Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
“Syta Europa je zupę" (rzucając czasem okiem na telewizyjne przekazy z Biesłanu...) - oburza się tytuł w “Gazecie Wyborczej" nad notatką z holenderskiej konferencji ministrów UE. Ale ja przed chwilą (jest niedziela 5 września) wysłuchałam radiowego “Siódmego dnia tygodnia", gdzie przejętym głosom polityków, rozprawiających o Osetii w trakcie śniadania, również towarzyszyły szczękania sztućców i szemranie nalewanej kawy; też im to najwyraźniej nie przeszkadzało... Jacek Bocheński słusznie pisze, że to nieuchronne. “Dzięki mediom wojna (...) stała się widowiskiem i forum dyskusyjnym. Można w niej uczestniczyć siedząc wygodnie w domu, napawać się podniecającym horrorem, histeryzować, dramatyzować, krytykować, protestować i »lepiej« dowodzić" (“GW" 4-5 września). To jest smutna przypadłość naszego czasu. Ale i teraz najważniejsze jest naprawdę uczciwe staranie o dotarcie do sedna. A to sedno dałoby się dziś ująć w stwierdzenie bezlitosne w swojej oczywistości: w tej wojnie, której coraz to nowy rozdział staje nam przed oczyma, nie ma już żadnej “drugiej strony zagadnienia". Wróg, czyli terroryzm, ma kolor wyłącznie czarny. Skończyło się złudzenie, przez tylu ludzi opinii uparcie uprawiane, dzielenia terrorystów na tych godnych potępienia i tych godnych poparcia. Nic z tego, co robią, nie nadaje się do rozważań typu: “a może jednak", “ale", i właśnie “z drugiej strony". Tak, jak pisze Bocheński: “Utraciły wartość jakiekolwiek motywy wojujących stron, deklarowane czy prawdziwe. (...) Walczcie, o co chcecie, ale ważne jest tylko, jak to robicie".
Dlatego złudzeniem, a też i brakiem odwagi spojrzenia prawdzie w oczy są owe wszystkie krytyczne dywagacje jedynie nad polityką Putina wobec Kaukazu, i także, niestety, humanitarne apele wzywające do “pomocy społeczności międzynarodowej" dla Czeczenii jako najważniejszego zadania do podjęcia. Nadzieją na prawdziwe rozwiązanie nie są dobroczyńcy i opiekunowie z zewnątrz, lecz sama tamtejsza społeczność i ludzie z niej wyłonieni. Tacy, którzy będą gotowi nieść odpowiedzialność za tamtą rzeczywistość. Zdolni nie do konsumowania pomocy, lecz do samoorganizacji z jednej strony, a z drugiej do współdziałania w okiełznaniu tych, którym wcale nie zależy na normalnym funkcjonowaniu kraju, bo jedyną ich filozofią jest pogarda dla życia - cudzego i własnego.
To naiwność mówić czy myśleć, że samostanowienie można komuś podarować, a dobrobyt przynieść w torbie mikołajkowej. Póki mogą bezkarnie (a jakże często w aurze entuzjastycznego poparcia...) funkcjonować ludzie zdolni porywać i zabijać niewinnych, a teraz już nawet dzieci, póki nie okiełzna ich prawdziwe potępienie, zdolne przerodzić się w środki skutecznego ich eliminowania, żadne normalne życie w Czeczenii i gdzie indziej się nie zasnuje. Orędowników tamtejszych praw, tęsknot i potrzeb prosić trzeba o nazwiska ludzi, na których można liczyć jako nie tylko nieszczęśliwych, ale przygotowanych do działania. Póki ich nie ma, ani krytyka, ani apele o pomoc nie będą źródłem nadziei.