Tożsamość Boga

Człowiek z natury chce być sprawiedliwy. Bóg z natury jest miłosierny. Tym się wyraźnie różnimy – pisze Franciszek w swojej pierwszej książce.

17.01.2016

Czyta się kilka minut

Gdyby liczbę kolorowych znaczników wklejanych podczas lektury w ciekawych miejscach książki uznać za kryterium wartościujące, pierwsza książka Franciszka „Miłosierdzie to imię Boga” powinna naprawdę wielu zainteresować. Mój egzemplarz cały jest w kolorowych karteczkach. Policzyłem: na niespełna sto stron tekstu zużyłem 65 karteczek, a można było dokleić o wiele więcej... Wygląda na to, że na częściej niż co drugiej stronie jest jakaś myśl warta wyróżnienia. Nie znaczy to, że książka papieża jest gęsta od myśli i trudno się ją czyta – przeciwnie, duża część z tych karteczek wskazuje na miejsca, w których opowiadane są anegdoty. Papież mówi o miłosierdziu przy pomocy życiowych historii. Dlatego jest to lektura fascynująca – książkę czyta się w jeden wieczór.

Franciszek w rozmowie z watykanistą Andreą Torniellim, przygotowanej na Rok Jubileuszowy, najpierw opowiada o spotkanych w życiu miłosiernych księżach. Pewien kapucyn miał skrupuły, że zbyt wiele wybacza. Przyszedł do Bergoglia po radę. Ten zapytał go, co robi, kiedy ma wątpliwości. Okazało się, że się modli przed tabernakulum: „Panie, przebacz mi, że za dużo wybaczyłem, ale to Ty dałeś mi taki zły przykład!”. „Nigdy tego nie zapomnę. Kiedy kapłan w ten sposób przeżywa miłosierdzie, odczuwa je na sobie, może ofiarować je również innym” – komentuje papież. W innym miejscu przyznaje, że jako pomocniczy biskup Buenos Aires zabrał krzyżyk od różańca zmarłemu wybitnemu spowiednikowi, który tym krzyżykiem dawał rozgrzeszenie. „Daj mi choć połowę twojego miłosierdzia!” – prosił zmarłego Bergoglio. „Kiedy nachodzą mnie złe myśli o jakiejś osobie, zbliżam dłoń do tego krzyżyka i dotykam go. Dobrze mi to robi” – przyznaje papież.

Wiele anegdot dotyczy traktowania świeckich przez księży. „Słyszałem kiedyś o kobiecie, od lat zamężnej, która już się nie spowiada, ponieważ kiedy była trzynasto- czy czternastoletnią dziewczyną, spowiednik zapytał ją, gdzie daje ręce, gdy śpi” – mówi papież. Jako rektor jezuickiego kolegium i jednocześnie proboszcz ks. Bergoglio zaopiekował się matką z małymi dziećmi, która została porzucona przez męża. By utrzymać rodzinę jako bezrobotna, zarabiała prostytucją. Kiedyś przyszła podziękować. Bergoglio myślał, że za ostatnio otrzymaną z parafii paczkę. „Tak, tak, dziękuję również za to. Ale przyszłam podziękować przede wszystkim za to, że nigdy nie przestał mnie ojciec nazywać »panią«”.

Te historie pokazują, jak ważne jest dla papieża w rozumieniu wiary Boże miłosierdzie. Papież przypomina, że jest ono centralnym przesłaniem Jezusa. „Tak, ja wierzę, że to czasy miłosierdzia – mówi Franciszek. – Kościół ukazuje zranionej ludzkości swoje matczyne oblicze, swoją twarz mamy”. Przez pryzmat miłosierdzia papież odczytuje Boga – to pierwszy Jego atrybut, „imię Boga” (do tego nawiązuje tytuł książki). Człowiek z natury chce być sprawiedliwy. Bóg z natury jest miłosierny. „Nie może być inny”. „Miłosierdzie to dowód tożsamości Boga”. Jest też uprzywilejowanym dostępem do Niego: „Tylko ten, kto został dotknięty, przytulony czułością Jego miłosierdzia, zna tak naprawdę Pana”.

Bóg nas wyprzedza w swoim miłosierdziu, nie stawia specjalnych warunków – to silny wątek książki. Franciszek pokazuje to, odwołując się do Biblii. Np. omawiając perykopę o przyprowadzeniu do Jezusa cudzołożnicy, nazywa to spotkanie spowiedzią Jezusa i zachęca, abyśmy się przyjrzeli, jak On to robi. „Nie mówi: co zrobiłaś? Kiedy to zrobiłaś? Jak to zrobiłaś? Z kim to zrobiłaś?”. Doświadczenie miłosierdzia przemienia. Jest to tak ważne, że paradoksalnie papież chwali grzech. Jest on bowiem „przestrzenią, w której dochodzi do spotkania z miłosierdziem Jezusa”. Franciszek dodaje, że „niektórym bardzo surowym osobom dobrze zrobiłoby poślizgnięcie, ponieważ w ten sposób, uznawszy siebie za grzeszników, spotkaliby Jezusa”.

Przemiana będzie utrudniona, jeśli nie uświadomimy sobie, że tego miłosierdzia potrzebujemy. Niewiele jednak trzeba z naszej strony – przekonuje papież. „Wystarczy, że nie zachowujemy się jak ów faryzeusz” – z perykopy o modlącym się celniku. „Lekarstwo istnieje, uzdrowienie istnieje, jeśli tylko wykonamy maleńki krok do Boga... lub – dodaje Bergoglio – jeśli mamy choćby pragnienie wykonania go”. Chodzi nawet o niewielką szczelinę, maleńki prześwit dla Bożej łaski.

W książce jest kilka niespodzianek. Na przykład papież wyraźnie dostrzega wartość spowiedzi, nawet jeśli nie dochodzi do rozgrzeszenia. Pewien rozwodnik wszedł w związek cywilny z krewną Bergoglia. „Był on tak religijny, że w każdą niedzielę, idąc na mszę, szedł do konfesjonału i mówił kapłanowi: »Wiem, że nie może mi ksiądz udzielić rozgrzeszenia, ale zgrzeszyłem w tym i w tym, proszę o błogosławieństwo«. Oto człowiek ukształtowany duchowo” – mówi papież. I najwyraźniej taką praktykę proponuje także osobom homoseksualnym, o które pyta Tornielli. „Chciałbym – mówi Franciszek – by osoby homoseksualne przychodziły się spowiadać, by pozostały blisko Pana, by można było razem się modlić. Wówczas możesz polecić im modlitwę, okazać dobrą wolę, możesz wskazać drogę, towarzyszyć im”.

Pewne zamieszanie może natomiast spowodować inna innowacja papieża. Franciszek rozróżnia między „grzesznikami” a „niemoralnymi”. Grzesznicy, choćby upadali permanentnie, za każdym razem mają świadomość swoich grzechów, wstydzą się ich i pragną uzdrowienia. Natomiast „niemoralność to grzech, który nie zostaje przez nas rozpoznany i nie czyni nas pokornymi, który staje się systemem działania, przyzwyczajeniem”. Najwyraźniej papieżowi chodzi o – w tradycyjnej nomenklaturze – zatwardziałych grzeszników, a przede wszystkim o obłudników. Przykładem przedsiębiorca oburzony na grzechy innych, który oszukuje w podatkach i zatrudnia pracowników na umowach śmieciowych.

Czy dzięki tej książce można przewidzieć, czy papież w przygotowywanej adhortacji posynodalnej (która ma się ukazać lada moment) dopuści do komunii skruszonych rozwodników żyjących w ponownych związkach? Tornielli nie zadaje takiego pytania – możliwe, że papież dał do zrozumienia, iż nie chce, by się ono w tej książce pojawiło. Z drugiej strony, prawie na każdej jej karcie wskazuje, że prawdziwym zagrożeniem duchowym dla człowieka jest brak subiektywnego poczucia grzechu, a nie życie w obiektywnym stanie grzechu, o którym w tej książce wprost niewiele znajdziemy. Zmiana akcentów wyraźna. ©℗

Franciszek „Miłosierdzie to imię Boga. Rozmowa z Andreą Torniellim”, przeł. Joanna Ganobis, Znak, Kraków 2016.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2016