Trzydzieści sekund nad Bugiem

Niedaleko Warszawy powstaje pierwszy obywatelski rezerwat przyrody. Opowieść o nim to przykład naszej walki o klimat. Małej, oddolnej, niewystarczającej. I jedynej, jaką mamy.

01.07.2019

Czyta się kilka minut

Łukasz Długowski nad Bugiem, okolice wsi Ślężany, czerwiec 2019 r. / FILIP KLIMASZEWSKI DLA „TP”
Łukasz Długowski nad Bugiem, okolice wsi Ślężany, czerwiec 2019 r. / FILIP KLIMASZEWSKI DLA „TP”

W Bugu kąpie się regularnie. Gdy zapytać go o najpiękniejsze wspomnienia znad rzeki, mówi o rzeczach małych. O biwaku na wyspie (przypomina sobie wilcze tropy, które znalazł podczas porannego obchodu). O rodzinie dzików wybiegającej z bagien. O bobrze, który towarzyszył mu podczas spaceru (Łukasz szedł, bóbr płynął wzdłuż). O kluczu łabędzi, który przeleciał mu nad głową (on płynął na plecach, środkiem rzeki, nad nim łabędzie).

– To są drobiazgi – mówi. – Polska przyroda nie jest tak spektakularna jak amerykańska. Nie mamy wielkich kanionów i potężnych ścian skalnych. Ale warto ją chronić.

29 marca 2019 r. Łukasz Długowski zakłada fundację Dziko. Pierwszy w Polsce projekt obywatelskiego rezerwatu przyrody.

Hektary

Powstający rezerwat nad Bugiem to pierwsze takie przedsięwzięcie u nas, ale świat zna podobne przypadki. Najsłynniejszy zainspirował zresztą Łukasza. To historia Douglasa Tompkinsa, biznesmena, założyciela marek The North Face i Esprit. Dziełem życia Tompkinsa nie były jednak zainwestowane miliony dolarów ani wyprodukowane ubrania, ani nawet wyczynowe wspinaczki, którym oddał całą młodość. Wręcz przeciwnie – swoje firmy nazywał maszynkami do sprzedawania rzeczy, których ludzie nie potrzebują. Dzieło życia Douglasa Tompkinsa mierzyło się w hektarach.

W 1990 r. Tompkins za 150 mln dolarów sprzedał wszystkie udziały w Esprit, wyjechał do swojej ukochanej Patagonii i został największym obszarnikiem świata. Wraz z żoną zaczęli skupować kolejne hektary chilijskiej ziemi, z którymi przez lata nie zrobili absolutnie nic. Tompkins był zwolennikiem ekologii głębokiej – uważał, że ludzie nie mają prawa niszczyć bogactwa przyrody w imię rozwoju. Kolejne porcje terenu przekazywał więc rządowi Chile pod jednym warunkiem – że na tak pozyskanych terenach władza utworzy park narodowy.

Skupował dawne pastwiska i oddawał je naturze. Skupował tereny wokół rzek i nie pozwalał na ich regulację. Nie zważał na głosy sprzeciwu. W 2015 r. zmarł podczas spływu kajakarskiego. Fundacją, którą założył, kieruje teraz jego żona. Dzięki nim Chile zyskało 4,5 mln hektarów chronionej przyrody. To tyle co powierzchnia Szwajcarii.

Wodna Białowieża

Tak to chyba powinno wyglądać, uważa Łukasz. Świat powinni ratować milionerzy, politycy, korporacje. Mają największe zasoby, możliwości, a jednak większość ekologicznych działań nadal ma charakter oddolnego, spontanicznego zrywu. Mimo że zagrożeń nie brakuje.

Łukasz wymienia te największe: emisja dwutlenku węgla, przemysłowa produkcja żywności oraz utrata habitatu. On zajął się tym ostatnim. Ochrona jednego gatunku to za mało, tłumaczy, więc zajmuje się ochroną całych ekosystemów, siedlisk dzikiej zwierzyny, naturalnych lasów i rzek. W tym celu powstała fundacja Dziko.

– Bug to niemal wodny odpowiednik Białowieży, jedna z ostatnich dzikich rzek w Polsce – mówi Długowski. Pierwszym celem jest wykupienie ziemi, by uchronić ją przed regulacją, zabudową. Potrzeba sieci rezerwatów połączonych naturalnym korytarzem, jakim jest rzeka. Dzięki temu cały ekosystem będzie mógł przetrwać, rozwijać się.

Fundacja nie działa w modelu „miliarder zbawia świat”. Długowski sam prowadzi zbiórkę, wykłada własne środki, stara się wokół rzeki budować wspólnotę. Próbuje negocjować z właścicielami gruntów. Dziko wykupiła już tereny pod Drohiczynem, kolejne ma zadeklarowane niedaleko Wyszkowa. W perspektywie jest jeszcze kilkadziesiąt hektarów przekazane przez właściciela. Fundacja nie zrobi z nimi nic, bo taki właśnie jest cel obywatelskiego rezerwatu.

Długowski: – Współpracuję z naukowcami, biologami, m.in. Mikołajem Golachowskim. Razem zdecydujemy, jak najlepiej chronić te tereny. Najprościej byłoby przekazać je państwu, ale państwo musi być na to gotowe. Douglas Tompkins czekał 28 lat.

Transport widzę ogromny

Państwo na ochronę Bugu gotowe nie jest. Na razie to fundacja Dziko będzie chroniła Bug głównie przed państwem. 2 lipca 2018 r. minister Marek Gróbarczyk podpisał umowę na studium wykonalności drogi wodnej E40, która ma połączyć Morze Czarne z Bałtykiem. E40 byłaby spełnieniem wizji z exposé premier Beaty Szydło: „Chcemy, by polskie rzeki stały się wielkimi drogami, po których będą płynąć pełne towarów barki zwodowane w rodzimych stoczniach”. Oraz, jak alarmują naukowcy, katastrofą ekologiczną. W jednym z wariantów wzdłuż Bugu miałby powstać kanał żeglugowy.

„Tyle że ta rzeka sama ma problemy hydrologiczne – dla portalu OKO.press plan inwestycji skomentował hydrolog, Mateusz Grygoruk. – Jeżeli woda będzie dodatkowo pompowana do kanału, to wody w Bugu może zabraknąć dla innych użytkowników, w tym rolników i ekosystemów dolinowych”.

Na zamówienie Koalicji Ratujmy Rzeki powstał raport oceniający inwestycję. Jego autorzy wyliczają, że przez budowę kanału częstotliwość dotkliwych susz w rejonie wzrośnie aż o 172 proc. Przemysław Nawrocki, biolog i działacz Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF), porównywał skalę zniszczeń do lat 50. i „wielkich budów socjalizmu, gdzie nikt nie przejmował się żadnymi uwarunkowaniami środowiskowymi”.


Czytaj także: Marta Sapała: Nikt nam nie powie, co mamy robić


Plany regulacji rzek nie dotyczą jedynie Bugu. Rząd zamierza przeznaczyć na ten cel, pomimo wpływu na środowisko, w najbliższych latach 80 mld zł. W marcu 2017 r. prezydent Andrzej Duda ratyfikował porozumienie o międzynarodowych drogach wodnych, zwane konwencją ANG. Porównywał wtedy polskie rzeki do chińskiej Jangcy: „Proszę państwa, tą rzeką płynęła barka za barką przez 24 godziny na dobę. Cały dzień i całą noc tą rzeką w dwie strony trwał transport – dosłownie barka za barką! I to pokazywało między innymi nieprawdopodobny potencjał tej gospodarki. Chciałbym, żebyśmy taki widok wracającego na nasze rzeki transportu rzecznego z prawdziwego zdarzenia, który oczywiście pobudza biznes i rozwija gospodarkę, żebyśmy tę perspektywę mieli”.

Kanał kontra gąbka

Przekopuje się więc i reguluje kolejne małe rzeki (około 20 tys. kilometrów w ostatnich latach). Wracają też pomysły wielkich inwestycji hydrotechnicznych, jak choćby kolejny stopień wodny na Wiśle na wysokości Siarzewa. Tylko że polskie rzeki nie są jak Jangcy (której zresztą też grozi katastrofa ekologiczna). Nawet Dunaj jest od Wisły sześć razy większy. Żyjemy w jednej z najbardziej suchych części Europy i musimy swoją wodą mądrze zarządzać, stwierdzają ekolodzy.

Tymczasem duże inwestycje i regulacja rzek są (poza transportem) najczęściej tłumaczone względami przeciwpowodziowymi. Jednakże im bardziej rzeki regulujemy, tym częściej występują gwałtowne powodzie. Tracimy naturalną retencję, woda szybciej spływa do morza. W efekcie mamy falę wezbraniową, która zalewa krakowskie bulwary, a dwa tygodnie później media informują o suszy.

Łukasz Długowski: – Uregulowana rzeka jest jak kanał, którym cała fala od razu spływa w kierunku morza. Dzika – jest jak gąbka. W dzikiej rzece woda stagnuje, powoli spływa, nasącza glebę na długie miesiące.

Nie tylko nasącza, ale też filtruje. Naturalna rzeka ma właściwości samooczyszczające. Tymczasem do polskich rzek spływają pozostałości pestycydów, nawozów rolniczych. Stan wód powierzchniowych jest fatalny. W 2016 r. skontrolował je GUS: dobrą jakość wody miały 142 skontrolowane punkty, złą – 1452. To 90 procent.

Rzeka jak chleb

Siedem lat temu Łukasz przeprowadził się z Poznania do Warszawy. Pracował w PR, potem jako dziennikarz. Nie wiedział wtedy, że nad Bugiem żyje sto gatunków motyli i 158 gatunków ptaków lęgowych. Że żyją tu 44 gatunki różnych ryb, a sama rzeka jest potężnym korytarzem ekologicznym. Nie wiedział, że jest dzika, że ma zakola, łachy, ślepoty, starorzecza. Siedem lat temu Łukasz nie wiedział nawet, że Bug płynie niecałe 40 kilometrów od warszawskiej kawiarni, w której rozmawiamy.

Pierwszy raz przyjechał się zresetować, odpocząć od pracy. Na rzekę zabrał go Marek.

– Był rybakiem, ale dla mnie był „Królem Bugu”. Marek jest prostym człowiekiem, ale rzekę zna jak własną kieszeń. Pływaliśmy razem, a on mi wszystko tłumaczył. Wiedział, gdzie są płycizny, jaka ryba płynie pod nami, gdzie trzeba uważać na wystający kamień. Z pokładu łódki czytał rzekę jak księgę.

Od Marka usłyszał Łukasz o Bugu jedno najważniejsze zdanie: „Rzeka jest jak chleb”. Dla niego było to jak mistrzostwa świata w haiku i motywacja do tego, żeby nad Bug wracać.

Wracał często, nie tylko nad rzekę, ale w ogóle do natury. Z czasem zaczął zabierać innych. Dla zapracowanych mieszczuchów z Warszawy organizował mikro-wyprawy. W Beskidzie Żywieckim tropili wilki, po Biebrzy pływali tratwą, fotografowali Bieszczady. Przy okazji zbierali pieniądze na ochronę wilków i rysi.

– Mikrowyprawy od początku były nie tylko biznesem, ale też formą ekologii. Nauczyłem się, że przyrody nie można chronić, jeśli się jej nie doświadczy – mówi.

On doświadczył jej w dzieciństwie, dużo czasu spędzał u babci na działce pod Poznaniem. Gdy zapytać go, skąd ma pasję do przyrody, odpowie, że z buraków. Z flancowania, pielenia, koszenia. Ogólnie mówiąc, z dotykania. I tak chce też angażować innych.

– Troska o klimat nie może być domeną naukowców i kilku ekologów – przekonuje Długowski. – Jest ich za mało, żeby nas uratowali. Musimy zbudować wspólnotę, zaangażować ludzi. Potrzebujemy mówić ich językiem. Potrzebujemy opowieści.

Pan Nikt

Jednym z pierwszych działań fundacji Dziko będzie więc opowieść. Łukasz spłynie Bugiem na tradycyjnej drewnianej tratwie. Na pokład zaprosi dziennikarzy, influencerów, fotografów. Nakręci kilka filmów, które pokażą nie tylko przyrodę, ale i ludzi mieszkających wzdłuż rzeki.

Długowski: – Mówienie o ekologii wydaje się trudne. Ani suche dane, ani straszenie nie angażują ludzi. A ja uważam, że ekologia to dzisiaj produkt. I trzeba go wypromować tak samo, jak promujemy piwo czy nową knajpę.

O sobie Łukasz mówi: „Mr. Nobody”. Pan Nikt.

– Pochodzę z biednej rodziny – opowiada. – Wychowany byłem słowami „uważaj”, „zostaw”, „nie dotykaj”. Szkolnictwo też uczy nas głównie słuchać, być posłusznym. A z przyrodą tak się nie da. Przyrodę trzeba dotknąć, powąchać. Ubrudzić się.

Polska nie stanie się drugim Chile. Długowski nie ma na koncie fortuny jak Douglas Tompkins. Fundację Dziko czeka więc mozolne budowanie społeczności, zbieranie środków. Dlatego powstał pomysł spływu. Żeby pokazać ludziom, ile znaczy taka dzika rzeka i jak mogą o nią zawalczyć.

– Ktoś przekaże ziemię, ktoś pieniądze, ktoś tylko lajka na Facebooku – mówi Długowski. Nieważne. Musimy dać ludziom poczucie sprawczości w kwestii ekologii. Żeby to nie był jeden Adam Wajrak na cały kraj. Potrzebujemy tysiące takich „Mr. Nobody” jak ja.

Najbardziej chciałby, żeby projekt obywatelskich rezerwatów rozrósł się na całą Polskę. Nie jako projekt jego, Łukasza Długowskiego. Jako wspólna inicjatywa.

Koalicja

Tych wspólnych inicjatyw ostatnio nie brakuje. Troska o klimat jednoczy dzisiaj i angażuje, zwłaszcza młodych. W obronie rzek powstała Koalicja Ratujmy Rzeki (ponad 60 organizacji). Część bierze się ze strachu, część ze złości na niemoc rządów i korporacji. To o klimat ludzie są gotowi walczyć. Są gotowi wyjść na ulice, jak pokazał szkolny strajk dla klimatu. Są gotowi się zdenerwować.


Czytaj także: Cecylia Malik: Miej górę lub rzekę


Zdenerwowała się też Anna Jaklewicz, podróżniczka i archeolożka. W lutym na festiwalu podróżniczym w Gryfinie chciała poprowadzić warsztaty ekologiczne. Nie zapisał się nikt. Wszędzie brakowało miejsc, u niej pustki. W mediach społecznościowych zapytała, dlaczego; usłyszała, że powinna działać lokalnie: tu i teraz.

Jaklewicz postanowiła przy okazji warsztatów (odbyły się z kompletem uczestników) posprzątać Gryfino. Zadzwoniła do kilku wydawnictw i tak powstała akcja „Książka za worek śmieci”. Mała, oddolna inicjatywa od tego czasu odwiedza kolejne miasta. 5 czerwca 2019 r. Jaklewicz odebrała nagrodę EkoJanosik Narodowej Rady Ekologicznej.

– Nie zbawiam świata – mówi Jaklewicz. – Nie da się tego zrobić kilkudziesięcioma workami zebranych śmieci. Ale to działanie ma też cel edukacyjny. I szybko procentuje. Ludzie zaczynają od zbierania śmieci z własnego miasta, a potem często zaczynają segregować, ograniczać plastik, pytają, co jeszcze mogą zrobić. Zmienia się nasze tło informacyjne.

O życie córki

W obliczu kryzysu klimatycznego większość działań ogranicza się do oddolnych, obywatelskich zrywów lub do prostego ekologicznego marketingu, jak wycofywanie plastikowych słomek.

Łukasz Długowski: – Jest już za późno na niebranie słomki, na picie wody z kranu. To nie jednostki są głównym źródłem problemu.

– Ponad 95 proc. wody na świecie zużywa przemysł i rolnictwo, nie indywidualne osoby. Jaki jest więc sens indywidualnej walki? – pytam.

– To jest budowanie wspólnoty, budowanie popytu na zmianę. Wtedy może zaczniemy nie tylko ekologicznie działać, ale też głosować. Zmiany klimatyczne nie dotkną szefów banków i korporacji. Jako pierwsi odczują je najbiedniejsi i rolnicy. Odczuje je Mr. Nobody.

Ale czy mamy jeszcze czas na powolną edukację i budowanie świadomości?

– Mamy dwie grupy ludzi. Jedni uważają, że jest za pięć dwunasta, drudzy, że pięć po i przegraliśmy. Według mnie zostało nam 30 sekund i potrzebujemy wszystkich rąk na pokładzie. Potrzebujemy zdecydowanych, mądrych kroków. Potrzebujemy pamiętać o ludziach. O tym, żeby ciężar zmian nie spadł na najbiedniejszych. Potrzebujemy sztabów kryzysowych. Bo jeśli będziemy z każdym sklepem walczyć z osobna o każde opakowanie, to za 30 lat skończymy na patelni.

– Wierzysz, że się uda?

– Ja nie jestem ekologiem. Jestem ojcem. Nie walczę o motylki i robaczki, tylko o życie mojej córki i syna. Nie mogę nie wierzyć.

Syn urodził się Łukaszowi w 2007 r. Za kilka miesięcy na świat przyjdzie córka. Łukasz swoje 30 sekund spędzi nad Bugiem. Będzie robił, co może.

Córkę chciałby nazwać Tajga. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2019