„Nie sam kryzys mnie przeraża. Przeraża mnie sposób, w jaki politycy na niego reagują. Papież słusznie się martwi, że zaprzepaścimy naszą szansę” – mówiła Luisa Neubauer podczas prezentacji w ogrodach watykańskich najnowszej adhortacji Franciszka „Laudate Deum” na temat kryzysu klimatycznego. Młoda niemiecka działaczka klimatyczna zauważyła, że państwa, zamiast pociągać do odpowiedzialności trucicieli, do więzień wsadzają obrońców klimatu. W takiej sytuacji głos papieża jest nie do przecenienia.
Rzeczywiście, w adhortacji Franciszek bierze w obronę „grupy zradykalizowane” (pod warunkiem, że nie stosują przemocy). Polemizuje z denialistami, przyznając, że działają oni także w Kościele katolickim. Przytacza twarde dane z ONZ-owskich raportów. „Nie można już wątpić w ludzkie – »antropogeniczne« – przyczyny zmian klimatycznych” – stwierdza. Diagnoza jest alarmująca: „Nie reagujemy dostatecznie, bowiem goszczący nas świat rozpada się i być może zbliża się do punktu krytycznego”. Co może się stać, zdaniem papieża, już za kilka lat.
Adhortacja jest jakby kontynuacją encykliki „Laudato si”. Po 8 latach od opublikowania tej drugiej i na niecałe dwa miesiące przed COP28 w Dubaju papież mówi: sprawdzam! Wynik jest bardzo niekorzystny dla wspólnoty międzynarodowej, a zwłaszcza dla najbogatszych państw, które – zdaniem Franciszka – wciąż egoistycznie kierują się „paradygmatem technokratycznym” (według którego postęp jest nieskończony). Lekarstwo papież widzi w rozwijaniu „multilateralizmu”, czyli poddaniu państw kontroli organizacji międzynarodowych, które powinny zostać wyposażone w mechanizmy realnego egzekwowania dotrzymywania wspólnych postanowień.
Specjaliści od klimatu potwierdzają rzetelność podawanych przez papieża danych. Ich zdaniem także alarmistyczny ton adhortacji jest w obecnej sytuacji całkiem uzasadniony. ©℗