Trwa wojna w Manipurze. Kiedyś był potężnym królestwem, dziś jest ubogim zaściankiem Indii

Żaden z wcześniejszych konfliktów nie zagrażał tak bardzo istnieniu tej górzystej prowincji jak dzisiejsza bratobójcza wojna.
w cyklu STRONA ŚWIATA

14.07.2023

Czyta się kilka minut

Kobiety z ludu Meitei podczas demonstracji domagającej się przywrócenia pokoju, Imphal w stanie Manipur, 10 lipca 2023 r. / FOT. /AFP/East News /
Kobiety z ludu Meitei podczas demonstracji domagającej się przywrócenia pokoju, Imphal w stanie Manipur, 10 lipca 2023 r. / FOT. /AFP/East News /

Walki w Manipurze wybuchły na początku maja i trwają już trzeci miesiąc. Zginęło w nich prawie 150 osób, ponad pół tysiąca zostało rannych, pięćdziesiąt tysięcy straciło dach nad głową. Spalonych zostało tysiące domostw, sklepów, targowisk i świątyń. Nie oszczędzano nawet cmentarzy. Górzysty, zielony Manipur rozpadł się na dwoje. Lud Meitei, stanowiący w niespełna czteromilionowym kraju większość, zebrał się cały w dolinie, rozciągającej się wokół stołecznego Imfalu. Górale z ludów Kuki, ale także Naga i Mizo uciekli z bogatej doliny do swoich ubogich wiosek na górskich zboczach.

Jedni i drudzy poprzegradzali drogi barykadami i wystawili przy nich posterunki z worków z piaskiem, jedni i drudzy organizują się w pospolite ruszenie, zbroją w myśliwskie strzelby, maczety i pałki. Między górami i doliną stanęło ściągnięte przez władze indyjskie wojsko, żeby ze spalonych i bezludnych dziś wiosek utworzyć strefę buforową i rozdzielić walczących.

Uprzywilejowani pokrzywdzeni

Wojna – bo coraz częściej tak właśnie nazywa się krwawe pogromy w Manipurze – wybuchła na początku maja, ale iskrą, która ją wznieciła, był wydany jeszcze w marcu wyrok miejscowego sądu. Orzekł on, że ludowi Meitei z doliny należą się te same przywileje, jakie rząd z Delhi przyznał góralom Kukim, Nagom i Mizo, uznanym oficjalnie za ludy pokrzywdzone, którym należy się pomoc.

Status ten nadaje się w Indiach upośledzonym przez dziejowe burze grupom społecznym (ludom, ale także niższym kastom), które dzięki niemu otrzymują zastrzeżone wyłącznie dla nich miejsca w szkołach i na uczelniach, posady w administracji publicznej i szybszą drogę awansu, a także kredytowe ulgi. Indyjscy politycy od lat szczodrze rozdają go na prawo i lewo w nadziei, że w najbliższych wyborach zapewni im to głosy wdzięcznych pokrzywdzonych.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet i nagłówki portali. CZYTAJ TUTAJ →


W Manipurze status pokrzywdzonych oznaczał też m.in., że tylko górale mieli w swoich wioskach prawo do ziemi (należy do wioskowego wodza, po którym dziedziczą ją jego najstarszy syn) i nieruchomości. Kukisi zazdrośnie strzegli tego przywileju, widząc w nim jedyną nadzieję na to, że nie zostaną całkowicie zdominowani przez lud Meitei z doliny, nie stracą wszystkiego, co im zostało.

Kukisi nie stanowią choćby piątej części ludności kraju. Nawet z pozostałymi góralami, Nagami i Mizo, nie są jej połową. Większość ludności Manipuru stanowią natomiast Meitei z doliny. Są najliczniejsi i najbogatsi – dolina i stołeczny Imfal w porównaniu z resztą Indii mogą się wydać żebrakami, ale w Manipurze uchodzą za oazy postępu i bogactwa. Lud Meitei uważa się za rdzenną ludność Manipuru i często nazywa się go Manipurczykami, po prostu.

Manipurczycy byli maharadżami w czasach, gdy Manipur był królestwem, a dziś rządzą nim jako premierzy, ministrowie i posłowie, podlegli indyjskiej stolicy. Dzisiejszy premier Manipuru, Nongthombam Biren Singh, jest Manipurczykiem, a w 60-osobowym parlamencie w Imfalu Manipurczykami było aż 40 posłów (Kukisi mieli 10 posłów i 3 ministrów w rządzie). Marcowy wyrok sądu oznaczał, że bogaci Manipurczycy z doliny, jako pokrzywdzeni, będą teraz mogli kupować niedostępne dotąd dla nich parcele ziemskie i nieruchomości w górach (w dolinie, zajmującej ledwie dziesiątą część kraju, żyje prawie dwie trzecie jego mieszkańców).

Wyrok sądu wywołał wściekłość Kukisów. „Mało im jeszcze, że rządzą i mają wszystko, to wyciągają rękę po nasze!” – oburzali się górale. – „Po naszym trupie! Albo ich!”. Sąd wyższej instancji unieważnił w końcu wyrok sądu w Imfalu, ale było już za późno. Wojna w Manipurze trwała w najlepsze.

Wojna żebraków

3 maja studenci Kukisi i Nagowie zebrali się na wiecu w Czuraczandpur, drugim po Imfalu największym mieście kraju, żeby zaprotestować przeciwko decyzji sądu o przyznawaniu Manipurczykom statusu pokrzywdzonych. Kiedy studenci protestowali na placu, ktoś z ludu Meitei podpalił łuk triumfalny, wystawiony ku chwale Kukisom, którzy ponad sto lat temu (1917-19) podnieśli zbrojne powstanie przeciwko Brytyjczykom, okupującym Indie (składały się na nie także dzisiejsze Pakistan i Bangladesz) i Birmę (ówczesny maharadża Manipuru, Manipurczyk, sprzyjał Brytyjczykom). Na wieść o podpaleniu pomnika młodzi Kukisi, przekonani, że zrobili to Manipurczycy, urządzili na nich w miasteczku obławę, która błyskawicznie przerodziła się w pogrom.

W odwecie, Manipurczycy z doliny i stołecznego Imfalu wszczęli pogromy tamtejszych Kukisów i innych górali.  W ciągu pierwszych dwóch dni starć zginęło ponad 60 osób, a bojówkarze plądrowali i palili domy, sklepy i świątynie przeciwników, gwałcili ich kobiety, ćwiartowali i palili żywcem jeńców. Z doliny uciekali nie tylko prości Kukisi. Uciekli też wszyscy posłowie-Kukisi, urzędnicy, a nawet policjanci, którzy wraz ze służbową bronią przechodzili na stronę walczących rodaków. Bojówkarze napadali i łupili także policyjne komisariaty zdobywając w ten sposób karabiny maszynowe, pistolety i granaty.

Odtąd żaden Manipurczyk nie poważy się postawić nogi w górach, a żaden góral nie zapuści się do doliny. Nie wrócili do stolicy, nawet gdy na początku lipca premier kazał otworzyć pozamykane szkoły (pozostały zamknięte) i wracać do pracy nauczycielom i urzędnikom. Opornym zagroził, że obetnie im wypłaty. Nikt nie wrócił. Kukisi uznali, że nie mają czego szukać w dolinie, Manipurczycy – że jazda w góry byłaby samobójstwem.

Nie wierzyć politykom

W Manipurze nieraz dochodziło już do sporów między zamieszkującymi ten kraj ludami, nieraz spory kończyły się przemocą, ginęli ludzie. Żaden jednak z wcześniejszych konfliktów nie zagroził tak bardzo dalszemu istnieniu tej indyjskiej prowincji.

Kukisi, którzy najbardziej ucierpieli w majowych i czerwcowych rozruchach, nie wyobrażają sobie, by mieli znów żyć po sąsiedzku z Manipurczykami. Stracili też zaufanie do stanowego rządu, w którym Manipurczycy mają najwięcej do powiedzenia.

Od 2017 roku w Manipurze rządzi Indyjska Partia Ludowa, BJP, która pod przywództwem premiera Narendry Modiego odwołuje się do hinduskiego nacjonalizmu i populizmu oraz stara się przerobić Indie z państwa świeckiego na hinduskie. W Manipurze hasła Modiego znalazły zwolenników głównie wśród Manipurczyków z doliny, z których ogromna większość jest wyznawcami hinduizmu.


CZYTAJ TAKŻE

INDIE I USA: SOJUSZ Z ROZSĄDKU: Podejmując po królewsku indyjskiego premiera Narendrę Modiego, prezydent Joe Biden powiedział, że przymierze Indii i USA zaważy na tym, jak będzie wyglądał świat w XXI wieku >>>


Manipurscy górale, w większości chrześcijanie, nawróceni przez sprowadzonych przez Brytyjczyków protestanckich kaznodziejów, twierdzą jednak, że to nie religia, ale raczej podziały narodowościowe oraz walka o władzę i wpływy sprawiły, że wsłuchani w słowa Modiego Manipurczycy zwrócili się przeciwko i prześladują na każdym kroku.

Pieniądze ze stanowego budżetu dzielą tak, by wszystkie trafiały do zamieszkanej przez nich doliny, a górskim wioskom pozostają grosze, jałmużna. Ostatnio zaś robią wszystko, by dobrać się do zastrzeżonych dla górali ziem.

Od jakiegoś już czasu, pod pretekstem ochrony dębowych i bambusowych lasów, zagrożonych rzekomo przez Kukisów, zajmujących się nielegalnym wyrębem, stanowy rząd wysiedla górali z leśnych terenów, przymusem przenosi ich wioski w inne miejsca. Manipurczycy i ich rząd oskarżają też Kukisów o udział w opiumowym imperium z położonej przez miedzę Birmy. Birma jest drugim po Afganistanie największym na świecie producentem opium, a zachęceni przykładem sąsiadów, Kukisi również zaczęli sadzić mak, uprawiać opium i szmuglować narkotyki.

Narkotykowy interes – twierdzą władze – rozkręcił się zwłaszcza po 2021 roku, gdy w Birmie wojskowi znów dokonali zamachu stanu, a tysiące uciekinierów ruszyło do Indii i Bangladeszu, szukać ratunku przed prześladowaniami. Do Manipuru ciągnęli głównie birmańscy Czinowie, kuzyni Kukisów. Kukisi gościli przybyszów (ich liczbę szacuje się nawet na 70-80 tysięcy) w swoich wioskach, często nie powiadamiając władz. Manipurczycy z doliny podejrzewali Kukisów, że ściągają do kraju kuzynów z Birmy, by stać się w Manipurze większością i przejąć rządy. Rząd z Imfalu twierdził też, że to głównie uciekinierzy z Birmy rozkręcili na manipurskim uchodźctwie opiumowy interes.

Mistrz jogi

W czerwcu, gdy dokonały się etniczne czystki, a między walczących wkroczyło 40 tysięcy żołnierzy, pogromy nieco ucichły, ale w Manipurze wciąż giną ludzie, a Manipurczycy i Kukisi szykują się na wojnę. Manipurski premier przyznał, że ze splądrowanych policyjnych arsenałów zniknęło ponad tysiąc sztuk broni, a partyzanci, którzy przez pół wieku walczyli w górach, a kilka lat temu zawarli pokój z indyjskim rządem, znikają jeden po drugim z obozów przejściowych, w których rozmieszczono ich po demobilizacji.

Opozycja, a szczególnie Indyjski Kongres Narodowy dynastii Nehru-Gandhich, która rządziła Indiami przez większą część ich niepodległego istnienia, oskarża Narendrę Modiego i jego hinduskich nacjonalistów o wywołanie manipurskiej wojny. Podżeganie do religijnych konfliktów między hindusami a muzułmanami i chrześcijanami jest ulubionym i najskuteczniejszym politycznym narzędziem Modiego, tak właśnie zmierzał do władzy i tak ją utrzymuje.

Kongresowy przywódca Rahul Gandhi odwiedził pod koniec czerwca Manipur i wypomniał Modiemu, że nie tylko nie przyjechał do Manipuru, ale zbywa tamtejszą wojnę milczeniem. Kiedy wybuchła, występował na wiecach przed – przegranymi, jak się okazało – wyborami stanowymi w Karnatace. Pod koniec maja posłał do Manipuru swoją „prawą rękę”, ministra spraw wewnętrznych Amita Szaha, który po kilku dniach wrócił do Delhi z niczym. Nie udało mu się nikogo w Manipurze namówić do zgody. Nawet karni zwykle członkowie jego własnej partii, posłowie Manipurczycy i Kukisi nie chcieli ze sobą rozmawiać.

W czerwcu politycy z Manipuru przyjechali do Delhi, by prosić Modiego o pomoc. Powiedziano im jednak, że nie przyjmie ich, bo przygotowuje się do podróży do Ameryki i Egiptu. Odprawieni z kwitkiem mogli jedynie obejrzeć w telewizji, jak na trawniku przed siedzibą ONZ w Nowym Jorku Modi prowadzi lekcję jogi.

Po powrocie do Delhi zrobił coś, co zdarza mu się niezwykle rzadko. Zwołał posiedzenie rządu i zaprosił na nie przedstawicieli opozycji. Indyjscy komentatorzy uznali to za dowód, że sytuacja w Manipurze wymyka się władzom spod kontroli, a Modi nie wie, co robić. W lipcu indyjski premier wyjechał w kolejną podróż, do Francji, gdzie zaproszono go jako honorowego gościa podczas obchodów święta narodowego i wojskowej parady na Polach Elizejskich. Z Paryża wybiera się do Abu Zabi.

Badacze indyjskiej polityki obojętność Modiego na dolę Manipuru tłumaczą niewielkim znaczeniem tego stanu dla wielkiej rozgrywki o władzę w Delhi. W 543-osobowym parlamencie krajowym w Delhi zasiada tylko dwóch manipurskich posłów.

Na wschodzie bez zmian

Manipur jest jednym z ośmiu stanów, położonych na dalekim, 50-milionowym indyjskim wschodzie, oddzielonym od reszty kraju terytorium Bangladeszu, a połączonych wąskim pasem ziemi, nazywanym „Kurzą szyjką”. Mieszkańców Manipuru, podobnie jak Sikkimu, Arunaczal Pradeś, Assamu, Nagalandu, Maghalaji, Tripury czy Mizoramu więcej łączy z Birmą i Tybetem niż Hindusami z Dekanu.

Rządzone przez maharadżów królestwo Manipuru, zajmujące dziś obszar równy polskiemu Pomorzu Zachodniemu, istniało przez prawie dwa tysiące lat, dopóki na początku XIX wieku nie zostało zagarnięte przez Brytyjczyków i włączone do ich kolonialnych posiadłości w Indiach i Birmie. Po II wojnie światowej, gdy Brytyjczycy uznali kolonializm za przeżytek i postanowili podzielić indyjskie posiadłości na niepodległe państwa, maharadża Manipuru musiał wybierać między Indiami a Birmą. W 1947 roku maharadża Budhaczandra, podobnie jak maharadża Kaszmiru Hari Singh (ten do wyboru miał Indie lub Pakistan) wybrał Indie i wiele wskazuje na to, że nie był to ich wolny wybór, ale raczej propozycja nie do odrzucenia.


WEŹ, SŁUCHAJ! JAGIELSKI STORY W PODKAŚCIE TYGODNIKA POWSZECHNEGO: JAK INDIE ZAWŁASZCZAJĄ KASZMIR? BOLLYWOOD, NAJWYŻSZY MOST ŚWIATA I PÓŁ MILIONA ŻOŁNIERZY >>>


W Kaszmirze, którego większość mieszkańców, muzułmanów, chciała pójść do Pakistanu, a maharadży marzyła się niepodległość, wojna wybuchła natychmiast. W Manipurze, włączonym do Indii w 1949 roku, powstanie – a raczej powstania – zaczęły się kilkanaście lat później. W latach 80. w dawnym królestwie działało już kilkanaście partyzanckich armii. Powstańcy manipurscy, uważający, że maharadża został zmuszony do przyłączenia kraju do Indii, walczyli o jego niepodległość. Nagowie domagali się prawa do secesji i zjednoczenia z północnym sąsiadem Manipuru, Nagalandem (od południa Manipur graniczy z Mizoramem, na zachodzie z Assamem, a na wschodzie z Birmą). Najzapalczywsi planowali zebrać wszystkie ziemie Nagów, także z Assamu, Arunaczal Pradeś i Birmy w jedno niepodległe państwo – Nagalim. Kukisi chcieli wykroić z Manipuru własne państwo, a przynajmniej odrębny stan w Indiach. Poza partyzancką wojną z Indiami, pod koniec ubiegłego stulecia Nagowie i Kukusi stoczyli też między sobą krwawą wojnę bratobójczą. 

Indie posłały do Manipuru wojsko i dało mu wolną rękę w walce z rebeliantami. Przepisy podobne do rygorów stanu wyjątkowego, podobnie jak w Kaszmirze, pozwalały żołnierzom na wszystko i zwalniały ich z wszelkiej odpowiedzialności. Do początku XXI wieku, gdy rozejm z Indiami zawarli najpierw Kukisi (2008 roku), a potem Nagowie (2015 rok), w Manipurze zginęło ponad 30 tysięcy ludzi. W ostatnich latach na wschodzie panował jednak spokój.

O to walczyli nasi przodkowie

Majowe pogromy sprawiły, że Kukisi znów mówią o secesji i żądają prawa do własnego, odrębnego od Manipuru stanu, a nawet do niepodległego państwa. Manipurczycy z doliny o żadnej secesji nie chcą słyszeć. „Żyliśmy razem i nic nas nie rozdzieli. O taki Manipur walczyli i przelewali krew nasi przodkowie – zapowiada manipurski premier Nongthombam Biren Singh. – Za wszelką cenę będziemy bronić jedności Manipuru”.


CZYTAJ TAKŻE

INDIE BUDUJĄ KOLEJ DO KASZMIRU. TO BĘDZIE NAJWYŻSZY MOST ŚWIATA: Istny cud inżynierii powstanie nad himalajską rzeką Ćanab. Wiodąca nim kolej połączy Kaszmir z Indiami i odbierze mu resztki odrębności >>>


Może liczyć na premiera Modiego w Delhi, ale także na generałów z Birmy, którzy rodzimych górali, Czinów, uważają za wrogów, więc i ich manipurskich kuzynów, Kukisów, mają za nieprzyjaciół. Postępując według tej samej zasady, birmańscy partyzanci walczący z juntą udzielą pomocy buntownikom na indyjskim wschodzie choćby dlatego, że uważają Modiego za sojusznika wojskowych tyranów z Birmy. Nie potępił puczu, a birmańskich uciekinierów zabronił przyjmować jako uchodźców, by rządzona przez generałów Birma nie zawarła przymierza z Chinami, konkurentem Indii do panowania nad Azją.

Poza Kukisami i Manipurczykami do wojny szykuje się indyjskie wojsko, które przejęło właśnie arsenały z posterunków policji w Manipurze i materiały wybuchowe z magazynów górników i drogowców, drążących tunele w skałach. Tak na wszelki wypadek. Żeby nie wpadły w niepowołane ręce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej