienia w ONZ wypalił: „niektórzy nasi przyjaciele w Europie odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale w rzeczywistości pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora”. 

W ten oto sposób rząd PiS został przez swego wschodniego partnera obsadzony w roli „ruskiego agenta”, którą politycy obozu władzy uważają za zastrzeżoną dla swoich przeciwników. Równie silny cios polskiej strony był tylko kwestią czasu. Odpowiedź padła w wywiadzie premiera Morawieckiego dla Polsat News. „Nie wysyłamy już broni do Ukrainy, bo my teraz sami zbroimy się w najnowocześniejszą broń” – powiedział szef rządu.

Eskalacja potrzeba zaraz 

Słowa premiera, zinterpretowane jako zerwanie sojuszu polsko-ukraińskiego, natychmiast poszły w świat. W rzeczywistości Morawiecki nie powiedział nic nowego. Polska oddała Ukrainie ponad 350 czołgów, kilkanaście myśliwców, kilkadziesiąt armatohaubic i wyrzutni rakietowych, a do tego setki pojazdów kołowych i kilkadziesiąt tysięcy karabinków. Łącznie – może nawet jedną trzecią swojego sprzętu wojskowego i w tej chwili rzeczywiście nie ma nadwyżek, które mogłaby ad hoc wysłać na wschód, nie osłabiając w ten sposób i tak już nadwątlonego potencjału obronnego. Przed Morawieckim mówili i pisali o tym wielokrotnie analitycy polskiego przemysłu zbrojeniowego i część byłych wojskowych. W podobnym tonie wypowiedział się zresztą rzecznik rządu Piotr Müller, mówiąc tuż po wystąpieniu swego szefa, że obecnie „Polska realizuje wyłącznie uzgodnione wcześniej dostawy amunicji oraz uzbrojenia, w tym wynikającego z podpisanych kontraktów z Ukrainą”. 

Nieporozumienie? Bynajmniej. Warszawa będzie teraz grać scenariuszem, w którym obsadzi siebie samą w roli lojalnego partnera nierozumianego ani przez niewdzięczną Ukrainę, ani zachodnich partnerów, którzy histerycznie nadinterpretują proste komunikaty. 

Wypowiedź Morawieckiego ma bowiem oczywiste drugie dno. Jest nim komunikat, że w grze na eskalację konfliktu zbożowego Kijów może tylko przegrać. Dostawy zachodniego uzbrojenia i amunicji idą na wschód głównie przez Polskę i jeśli Ukraina nie wykaże większej elastyczności dla polskich postulatów w kwestii tranzytu jej zboża, Warszawa może skreślić pomoc wojskową dla niej z listy swoich priorytetów. Rzecz jasna, nie jest to komunikat skierowany do Ukrainy, bo takie ostrzeżenie przekazane kanałami dyplomatycznymi miałoby nieporównywalnie większy ciężar gatunkowy. Morawiecki mówił głównie do wyborców w Polsce. Zwłaszcza do tych, o których PiS rywalizuje z Konfederacją.

Wszyscy oligarchowie Zełenskiego

Warto to podkreślić. Takie zachowanie polskiego rządu, choć zrozumiałe z punktu widzenia logiki kampanii wyborczej, jest niebezpieczną grą polską racją stanu w bieżącej rozgrywce politycznej. Polska musi dalej wspierać Ukrainę w walce z Rosją. Ale musi też zadbać o swoje interesy ekonomiczne, którym zagraża niekontrolowany napływ zboża ze wschodu. 

Przed 24 lutego 2022 roku około 90 proc. ukraińskiego eksportu rolno-spożywczego szło za granicę przez Morze Czarne. Po ponownym zablokowaniu tego korytarza przez Rosję ukraińskie zboże, którego produkcja szacowana jest na około 50-60 mln ton rocznie, zaczęło szerokim strumieniem płynąć na zachód przez wschodnią granicę Unii (wiosną ub.r. Bruksela zdjęła na nie cła). Z punktu widzenia ukraińskich producentów sytuacja nie wróciła jednak do normy, bo transport lądowy w porównaniu z morskim jest nawet siedmiokrotnie droższy. Rozwiązaniem w tej sytuacji stała się więc sprzedaż zboża jak najbliżej granicy, głównie w Polsce. Krajowe silosy zapełniły się w ten sposób tanią ukraińską pszenicą. Różnica w jej cenie w Lubelskiem i Lubuskiem w pewnym momencie sięgnęła 50 proc. 

Strona polska sygnalizowała ten problem ukraińskiej, ale nie znalazła tam większego zrozumienia. Jednym z wyjaśnień zagadki tej przedziwnej politycznej niewrażliwości Kijowa z pewnością jest układ sił w ukraińskiej polityce, w której prezydent Zełenski przeprowadził gruntowną czystkę, odcinając od wpływów starych „przedwojennych” oligarchów. Ich miejsce zajęło, tak się składa, kilku oligarchów z branży rolnej, z pomocą których prezydent buduje sobie teraz stabilne zaplecze polityczne na czasy powojenne.

Walcząca o przetrwanie Ukraina potrzebuje nie tylko broni, ale też pieniędzy. Samo miesięczne utrzymanie państwa, wypłaty pensji i świadczeń pochłaniają około 15 mld dolarów. W budżecie liczy się więc każda hrywna, tymczasem krajem targają kolejne skandale korupcyjne. Jeden z nich, na znacznie mniejszą skalę, kosztował ostatnio karierę ministra obrony Ołeksija Reznikowa. Ale nawet uwzględniwszy ten fakt, trudno zaprzeczyć, że na arenie międzynarodowej Kijów zachowuje się ostatnio, delikatnie mówiąc, mało dyplomatycznie. 

Okno do rozmów

Czy zatem czeka nas dalsza eskalacja w konflikcie Ukrainy z Polską? Wątpliwe. Obie strony rozumieją, że są na siebie skazane. W Polsce i na Słowacji wybory za pasem. W Ukrainie trwają z kolei przetasowania na szczytach władzy. Kiedy jednak po obu stronach granicy konflikt przestanie być politycznie opłacalny, otworzy się ponownie okno do rozmów. Być może trzeba będzie włączyć w nie także Brukselę, by za pomocą dotacji do transportu ukraińskiego zboża skutecznie powstrzymała proceder sprzedawania go pośrednikom zaraz przy polskiej granicy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej