Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kurs na Nowy Sącz. – Poczekaj, zadzwonię do Artura. Może są z Edytą w mieście. Jednak nie, za to Łukasz akurat oprowadza, możemy dołączyć.
Gdy kończymy pod synagogą, wpadamy jeszcze na Macieja. Ci to mają dobrze, jest ich tu w Sądeckim Sztetlu niezła ekipa. Mijamy Krościenko nad Dunajcem, Darek odpisuje na messendżerze, że powinniśmy byli wpaść do Dunajca, bo w Krościenku akurat nie kosili trawy w czerwcu. Nie tym razem. Gdybyśmy zresztą zajechali do Dunajca, to bezwzględnie trzeba by też do Rabki, do Michała i Narcyza.
– Czy ty znasz kogoś w każdej gminie? – pada pytanie w samochodzie. Nie, ale chciałabym. Chciałabym, żeby w każdej gminie był ktoś, kto zajmuje się tamtejszą żydowską historią, dba o pamięć i serdecznie powita potomków. Ale też takich ludzi nie jest znów mało, bo znam prawie setkę.
Gdy zawędrowawszy na Słowację, szukamy drogi powrotnej w Beskid, znów to samo. – To może przez Duklę i Nowy Żmigród – podsuwam, patrząc w mapę. – Tam też kogoś znasz? – No znam, ale nie musimy się zatrzymywać. Choć nie uściskać Jacka i Jurka byłoby trudno. Nie zobaczyć tych ich wypielęgnowanych cmentarzy o kruchych macewach?
Ostatecznie gubimy się, dylemat, czy dzwonić i ryzykować, że nigdy nie dojedziemy na kolację, odpada.
Nawet poczytać się nie da spokojnie. Niby relaks, hamaczek, ale odkładam ze złością książkę o podróży po powiatowej Polsce, gdy dochodzę do opisu nocnych pogawędek w kebabie w Wysokiem Mazowieckiem. Tego już za wiele, dla mnie jednak Wysokie Mazowieckie to Karol i cuda, jakich dokonał, stawiając tam ostatnio wraz z miastem pomniki.
W drodze powrotnej jest jeszcze gorzej. GPS wpycha nas w gminne drogi, gdzieś między Tarnowem a Wisłą. Czy to tu z Avim jechaliśmy szukać wioski jego przodków? Sam z taksówkarzem nie miałby szans. A tak, znaleźliśmy ślepego starca, który pamiętał – ledwie, ale jednak – jego rodzinę. A może to było bliżej Krakowa? Tu z kolei, ale z drugiej strony Tarnowa byłam z Bobem w Radomyśli Wielkiej, gdzie oprowadzała nas Maria. Do masowych grobów w lesie trafiłabym i dziś. Tarnów właściwie mijamy. Nikt już nawet nie pyta. A ja wspominam, jak oprowadzali nas Kasia i Tomek.
– Poczekaj, skręć w prawo, stańmy w Nowym Korczynie rozprostować nogi – zrywam się nagle. Sprawdzimy, czy synagoga jeszcze stoi. 10 lat temu, gdy dojechałyśmy tu stopem z Mayą, francuską Żydówką, drzewa rozsadzały budynek prawie pozbawiony już dachu. Nie dowierzam, widząc zabezpieczony dach i wystrzyżoną trawę. Gdy wracamy do samochodu, widzę w telefonie kłębiącą się korespondencję o gruzie wysypanym przed izraelską ambasadą. Błagam, jeszcze dziś urlop. Zresztą i tak wiem o gruzie. I o Bielsku-Białej. Szkoda mi tych aktywistów, którzy tam tak dzielnie pracują,
Jedziemy dalej. Busko-Zdrój, Pińczów… sami wiecie. Już nie stajemy, opisuję tylko, co tam jest w synagodze. Sama wspominam, jak uczennica przejmująco śpiewała „Szma Israel, Adonaj”, gdy odwiedzaliśmy liceum z delegacją amerykańskich nauczycieli z żydowskich szkół. To w tym momencie z grupy wyparowała nieufność.
Kielce… – Co jest do zwiedzania w Kielcach? – pada w samochodzie pytanie, gdy miasto rozkłada się panoramą na trasie. – Cóż, ja to jestem jak izraelska wycieczka: Planty 7, cmentarz, pomnik Menora.
Trochę mi wstyd. A trochę nie. Znam te miejsca głównie od strony ich żydowskich historii. Jeśli nie dlatego, że komuś towarzyszyłam, to dlatego, że znam aktywistę, który dba o żydowskie dziedzictwo i wszystko mi już opowiedział. Lub pamiętam projekt jednej ze szkół, w których byliśmy z warsztatami. Jako zawodowa „biurokratka dialogu” część z tego widzę tylko z perspektywy serwera, ale wciąż.
Skręt na Przytyk. – Byliście tam? – Akurat w Przytyku chyba nie, ale już w Przysusze, owszem. Czekaj, sprawdzę na stronie, bo tu gdzieś jeszcze była taka miejscowość… pamiętam, jak Shoshana odczytywała z młodzieżą na cmentarzu ułamki macew. Suchowola! Radom – Zbyszek, najwspanialszy polonista, ale też Patrycja, licealistka, która ze swoją szkołą oprowadziła nas chyba rekordowe dziesięć razy po żydowskich miejscach. Dobrze pamiętam pierwszy raz, gdy z Irvem rozmawiali o siatkówce i stali przed domem jego mamy. Do dziś korespondują. Grójec – wiadomo, Małgosia.
Uff, dojechaliśmy. A wy, kiedy jedziecie na wakacje? Postawcie palec na mapie lub poczytajcie o tym, co mijacie w drodze. Jaka tam była żydowska historia? Zdziwicie się.
PS. Wymienione w tekście osoby są członkami sieci Liderzy Dialogu skupiającej aktywistów dbających o żydowskie dziedzictwo. Więcej o nich można przeczytać na stronie Forum Dialogu (www.dialog.org.pl). Tak, to jest lokowanie produktu, ale za to jakiego!©