Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
– Co za pomysł?
– A tak! Zawsze! Nawet moja szkolna polonistka, gdy chciała mi zrobić na złość…
– A jak inaczej? Proszę pani?
– Proszę pani? Bardzo dobrze!
Słowa odbijały się od martwych ścian pałacyku. Wpadały przez otwarte okna. Między stare obrazy, notatki na skrawkach papieru, kolekcję noży z kości słoniowej – kiedyś służyły do otwierania bardzo ważnych listów, teraz były tylko żółtymi, zupełnie nieprzydatnymi nożami z kości słoniowej. Nadlatywały od strony łąki, która oddzielała pałacyk od asfaltowej drogi do miasteczka.
Kiedyś była wypielęgnowanym trawnikiem? Może, ale dawno temu. Teraz tylko małe kwiatki rumianku – przyjazne. A reszta? Dzikość! Pokrzywa, piołun, fioletowy oset i liście łopianu. W skwarze pachniało intensywnie, kwaśno.
Przekomarzanie nie ustawało. Powoli wypełniało dworek. Upalny świat na zewnątrz wyglądał zupełnie jakby wyjęto go z Jego ostatniego opowiadania: „Zaraz za świerkowymi zaroślami ciągnęły się półksiężycami niedawno skoszone łąki. Porastały już nową trawą i połyskiwały białymi i żółtymi plamami kwiatów. W wygiętych liniach ich granic, w rozkładzie ich płaszczyzn było mnóstwo wdzięku. Ale i majestatu. Panowała tu cisza, ptaki ćwierkały w innych częściach lasu”.
Zgadzało się wszystko oprócz ciszy. Przekomarzanie. Już przy samych drzwiach. Od frontu nie wejdą – tu otwiera się tylko od wielkiego dzwonu: ktoś z ministerstwa albo delegacja zagraniczna, np. z Albanii albo związek pisarzy. Kustosz/Dyrektor potarł ręką policzki i oznajmił: – To chyba państwo zwiedzający!
Łakomie ruszył ku bocznym drzwiom. Uprzedził go dźwięk dzwonka.
– Dzień dobry! My…
– Bardzo proszę! Proszę państwa na pokoje!
– Proszę, proszę – zawtórowały siwowłose pomocnice.
Ruszyli. Szkliste oczy i on ciągle wpatrzony w jej ramiona. Taka odważna sukienka. Mijają fotografie, wiersz pisany zielonym atramentem wiszący na ścianie, w gabinecie.
Kustosz/Dyrektor pojawia się tam nagle.
– Na eksponatach są karteczki! I po angielsku też.
Nie oczekiwali. Ona zadrżała. Pół kroku w tył, aż oparła się plecami o jego ramię, jakby szukała obrony. A on się nie cofnął. Trwali tak przez chwilkę.
– Dziękujemy. Pani jest bardzo ciekawa eksponatów, będzie czytała!
Poszli blisko siebie.
– Pójdziemy na górę?
Wiedzieli, że na górze jest sypialnia?
– On ją zdradzał?
– Bardzo.
– I z mężczyznami?
– Mmm. Ale ona jego też. Bardzo.
– Tutaj?
– Chyba! Potem spali w oddzielnych pokojach.
– Jaka pani mądra.
– A pan głupi!
– A czy myśli pani, że Kustosz zaprasza swoje eteryczne towarzyszki i po zmroku…
– Tak?
– Zasiadają przy stole, piją czerwone wino, siadają na wszystkich kanapach i fotelach…
– …może…
– …a nad ranem przychodzą duchy Jego i Jej. „Ktoś siedział na moim krzesełku. Ktoś pił z mojego kubeczka. Anno!”.
– A mnie się zdaje, że pan wcale nie pyta o krzesełko.
– Aha!
Ona powoli zbliża się do łóżka. On za nią.
– Myśli pani, że gdyby ktoś miał dużo, dużo pieniędzy i zaproponował je panu kustoszowi…
– Fe, wiedziałam, że pan właśnie taki jest!
– O, wcale nie jestem!
Stoją tak. Nagle ona jednym palcem dotyka materaca.
– Iiiiii! Wypchany słomą! Proszę dotknąć!
– Nie wolno!
– Na chwilkę!
– Słoma, rzeczywiście!
Schodzą. Już? Znów na ścianach fotografie Tamtych – szczęśliwych, beztroskich. Dorożki, suknie, morze. Kustosz/Dyrektor wychodzi z gabinetu, jak obudzony z drzemki.
– Bardzo pięknie dziękujemy.
– Podobało się?
– Wspaniałe eksponaty!
– Proszę koniecznie odwiedzić wystawę na powietrzu. Bardzo patriotyczna. O Marszałku!
– Na pewno! Dziękujemy!
Poszli alejką wokół pałacyku. Ciągłe przekomarzanie.
– A oni byli bardzo piękni! Prawda? Ona! Kapelusze. I on też taki elegancki.
– Opowiada mi pani to zdjęcie znad morza?
– Z Danii!
– Zzzz Daaaaanii! – przedrzeźniał.
– Poznała pani po falach?
– Po podpisie.
Powracali statkiem, koleją, kolejką dojazdową, bryczką. Z tobołami, pudłami na kapelusze, gdy byli już w tej alejce, ona mówiła mu: „Nareszcie w domu, ukochany”.
– Spraszajmy gości! Kochanki i kochanków. Myśli pani, że nasza cywilizacja cofa się ku średniowieczu?
– Jak to?
– Tacy jesteśmy pruderyjni. Ja nie trzymam pani za rękę, choć mam na to ochotę.
– Pójdę po murku, a pan mnie chwyci. Będzie pan miał pretekst. Tchórz!
– Tchórz? Pani, widzę, podoba się rozwiązłość.
– A pan, widzę, ciągle gapi się w mój biust!
Kustosz/Dyrektor patrzył za nimi. Skręcili na opuszczony plac zabaw: – Miała pani czytać wiersz!
– Miał pan znaleźć mi scenę.
Zaprowadził ją do huśtawki. Sam przysiadł na trawie.
– Bzy przekwitły. Niebawem przekwitną jaśminy.
I długo trzeba będzie czekać, aż odkwitną.
Z czekania włos bieleje, gaśnie kolor siny
Oczu, a niebo kryje szarość aksamitna.
Kustosz mruczał pod nosem, widząc w szybie siwe włosy i zmarszczoną twarz, swoje odbicie. ©℗